Mimo, że od pewnego czasu rządy na całym świecie stopniowo znoszą restrykcje wprowadzone w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa, to nie oznacza to wcale, że pandemii już nie ma. Wręcz przeciwnie, każdego dnia potwierdzane są bowiem dziesiątki tysięcy nowych zakażonych. Fakt ten sprawia, że niektórzy rządzący rezygnują z luzowania kolejnych obostrzeń.  Na całym świecie zakażonych koronawirusem zostało już niemal 10,5 mln. osób, z czego ponad 508 tys. zmarło. Tylko wczoraj wykryto ponad 160 tys. nowych zakażeń a ponad 3400 osób zmarło. Okazuje się więc, że do całkowitego opanowania pandemii jeszcze daleka droga. Mimo to, światowa gospodarka jest stopniowo rozmrażana. Otwierają się granice, wraca transport lotniczy, organizowane są wyjazdy wakacyjne. Są jednak też takie kraje, które rozważają ponownie wprowadzenie zniesionych już ograniczeń.

– Nigeria rozważa ponowne wprowadzenie ograniczeń w przemieszczaniu się na terenie 18 gmin, które łącznie stanowią 60 proc. wszystkich zakażeń w kraju.

– Wspierany przez wojska rząd Tajlandii po raz trzeci przedłużył stan wyjątkowy kraju, do 31 lipca.

– Tokio zrewiduje sposób monitorowania stanu zakażeń koronawirusem w mieście.

– Gubernator stanu Arizona Doug Ducey zapowiedział zamknięcie barów, sal gimnastycznych i teatrów.

Światowa Organizacja Zdrowia ostrzega jednak, że mimo, iż epidemia trwa już pół roku, to najgorsze jeszcze przed nami. Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus wskazał, że potrzebna jest globalna solidarność w walce z wirusem. Zwrócił on uwagę, że podczas, gdy jedne kraje opanowały już epidemię, inne nadal raportują stały wzrost liczby zachorowań. Zaznaczył także, że połowa zgonów pochodzi obecnie z obu Ameryk. – Ten wirus można zwalczyć i opanować za pomocą dostępnych narzędzi – powiedział Tedros dodając, że kraje nie powinny czekać na szczepionkę, aby sobie z nim poradzić. Powołując się na przykłady Korei Południowej, Japonii i Niemiec wskazał on, że jeśli jakiś kraj mówi, że monitorowanie rozprzestrzeniania się wirusa jest trudne, to jest to kiepska wymówka.

 

Lek na COVID-19 będzie kosztował nawet 3120 dolarów

Amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) opublikuje we wtorek warunki, których spełnienie będzie niezbędne, aby uznać szczepionkę za skuteczną przeciwko COVID-19, donosi The Wall Street Journal. FDA poinformowało, że żadna szczepionka nie zostanie uznana za skuteczną przeciwko koronawirusowi jeśli w drodze prób klinicznych nie będzie wykazane jej bezpieczeństwo i skuteczność. Producenci szczepionek na COVID-19 będą po ich zatwierdzeniu nadal musieli monitorować bezpieczeństwo ich stosowania. FDA rekomenduje, aby osoby, które zostały zaszczepione, były przez rok po tym obserwowane. Agencja zapewniła, że nie obniży standardów i nie pójdzie na żadne ustępstwa podczas oceny szczepionek na COVID-19.

Mimo, że społeczeństwo powoli zaczyna zapominać o koronawirusie, to on wcale nie zniknął. Naukowcy w dalszym ciągu pracują nad wynalezieniem leku i szczepionki przeciw COVID-19. Teraz okazuje się, że nawet jeżeli taki lek powstanie, to będzie on kilkukrotnie droższy niż pierwotnie szacowano.  W czasach, gdy ekonomiści na całym świecie starają się ocenić wpływ epidemii na globalną gospodarkę, a przedstawiciele banków centralnych luzują swoją politykę monetarną, by złagodzić te skutki, wiele firm pracuje nad wynalezieniem leku i szczepionki przeciw koronawirusowi wywołującemu COVID-19. Pierwszych szeroko stosowanym lekiem dla Covid-19 może okazać się Remdesivir, który już w maju otrzymał od amerykańskiego regulatora zezwolenie na użycie w nagłych wypadkach. Ponadto, na całym świecie opracowywane są setki metod leczenia i szczepionek, a naukowcy starają się znaleźć sposób na powstrzymanie globalnej pandemii, która zainfekowała ponad 10 milionów ludzi i zabiła ponad 500 000 osób. Choć już dziś wiadomo, że potencjalna szczepionka będzie dostępna najwcześniej w przyszłym roku, dedykowanego leku spodziewać moglibyśmy się zdecydowanie szybciej. Może się jednak okazać, że leczenie to będzie niezwykle kosztowne. Jeszcze w marcu szacowano, że lek koronawirusowy testowany przez firmę biotechnologiczną Gilead Sciences (NASDAQ: GILD) może kosztować od 50 do 100 dolarów na pacjenta. Mimo, że już to było kwotą o 750 proc. wyższą niż szczepionka przeciw grypie, to na dodatek teraz okazało się, że szacunki te były mocno zaniżone. Spółka Gilead Sciences oświadczyła, że lek może kosztować nawet 390 dolarów za fiolkę, co daje 2340 dolara za typowy pięciodniowy cykl leczenia. Cena ta ma dotyczyć wszystkich krajów rozwiniętych. Producent chce w ten sposób uniknąć konieczności negocjacji cen z każdym krajem indywidualnie, co mogłoby spowolnić dystrybucję leku. – Chcieliśmy mieć pewność, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby remdesivir docierał do pacjentów – powiedział dyrektor generalny Gilead, Daniel O’Day wskazują, iż jednakowa cena ma sprawić, że wszyscy pacjenci na całym świecie będą mieli dostęp do tego leku. Należy przy tym również zaznaczyć, że wspomniana cena dotyczy zamówień rządowych. Prywatne firmy będą płacić jeszcze więcej. W ich przypadku jedna fiolka ma kosztować 520 dolarów a pięciodniowe leczenie 3 120 dolarów. Niektóre szacunki wykazały jednak, że remdesivir byłby efektywny kosztowo nawet gdyby cykl leczenia kosztował 4 500 dolarów. Może on bowiem skrócić okres hospitalizacji zakażonych, co obniży koszty leczenia. Równocześnie pojawiły się jednak głosy ze strony organizacji konsumenckich wskazujących, iż lek powinien kosztować tylko 1 dolara za dzienne leczenie. O’Day powiedział, że wycena leku była aktem równoważącym. Z jednej strony, szaleje pandemia i nie ma lekarstwa. Z drugiej strony, firma jest podmiotem komercyjnym, który poczynił ogromne inwestycje w szybką produkcję dużych ilości leku, jak również w opracowywanie nowych, łatwiejszych do opanowania wersji.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *