Wejście w nowy kwartał z lekkim odreagowaniem giełd

Globalne rynki akcji mają za sobą kolejny tydzień korekty. Po zamieszaniu wokół chińskiej spółki Evergrande, która straszyła na rynkach w tygodniu poprzednim, tym razem pretekstem do przeceny stało się zamieszanie wokół podniesienia limitu zadłużenia rządu amerykańskiego i ryzyko braku zgody na realizację programu stymulującego proponowanego przez prezydenta USA. W istocie zmienne, które pomagały podaży można wyliczać w nieskończoność.

Z tylko rynkowych zmiennych ważna była również mieszanka wzrostu rentowności długu i rotacji kapitałów w stronę spółek cyklicznych i od spółek wzrostowych. Stąd między innymi spadek Nasdaqa 100 o 3,5 procent przy cofnięciu DJIA o 1,4 procent. Przecena na Wall Street rozlała się po świecie i dotarła do Europy, gdzie DAX spadł o 2,4 procent, czym właściwie powielił spadek S&P500 o 2,2 procent. Inaczej mówiąc rynki poruszały się w korelacjach i szukały solidarnej przeceny niesione na południe mieszanką wymienionych czynników i kontynuacją korekty, która zaczęła się od impulsu chińskiego i została wzmocniona elementami z rynków rozwiniętych.

Na Wall Street zobaczyliśmy odbicie, natomiast na FX osłabił się dolar. Apetyt na ryzyko został wzmocniony przez dobre dane z USA (PMI, ISM, Indeks Michigan) oraz doniesienia amerykańskiej firmy farmaceutycznej, która rzekomo opracowała tabletkę przeciwwirusową. Ponownie na fali wzrostowej znalazł się PLN. Czynnikami wzmacniającymi naszą walutę były minutki RPP oraz odczyt inflacji CPI.

Kiedy kryzys związany z firmą Evergrande oraz temat zadłużenia USA zeszły na dalszy plan, ponownie na front wysunął się temat pandemii. Tym razem są to dobre informacje o opracowaniu przez amerykańską firmą farmaceutyczną leku w postaci tabletki. Rzekomo ma ona zmniejszać ryzyko hospitalizacji lub śmierci o ok. 50 proc w przypadku pacjentów z łagodnymi lub umiarkowanymi przypadkami Covid. Zarówno SP500, Dow Jones oraz Nasdaq odreagowały na pierwszej sesji IV kwartału. Nie oznacza to, że inwestorzy zapomnieli o podwyższonej inflacji, rosnących rentownościach obligacji, wysokich cenach energii czy spowolnieniu w Chinach. Indeksy w Azji nie radzą sobie jednak dzisiaj najlepiej. Hang Seng traci pod koniec sesji 2,21 proc. a japoński Nikkei 1,09 proc. Kontrakty CFD na indeksy z Wall Street w poniedziałek rano nie wyglądają najlepiej. Jest ryzyko, że negatywna sesja w Azji przełoży się na sentyment w Europie oraz Stanach Zjednoczonych. Biorąc pod uwagę fakt, ze kluczowe wsparcia techniczne na indeksach wypadają nieco niżej, istnieje pewne prawdopodobieństwo, że korekta pozostanie z nami jeszcze przez pewien czas.

W poniedziałek japońskie akcje tracą na wartości. Dzieje się tak głównie z powodu obaw związanych z kryzysem zadłużenia w chińskim Evergrande.

Zniżkująca wycena kontraktów terminowych na indeksy sugeruje, że pierwsza w tym tygodniu sesja na amerykańskich giełdach przebiegać będzie pod dyktando strony podażowej. Po udanych piątkowych notowaniach, nastroje zdecydowanie pogorszyły się napędzane rosnącymi obawami o spowolnienie ożywienia gospodarczego oraz trwałość trendu dotyczącego wysokiej inflacji.

 

Raport walutowy

Po ostrym przyspieszeniu inflacji i podniesieniu prognoz dla dynamiki CPI w okolice 7 proc. rynek finansowy jest przekonany, że Rada Polityki Pieniężnej jednak podniesie stopy procentowe. Te spekulacje przyczyniły się do spadku kursu euro poniżej 4,60 zł. Według wstępnych danych  proc. i osiągnęła najwyższą wartość od ponad 20 lat. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że na fali podwyżek cen paliw i energii inflacja konsumencka wkrótce zbliży się do 7%. Czyli do poziomu niewyobrażalnego jeszcze kilka miesięcy temu. Sytuacja jest na tyle poważna, że już nawet rządowi analitycy przyznają, że tak wysoka inflacja i brak reakcji po stronie polityki pieniężnej przyczyniają się do osłabienia złotego. Najbliższe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej odbędzie się w najbliższą środę. Rynkowy konsensus zakłada, że i tym razem nie zostanie przegłosowany wniosek o podwyżkę stóp procentowych. Aczkolwiek presja na RPP jest już tak silna, a inflacja tak odległa od celu NBP, że prezes Glapiński może zmienić retorykę i zasygnalizować możliwość zmiany kursu w listopadzie.

Na fali tych spekulacji kurs euro w ostatnich dniach obniżył się o blisko 8 groszy po tym, jak wcześniej osiągnął najwyższy poziom od pół roku.  W poniedziałek o 9:57 kurs euro kształtował się na poziomie 4,5689 zł, a więc nieznacznie niższym niż przed weekendem. W dalszym ciągu są to jednak wartości sygnalizujące głęboką słabość polskiej waluty. Do marca 2020 roku kurs euro przekraczał poziom 4,50 zł jedynie krótkotrwale i okazjonalnie podczas najostrzejszych faz kryzysu finansowego w latach 2009, 2011-12 i 2016.

Na globalnym rynku walutowym dolar nieznacznie korygował wrześniowe umocnienie. W rezultacie za amerykańską walutę trzeba było zapłacić 3,9379 zł, czyli o prawie grosz mniej niż w piątek. Poniedziałek jest mieszany dla dolara, choć zmiany nie są szczególnie duże. W przestrzeni G-10 dolar najbardziej wygrywa w relacji z jenem (0,22 proc.) co ma związek z oczekiwaniami, co do powrotu zwyżek rentowności amerykańskich obligacji po tym jak informacje napływające z Kongresu zbliżają nas do uchwalenia pakietu infrastrukturalnego prezydenta Bidena.

Frank szwajcarski wyceniany był na 4,2337 zł po tym, jak pod koniec ubiegłego tygodnia niemal wyrównał sierpniowe maksimum na poziomie blisko 4,29 zł. W ciągu ostatnich dni mocno potaniał także funt szterling, w poniedziałek rano notowany po 5,3370 zł, a więc łącznie o ponad 6 groszy niż jeszcze w zeszły wtorek.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *