Środa przyniosła kolejną wzrostową sesję na nowojorskich parkietach. Realna gospodarka z trudem wydobywa się z koronawirusowego załamania, lecz ceny akcji powoli wracają do przedkryzysowych rekordów. To był kolejny dzień, w którym niepodzielnie rządził giełdowy byk. S&P500 zanotował czwartą wzrostową sesję z rzędu. W ciągu ostatnich 14 sesji spadł tylko podczas trzech. W tym na plusie zakończył 7 z 8 ostatnich sesji. Ta statystyka dobitnie pokazuje, że obecny trend wzrostowy jest silny i stabilny, w przeciwieństwie do nieco szalonej pierwszej fazy odbicia z przełomu marca i kwietnia. Dow Jones Industrial Average będący drugim najstarszym indeksem akcji w Stanach Zjednoczonych wzrósł już od marcowego dołka o 43,30 proc. zmniejszając tym samym zasięg wcześniejszych spadków do zaledwie 11,73 proc. z ponad 38 proc. Aprecjacja ta sprawiła, że notowania indeksu przekroczyły barierę 26 tys. punktów, co jest najwyższym poziomem od 6 marca br. S&P 500, w skład którego wchodzi 500 przedsiębiorstw o największej kapitalizacji, notowanych na New York Stock Exchange (NYSE) i NASDAQ wzrósł o 42,08 proc. zmniejszając tym samym zasięg wcześniejszych spadków do zaledwie 8,23 proc. z ponad 35 proc. Aprecjacja ta sprawiła, że notowania indeksu przekroczyły barierę 3100 punktów, co jest najwyższym poziomem od początku marca br. Jeszcze więcej optymizmu widać na notowaniach Nasdaq będącego indeksem spółek technologicznych. Jego notowania wzrosły bowiem od marcowych dołków o 46,28 proc. zmniejszając tym samym zasięg wcześniejszych spadków do jedynie symbolicznego 0,51 proc. z niemal 32 proc. Aprecjacja ta sprawiła, że notowania indeksu przekroczyły barierę 9700 punktów, co jest najwyższym poziomem od drugiej połowy lutego br. i jednym z najwyższych w historii notowań.

Sytuacja na froncie rynkowym jest jasna. Ceny akcji idą mocno w górę na fali nadziei związanych z powolnym przywracaniem normalności w gospodarce. Inwestorzy zdają się nie zważać na niemal rekordowo wysokie wyceny amerykańskich akcji i wierzą, że prognozowane na najbliższe kwartały załamanie korporacyjnych zysków jest tylko przejściowe. Zresztą nie mają wielkiego wyboru, ponieważ trzy biliony dolarów, jakie w ostatnich trzech miesiącach „dodrukowała” Rezerwa Federalna, zbiły rentowności obligacji skarbowych do absurdalnie niskich poziomów. W tym kontekście bieżące dane nadchodzące z największej gospodarki świata mają znaczenie drugorzędne. Warto jednak zaznaczyć, że majowy spadek zatrudnienia w sektorze prywatnym – choć wciąż ogromny – okazał się przeszło trzykrotnie mniejszy od oczekiwań. Liczba etatów zmalała „tylko” o 2,76 mln, choć oczekiwano spadku aż o 9 milionów. Jeśli piątkowy raport Departamentu Pracy potwierdzi te liczby, to nawet optymiści będą musieli zweryfikować w górę swoje prognozy gospodarcze. W kwietniu 2020 r. deficyt w handlu zagranicznym Stanów Zjednoczonych wzrósł do 49,4 mld dolarów, wynika z danych Departamentu Handlu. Mediana prognoz ekonomistów zakładała wzrost deficytu do 49,0 mld z 42,3 mld dolarów miesiąc wcześniej.

Zaskoczeń nie było w przypadku dwóch pozostałych raportów makro. Kwietniowa wartość zamówień na dobra trwałego użytku (co w USA jest synonimem inwestycji przedsiębiorstw) była o 17,7 proc. niższa niż w marcu. Ogółem zamówienia w amerykańskim przemyśle skurczyły się o 13 proc. mdm po spadku o 11 proc.mdm w marcu. Jest to więc oczekiwana katastrofa. Wyraźnie poprawiła się za to koniunktura w sektorze usług, który w kwietniu został poddany ciężkiej próbie. Wskaźnik ISM dla tego sektora podniósł się z 41,8 pkt. do 45,4 pkt., przewyższając rynkowy konsensus (44 pkt.). Co prawda wskaźnik ten wciąż sygnalizuje poważną recesję, ale jeśli będzie się poprawiał w dotychczasowym tempie, to być może już trzeci kwartał przyniesie ożywienie w gospodarce USA. Warto dodać, że wzrósł subindeks cen, co sygnalizuje utrzymanie się presji na wzrost cen w Stanach Zjednoczonych pomimo deflacyjnych efektów tańszej ropy naftowej i generalnego spadku popytu konsumenckiego.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *