Po kwietniowym załamaniu, w maju produkcja przemysłowa w Niemczech wzrosła, ale wciąż jest dużo niższa niż przed rokiem. Choć są widoczne pewne symptomy poprawy sytuacji, na powrót dobrej koniunktury trzeba będzie poczekać do przyszłego roku.  W maju produkcja przemysłowa w Niemczech wzrosła o 7,8 proc., ale wciąż jest aż o 24,7 proc. niższa niż rok wcześniej. Skala zapaści obniża się więc bardzo powoli, bowiem w kwietniu spadek sięgał 24,9 proc. Majowe dane są gorsze niż się spodziewano. Obrazu niemieckiego przemysłu nie poprawiają też zbytnio dane eliminujące wpływ czynników sezonowych. W tym ujęciu spadek wyniósł 19,3 proc., a oczekiwano zniżki o 17,5 proc. Nadmiernego optymizmu nie budzą też opublikowane w poniedziałek dane o zamówieniach w niemieckim przemyśle. Po kwietniowym załamaniu o prawie 37 proc., w maju były one wciąż niższe niż rok wcześniej o 33,4 proc. To wynik gorszy niż się spodziewano, ale jest nadzieja na poprawę w kolejnych miesiącach. Głównym problemem są zakłócenia łańcuchów dostaw i powiązań kooperacyjnych. Wolniej rosną zamówienia zagraniczne, zaś krajowe odbudowują się nieco szybciej. Szans na powrót koniunktury w europejskiej gospodarce należy upatrywać w nastrojach i zachowaniach konsumentów. Pod tym względem z oczywistych, epidemicznych względów, kwiecień był fatalny, ale maj przyniósł wyraźną poprawę. W kwietniu sprzedaż detaliczna w strefie euro zmniejszyła się o prawie 20 proc. W maju była niższa niż przed rokiem już tylko o 5,1 proc., a w całej Unii Europejskiej o 4,2 proc. To jednak wciąż duży spadek, większy nawet niż w czasach globalnego kryzysu finansowego. Szybko do formy wracają konsumenci w Niemczech, gdzie w maju sprzedaż detaliczna wzrosła o 7,2 proc. Sięgający 6,6, proc. wzrost zanotowano też w Danii, w Austrii zwyżka wyniosła 4,8 proc., a w Holandii 3,9 proc. Duże spadki sprzedaży miały miejsce w większość krajów naszego regionu, ale Także we Francji (12 proc.), Portugalii (12,7 proc.) i w Hiszpanii (17,9 proc.). Na stan gospodarki wpływ mają nie tylko nastroje konsumentów, ale także przedsiębiorców. W tej kwestii także widać postępy. Recesyjne, ale znacznie lepsze niż poprzednio i bardziej optymistyczne niż się spodziewano, okazały się czerwcowe odczyty wskaźników PMI zarówno dla europejskiego przemysłu, jak i usług. W przypadku Niemiec zanotowano wzrost z 36,6 do 45,2 punktu w przemyśle i z 32,6 do 47,3 punktu w usługach. To dobre wieści dla naszych eksporterów. Co więcej, w niektórych krajach, jak choćby we Francji, w czerwcu PMI dla przemysłu i usług przekroczyły poziom 50 punktów, sygnalizując wyraźną poprawę sytuacji w gospodarce. Trwały powrót dobrej koniunktury to kwestia bardziej odległej perspektywy, ale sygnały wychodzenia z zapaści krajów strefy euro budzą lekki optymizm już co do sytuacji w drugiej połowie roku. Jeśli uda się zapanować nad epidemią i jej prawdopodobnym jesiennym nasileniem, może się okazać, że w przyszłym roku recesja będzie już tylko wspomnieniem. Renomowany niemiecki instytut Ifo szacuje, że w trzecim kwartale PKB naszego zachodniego sąsiada wzrośnie o 6,9 proc., a w czwartym o 3,8 proc. Bardzo optymistyczne są prognozy na przyszły rok, zakładające wzrost o 6,4 proc.

Mimo, że do końca okresu przejściowego pozostało już niespełna pół roku, to negocjacje z Unią Europejską nie są jedynym zmartwieniem Brytyjczyków. Rząd Borisa Johnsona musi bowiem utrzymać w mocy także wiele innych umów handlowych, którymi obecnie cieszy się Wielka Brytania w związku z jej członkostwem w UE. W sumie jest ich około 70 i obejmują one około 15 proc. brytyjskiego handlu.  Chociaż Wielka Brytania poczyniła znaczne postępy, tak zwane “umowy o ciągłości” z niektórymi najważniejszymi krajami, w tym Kanadą, Japonią i Turcją, nie zostały jeszcze zawarte. Ponadto, jeśli Wielka Brytania opuści UE bez porozumienia, handel z państwami członkowskimi będzie prowadzić na warunkach określonych przez Światową Organizację Handlu. Priorytetem są również nowe umowy ze Stanami Zjednoczonymi, Australią i Nową Zelandią Warto w tym miejscu przypomnieć, że jednym z głównych argumentów przemawiających za Brexitem było to, że Wielka Brytania będzie mogła swobodnie dążyć do zawierania lepszych umów bez udziału Europy. Z ekonomicznego punktu widzenia żadna z nich nie wystarczy jednak, aby zrekompensować członkostwo Wielkiej Brytanii w jednolitym rynku. – Jeśli chodzi o Australię, Nową Zelandię i Stany Zjednoczone, zyski będą w sumie bardzo niewielkie i nie wystarczą, aby zrekompensować straty, które wynikną z dodatkowych tarć handlowych z UE – powiedziała Julia Magntorn Garrett, współpracowniczka obserwatorium polityki handlowej w Wielkiej Brytanii na Uniwersytecie w Sussex dodając, że jeśli chodzi o umowy o ciągłości, to nie chodzi o zyski dla PKB, bo już zyskaliśmy na tych umowach – chodzi o złagodzenie wszelkich strat. Stany Zjednoczone są największym partnerem handlowym Wielkiej Brytanii. Handel między nimi wart był w 2019 roku aż 270 miliardów dolarów. W marcu br. rząd brytyjski oszacował natomiast, że kompleksowa umowa o wolnym handlu z USA przyniosłaby Zjednoczonemu Królestwu jedynie symboliczne korzyści gospodarze, przekładające się na wzrost PKB w ciagu 15 lat o skromne 0,16 proc. i wzrost realnych płac o 0,2 proc. Z analizy rządowej wynika natomiast, że opuszczenie UE doprowadzi w dłuższej perspektywie czasowej do spadku PKB aż o około 5 proc., i to nawet przy istnieniu umowy o wolnym handlu z UE. Na uwagę zasługuje również fakt, iż podczas gdy Unia Europejska czy Stanu Zjednoczone zwykle negocjują jednocześnie do maksymalnie dwóch lub trzech umów handlowych, Wielka Brytania dąży do wynegocjowania ponad 10 takich umów. – Nawet gdybyś był niewiarygodnie doświadczonym negocjatorem, byłoby to naprawdę trudne zadanie – powiedział James Kane, współpracownik pracujący nad polityką handlową w Institute for Government, think tanku w Londynie. Spoglądając na notowania pary walutowej GBP/USD zauważymy, że kurs funta utrzymuje się od czterech dni na względnie stabilnym poziomie.

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *