Incydenty na chińsko-indyjskiej, nigdy niewytyczonej granicy trwają od miesiąca, a ich tłem są infrastrukturalne ambicje obu mocarstw.

Wojny raczej z tego nie będzie – Nowe Delhi i Pekin za wszelką cenę unikają użycia broni palnej – ale sprzeczności między państwami, które łącznie zamieszkuje 2,8 mld ludzi, są trudne do pogodzenia.

Wszystko zaczęło się 5 maja. Tego dnia 250 żołnierzy obu państw stoczyło bójkę na pięści i kamienie nad Pangong Tso, leżącym na pograniczu indyjskiego Ladakhu i chińskiego Tybetu. Jezioro leży w górach na wysokości 4250 m.

Na pograniczu obu mocarstw Pangong Tso znalazło się po chińskiej agresji w 1962 r., dzięki której Chińczycy opanowali znaczną część spornego terytorium Aksai Chin. Od początku maja tego typu incydenty zaczęły się powtarzać. Schemat na całym terenie Aksai Chin jest ten sam, a do pojedynczych wydarzeń tego typu doszło też w Sikkimie, na krótkim odcinku indyjsko-chińskiej granicy między Bhutanem i Nepalem. Chińscy żołnierze wkraczają na kilka kilometrów wgłąb terenów uznawanych za kontrolowane przez Indie, po czym się okopują, a napotkane indyjskie patrole witają kamieniami i pałkami. Broni palnej nikt nie używa w obawie przed wybuchem wojny, a na linii granicznej od 1975 r. nikt nie zginął. Tym niemniej sprawa jest poważna.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *