Stany Zjednoczone – największa gospodarka świata – mają ponownie problem z epidemią. Kraj od miesiąca przechodzi drugą falę zakażeń, a od kilku dni zaczyna również wyraźnie rosnąć w nim liczba zgonów z powodu COVID-19. Na razie poszczególne stany nie wprowadzają ponownych lockdownów, czyli zarządzeń o obowiązku pozostawiania w domu, ale widać spadającą aktywność konsumentów. Sytuacja w USA będzie teraz dość brutalnym testem dotyczącym efektów innego podejścia do zarządzania epidemią – znacznie luźniejszego niż do tej pory. Liczba zakażeń w USA wyraźnie rośnie od miesiąca. Liczba zgonów rośnie od tygodnia i w ostatnich dniach wyniosła ok. 2,5 dziennie na milion mieszkańców. To wciąż mniej niż w czasie kwietniowego szczytu, ale więcej niż w poprzednich tygodniach i dużo więcej niż w Europie. Jak widać na załączonym wykresie, liczba zgonów z tytułu COVID-19 w Europie wynosi między 0,1 a 1 dziennie na milion mieszkańców (z wyjątkami takimi jak Czechy, gdzie zgonów jest bardzo mało, czy Wielka Brytania i Szwecja, gdzie wciąż jest ich relatywnie więcej). Jest to liczba na tyle niewielka, że nie widać jej wyraźnie na tle ogólnej śmiertelności w populacji. Z danych Euromomo (europejskie obserwatorium śmiertelności) wynika, że śmiertelność ogółem w Europie znajduje się obecnie poniżej długookresowej średniej dla analogicznej pory roku. W USA do niedawna ogólna śmiertelność była na poziomie zbliżonym do średniej historycznej, ale wkrótce może się to zmienić. Dane wysokiej częstotliwości wskazują, że nowa fala epidemii w USA powoduje ograniczenie aktywności konsumentów, choć nie w skali obserwowanej w marcu. Na przykład, dane firmy OpenTable, która umożliwia zdalną rezerwację miejsc w restauracjach, wskazują, że od początku lipca lekko spada w USA liczba rezerwacji. Jest to jednak na razie spadek o kilka procent (w marcu rezerwacje spadły o 100 proc.) w porównaniu z czerwcem. Czyli konsumenci się boją, ale bez lockdownu ich aktywność nie jest mimo wszystko zamrożona. Choć w Europie sytuacja epidemiczna jest na razie pod kontrolą, to obserwacja wydarzeń w USA wzmacnia wrażenie, że zagrożenie ze strony epidemii wciąż się utrzymuje. Rozwój wydarzeń w Stanach będzie też wskazówką, na ile można „przepuścić” falę choroby bez wprowadzania lockdownu. Ma to istotne znaczenie z punktu widzenia oceny perspektyw funkcjonowania gospodarki w warunkach epidemii.  Warto jednak równocześnie pamiętać, że sytuacji w Stanach Zjednoczonych nie można przekładać jeden do jednego na europejskie warunki. Stan Zjednoczone płacą prawdopodobnie cenę za zbyt lekceważące podejście rządu i władz stanowych do zagrożenia – lekceważenie, które w Europie było raczej nieobecne po pierwszych zaskoczeniach chorobą. Na przykład, do dziś w wielu miejscach w USA nie ma obowiązku noszenia masek w miejscach publicznych. Sam prezydent przez długi czas odmawiał noszenia maski. Temat jest traktowany przez Amerykanów znacznie bardziej ideologicznie (nakaz noszenia masek=ingerencja rządu w życie prywatne) niż w Europie, co może im utrudniać walkę z epidemią. Dlatego nie należy wyciągać jednoznacznych wniosków, że sytuacja w USA musi się powtórzyć w Europie.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *