Pandemia jest kolejnym z serii kamyków, które dostały się w tryby świetnie naoliwionej maszyny, jaką była dla Niemiec przez wiele dekad branża motoryzacyjna. Zapewniała rokrocznie zlecenia dla tysięcy poddostawców, miliony miejsc pracy oraz miliardy wpływów do budżetu. To właśnie koncerny samochodowe poprzez globalną ekspansję wydźwignęły Niemcy z globalnego kryzysu finansowego i były fundamentem ich dominacji politycznej w UE. Lecz w tym kryzysie ten scenariusz się raczej nie powtórzy. Tym razem motoryzacja, której gałęzie wzrostu zostały podcięte już przed pandemią, może być centrum problemów emanujących na całą niemiecką gospodarkę.  Niemal wszystkie państwa UE były wplecione w przez lata pracowicie tkaną sieć dostaw niemieckich koncernów samochodowych. Uznano nawet, że są trzy powody, dla których Viktor Orbán, pomimo swoich licznych wybryków, nigdy nie wyleci z Europejskiej Partii Ludowej. Są nimi Audi, BMW i Mercedes. Pandemia uderzyła w niemiecką motoryzację w trudnym momencie. Jeszcze bardziej uwidoczniła wcześniej widoczne problemy strukturalne: zbyt rozproszone i skomplikowane łańcuchy dostaw oraz zapóźnienia we wdrażaniu nowych technologii Do końca zeszłego tygodnia szefowie koncernów mogli jednak wierzyć, że kryzys stanie się szansą na nowe dotacje od państwa. Pamiętali bowiem doświadczenia poprzedniej wielkiej recesji z 2009 r., gdy sowite dopłaty rządowe na zakup nowego auta w zamian za zezłomowanie starego uruchomiły tymczasową hossę na rynku niemieckim. Jednak koncerny nie doceniły skali wściekłości niemieckiego społeczeństwa za fałszerstwa dieslowe i siły jego nowej ekologicznej tożsamości. Okazało się bowiem, że w nowym rekordowo hojnym pakiecie koniunkturalnym znajdą się dopłaty jedynie dla samochodów elektrycznych, których niemiecka branża ma w swojej ofercie bardzo niewiele.  W powietrzu wisi pytanie: czy niemiecka gospodarka przetrwa głęboki kryzys branży motoryzacyjnej i co to będzie oznaczało dla jej sieci europejskich poddostawców.

IKEA rozmawia z władzami kilku państw o zwrocie pieniędzy otrzymanych na utrzymanie miejsc pracy, bo jej biznes odbudowuje się dużo szybciej niż oczekiwano, donosi The Financial Times. Szwedzki gigant meblowy rozmawia o zwrocie pieniędzy otrzymanych na urlopowanie pracowników w Belgii, Chorwacji, Czechach, Irlandii, Portugalii, Rumunii, Serbii, Hiszpanii i USA, ujawnił dziennikowi Tolga Oncu, szef działalności detalicznej w kontrolującej sieć IKEA Ingka Group. Powiedział, że na początku kryzysu spowodowanego przez pandemię IKEA prognozowała spadek sprzedaży o 70-80 proc. i nie wykluczała konieczności zamknięcia niektórych sklepów. Obecnie wszystkie z wyjątkiem 23 znów działa, a sprzedaż poszła mocno w górę z powodu narastającego w okresie zamknięcia popytu.

American Airlines w piątek zaczęło sesję z kursem otwarcia o 17 proc. wyższą niż cena zamknięcia poprzedniego dnia. Wzrosty są wywołane nowymi informacjami ze strony spółki dotyczącymi rozwiązań radzenia sobie z ograniczeniami transportu i odbudową planu lotów w przyszłych miesiącach.  American Airlines Group Inc. w piątek ogłosiło, że przewiduje 90 proc.  spadek przychodów w drugim kwartale 2020 r. Jednocześnie spółka twierdzi, że do końca roku dzięki przedsięwziętym działaniom jej wydatki będą równe przychodom. Przedstawiciele American Airlines oświadczyli, że popyt powoli się odbudowuje, co zasadniczo pomaga ograniczyć wydatki i poprawić cash flow w firmie. Jednak skutki pandemii, są nadal odczuwalne i loty muszą zostać wznowione choć częściowo w lipcu. Takie plany ma już większość amerykańskich linii lotniczych. American Airlines planuje wznowić 55 proc. regionalnych i 20 proc. międzynarodowych lotów już w następnym miesiącu. American Airlines zapowiada spadek “cash burn rate”, czyli tempa wydawania srodków przez przedsiębiorstwo w odniesieniu do posiadanej gotówki. Według linii lotniczych wydatki spadną do 40 mln już w czerwcu.  Notowania American Airlines w ostatniej sesji na otwarciu osiągnęły kurs akcji na poziomie 16,82 dol., o ponad 83 proc. wyższy od minimów z 14 maja 2020 r. Spółka nadal jest niemal połowę niżej od poziomów z lutego 2020 r.

Josh Harris, współzałożyciel firmy inwestycyjnej Apollo Global Management, oraz David Blitzer, jeden z najważniejszych menedżerów w potężnym funduszu private equity Blackstone, rozważają przejęcie słynnego klubu baseballowego New York Mets. Takie informacje podała agencja Bloomberg, która powołuje się na swoich informatorów. Transakcja ma być przeprowadzona przez firmę Harris Blitzer Sports & Entertainment, która nie jest nowicjuszem na sportowym rynku, bo kontroluje już zespół NBA Philadelphia 76ers, drużynę hokejowej ligi NHL New Jersey Devils i ekipę e-sportową Dignitas. Spółka posiada również udziały w angielskim klubie piłkarskim Crystal Palace. New York Mets powstali w 1962 r. i zdobyli w swojej historii dwa tytuły mistrzów baseballowej ligi MLB.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *