Po fatalnej środzie polski złoty pozostaje blisko najsłabszych poziomów od 11 lat. Kurs euro utrzymał się w pobliżu marcowego maksimum i jeśli wkrótce się nie skoryguje, będzie to bardzo negatywny sygnał dla naszej waluty. Środa była czarnym dniem dla złotego. Kurs euro poszedł w górę o blisko 5 groszy, z łatwością przełamując opór na linii 4,60 zł i szybko docierając do marcowego szczytu powyżej 4,63 zł. W ten sposób rynek wyprzedził decyzje polityków. Władze Francji i Niemiec wróciły do rujnującej  gospodarkę polityki lockdownów, które prawdopodobnie potrwają przynajmniej do końca roku. W takiej sytuacji jest bardzo możliwe, że zamknięcie gospodarki czeka także Polskę.  W takiej sytuacji złoty nie bardzo ma pod co rosnąć. W czwartek rano kurs euro wynosił 4,6326 zł i był bez większych zmian względem środowego wieczoru. Jeśli nic się nie zmieni, to kurs EUR/PLN w najbliższych dniach może trwale wybić marcowy szczyt i znajdzie się na najwyższym poziomie od marca 2009 roku. Na gruncie analizy technicznej taki scenariusz sugerowałby ruch nawet w pobliże 5 zł za euro. W dalszym ciągu niżej niż w marcu notowane są pozostałe główne waluty, co wynika ze znacznie wyższego kursu EUR/USD. Dolar amerykański dziś rano wyceniany był na 3,9471 zł, czyli o pół grosza wyżej niż w środę wieczorem. Za franka szwajcarskiego trzeba było zapłacić 4,33 zł, a więc już blisko rekordów z marca (4,38 zł). Funt brytyjski wart był ponad 5,13 zł, o dwa grosze więcej niż dzień wcześniej.

Kolejny polski moloch w tarapatach

Akcje PZU jeszcze nigdy nie były tak tanie. Na spółce mocno odbiło się uczestnictwo w repolonizacji banków, a także przerwanie wieloletniej tradycji dywidendowej. W 2010 roku spółka PZU wchodziła na GPW w blasku fleszy. Na akcje państwowego giganta zapisało się wtedy ponad 250 tys. inwestorów indywidualnych, a zapisy wśród inwestorów instytucjonalnych zakończyły się dziewięciokrotną nadsubskrypcją. Po latach z euforii inwestorów pozostało jednak niewiele, a kurs akcji PZU zniża się na coraz niższe poziomy. Jeszcze w 2016 roku przedstawiciele PZU ogłaszali, że ubezpieczeniowy gigant stanie się spółką dywidendowo-wzrostową. Rzeczywistość jednak szybko zweryfikowała te plany, a PZU, zamiast rosnąć, pogłębiał historyczne minima. O tym, jak grupie PZU mocno ciążą dziś banki świadczyć mogą pojawiające się plotki o całkowitym pozbyciu się Aliora. Póki co, przedstawiciele PZU temu zaprzeczają, jednak argumentów przeciw Aliorowi nie brakuje. Sektor jest pod presją z powodu niskich stóp procentowych, a także pandemii, która uderza w klientów banków. To rodzi potrzebę odpisów i w efekcie za II kwartał 2020 roku Alior pokazał aż 585 mln zł straty.  Ruch, Kania, Onico – problemy tych spółek uderzały w Aliora i ściągnęły jego kurs na historyczne dno jeszcze długo przed pandemią. Z lekkim przymrużeniem oka można tu wspomnieć o często przywoływanej tzw. klątwie wieżowców. Zgodnie z tą teorią, okresy, kiedy powstają rekordowo wysokie wieżowce bardzo często są szczytem gorączki na rynku nieruchomości i zapowiedzią jakiegoś kryzysu. W pewnym sensie PZU dopadło coś podobnego. Spółka ogłosiła niedawno, że planuje przenosiny do nowej centrali, 140-metrowego budynku, gdzie za 10 lat najmu zapłaci blisko 800 mln zł. Okres, kiedy to PZU wybiera nowy wieżowiec wypadł zatem niemal dokładnie wtedy, gdy spółkę dotknęły spore kłopoty biznesowe, a kurs akcji znajduje się na historycznym dnie.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *