4-dniowy tydzień pracy coraz bliżej?

“Gdy produktywność rośnie, zwykli pracownicy powinni mieć udział w zyskach. Nie powinny one trafiać tylko do kieszeni właścicieli” – mówi premier Finlandii Sanna Marin. I dodaje, że jednym ze sposobów, by tak się stało, jest ograniczenie liczby godzin pracy przy utrzymaniu wysokości pensji. “Ludzie mieliby więcej czasu dla swoich rodzin i bliskich czy hobby” – uzasadnia. “Musimy zmienić świat tak, by ludziom żyło się lepiej i byli bardziej szczęśliwi” – mówi w rozmowie z Bloombergiem szefowa fińskiego rządu. Wśród proponowanych rozwiązań pojawia się m.in. skrócenie tygodnia pracy do 4 dni. Choć postulatu nie ma w agendzie koalicji, na czele której stoi Marin, to druga (po kanclerzu Austrii) najmłodsza premier na świecie podkreśla, że jest to “ważne pytanie na przyszłość”. Już teraz Finowie należą do poświęcających najmniej czasu na pracę w Unii Europejskiej. Wśród osób pracujących na pełen etat jest to 39,9 godzin tygodniowo – wynika z danych Eurostatu. Mniej czasu spędzają w głównej pracy tylko Duńczycy. Polacy z wynikiem 41,4h należą do unijnej czołówki, a na pierwszym miejscu są Grecy (43,8h).

4-dniowy tydzień pracy był już z sukcesem testowany wśród pracowników sektora publicznego na Islandii. Własny program szykują Hiszpanie. Nie czekając na odgórne regulacje, w Polsce na podobny krok już decydują się m.in. firmy z sektora IT, o czym szeroko pisała na Bankier.pl Weronika Szkwarek. – Proces uelastyczniania pracy już trwa – został zapoczątkowany oddolnie przez same firmy. Dotyczy to nie tylko liczby dni, kiedy pracownik pozostaje do dyspozycji przełożonego, ale także godzin czy miejsca pracy – mówiła w rozmowie z Bankier.pl Dorota Gajewska z Adecco Polska. Premier Finlandii wskazuje w rozmowie z Bloombergiem również na inne problemy pracujących. Obecnie wiele osób świadczy usługi na rzecz platform cyfrowych, np. w ramach przewozu osób czy dostaw jedzenia, a warunki ich pracy wymykają się regulacjom prawnym. Borykają się oni m.in. z niskimi płacami, długimi godzinami pracy czy brakiem stabilności. To powrót do “czasów sprzed 100 lat” – wskazuje Marin. “Kluczem jest, aby zawsze starać się chronić słabszą stronę i pomagać jej we wzmocnieniu pozycji” – dodaje liderka fińskich socjaldemokratów.

 

Słabnie dolar, złotówka wciąż w zapaści

Sympozjum w Jackson Hole za nami i tak jak można było się spodziewać nie przyniosło ono przełomu. Brak jasnego przekazu co do ograniczenia dodruku wysłał ceny akcji w USA na kolejne maksima, złoto zyskiwało, zaś dolar tracił. Złoty jednak niespecjalnie skorzystał z tego prezentu. Początek tygodnia nie przyniósł istotnych zmian na rynkach walutowych. Kurs euro w dalszym ciągu sygnalizuje słabość złotego. Polskiej walucie nie pomogło nawet osłabienie dolara. Od kilku dni na polskim Foreksie panuje marazm. Kurs euro ustabilizował się pomiędzy 4,56 zł a 4,59 zł, mocno zawężając obowiązujące od połowy czerwca pasmo wahań w przedziale 4,50-4,60 zł. Tak wysokie notowania euro sygnalizują utrzymującą się słabość polskiej waluty. Przed marcem 2020 kurs euro gościł powyżej poziomu 4,50 zł tylko krótkotrwale i jedynie w okresach nasilenia kryzysu finansowego na początku 2009 roku (po plajcie Lehman Brothers), na przełomie lat 2011-12 (kryzys strefy euro) oraz w roku 2016 (Brexit).

W poniedziałek kurs euro kształtował się na poziomie 4,5709 zł. Spokoju na rynku złotego nie zburzyło nawet piątkowe wystąpienie Jerome’a Powella. Choć szef Rezerwy Federalnej zasygnalizował możliwość ograniczenia programu skupu obligacji (tzw. tapering), to nie podał żadnego harmonogramu dla tych działań. Teoretycznie przykręcenie kurka z dolarami mogłoby zaszkodzić walutom rynków wschodzących, w tym także polskiemu złotemu. Polska waluta nie skorzystała jednak na widocznym od ponad tygodnia osłabieniu dolara względem euro. Przy stabilnym kursie EUR/PLN notowania amerykańskiej waluty w poniedziałek rano obniżyły się do 3,8743 zł. Kurs franka szwajcarskiego wynosił 4,2425 zł, utrzymując się blisko poziomów sprzed weekendu. Miniony tydzień przyniósł lekkie osłabienie franka, po tym jak wcześniej osiągnął najwyższe notowania (4,2891 zł) od listopada. Funt brytyjski wyceniany był na 5,3302 zł.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *