Koniec miesiąca na giełdach

Piątkowa sesja na amerykańskich giełdach znów nie należała do spokojnych i toczyła się wśród niezdecydowania inwestorów. Ich zdezorientowanie jest rezultatem kilku czynników spośród których na pierwszy plan wypływają obawy o wysoki poziom inflacji oraz rozczarowujące wyniki części spółek, szczególnie z segmentu technologii.  W zakończonym tygodniu rynki rozwinięte kontynuowały zwyżki rozpoczęte przesileniem w nastrojach z poprzedniego tygodnia. W ramach tego samego impulsu wzrostowego wzrostu szukały Wall Street i rynki europejskie.

Janet Yellen, sekretarz amerykańskiego skarbu uważa, że wysoka inflacja utrzyma się w pierwszej połowie przyszłego roku co będzie wyzwaniem dla tamtejszych władz monetarnych. W jej opinii, choć do tej pory nie doszło do podwyżki stóp procentowych, kraj nie traci kontroli nad inflacją.

Odbicie na Wall Street trwa, a główne indeksy potrzebowały 3 tygodni, aby odrobić wrześniową blisko 5 proc. korektę. Powrót na szczyt jest możliwy dzięki dobrym pierwszym wynikom spółek za III kw. Przed nami kluczowy tydzień i publikacje takich gigantów jak Amazon, Apple czy Facebook, który dziś właśnie przedstawi rezultat swojej działalności.

Jeśli wyniki w dalszym ciągu będą prezentowały się świetnie, wówczas wyjście na nowe szczyty wydaje się jak najbardziej możliwe. W przypadku Facebooka dużym czynnikiem ryzyka jest jednak wpływ aktualizacji polityki prywatności ze strony Apple, co było już widać w ubiegłym tygodniu po wynikach Snapa. Zagrożeniem dla rynków pozostają również konsekwencje utrzymującej się na wysokim poziomie inflacji i potencjalnych reakcji bankierów centralnych.

Nowy tydzień zaczynamy ze słabszym dolarem, co można tłumaczyć relatywnie dobrymi nastrojami na rynkach akcji po tym jak indeksy na Wall Street pozostały przy szczytach. W Azji wpływ na sentyment miały niezłe informacje z Evergrande – spółka znów spłaciła część zaległych odsetek, a także poinformowała o wznowieniu 10 projektów deweloperskich, jednak pozostałe firmy z branży nadal były pod presją reform forsowanych przez chiński nadzór.

Co ciekawe, rynki na razie nie przejmują się globalną sytuacją pandemiczną. Chińskie władze poinformowały, że niepokojąca sytuacja jest w aż 11 prowincjach i rozpoczęto przywracanie restrykcji (na razie dotyczą one komunikacji miejskiej). Negatywne wieści napływają też z Europy. Brytyjska prasa pisze o tym jakoby rząd podjął już przygotowania do wdrożenia planu B, aby ograniczyć dynamikę zakażeń w sezonie jesienno-zimowym, chociaż kanclerz skarbu Rishi Sunak dał do zrozumienia, że restrykcje nie powinny być znaczące. Przed trudną decyzją stają też Austriacy – tamtejsze władze planują wprowadzenie ograniczeń dla osób niezaszczepionych.

Złoto i ropa w górę

Strona popytowa na rynku ropy naftowej nadal skutecznie odpiera ataki podaży. Ceny ropy zakończyły piątkową sesję na plusie – mimo jej spadkowego rozpoczęcia – a tym samym, wypracowały już siódmą z kolei tygodniową zwyżkę. Ceny ropy naftowej WTI przekraczają obecnie 84 dolarów za baryłkę, natomiast notowania ropy Brent znajdują się już na poziomach przekraczających 86 dolarów za baryłkę.

Tematem przewodnim na rynku ropy naftowej pozostają obawy o jej podaż, zwłaszcza po danych, które pojawiły się w poprzednim tygodniu w Stanach Zjednoczonych. Departament Energii pokazał bowiem, że zapasy ropy naftowej, benzyny oraz destylatów we wcześniejszym tygodniu zaskakująco spadły. Z kolei w piątek firma Baker Hughes podała, że w poprzednim tygodniu liczba funkcjonujących wiertni ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych spadła o 2 do poziomu 443. To pierwszy taki spadek od siedmiu tygodni – i był on pewną niespodzianką, biorąc pod uwagę fakt, że coraz wyższe ceny ropy naftowej powinny działać mobilizująco na producentów tego surowca.

Obawa dłuższego utrzymania się wyższej inflacji spowodowała powrót kursu złota powyżej 1800 dolarów, informuje Reuters. Obecnie złoto z grudniowych kontraktów drożeje o 0,45 proc. do 1804,30 USD. Złoto notowane jest powyżej 1800 USD za uncję także na rynku spot.

 

Powell najprawdopodobniej pozostanie na stanowisku

Jerome Powell najprawdopodobniej zostanie wybrany na drugą kadencję jako szef Rezerwy Federalnej (Fed) przez prezydenta Joe Bidena i podniesie stopy procentowe dwukrotnie w przyszłym roku, twierdzą analitycy Danske Banku. Jednocześnie zakładają, że kurs dolara będzie się nadal umacniał, a para walutowa EUR/USD zmierza stopniowo w kierunku 1,10 dol. Najważniejszym pytaniem jest, czy prezydent Joe Biden ponownie nominuje obecnego przewodniczącego Fed Jerome’a Powella, którego kadencja jako prezesa upływa 5 lutego 2022 roku. Jeszcze niedawno wydawało się to prawdopodobne, ale skandal z handlem Fed zdecydowanie zaszkodził reputacji Powella. Nie tak dawno senator Elizabeth Warren (lewicowa Demokratka) nazwała Powella „niebezpiecznym człowiekiem”. Lewicowych Demokratów niepokoi nie tylko skandal handlowy, ale także rozluźnienie regulacji. Nie jest to jednak duże zaskoczenie. Kiedy Powell został zatwierdzony w 2017 roku, Warren była jedyną osobą (również wśród Demokratów) głosującą przeciwko nominacji Powella w senackiej Komisji Bankowej.

Również proces zatwierdzenia Powella w Senacie byłby stosunkowo gładki. Powell cieszy się poparciem, więc Biden może sobie pozwolić na utratę kilku lewicowych Demokratów. Ogólnie rzecz biorąc, Powell cieszy się szerokim poparciem. Ponadto został nominowany na prezesa Fed w 2012 r. przez poprzedniego prezydenta Baracka Obamę (gdy Biden był wiceprezydentem), co również sprawia, że ponowna nominacja Powella przez Bidena jest mniej kontrowersyjna. Według PredictIt istnieje około 76 proc. prawdopodobieństwo, że Powell zostanie ponownie nominowany. Jeśli się tak nie stanie, najbardziej prawdopodobnym następczynią jest Lael Brainard (19 proc. prawdopodobieństwa wg PredictIt). Wiceprzewodniczący Fed, Richard Clarida, prawdopodobnie nie będzie kontynuował kadencji, która wygaśnie 31 stycznia. Wydaje się mało prawdopodobne, że prezydent Biden ponownie nominuje go na kolejną kadencję. Chociaż Clarida był jednym z twórców nowego systemu celu inflacyjnego Fed (z którego Demokraci wydają się być zadowoleni), jest on pod ostrzałem skandalu handlowego.

Pozycja zwalnia się również w przypadku wiceprzewodniczącego ds. nadzoru, gdzie Danske nie spodziewa się ponownej nominacji Randy’ego Quarlesa. Partia Demokratyczna krytykuje rozluźnienie regulacji finansowych pod rządami Quarlesa oraz to, że Rezerwa Federalna nie bierze pod uwagę ryzyka klimatycznego. Zamiast tego bardzo prawdopodobne wydaje się, że prezydent Biden nominuje Lael Brainard, co również jest bazowym scenariuszem analityków Danske. W tym kontekście interesujące jest to, że Brainard mówiła zarówno o wnioskach dla stabilności finansowej wynikających z szoku COVID-19 (1 marca 2021 r.), jak i o implikacjach zmian klimatycznych dla stabilności finansowej (23 marca 2021 r.). Brainard mówiła też o klimacie całkiem niedawno w swoim wystąpieniu „Building Climate Scenario Analysis on the Foundations of Economic Research” (7 października 2021).

Pozostaje więc pytanie, czy Quarles odejdzie z Zarządu Rezerwy Federalnej, czy pozostanie na stanowisku zwykłego gubernatora? Kadencja Quarlesa jako prezesa wygasa w 2032 roku, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby pozostał. W przyszłym roku nowymi członkami FOMC z prawem głosu zostaną Loretta Mester (Cleveland Fed), Esther George (Kansas City) i James Bullard (St. Louis) (zamiast Thomasa Barkina (Richmond), Raphaela Bostica (Atlanta), Mary Daly (San Francisco) i Charlesa Evansa (Chicago)). Również kolejny prezes Fed z Bostonu jest członkiem FOMC z prawem głosu. Mester, George i Bullard są uważani za bardziej jastrzębich niż przeciętny członek Fed. Tak więc, jeśli wszystko inne się nie zmieni, FOMC stanie się bardziej jastrzębi w przyszłym roku, choć Danske chce jeszcze raz podkreślić, że Rezerwa Federalna jest w dużym stopniu oparta na konsensusie.

Danske wierzy, że pozwoli to utrzymać scenariusz, w którym Fed ogłosi dwie podwyżki stóp procentowych o 25 punktów bazowych w drugiej połowie przyszłego roku (we wrześniu i w grudniu), rozpoczynając tym samym proces regularnych podwyżek stóp procentowych. Wszystko to ostatecznie przełoży się na umocnienie kursu dolara. W efekcie, para walutowa EUR/USD zdaniem Danske Banku ma spadać w kierunku 1,10 dol.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *