Nasdaq Composite zakończył na plusie ósmą sesję z rzędu i po raz drugi z rzędu poprawił historyczny rekord. Wzrosty cen akcji na Wall Street przypisywano nadziejom wiązanym z poprawą koniunktury gospodarczej po wiosennym załamaniu. Narracja stojąca za giełdowymi bykami pozostaje niezmienna od tygodni. Z jednej strony mówi się o nadziejach związanych z powolnym znoszeniem zakazów prowadzenia działalności gospodarczej i przywracania normalności po koronawirusowym szaleństwie. A równocześnie wciąż aktywny jest temat dodatkowych „stymulantów”: ostatnio głównie ze strony fiskalnej. – Ludzie czują się dobrze z gospodarką i nie są zaniepokojeni rosnącą liczbą nowych zakażeń koronawirusem i nie bardzo przejmują się nadchodzącymi wyborami. Muzyka wciąż gra – powiedział Bob Doll, główny strateg rynków akcji w Nuveen, cytowany przez agencje Reuters. Ten optymizm – czy wręcz już entuzjazm inwestorów – we wtorek było widać gołym okiem. Nasdaq poszedł w górę o 0,74 proc., osiągając wartość 10 132,87 pkt. – to nowy rekord zamknięcia tego indeksu. Nasdaq wzrósł ósmą sesję z rzędu i już po raz piąty w tym miesiącu poprawił rekord wszech czasów. Dow Jones po zwyżce o 0,50 proc. zameldował się na poziomie 26 155,28 pkt. i do lutowego szczytu brakuje mu jeszcze 11 proc. S&P500 po zwyżce o 0,43 proc. osiągnął wartość 3 131,29 pkt. i od rekordu dzieli go niespełna 8 proc. Oba indeksy przez ostatnie trzy miesiące urosły po przeszło 40 proc.

W optymistyczą narrację o V-kształtnym ożywieniu gospodarczym wpisały się spływające na rynek dane makro. Bardzo pozytywnie zaskoczyły czerwcowe wskazania indeksów PMI w strefie euro, które jednak wciąż nie pokazują ekspansji, a co najwyżej ograniczenie tendencji recesyjnych. Wciąż poniżej bariery 50 punktów utrzymały się indeksy PMI dla Stanów Zjednoczonych – zarówno sektora usług jak i przemysłu. Niemniej jednak są to już odczyty wyraźnie przekraczające 40 punktów, a nie dołujące w bezprecedensowych rejonach poniżej 30 pkt. Nastroje na Wall Street poprawiła też wypowiedź prezydenta Donalda Trumpa, który szybko sprostował słowną „niezręczność” swego doradcy. Zdaniem Trumpa umowa handlowa z Chinami „w pełni nienaruszona”. Giełdowym bykom pomógł także prezydencki doradca Larry Kudlow, który „absolutnie i definitywnie” zapewnił, że nie będzie już drugiego ogólnokrajowego lockdownu w USA.  Inwestorzy ponownie mocniej zaangażowali się w akcje po wzroście optymizmu i nadziei związanych z sygnałami ożywienia gospodarki. Dodatkową zachętą do inwestowania w udziały spółek są spekulacje odnośnie nowych programów stymulacyjnych dla gospodarki.

Brytyjskie akcje radziły sobie znacznie gorzej niż inne zachodnie giełdy każdego roku od referendum w 2016 roku. Gdy już wydawało się, że pesymistyczny trend na Wyspach zaczyna się odwracać, a kwestia Brexitu została finalnie wyjaśniona, negatywny gospodarczy szok wywołany pandemią sprawił, że Wielka Brytania obecnie mierzy się z najgorszą recesją od 300 lat co ma swoje odzwierciedlenie na londyńskiej giełdzie. FTSE 100 będący najpopularniejszym indeksem na londyńskim parkiecie jest daleko w tyle za swoimi odpowiednikami z krajów rozwiniętych. Indeks zrzeszający 100 największych spółek notowanych w Wielkiej Brytanii radzi sobie gorzej nawet od rynków wschodzących, co widać po porównaniu FTSE 100 do popularnego ETF-u łączącego indeksy na rynki wschodzące: MSCI Emerging Markets ETF.  Jeśli weźmiemy pod uwagę przewalutowanie na dolara, FTSE100 jest w tym momencie o niemal 20 proc. niż przed referendum w sprawie Brexitu. Pozytywne odbicie londyńskiej giełdy w związku ze zdecydowanym zwycięstwem Borisa Johnsona i potencjalnym wkroczeniem na nową polityczną drogę, zostało brutalnie zatrzymane przez lockdown spowodowany pandemią COVID-19. Wielka Brytania jest jednym z najbardziej dotkniętych gospodarczo krajów: w kwietniu PKB skurczyło się aż o 24%. Załamanie się cen ropy również mocno wpłynęło na zapaść FTSE 100, gdzie aż 12% kapitalizacji rynkowej stanowią spółki surowcowe. W związku z surowcową zależnością FTSE 100 pocieszające jest natomiast silne odbicie cen ropy, co może wpłynąć na wzrosty w Londynie. Z uwagi na to, że FTSE 100 radził sobie w ostatnich latach przeciętnie, żeby nie powiedzieć: słabo, ma to swoje odzwierciedlenie w wycenach. Rzecz jasna, są one niskie przez co Wielka Brytania jest ostatnimi czasy preferowanym rynkiem akcyjnym przez m.in. UBS Wealth Management. Zachowanie brytyjskiego rynku będzie obecnie w dużej mierze zależeć od kursu funta, który będzie poruszał się zgodnie z sentymentami związanymi z kwestią opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię.

Tomasz Biernacki stał się inwestorem z najdroższym pakietem akcji na warszawskiej giełdzie, kurs kontrolowanego przez niego Dino Polska przez trzy miesiące zyskał 46 proc. Na drugie miejsce spadł Zygmunt Solorz, którego giełdowy portfel to przede wszystkim większościowy pakiet Cyfrowego Polsatu.  Za akcję sieci sklepów Dino Polska we wtorek na koniec sesji giełdowej płacono 205,80 zł, o 1,8 proc. więcej niż dzień wcześniej. To rekordowy kurs firmy, przekładający się na kapitalizację w wysokości 20,18 mld zł. W efekcie pakiet 51,5 proc. akcji spółki należący do jej założyciela Tomasza Biernackiego był wart 10,31 mld zł. Biernacki, znany ze skrzętnego strzeżenia swojej prywatności i nieujawniania wizerunku, jest w firmie szefem rady nadzorczej. Rekordowa wycena Dino Polska, w tym pakietu należącego do Tomasza Biernackiego, sprawiła, że stał się on inwestorem z najdroższym portfelem akcji na warszawskiej giełdzie. Przez ostatnie kilka lat tę pozycję zajmował Zygmunt Solorz, większościowy akcjonariusz Cyfrowego Polsatu i Zespołu Elektrowni Pątnów Adamów Konin. To 57,34 proc. kapitału tej pierwszej firmy stanowi zdecydowaną większość giełdowego majątku Solorza. We wtorek na koniec sesji kurs spółki wynosił 27,16 zł, jej kapitalizacja – 17,37 mld zł, a pakiet należący do Solorza był wart 9,96 mld zł.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *