Spokój na nowojorskich parkietach

„Wielkiej rotacji” sprzyjały dane o nadspodziewanie dobrych nastrojach amerykańskich gospodarstw domowych. Jak to nierzadko bywa, Amerykanie na otwarciu sesji postraszyli Europę spadkami. A gdy tylko handel na Starym Kontynencie się zakończył, zabrali się za odrabianie strat. Ostatecznie jednak Dow Jones stracił 0,31 proc. i zakończył dzień tuż powyżej 33 000 punktów. S&P500 po spadku o 0,32 proc. finiszował z wynikiem 3 948,77 pkt. Nasdaq zniżkował o 0,11 proc., zatrzymując się tuż powyżej 13 000 punktów. Podobnie jak na wielu poprzednich sesjach w tym roku istotą była nie tyle sama zmiana indeksów, co zmiany w preferencjach inwestorów. Od jesieni na Wall Street trwa tzw. wielka rotacja – czyli proces relokowania kapitału z modnych i wysoko wycenianych „pandemicznych” spółek technologicznych w stronę bardziej tradycyjnych i niżej wycenianych branż. We wtorek akcje Apple’a potaniały o 1,2 proc., Microsoftu o 1,4 proc., a Facebooka o prawie 1 proc. Modne spółki technologiczne od kilku miesięcy radzą sobie słabiej z dwóch powodów. Po pierwsze, opanowanie epidemii Covid-19 w Stanach Zjednoczonych daje nadzieję na szybkie ożywienie gospodarcze w dalszej części roku i „powrót do życia” tradycyjnych spółek przemysłowych, finansowych czy konsumenckich.

Po drugie, wyceny ekstremalnie wysoko wycenianych spółek „wzrostowych” są bardzo wrażliwe na wzrost rynkowych stóp procentowych, jaki obserwujemy od początku 2021 roku. Rentowność 10-letnich obligacji rządu USA we wtorek podniosłą się do 1,77 proc., osiągając najwyższy poziom od ponad roku. Rosnące rynkowe stopy procentowe są odzwierciedleniem nie tylko spekulacji na poprawę koniunktury gospodarczej, ale przede wszystkim coraz wyższych oczekiwań inflacyjnych. Te ostatnie są podsycane przez blisko dwubilionowy pakiet nowych wydatków fiskalnych. Amerykańscy konsumencie już się cieszą z „pieniędzy z helikoptera”  – w marcu indeks zaufania gospodarstw domowych odnotował bardzo silny wzrost. Indeks Conference Board podniósł się z 90,4 pkt. do 109,7 pkt, miażdżąc rynkowy konsensus wynoszący 97 pkt. To także najwyższy odczyt po marcu 2020 roku.

Wzrost rentowności amerykańskich Tresuries napędzał notowania dolara – kurs EUR/USD spadł do najniższego poziomu od początku listopada, gdy na rynek dotarły pierwsze oficjalne doniesienia o szczepionkach przeciw Covid-19. Umacniający się dolar w połączeniu ze wzrostem długoterminowych stóp procentowych w USA uderzyły w notowania metali szlachetnych: złoto przeceniono o 1,8 proc., a srebro o blisko 3 proc.

 

Indie krajem … miliarderów

Trzy czwarte światowej populacji miliarderów mieszka w 15 krajach.  Jednym z krajów gdzie rekinów biznesu przybywa najszybciej są Indie. Według danych “Business Today”  1 proc. obywateli Indii kontroluje 73 proc. bogactwa tego kraju. Indie to kraj bogaczy i nędzarzy. Z jednej strony miliony ludzi żyją na krawędzi ubóstwa, prawie 1/4 społeczeństwa utrzymuje się za kwotę mniejszą niż 1,25 dol. dziennie. Z drugiej strony mamy świat indyjskich milionerów, których liczba gwałtownie rośnie. To rzeczywistość w stylu bollywoodzkim, ociekająca kosztownościami, luksusowymi samochodami i drogimi zabawkami.  Obecnie w Indiach żyje 177 miliarderów, jeszcze w 2017 r. było ich dokładnie 100.  Większość z nich majątek zbiła w tradycyjnych gałęziach przemysłu oraz w branży farmaceutycznej.  Wg Hurun Report, najbogatszy z Hindusów, Mukesh Ambani posiada majatek w wysokości 83 mld dolarów, numerem 2 jest posiadający aktywa o wartości 32 mld dolarów Gautam Adani. Obaj zawdzięczają swoje bogactwo konglomeratom przemysłowym (skupionym odpowiednio na petrochemikaliach oraz portach i elektrowniach). Obaj mają talent do poruszania się po meandrach indyjskich sądów i biurokracji. Obaj działają głównie w Maharasztrze i Gudźaracie, przemysłowych centrach na zachodzie subkontynentu choć to Bombaj ma największą koncentrację miliarderów w tym kraju. Bogactwo Ambaniego poszybowało w górę dzięki Jio, cyfrowej spółce zależnej jego firmy, która prowadzi ogromną sieć telekomunikacyjną i stała się perspektywą handlu elektronicznego. Inni członkowie listy miliarderów w coraz większym stopniu reprezentują biznesy przyszłości Indii, w tym produkcję leków i technologię, a nie przemysł ciężki. Pochodzą z całego kraju. A ich szeregi szybko się powiększają.

 

Złoty coraz słabszy

Środowy poranek przyniósł utrzymanie słabości złotego. Kurs euro pozostaje tylko nieznacznie poniżej 12-letniego szczytu z poniedziałku. Natomiast deprecjacja euro wobec dolara sprawiła, że amerykańska waluta na polskim rynku kosztuje już prawie 4 zł. W środę rano kurs euro kształtował się na poziomie 4,6648 zł, a więc o ponad grosz wyższym niż dzień wcześniej. W poniedziałek para euro-złoty była notowana nawet po 4,6734 zł, co było najwyższym poziomem od marca 2009 roku.

Polska waluta pozostaje nadzwyczajnie słaba od ponad roku. Czyli od kiedy doszło do pierwszego lockdownu. Najnowsza fala osłabienia złotego trwa od połowy lutego. Od tego czasu kurs euro wzrósł o ok. 20 groszy, przekraczając covidowe szczyty z marca, października i grudnia 2020 roku.

Kurs euro utrzymujący się powyżej strefy 4,63-4,64 zł z każdym dniem zwiększa ryzyko ruchu w kierunku strefy 4,92-4,95 zł wyznaczanej przez historyczne maksima z lutego 2009 i marca 2004 roku. Na rzecz takiego scenariusza przemawia zarówno bezrefleksyjnie “gołębie” nastawienie kierownictwa Narodowego Banku Polskiego oraz trwale wysoka inflacja CPI, wyraźnie przewyższająca tempo wzrostu cen w strefie euro.

Coraz bliżej 4 złotych notowany jest dolar. W środę rano za amerykańską walutę płacono 3,9763 zł, a zatem już więcej niż na przełomie października i listopada. Po raz ostatni czwórkę z przodu na parze dolar-złoty widzieliśmy pod koniec maja 2020 roku.

Blisko 5-letnich maksimów utrzymują się notowania funta brytyjskiego. Szterling wyceniany był na 5,4675 zł, czyli o prawie dwa grosze wyżej niż we wtorek wieczorem. Kurs franka szwajcarskiego wynosił 4,2203 zł.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *