Kadencja Donalda Trumpa upływa pod znakiem ciągłych napięć w relacjach z Chinami. W 2020 roku konflikt tylko się zaostrzył, a groźba kolejnych sankcji nakładanych przez USA na chińskie przedsiębiorstwa zwiększa prawdopodobieństwo zerwania stosunków handlowych pomiędzy dwoma mocarstwami. Pozostaje pytanie: jak mocno związane są obie gospodarki?  Dwie największe gospodarki świata od lat są bardzo silnie związane relacjami handlowymi. Pomimo wojny handlowej i wzajemnego nakładania kolejnych ceł na produkty, wartość amerykańsko – chińskiej wymiany handlowej wyniosła w 2019 roku 636,8 miliarda dolarów. Jak podaje CNBC, niekorzystny bilans handlowy Stanów Zjednoczonych wynika głównie z olbrzymiego importu dóbr z Państwa Środka, gdzie deficyt wynosi aż 141,92 miliardy dolarów. Wynik handlowy USA poprawiają usługi, ponieważ nadwyżka w ich wymianie wynosi 11,74 miliardy dolarów.  Oba państwa są dla siebie bardzo ważne również z powodu tworzenia łańcuch dostaw. Według danych OECD z 2015 roku, 12,2 proc. wszystkich produktów i usług (2,2 biliony dolarów) wykorzystywanych w Stanach Zjednoczonych pochodziło z zagranicy.  Jak donosi CNBC, jeszcze bardziej zależne od zagranicznych dostawców były Chiny, gdzie 14,2 proc. produktów i usług (1,4 biliona dolarów) nie zostało wytworzonych w Państwie Środka.  Wpływ napięć na linii Waszyngton – Pekin bardzo dobrze widać we wzajemnych inwestycjach, których wartość drastycznie spada od 2016 roku (początek prezydentury Donalda Trumpa).  – W drugiej połowie roku, w obliczu utrzymujących się problemów systemowych i amerykańskiej polityki wyborczej, jest mało prawdopodobne, że przepływy ulegną poprawie. Systematyczne obawy powodujące ostrożność w zakresie chińskich inwestycji w zaawansowane technologie, infrastrukturę strategiczną i zasoby danych osobowych nie ulegną osłabieniu. Nowa chińska polityka “wewnętrznego obiegu” sugeruje, że Pekin spodziewa się pogorszenia relacji, co oznacza mniej dwukierunkowego zaangażowania w świat, zwłaszcza w USA, w najbliższych latach. – twierdzą analitycy Rhodium.

Elon Musk, prezes SpaceX, poinformował na Twitterze, że spółka może wprowadzić Starlink na giełdę. Nie jest to pierwsza zapowiedź debiutu przedsiębiorstwa, jednak wcześniej nie miał on poparcia ze strony Muska.  – Prawdopodobnie przeprowadzimy IPO Starlink, ale dopiero za kilka lat, kiedy wzrost przychodów będzie płynny i przewidywalny. Rynek publiczny nie lubi *nie*regularnych przepływów pieniężnych haha. Jestem wielkim fanem małych inwestorów detalicznych. Zadbam o to, by mieli najwyższy priorytet. Możesz trzymać mnie za słowo. – napisał Musk.  Już w lutym dyrektor operacyjna SpaceX Gwynne Shotwell wspomniała, że Starlink jest właściwym typem biznesu, który możemy rozwijać i upublicznić. Elon Musk szybko zdementował plotki o nadchodzącym debiucie spółki mówiąc, że władze firmy nawet o nim nie myślą. Starlink to firma mająca na celu stworzenie sieci satelitów dostarczających internet na całym świecie. Projekt ten jest od lat ambicją SpaceX, który uczestniczył w wyścigu o jego realizację z innymi amerykańskimi korporacjami. Plan spółki zakłada wysłanie na orbitę 11943 satelitów, a każdy z nich miałby dostarczać bardzo szybki internet. Według władz firmy, zrealizowanie przedsięwzięcia pozwoli nie tylko ograniczyć koszty infrastruktury na ziemi, ale utrudni także blokowanie dostępu do informacji przez rządzących. W lecie odbyły się pierwsze testy satelitów, które według spółki okazały się sukcesem, a prędkość internetu dochodziła do 100 mb/s. – Zespół Starlink zbierał statystyki opóźnień i przeprowadzał standardowe testy prędkości systemu. Oznacza to, że sprawdzamy, jak szybko dane przemieszczają się z satelitów do naszych klientów, a następnie z powrotem do reszty internetu. Wstępne wyniki były zadawalające – powiedziała Kate Tice, starsza inżynier w SpaceX.

 

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *