Ani załamanie korporacyjnych zysków, ani chińskie zakusy na autonomię Hongkongu, ani fatalne dane z rynku pracy nie były w stanie wywołać spadków na Wall Street. S&P500 utrzymał się blisko najwyższych poziomów od początku marca. Według wstępnych szacunków – bazujących na wynikach 90proc. spółek – korporacyjne zyski przypadające na indeks S&P500 w I kwartale spadły o 13,8 proc. rdr. To niewiele mniej niż w III kw. 2009 roku, gdy zyski amerykańskich spółek zanotowały regres o 15,7 proc. rdr. A przecież był to kwartał, gdy koronawirusowy lockdown dopiero się rozpoczynał. W II kwartale analitycy spodziewają się spadku zysków spółek o blisko 30 proc. Jednakże inwestorzy nadal chętnie kupują skrajnie przewartościowane akcje, przy relacji c/z rzędu 23 i to w dodatku na bazie oczekiwanych wyników. Trudno o racjonalne uzasadnienie dla tak wyśrubowanych wycen w otoczeniu największego załamania gospodarczego od czasów Wielkiego Kryzysu sprzed 90 lat. A jednak popyt na bardzo drogie akcje trzyma się całkiem nieźle. W piątek S&P500 zakończył sesję ponad kreską, czyli blisko najwyższych poziomów od 6 marca. Nasdaq zyskał 0,43 proc., ale do lutowego rekordu wszech czasów brakuje mu nieco ponad 5 proc. Dow Jones cofnął się tylko o 0,04 proc, do 24 465,16 pkt.

 

Zastanawiające jest, że amerykański rynek kompletnie zignorował plany władz w Pekinie, które chciałyby w praktyce skasować specjalny status Hongkongu – jednego z globalnych centrów gospodarczych i finansowych.  Co więcej, zamach na państwo-miasto potencjalnie grozi eskalacją konfliktu geopolitycznego ze Stanami Zjednoczonymi i ryzyko powrotu wojny celnej. Choć w piątek nie opublikowano przełomowych danych makroekonomicznych, to o problemach realnej gospodarki przypomniały inwestorom statystyki Departamentu Pracy. W 43 z 50 amerykańskich stanów odnotowano w kwietniu rekordowy poziom stopy bezrobocia. Najgorzej było w Nevadzie, gdzie po zamknięciu lokali w Las Vegas stopa bezrobocia wzrosła o 21,3 pkt. proc. (!), dochodząc do 28,2 proc.

 

Mimo utrzymującego się napięcia na linii USA-Chiny na otwarciu tygodnia sentyment pozostaje bardzo doby, a główne indeksy pną się w kierunku ubiegłotygodniowych szczytów. Wszystko przez stopniowe luzowanie obostrzeń na świecie i odmrażanie gospodarki. Japonia znosi stan wyjątkowy w rejonie Tokio, a w Australii kolejna grupa dzieci wraca do szkoły. Również na północy Włoch, czyli najbardziej dotkniętym przez pandemię rejonie Europy po raz pierwszy nie odnotowano żadnego przypadku śmiertelnego. Kontrakt terminowy na S&P 500 dociera do 2960 pkt., a niemiecki Dax wychodzi powyżej 11 100 pkt. Dzisiejsze święto w USA oraz Wielkiej Brytanii powinno jednak ograniczać zmienność na rynku. Stany Zjednoczone planują dołączenie 33 chińskich przedsiębiorstw do czarnej listy, która ogranicza współpracę gospodarczą. Wszystko to po tym jak Chiny zmieniły przepisy bezpieczeństwa dla Hong Kongu, co spotkało się z szeroką krytyką i kolejnymi protestami przeciwko ograniczenia autonomii regionu. Rynek waży obecnie co jest bardziej istotne czy powrót do aktywności, czy ponowne ryzyko zaostrzenia sporu linii USA-Chiny. Jak na razie przewagę mają byczo nastawieni uczestnicy rynku, co stwarza szanse na wyjście na nowe popandemiczne szczyty. Największym zagrożeniem obecnie dla rynków pozostaje nie koronawirus, a wznowienie amerykańsko-chińskiej wojny handlowej. Świat powoli zaczyna spychać COVID-19 do defensywy. Dynamika nowych zarażeń obniża się, a aktywność powoli jest odbudowywana. Jeśli konflikt na linii USA-Chiny nie będzie się nasilał, indeksy sukcesywnie powinny piąć się na północ. Historia pokazuje jednak, że ryzyka z związku z tym pozostają znaczące i pytanie tylko kiedy się zmaterializują. Na rynku walutowym dolar odzyskuje siły, a kurs EURUSD spada poniżej 1.08.  Poprawę nastrojów widać również na rynku ropy, gdzie baryłka WTI rusza w kierunku 34 dolarów. Notowania złota utrzymują się natomiast w okolicy 1725 dolarów za uncję.

 

W poniedziałek, 25 maja 2020 roku, Stany Zjednoczone obchodzą Dzień Pamięci, w Wielkiej Brytanii przypada natomiast jedno z corocznych świąt bankowych. W związku z tym, Amerykanie i Brytyjczycy cieszą się długim weekendem, a rynki finansowe będą pozbawione płynności z giełd w Nowym Jorku oraz Londynie. W związku z tym zmianie ulec mogą harmonogramy i zasady notowań instrumentów opartych o rynki bazowe.  Z informacji udzielanych przez brokerów i domy maklerskie wynika, że w związku z poniedziałkowymi świętami zmienione zostaną godziny i warunki handlowe dla głównych aktywów rynku towarowego (w tym cukru, pszenicy, kakao, miedzi, itd.), głównych indeksów giełdowych oraz metali szlachetnych.  Amerykański Dzień Pamięci (z ang. Memorial Day), jest to święto państwowe obchodzone w ostatni poniedziałek maja, upamiętniające wszystkich tych mieszkańców USA, którzy zginęli w trakcie sprawowania służby wojskowej. Obchody nabrały mocy prawnej, aby oddać hołdy żołnierzom Unii biorącym udział w amerykańskiej wojnie domowej (secesyjnej). Dla Amerykanów data ta jest również nieoficjalnym startem letniego sezonu wakacji. Wiele osób odwiedza groby oraz pomniki, aby uczcić pamięć wszystkich tych, którzy polegli w służbie dla kraju. W związku z tym wszystkie instytucje publiczne, ale również prywatne przedsiębiorstwa są w ten dzień zamknięte – nie funkcjonują giełdy oraz oddziały banków, przez co na rynku zabraknie dzisiaj tak niezbędnej płynności z Nowego Jorku i innych ośrodków handlowych.  Jeżeli chodzi o Wielką Brytanię to wiosenne święto bankowe (z ang. Bank Holiday) jest dniem wolnym od pracy, dotyczącym pracowników sektora finansowego. Chociaż formalnie nie ma prawa stanowiącego o dniach wolnych w pozostałych branżach, większość Wyspiarzy cieszy się jednak wtedy z długiego weekendu. Co ciekawe jeszcze do 1834 w Anglii takich „świąt” było około 33 – obecnie liczbę zredukowano do czterech. Spring Bank Holiday obchodzone są we wszystkich państwach wchodzących w skład Zjednoczonego Królestwa. W związku ze świętem bankowym londyńska giełda nie prowadzi notowań. Kolejny taki dzień wolny zaplanowany jest na 31 sierpnia 2020 roku.

 

Instytucje finansowe i banki nie radzą sobie najlepiej w trakcie kryzysu wywołanego przez koronawirusa. Lockdown, zawirowania na rynkach i niskie stopy procentowe odbijają się na notowaniach banków i funduszy. Jednak wśród tracących w tym roku spółek z sektora finansowego wyłania się BlackRock, którego gwiazda “świeci na zielono”.  BlackRock to największa na świecie firma inwestycyjna zajmująca się zarządzaniem aktywami. Swoje fundusze oferuje pod marką iShares i zarządza łącznym kapitałem blisko 7 bln dolarów. Akcje BlackRock (BLK) wzrosły w tym roku o 1%. Co prawda, nie jest to wynik fantastyczny, ale jakikolwiek wzrost w tym sektorze przyciąga uwagę do spółki. Szczególnie w porównaniu z funduszem SPDR sektora finansowego (XLF), który śledzi indeks indeks akcji instytucji finansowych S&P 500. Ten bowiem spadł w tym roku o prawie 30 proc.  Co ciekawe, Rezerwa Federalna wykorzystała niedawno BlackRock, aby zrealizować plan banku centralnego dotyczący inwestowania w tak zwane ETF-y obligacji śmieciowych. Odbiło się to szerokim echem, gdyż BlackRock zarządza kilkoma dużymi funduszami o stałym dochodzie, które posiadają obligacje korporacyjne o wysokiej stopie zwrotu. Jednak pomimo zawirowań na rynku, BlackRock nadal cieszy się ogromnym popytem na swoją rodzinę ETFów iShares. Firma ogłosiła w kwietniu, że w pierwszym kwartale zanotowała 13,8 mld USD wpływów netto do tych funduszy. iShares skupia obecnie 1,85 biliona dolarów w zarządzanych aktywach, co stanowi prawie 30 proc. z 6,47 biliona dolarów firmy ogółem.  Od początku 2020 roku BlackRock zyskuje nieco ponad 1 proc. Jest to bardzo dobry wynik na tle sektorowego funduszu SPDR (XLF), który w tym samym czasie traci prawie 29 proc. Na początku tygodnia notowania BlackRock ustanowiły nowe maksima, niemal 3-miesięczne maksima. Jednak cena nie była w stanie utrzymać się ponad oporem w pobliżu 520 dolarów.

 

W trakcie niedzielnej sesji Bitcoin pogłębiał spadki, tracąc ponad 5 proc. swojej wartości (niemal 500 dolarów) i testując najniższe poziomy od 12 maja. W poniedziałkowy poranek kurs BTC próbował pogłębiać deprecjację i na luksemburskiej giełdzie Bitstamp kosztował 8630 dolarów, jednak ostatecznie najstarsza z kryptowalut skromnie odbija. Na rynku altcoinów dominuje kolor czerwony, a Ether, XRP i Litecoin tracą około 4 proc. O ile spora część analityków jest zgodna co do kontynuowania ruchów wzrostowych przez Bitcoina w dłuższym terminie, to w krótkim nie wykluczają sekwencji spadkowych i między innymi testu 8 tysięcy dolarów.  Łączna kapitalizacja rynku cyfrowych aktywów spada o 4,8 proc. do poziomu 250 miliardów dolarów, a liderem osunięć jest Cardano (-7 proc.). W ujęciu dobowym silnie traci jeszcze TRON oraz Bitcoin SV, a drugi pod względem kapitalizacji Ether oddaje ponad 4 proc. i powraca w okolice 200 dolarów.

 

Hertz, jedna z czołowych wypożyczalni samochodów złożyła wniosek o upadłość i ochronę przed wierzycielami. Hertz został szczególnie mocno dotknięty skutkami pandemii koronawirusa.  – Wpływ COVID-19 na popyt na podróże był ogromny, co spowodowało nagły spadek przychodów firmy. Hertz podjął natychmiastowe akcje mające na celu ochronę zdrowia pracowników i klientów oraz wyeliminował wszystkie niekonieczne wydatki, aby zachować płynność. Niewiadomą pozostaje to, kiedy przychody ponownie wzrosną, a rynek samochodów używanych wróci do normy – tymi słowami Hertz uzasadnił decyzję o skorzystaniu z Rozdziału 11 Kodeksu Upadłościowego USA. Jeżeli procedura zostanie w pełni zastosowana i uda się zawrzeć porozumienie z wierzycielami, Hertz planuje kontynuowanie działalności w USA. We wniosku nie zostały zawarte oddziały spółki funkcjonujące w Europie, Australii i Nowej Zelandii, jak również partnerzy działający na zasadzie franczyzy. W ostatnich tygodniach Hertz informował o zwolnieniu 12 000 pracowników oraz ograniczeniu zakupu nowych aut o 90 proc. Historia firmy Hertz sięga 1918 r. Pierwszymi oferowanymi samochodami były Fordy T. Jak podkreślają amerykańskie media, koronawirusowy kryzys okazał się więc gorszy od skutków Wielkiego Kryzysu, II wojny światowej czy szoków naftowych. O problemach Hertza świadczyło też zachowanie kursu jego akcji. Na początku roku walory spółki kosztowały 16 dolarów, zaś w pierwszym dołku koronawirusowego krachu już tylko 4,15 USD. Odbicie do 8 dolarów okazało się nietrwałe i po 2 miesiącach spadków na koniec piątkowej sesji akcje Hertza wyceniano na 2,84 USD. W handlu posesyjnym inwestorzy sprowadzili kurs jeszcze niżej, do 1,82 USD.

 

Niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe nakazał w poniedziałek Volkswagenowi zrekompensować stratę nabywcy jego auta, w którym doszło do manipulacji emisją spalin. Werdykt zapadł prawie pięć lat po tym jak w USA ujawniono, że Volkswagen manipulował pomiarem emisji spalin w autach z silnikami diesla, aby spełniały normy. Koncern, który przyznał się do wprowadzenia nielegalnych rozwiązań w 11 mln samochodów dość szybko załatwił sprawę odszkodowań dla nabywców takich aut w USA. W Europie jednak potoczyła się ona inaczej. Dlatego werdykt niemieckiego Trybunału może mieć duże znaczenie. Zdecydował on, że Herbert Gilbert, emeryt, który nabył w 2014 roku używanego volkswagena sharan z silnikiem diesla, ma dostać zwrot jego ceny minus opłata za użytkowanie wynikająca z przebiegu samochodu.

 

Koszykarz Kobe Bryant nie ograniczał się wyłącznie do zarobku poprzez sport. Inwestował też w różne projekty. Teraz wdowa po nim, Vanessa Bryant, z tytułu tej inwestycji otrzyma ogromne pieniądze.  W przeszłości Kobe Bryant zainwestował 5 mln dolarów w udziały w firmie BodyArmor. To była świetna decyzja legendy Los Angeles Lakers, bo przez lata wartość marki powiększyła się co najmniej kilkukrotnie. Gdy Mike Repole, założyciel BodyArmor, w 2018 roku sprzedał znaczny pakiet akcji Coca-Coli, transakcja została wyceniona na 2 mld dolarów. Gdy sprzedaż zostanie formalnie zakończona, Vanessa Bryant, wdowa po zmarłym koszykarzu, otrzyma ok. 200 mln dolarów.  Wygląda zatem na to, że Kobe Bryant przed laty pozyskał 10 proc. udziałów w firmie. Inwestycja była strzałem z dziesiątkę, bo akcje Bryanta z wartych 5 mln dolarów stały się wartymi… 40 razy więcej.  Kobe Bryant zginął 26 stycznia w katastrofie helikoptera w Calabasas. Na pokładzie była także jego córka Gianna i siedem innych osób.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *