Wall Street wreszcie na zielono

Po pięciu spadkowych sesjach z rzędu średnia przemysłowa Dow Jonesa oraz indeks S&P500 zakończyły dzień na plusie. Pod kreską znalazł się za to Nasdaq, dla którego był to czwarty z rzędu dzień zakończony na minusie. Podobnie jak poprzednie sesje na Wall Street, także i ta poniedziałkowa nie przyniosła przesadnych emocji. DJIA poszedł w górę o 0,76 proc. i finiszował z wynikiem 34 869,63 pkt. S&P500 zyskał 0,23 proc. i zamknął dzień na poziomie 4 468,73 pkt. Dla obu indeksów była to pierwsza wzrostowa sesja od 2 września. Ponadto Dow Jones nieco poprawił swój kiepski ostatnio bilans, zamykając na plusie drugą z ostatnich dziesięciu sesji. Nasdaq  po utracie raptem 0,07 proc. na czerwono zakończył czwartą sesję z rzędu. Byłoby jednak sporą przesadą upatrywać w tych ruchach jakiejś głębszej słabości giełdowego byka. Wrześniowe „spadki” były bowiem bardzo delikatne, by nie rzec – kosmetyczne. Ostatnia sesja, podczas której S&P500 stracił przynajmniej 1 proc., miała miejsce 18 sierpnia (-1,07 proc.), a poprzednia 19 lipca (-1,59 proc.).  Ta sama statystyka tyczy się również Dow Jonesa. To wymowne podsumowanie ostatnich miesięcy, podczas których trzy główne amerykańskie indeksy monotonnie szły w górę, regularnie poprawiając historyczne rekordy.  Od początku roku DJIA zyskał prawie 14 proc., S&P500 urósł o niemal 19 proc., a Nasdaq o ponad 17 proc. Na tak rozgrzanym rynku nawet ostra korekta nie powinna budzić zdziwienia. A tymczasem Wall Street od niemal roku nie zakosztowała spadku o choćby 5 proc. względem ostatniego szczytu.

Tymczasem na horyzoncie zaczynają majaczyć ciemne chmury, które wkrótce mogą zepsuć pogodę na Wall Street. Pierwszą jest proponowana przez administrację prezydenta Joe Bidena podwyżka stawki podatku dochodowego od korporacji (CIT) z 21 do 26,5 proc. Według analityków Godlman Sachs może to obniżyć przyszłoroczne zyski przypadające na indeks S&P500 o 5 proc. Drugą chmurą mogą się okazać publikowane już we wtorek dane o inflacji CPI. Oficjalnie rosnące w tempie ponad 5 proc. ceny dóbr konsumpcyjnych mogą skłonić Rezerwę Federalną do szybszego zacieśnienia ultra-luźnej polityki pieniężnej. Mogą też przełożyć się na wyprzedaż obligacji skarbowych i wzrost rynkowych stóp procentowych, co byłoby zabójcze dla mocno wyśrubowanych wycen tzw. spółek wzrostowych. I na koniec mamy powolne wygaszanie antycovidowych stymulantów. Pierwsze tego efekty powinniśmy zobaczyć już w czwartek, gdy opublikowane zostaną dane o sierpniowej sprzedaży detalicznej. Ekonomiści prognozują jej spadek o 1 proc. mdm po zniżce o 1,1 proc. w lipcu. Ponadto w piątek przekonamy się, czy nastroje konsumentów nadal pogardzały się we wrześniu, o czym będzie informować wskaźnik Uniwersytetu Michigan.

 

Covid już gorszy od hiszpanki

Podczas gdy USA szykują się na podawanie trzecich dawek, do grudnia na COVID-19 może umrzeć jeszcze prawie 100 tys. osób. Władze federalne chciałyby, żeby Amerykanie zaczęli otrzymywać dodatkowe dawki już w przyszły poniedziałek, czyli 20 września. Plan jest taki, żeby zastrzyki najpierw trafiły do osób po 65. roku życia, personelu medycznego oraz wszystkich, którzy drugą dawkę przyjęli przynajmniej pół roku temu. Jego realizacja zależy jednak od tego, czy do tego czasu urzędowi regulującemu rynek leków i szczepionek w USA (czyli FDA) uda się zatwierdzić trzecią dawkę do użytku. Wysłuchanie w tej sprawie zaplanowane jest na piątek 17 września.

Na razie trzecią dawkę – zwaną w tym przypadku „uzupełniającą” – w USA otrzymują wyłącznie osoby z osłabionym układem odpornościowym, czyli np. po przeszczepach. FDA podjęła w tej sprawie decyzję 13 sierpnia. Pacjenci ci otrzymują albo preparat Pfizera, albo Moderny. W przypadku dawek dodatkowych dla szerszej populacji na początku prawdopodobnie dostępny będzie tylko Pfizer, ponieważ Moderna nieco później zaczęła swoje badania w tym względzie.

 

Starlink oficjalnie ruszył w Polsce

Internet satelitarny firmy Elona Muska dostępny jest w wersji limitowanej. Miesięczna cena abonamentu wynosi blisko 450 zł. Natomiast jednorazowy koszt montażu sprzętu wynosi ponad 2,5 tys. zł.  Zgodnie z zapowiedziami w Polsce możemy już oficjalnie zamówić tzw. internet z kosmosu dostarczany przez firmę Elona Muska. “Starlink jest obecnie dostępny dla ograniczonej liczby użytkowników na danym obszarze zasięgu. Zamówienia będą realizowane w kolejności ich składania” – czytamy na oficjalnej stronie starlink.com.

Jednorazowo klient zapłaci 2545 zł plus abonament. Miesięczna opłata za korzystanie z internetu satelitarnego firmy SpaceX wynosi 449 zł. Można powiedzieć, że oferta nie jest zachęcająca dla osób mieszkający w większych lub mniejszych miastach, gdzie koszt dostępu to internetu przeważnie waha się w granicach od 40 do 120 zł miesięcznie. Skorzystać mogą mieszkańcy mniejszych miejscowości lub osoby posiadające domu w leśnych lub górskich terenach. Aktualnie stosuje się tam radiolinie lub korzysta z rozwiązań proponowanych przez sieci komórkowe. W porównaniu z pierwszym rozwiązaniem internet z satelity Starlink jest konkurencyjny cenowo.

Czym różni się internet z satelity Starlink od tradycyjnego? Firma Elona Muska jako główną zaletę podaje mniejsze opóźnienie. Satelity Starlink są ponad 60 razy bliżej Ziemi niż tradycyjne satelity, podkreśla SpaceX, co wpływa na szybsze działanie internetu m.in. podczas rozmów i wideo oraz gry online. “Prędkość transmisji danych będzie się wahać od 50 Mb/s do 150 Mb/s, a opóźnienie od 20 ms do 40 ms w miarę ulepszania systemu Starlink. Będą też krótkie okresy braku łączności” – informuje firma na stronie internetowej.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *