Środowa sesja na nowojorskich parkietach przyniosła najmocniejsze spadki od dwóch tygodni. Pretekstów do zamykania długich pozycji dostarczyła sytuacja epidemiologiczna oraz pesymistyczne prognozy gospodarcze. Środowe spadki były niczym kubeł lodowatej wody wylany na rozgrzane głowy inwestorów. Przez ostatnie dwa tygodnie amerykańskie indeksy rosły jak na drożdżach. Dotyczyło to zwłaszcza Nasdaqa, napędzanego nieustannie drożejącymi akcjami technologicznych gigantów spod szyldu FANG+.  Tym razem jednak pierwsze skrzypce grały giełdowe niedźwiedzie. Dow Jones poszedł w dół o 2,72 proc., co przekładało się na 710 punktów straty i spadek do 25 445,94 punktów. S&P500 po utracie 2,59 proc. znalazł się na poziomie 3 050,33 pkt. Nasdaq zaliczył spadek o 2,19 proc. i został strącony poniżej 10 000 pkt.b „Oficjalnym” wytłumaczeniem środowej przeceny była decyzja gubernatorów stanów Nowy Jork, New Jersey i Connecticut, którzy wprowadzili obowiązek 14-dniowej kwarantanny dla osób przyjeżdżających z dziewięciu, głównie południowych, stanów USA. Chodzi przede wszystkim o Florydę i Teksas, gdzie od kilku dni notuje się wyraźny wzrost liczby chorych na Covid-19. Dla inwestorów taka informacja jest ostrzeżeniem, że kolejna fala lockdownów dewastujących gospodarkę wciąż jest możliwa, choć jeszcze dzień wcześniej zapewniano nas, że się one nie powtórzą.


Oliwy do ognia dolał Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który obniżył tegoroczną prognozę spadku globalnego PKB z 3 proc. do 4,9 proc. Poprzednia prognoza pochodziła z kwietnia, a więc już uwzględniała skutki koronawirusowego szaleństwa.  Oczekiwania MFW i tak są dość optymistyczne, bo zakładają powrót światowego PKB do poziomu z 2019 roku już w roku 2021. Do kupowania akcji zniechęcały też sygnały płynące od amerykańskich polityków. Podobno administracja USA rozważa nałożenie wartych 3,1 mld dolarów ceł na dobra importowe z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii –podawała agencja Bloomberg, powołując się na dokument przygotowany przez przedstawiciela USA ds. handlu Roberta Lighthizera. Oznaczałoby otwarcie nowego frontu w nieco przygaszonej wojnie handlowej prowadzonej przez administrację Donalda Trumpa.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) drastycznie obniżył swoje prognozy globalnego wzrostu gospodarczego na ten rok przewidując o wiele niekorzystniejsez gospodarcze konsekwencje pandemii niż dwa miesiące temu. Według analityków IMF, globalna gospodarka skurczy się aż o 4,9 proc., wobec “jedynie” 3 proc. prognozowanych w poprzednim raporcie w kwietniu. Będzie to najgorsza recesja od Wielkiego Kryzysu w latach 30. Jeśli chodzi o same Stany Zjednoczone, to największa światowa gospodarka zanotuje spadek PKB aż o 8 proc., czyli więcej niż ocenił IMF w kwietniu: na 5,9 proc. Rzecz jasna, to najpotężniejszy roczny spadek od czasów II wojny światowej. W środę liczba zakażeń koronawirusem na cały świecie przekroczyła 9,2 miliona przypadków, z czego lwią część stanowią Stany Zjednoczone z 2,3 mln, jak wynika ze statystyk podanych przez Johns Hopkins University. Liczba zgonów na świecie zbliża się do 0,5 mln osób, 121 tys. z nich było obywatelami USA. Zdecydowanie źle wygląda także kwestia bezrobocia w Stanach Zjednoczonych. Ekonomiści oceniają, że w zeszłym tygodniu kolejne 1,3 do 1,4 mln Amerykanów złożyło wniosek o opiekę socjalną z uwagi na utratę pracy. Oznacza to, że łączna liczba pozbawionych pracy Amerykanów, którzy w ciągu 14 tygodni złożyli wnioski wyniesie zatrważające 47 mln.

Larry Kudlow, doradca ekonomiczny Białego Domu powiedział, że wzrost nowych przypadków zakażeń koronawirusem w niektórych miejscach USA może spowodować konieczność ich „zamknięcia”, informuje Reuters. Kudlow wykluczył możliwość „zamknięcia” całego kraju. Podkreślił, że nadal jest przekonany o zdecydowanym odbiciu w górę gospodarki i jego trajektorii w kształcie litery „V”. Kudlow twierdzi, że wzrost w trzecim i czwartym kwartale będzie wynosił ok. 20 proc.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *