Czerwona fala spadków w środę przelała się przez światowe giełdy. Najgorzej było w Europie, gdzie władze Francji i Niemiec zapowiedziały powtórzenie zabójczych lockdownów. Tym razem akcje sprzedawali nawet Amerykanie, choć w USA na razie mało kto mówi o zamykaniu gospodarki. Rosnąca liczba pozytywnie przetestowanych na Covid-19 i idące w ślad za tym coraz większe restrykcje wprowadzane przez kolejne kraje negatywnie odbiły się na rynkach finansowych. W dużych francuskich miastach od tygodnia panuje godzina policyjna. W Hiszpanii kluczowe regiony kraju są zablokowane przez władze – nie można z nich wyjechać ani do nich wjechać. Kompletnie „zamknięte” są Czechy i Słowacja. Niedługo dołączą do nich Niemcy, gdzie wiosenny lockdown był stosunkowo łagodny i krótkotrwały. W środę wieczorem „kwarantannę narodową” obowiązującą od piątku zapowiedział prezydent Emmanuel Macron.  Dla Francuzów oznacza to areszt domowy, z możliwością opuszczenia miejsca zamieszkania tylko w „uzasadnionych przypadkach”. W Europie skutkowało to kolejnym dniem silnej przeceny akcji. Ich skala sięgała od przeszło -4 proc. w Moskwie, Warszawie, Frankfurcie i Mediolanie przez ponad -3 proc. w Paryżu i przeszło -2 proc. w Madrycie i Londynie.

Przez ostatnie dni Wall Street ignorowało europejskie lęki, zachowując olimpijski spokój. Aż do wczoraj. W środę Dow Jones zaliczył spadek o 3,43 proc., schodząc do 26 521,86 pkt. S&P500 zniżkował 3,52 proc., obniżając się do 3 271,91 pkt. Indeks Nadaq Composite poszedł w dół o 3,73 proc., finiszując z wynikiem 11 004,87 pkt. Warto odnotować, że podaż “docisnęła” rynek w końcówce sesji. Nowojorskie indeksy zakończyły dzień praktycznie na poziomie sesyjnych minimów. Przecena objęła też rynki surowcowe. Ropa naftowa potaniała o ponad 3 proc. Podobnie jak srebro, pallad, benzyna, olej napędowy czy kukurydza. Pod wpływem umacniającego się dolara notowania złota obniżyły się o 1,5 proc., do $1877,75 za uncję trojańską.

Oprócz ponownie nakręcającej się covidowej histerii Amerykanie mają też własne problemy natury politycznej. Inwestorzy z Wall Street obawiają się, że przyszłotygodniowe wybory prezydenckie nie przyniosą jednoznacznego rozstrzygnięcia, a ich wynik może zostać zakwestionowany przez jedną ze stron. Klincz polityczny w warunkach nawracającej recesji w Europie i niedawnych rozruchów w amerykańskich miastach to ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebują akcjonariusze. To wszystko skłania do zgarnięcia ze stołu krótkoterminowych zysków. Amerykańskie indeksy wciąż znajdują się stosunkowo blisko rekordowo wysokich poziomów z końcówki sierpnia i notowane są powyżej poziomów z początku roku. Mają więc co oddawać, podczas gdy indeksy w Europie powróciły do wartości z maja lub kwietnia.

Nie można też zapominać o tzw. fundamentach. W Ameryce weszliśmy w szczyt sezonu wynikowego. I choć spółki z indeksu S&500 gremialnie prezentują wyniki „lepsze od oczekiwań” analityków, to jednak ich kursy nie rosną. Za to każde, nawet z pozoru drobne, rozczarowanie karane jest silną przeceną akcji. Tak było w środę z walorami Microsoftu, które przeceniono o 4 proc. pomimo rewelacyjnych wyników kwartalnych. To sygnał, jak wiele pozytywnych informacji było już wkalkulowane w hojne wyceny akcji amerykańskich gigantów.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *