Inwestorzy się nie boją…

Reakcja rynków finansowych na zaskakująco szybki wzrost inflacji CPI w Stanach Zjednoczonych była mocno nieszablonowa. To nie strach, lecz chciwość wzięła górę i wyniosła indeks S&P500 na nowy śródsesyjny rekord. Wiadomością dnia były najnowsze statystyki rządowego Biura Statystyki Pracy. Według amerykańskich statystyków w maju inflacja CPI po raz pierwszy od września 2008 roku sięgnęła 5 proc. To drugi miesiąc, w którym wskaźnik ten zaskakuje ekonomistów, rosnąc wyraźnie szybciej, niż się tego spodziewała większość prognostów.

Co więcej, inflacja bazowa – czyli wskaźnik po wyłączeniu cen żywności, paliw i energii – sięgnął najwyższego poziomu od 29 lat, sygnalizując presję inflacyjną w praktycznie każdym sektorze gospodarki.

Normalną i „podręcznikową” reakcją rynku powinno być nasilenie się oczekiwań na wzrost stóp procentowych, co pociągałoby za sobą wyraźny spadek cen obligacji (i wzrost rentowności) i przecenę akcji, a zwłaszcza walorów spółek wrażliwych na wyższą stopę dyskontową. Nie dość, że nic takiego się nie stało, to reakcja rynku była wręcz odwrotna od tego, co sugerowałyby podręczniki finansów. Rynkowe stopy procentowe w USA spadły w czwartek na całej długości krzywej terminowej. Nieznacznie spadły rentowności krótkoterminowych obligacji skarbowych. W przypadku papierów długoterminowych ruch ten był jednak silniejszy – dochodowość 10-letnich Treasuries obniżyła się o prawie 5 pb. do 1,44 proc., schodząc do najniższego poziomu od trzech miesięcy. To absolutnie ostatnia rzecz, której można by się było spodziewać po 5-procentowym meldunku CPI. Oficjalne wytłumaczenie tego jest takie, że rynek „kupił” narrację Rezerwy Federalnej o „przejściowym” charakterze obecnej fali inflacji. I że dlatego zwyczajowe podwyżki stóp procentowych nie będą potrzebne. Jak będzie, czas pokaże. Na razie jednak inwestorzy zdają się wierzyć w obietnice Fedu, że ten utrzyma zerowe stopy procentowe przynajmniej do końca 2023 roku. Co więcej, część uczestników rynku mogła dojść do wniosku, że 5 proc. to jeszcze nie jest aż tak dużo i że mogło być znacznie gorzej. A poza tym w kolejnych miesiącach potężny efekt niskiej bazy na cenach paliw będzie (ceteris paribus) stopniowo wygasał, obniżając dynamikę CPI.

W takich to okolicznościach przyrody indeks S&P500 nieznacznie poprawił swój majowy rekord wszech czasów, podczas czwartkowej sesji wspinając się na wysokość 4249,74 punktów. Kurs zamknięcia był jednak nieco niższy (4 239,18 pkt.), co przekładało się na wzrost o 0,47 proc. Swoich rekordów nie poprawiły jednak ani Dow Jones (+0,06 proc.), ani Nasdaq (+0,78 proc.). Wygląda na to, że póki co rynek wierzy (albo udaje, że wierzy) w fedowską narrację o „przejściowym” charakterze inflacji i wyznaje dogmat o niezmienności zerowych stóp procentowych w USA. Jeśliby jednak inflacja CPI utrzymała się w pobliżu lub powyżej 5 proc. w kolejnych miesiącach, to wiara ta mogłaby zostać poważnie nadszarpnięta.

Millenialsi biedniejsi od rodziców

Najstarsi przedstawiciele pokolenia millenialsów kończą w tym roku 40 lat. Biorąc pod uwagę majątek, długi i inwestycje, millenialsi z USA są zaledwie w 80 proc. tak zamożni, jak ich rodzice w tym wieku. Jak podaje Bloomberg, millenialsi w USA niemal pod każdym względem w wieku 40 lat radzą sobie finansowo gorzej niż wcześniejsze pokolenia. Millenialsi, czyli Pokolenie Y (urodzeni od 1980 do 2000 roku) ogólnie nie są tak zamożni, jak rodzice. Bloomberg prześwietlił majątki najstarszych przedstawicieli tego pokolenia i porównał ich sytuację do Boomersów (urodzeni w latach 1946-1964), gdy ci mieli po 40 lat. Według tego badania, mniej millenialsów posiada domy niż ich rodzice w tym samym wieku. Millenialsi mają za to więcej długów – zwłaszcza studenckich. Eksperci szacują, że może to być ostatnia okazja dla całego pokolenia, by zgromadzić majątek przed przejściem na emeryturę.

Bloomberg powołuje się na styl życia amerykańskich millenialsów: nieraz przyzwyczajonych do korzystania z kart kredytowych i nadmiernych wydatków. Pandemia zmusiła ich do przeanalizowania swojej sytuacji finansowej – oszczędzania, inwestowania i tworzenia funduszów awaryjnych. Millenialsi dłużej oszczędzają na zaliczkę potrzebną do zakupu swojego pierwszego domu niż ich rodzice. Winę za to ponoszą m.in. długi studenckie. Najstarsi amerykańscy millenialsi (urodzeni w 1981 roku) kończą w tym roku 40 lat. Starsi członkowie pokolenia – ostatnio nazwani „geriatrycznymi millenialsami” – osiągnęli pełnoletność podczas długiego okresu prosperity w latach 90-tych, drugiego najdłuższego okresu ekspansji gospodarczej w historii USA. Później nadeszły recesje. Mieli po 27 lat, gdy zbankrutował bank Lehman Brothers, a Wielka Recesja w 2008 r. dopadła ich w momencie, gdy powinni już być aktywni zawodowo. Z kolei w czasie, gdy zwyczajowo na drodze zawodowej następują awanse na lepiej płatne posady kierownicze, świat zaskoczyła pandemia. W 2020 r. gospodarka Stanów Zjednoczonych skurczyła się o 3,5 proc.

Porównując, kiedy przedstawiciele pokolenia Baby Boomers kończyli 40 lat w 1986 roku, gospodarka Stanów Zjednoczonych rozwijała się w tempie 3,5 proc.
Niektóre z różnic w zamożności między pokoleniami można przypisać długowi studenckiemu. Więcej millenialsów zapożycza się, by zapłacić za studia niż poprzednie pokolenia. Pożyczki są większe. Millenialsi, którzy rozpoczęli studia w 1999 roku, płacili średnio 15 604 dolarów rocznie za czesne, opłaty, pokój i wyżywienie. Kiedy pokolenia Gen X i Baby Boomers rozpoczynały studia, ta liczba (skorygowana o inflację) wynosiła około 10 300 dolarów dla każdego z nich. Studia były ważniejsze dla dzisiejszych 40-latków w USA. Millenialsi z dyplomem licencjata lub wyższym zarabiają 113 proc. więcej niż ci, którzy uzyskali by go, mając jedynie świadectwo ukończenia szkoły średniej. Tymczasem Boomersi z wyższym wykształceniem zarabiali tylko o 57 proc. więcej niż ich rówieśnicy z dyplomem szkoły średniej.

Niektórzy ekonomiści przewidywali, że millenialsi będą unikać kupowania domów po krachu na rynku mieszkaniowym w 2008 roku. Tak się nie stało, ale wskaźnik posiadania domu jest niższy niż w przypadku poprzednich pokoleń w tym samym momencie życia: własne lokum posiada 61 proc. starszych millenialsów, 68 proc. czterdziestolatków z pokolenia X i 66 proc. czterdziestolatków z pokolenia Boomersów. Tu mogły zaważyć ceny mieszkań, które wzrosły – zwłaszcza w porównaniu z zarobkami. Millenialsi płacą za domy medianę w wysokości 328 tys. dolarów. Osoby z wyżu demograficznego musiały wydać tylko 216 000 tys. dolarów (po uwzględnieniu inflacji) w 1989 roku. Z drugiej strony, zarobki wzrosły tylko o 20 proc. W 2020 roku, 18 proc. millenialsów wynajmujących mieszkania zadeklarowało, że planuje wynajmować je na zawsze, co stanowi wzrost już trzeci rok z rzędu, według raportu Apartment List. Wśród millenialsów, którzy planują zakup domu, 63 proc. nie ma zaoszczędzonych pieniędzy na przedpłatę.

Odsetek millenialsów mieszkających z rodzicami jest również znacznie wyższy niż w poprzednich pokoleniach. „Mogłoby to pomóc w gromadzeniu bogactwa, ponieważ płaciliby mniej za wynajem i mogliby więcej zaoszczędzić” – komentuje William Gale z Brookings, współautor dokumentu roboczego NBER. Jednak tak się nie dzieje, to kwestia niskiego statusu ekonomicznego.

Typowy czterdziestoletni Boomer miał około 113 tys. dolarów majątku w 1989 roku. Starsi millenialsi mieli w 2019 roku wartość netto wynoszącą zaledwie 91 tys. dolarów. Pokolenie millenialsów w USA jest również bardziej zróżnicowana rasowo niż pokolenia przed nią. Z powodu strukturalnego rasizmu, populacje mniejszościowe często mają niższą akumulację bogactwa i niższe płace. Mediana białej rodziny wynosi prawie osiem razy więcej majątku niż mediana rodziny czarnej i ponad pięć razy więcej niż rodzina latynoska. Pandemia pogłębiła nierówności w Stanach Zjednoczonych. Stopa bezrobocia wśród Czarnych Amerykanów pozostaje znacznie wyższa niż wśród Białych Amerykanów. Tymczasem kolorowi Amerykanie są częściej zatrudniani w branżach, które przechodzą gwałtowne zmiany związane z automatyzacją i handlem elektronicznym. Jako że średnia długość życia Amerykanów wzrasta, millenialsi otrzymują również rodzinne spadki (jeśli w ogóle je dostają) w późniejszym okresie życia, co może tłumaczyć, dlaczego ludzie kończący dziś 40 lat mają niższą wartość netto niż pokolenia wcześniej.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *