Po środowych wzrostach S&P500 znalazł się na najwyższym poziomie od 6 marca, gdy koronawirusowy krach dopiero nabierał rozpędu. Na rynku panuje przekonanie, że postępuję „otwieranie gospodarki” przy wsparciu interwencji państwa uchroni Amerykę przed powtórką Wielkiego Kryzysu. Po wtorkowych spadkach na Wall Street powrócił poniedziałkowy entuzjazm. Optymizm dało się poczuć prawie na każdym rynku. Jedyne, co dziwiło, to fakt, że ceny obligacji skarbowych (będących dla inwestorów synonimem bezpieczeństwa) wciąż nie chciały spadać. Rosły za to notowania surowców (a zwłaszcza zwyżkujących po przeszło 4 proc.  ropy, platyny i palladu).  No i oczywiście wzrastały także giełdowe indeksy. S&P500 poszedł w górę o 1,67 proc., docierając na wysokość 2 971,61 pkt., delikatnie poprawiając lokalne maksima z kwietnia i maja, których nie potrafił przekroczyć przez ostatnie trzy tygodnie. Teraz barierą może się okazać okrągły poziom 3000 pkt. Poprzednich lokalnych szczytów nie pobił Dow Jones, który w środę podniósł się o 1,52 proc. Wzrostową passę kontynuował Nasdaq Composite, który po zwyżce o 2,08 proc. znalazł się najwyżej od lutego i znajduje się już 4,6 proc. wyżej niż na początku roku. To nieco absurdalna sytuacja, gdy realna gospodarka przeżywa najgłębszą zapaść od 90 lat, a oczekiwania względem zysków spółek spadają w dwucyfrowym tempie.

 

Za gros tej koronawirusowej hossy odpowiada dosłownie pięć spółek. W środę kursy akcji Facebooka i Amazona ustanowiły nowe rekordy. Zrzeszający walory technologicznych gigantów FANG Index niema pobił lutowy rekord wszech czasów i notowany jest już 21 proc. wyżej niż na początku roku. Natomiast indeks S&P500 bez uwzględnienia spółek technologicznych wciąż jest prawie 12 proc. pod kreską w 2020 roku.  Rynek zdaje się wierzyć, że choć teraz jest bardzo źle, to za jakiś czas będzie znacznie lepiej. Optymizm budzi powolne znoszenie drakońskich zakazów, które w marcu i kwietniu sparaliżowały gospodarkę i odebrały Amerykanom podstawowe prawa obywatelskie. Ponadto Wall Street pokłada nadzieję w Rezerwie Federalnej i Departamencie Skarbu. Ta pierwsza od początku marca „dodrukowała” ponad 2,6 bln dolarów, a ten drugi zapożycza się jak szalony, transmitując świeżo dodrukowaną gotówkę do wielkich korporacji i w mniejszym stopniu także do zwykłych Amerykanów.

W maju 2020 r. ideks opracowywany przez oddział Banku Rezerw Federalnych z Filadelfii i obrazujący koniunkturę wytwórczą w tym regionie Stanów Zjednoczonych wzrósł do -43,1 pkt. Mediana prognoz ekonomistów zakładała wzrost wskaźnika do -41,5 pkt z -56,6 pkt miesiąc wcześniej.  W tygodniu zakończonym 16 maja liczba osób po raz pierwszy ubiegających się o zasiłek dla bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych wyniosła 2438 tys., wynika z danych Departamentu Pracy. To wynik gorszy od medianych prognoz ekonomistów, która zakładała spadek tej liczby do 2400 tys. z 2687 tys. tydzień wcześniej po korekcie z 2981 tys.

 

W maju przemysł i usługi czołowych europejskich gospodarek wciąż znajdowały się w kryzysie, choć jego skala była nieco niższa niż w historycznie słabym kwietniu.  Wstępne odczyty indeksów PMI dla Francji i Niemiec stanowiły najważniejszą publikację makroekonomiczną tego tygodnia. Ekonomiści wyczekiwali sygnałów poprawy sytuacji po tym, jak kwiecień pokazał fatalną sytuację zarówno w przemyśle, jak i usługach. Okazało się, że sektory te nadal są w recesji, lecz nie tak silnej jak miesiąc wcześniej. Fakt ten należy wiązać ze stopniowym znoszeniem restrykcji, które w kwietniu sparaliżowało życie gospodarcze w wielu krajach. Tradycyjnie na pierwszy ogień poszła Francja, gdzie przemysłowy PMI w maju wzrósł do 40,3 pkt wobec 31,5 pkt w kwietniu i oczekiwaniach na poziomie 36,1 pkt. Wyraźnie odbiły też usługi – skok z kwietniowych 10,2 pkt do majowych 29,4 pkt również przewyższył konsensus ekonomistów (27,8 pkt). Podobnie sytuacja wyglądała w Niemczech. Sektor wytwórczy największej gospodarki Europy pokazał wzrost indeksu PMI z 34,5 pkt do 36,8 pkt. Nie wystarczyło to jednak do przekroczenia konsensus analityków (39,2 pkt). Sztuka ta udała się sektorowi usługowemu, w którym odnotowano 31,4 pkt wobec spodziewanych 26,6 pkt oraz kwietniowych 16,2 pkt. Lepiej od oczekiwań wypadły także zbiorcze indeksy dla całej strefy euro. W przypadku przemysłu odnotowano 39,5 pkt. wobec 33,4 pkt. w kwietniu i oczekiwaniach na poziomie 38 pkt. Z kolei w usługach PMI sięgnął 28,7 pkt. wobec 12 pkt. w kwietniu i oczekiwaniach na poziomie 25 pkt. W komentarzu do danych, główny ekonomista IHS Markit Chris Williamson przedstawił prognozę, według której w drugim kwartale PKB strefy euro spadnie o 10 proc. r/r, a w całym 2020 r. o 9 proc. r/r. Na pełny powrót do stanu sprzed pandemii, poczekać trzeba będzie natomiast kilka lat.

 

Rząd Stanów Zjednoczonych zdecydował się na przekazanie miliarda dolarów firmie AstraZeneca – brytyjsko-szwedzkiemu koncernowi farmaceutycznemu. Środki te mają posłużyć firmie do rozwijania i ewentualnej produkcji szczepionki przeciwko COVID-19 opracowanej przez naukowców z Oxfordu.  AstraZeneca ogłosiła, że ma zamówienia na łącznie 400 milionów dawek. Inwestycja ta przyspiesza wyścig o zabezpieczenie dostaw szczepionek, które są kluczowe w ponownym ożywieniu gospodarek po kryzysie spowodowanym koronawirusem. Koncern otrzymał pieniądze od Biomedical Advanced Research and Development Authority i poinformował, że zapewnił sobie zdolność produkcyjną na poziomie miliarda dawek. Dotacja została przyznana, mimo że szczepionka firmy jest nadal w fazie testów na ludziach, bez gwarancji skuteczności. Szczepionka z Uniwersytetu Oxfordzkiego jest jedną z najbardziej obiecujących szczepionek na świecie, a AstraZeneca twierdzi, że prawdopodobnie pierwsze sztuki wyprodukuje już we wrześniu. Dotację od amerykańskiego rządu otrzymał także francuski koncern farmaceutyczny Sanofi, z czego 30 milionów dolarów na szczepionkę przeciwko COVID-19 i 226 milionów dolarów nagrody w grudniu na zwiększenie zdolności produkcyjnych w zakresie szczepionki przeciwko grypie pandemicznej.  W Europie prace nad zapewnieniem dostaw szczepionek są wolniejsze, przez brak skoordynowanego działania. Sanofi zapowiedziała jednak, że prowadzi rozmowy z kilkoma rządami w celu ustalenia ewentualnych przyszłych dostaw.  Według brytyjskiej firmy Amerykanie wesprą finansowo końcowy etap badania klinicznego, w którym weźmie udział 30.000 uczestników, w tym dzieci.

 

Zapasy ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych spadły kolejny raz z rzędu. Tym razem skurczyły się o prawie 5 mln baryłek. Wraz ze zmniejszeniem produkcji tego surowca przez najważniejszych producentów pomaga to złagodzić obawy o nadwyżkę podaży jaką wywołała epidemia COVID-19. W rezultacie obserwujemy wzrost kursu ropy WTI, która znalazła się na ponad 2-miesięcznych maksimach.  Jak podała Energy Information Administration (EIA), zapasy ropy w Stanach Zjednoczonych skurczyły się o 4,98 mln baryłek. Rynki oczekiwały natomiast wzrostu o 1,151 mln baryłek, a zatem informacja pozytywnie wpłynęła na notowania czarnego złota.  – Choć sygnały, że presja na magazynowanie WTI maleje są pozytywne dla cen, najnowszy raport pokazuje, że spadek zapasów wynika bardziej z czynników podażowych niż rosnącego popytu na produkty – czytamy w notce Capital Economics opublikowanej w środę. – Dzięki zarządzaniu podażą przez zgodność z OPEC + i ożywieniu popytu w Azji Północnej, szczególnie w Chinach, wszystko idzie w dobrym kierunku, jeśli chodzi o wspieranie cen ropy – powiedział Victor Shum, wiceprezes Energy Consulting w IHS Markit.  – Jeśli nie będzie niespodzianek z drugą lub trzecią falą ataku wirusa, a kluczowi członkowie OPEC+, w szczególności Arabia Saudyjska, dokonają więcej cięć, spodziewamy się, że stopniowa poprawa będzie kontynuowana w drugiej połowie roku – dodał Shum.  Podczas wczorajszej sesji, kurs ropy naftowej WTI zyskał ponad 4,5 proc, a dziś rośnie o 1,74 proc. Wczorajsze zamknięcie wypadło ponad kwietniowymi maksymami i tym samym cena znalazła się na poziomach widzianych ostatnio w I połowie marca.

Donald Trump na Twitterze zaatakował Chiny oskarżając je o prowadzenie kampanii dezinformacyjnej dotyczącą koronawirusa. Mówiąc o tym, że “wszystko pochodzi z góry” sugerował, że za propagandowym atakiem na Stany Zjednoczone i Europę stoi prezydent Chin Xi Jinping. Prezydent USA uważa także, że celem Państwa Środka jest zapobiegnięcie jego reelekcji w listopadowych wyborach. Kurs dolara zyskuje dziś do juana ponad 0,2 proc. Od czasu wybuchu pandemii koronawirusa, który bardzo mocno rozprzestrzenił się w USA, Donald Trump oraz urzędnicy z jego otoczenia niejednokrotnie winili za to Chiny. Pod koniec kwietnia Trump twierdził, że powstanie koronawirusa SARS-CoV-2 i wywołanie za jego pomocą globalnej pandemii nie było przypadkowe. Amerykański prezydent uważa, że Chiny celowo stworzyły i rozprzestrzeniły wirusa, byle tylko nie dopuścić do jego reelekcji w jesiennych wyborach prezydenckich w USA. Trump cały czas podtrzymuje ten pogląd na co wskazuje wczorajsza seria tweetów. O ile wcześniej winił Chiny ogólnie utrzymując przy tym dobre relacje z Xi Jinpingiem, teraz wskazuje na niego, jako winnego dezinformacji i propagandy.  Prezydent USA twierdzi, że poprzez kampanię dezinformacyjną, Chiny chcą wesprzeć Joe Bidena w wyścigu o fotel prezydencki, by dalej mogły okradać Stany Zjednoczone, tak jak robiły to przed elekcją Trumpa. Chińskie ministerstwo spraw zagranicznych odpiera zarzuty, zarówno te dotyczące umniejszania szansa na reelekcję Trumpa jak i celowego wypuszczenia koronawirusa.

 

Pekin dynamizuje działania mające na celu uzyskanie wiodącej pozycji na świecie w zakresie kluczowych technologii, planując wpompować do gospodarki ponad bilion dolarów dzięki wdrożeniu wszystkiego, od sieci bezprzewodowych po sztuczną inteligencję. W ramach wspieranego przez prezydenta Xi Jinpinga planu, Państwo Środka zainwestuje około 1,4 bln dolarów do 2025 r. w najnowocześniejsze rozwiązania z zakresu zaawansowanych technologii. Pekin wezwał władze miast  i prywatnych gigantów technologicznych, takich jak Huawei Technologies do budowy sieci bezprzewodowych piątej generacji, instalacji kamer i czujników oraz rozwoju oprogramowania AI, które będą stanowić podstawę autonomicznej jazdy do zautomatyzowanych fabryk i masowego nadzoru.

 

Wenezuela złożyła pozew przeciwko Bankowi Anglii domagając się miliarda dolarów w związku z odmową wydania przez BoE złota zdeponowanego w jego skarbcach. Rząd Wenezueli z Nicolásem Maduro na czele szuka środków na złagodzenie pogłębiającego się kryzysu gospodarczego i zdrowotnego.  Wenezuelski bank centralny od lat przechowywał w skarbcach BOE złoto stanowiącą jego rezerwę. Pod koniec 2018 roku Banco Central de Venezuela próbował uzyskać dostęp do złota, ale BOE odmówił. Rząd brytyjski, wraz z około 60 innymi na całym świecie, nie uznaje Maduro za prawowitego prezydenta Wenezueli, twierdząc, że sfałszował ostatnie wybory dwa lata temu. W pozwie złożonym w londyńskim High Court BCV ubiega się o sądowy nakaz przekazania 930 milionów euro, czyli równowartość wenezuelskiego złota znajdującego się w posiadaniu BOE.  – Nie ma lub nie ma wystarczających podstaw do takiej odmowy. Działania banku centralnego Zjednoczonego Królestwa pozbawiają BCV dostępu do jego rezerw złota w czasie kryzysu krajowego i globalnego, a tym samym uniemożliwiają BCV i Programowi Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) zajęcie się walką ze skutkami epidemii. – czytamy w pozwie. BCV używa UNDP jako pretekstu dla umocnienia swoich roszczeń. Wenezuelski rząd twierdzi, że przekaże środki ze sprzedaży złota właśnie tej instytucji. BOE pytany o komentarz odpowiedział, że nie komentuje indywidualnych relacji z klientami. Sytuacja epidemiologiczna w Wenezueli jest fatalna. ONZ przedstawia ją jako jedno z pierwszych państw do których skieruje pomoc do walki z COVID-19. W wielu szpitalach brakuje podstawowego wyposażenia, a nawet bieżącej wody. Sprawa zablokowanych rezerw złota stała się pilniejsza, ponieważ Międzynarodowy Fundusz Walutowy odrzucił wniosek Wenezueli o pożyczkę w wysokości 5 miliardów dolarów na walkę z koronawirusem.

 

Deutsche Lufthansa ogłosiła, że jest bliska zawarcia wielomiliardowej umowy ratunkowej, dzięki której państwo stanie się jej największym udziałowcem. Problemy niemieckiego przewoźnika spowodowane są drastycznym spadkiem popytu na usługi lotnicze i uziemienie większości floty.  Lufthansa prowadzi rozmowy z niemieckim Funduszem Stabilizacji Gospodarczej (Wirtschaftsstablisierungsfonds) na temat udzielenia jej pomocy w wysokości aż 9 miliardów euro. Pakiet obejmowałby pożyczkę w wysokości 3 miliardów euro, tzw. cichy udział oraz uzyskanie przez WSF 20 proc. udziałów w drodze emisji kapitałowej. – Wkrótce można spodziewać się decyzji. Trwają intensywne rozmowy z firmą i Komisją Europejską, która musiałaby zatwierdzić umowę. Dałbym radę: poczekajmy na zakończenie rozmów. – powiedziała w środę kanclerz Niemiec, Angela Merkel. Rząd federalny otrzymałby również obligację zamienną odpowiadającą dodatkowym 5 proc.  plus jedena akcja udział w podwyższonym kapitale spółki. Zgodnie z prawem niemieckim 25 proc. plus jedna akcja umożliwiłaby państwu blokowanie wniosków na dorocznych walnych zgromadzeniach, dając mu prawo weta wobec wrogich prób przejęcia. Również dwa miejsca w radzie nadzorczej zostaną obsadzone w porozumieniu z rządem. Lufthansa wyemitowałaby akcje dla rządu za cenę nominalną 2,56 euro, co stanowiłoby dużą zniżkę, która pozwoliłoby państwu czerpać zyski z każdej nadwyżki w stosunku do ceny. Rząd niemiecki i Lufthansa od tygodni prowadzą intensywne negocjacje w sprawie planu ratunkowego. Podczas gdy ministerstwa gospodarki i finansów zgodziły się na objęcie udziałów w wysokości 25 proc. plus jedna akcja, firma początkowo sprzeciwiła się temu posunięciu.  Lufthansa traci 800 milionów euro miesięcznie po tym jak koronawirus uziemił większość jej floty. Prezes niemieckiego przewodnika Carsten Spohr powiedział na początku maja że firma ma jeszcze około 4 miliardów euro w gotówce. Zarząd spółki poinformował w wiadomości do pracowników, że oczekuje iż 300 samolotów pozostanie uziemionych w 2021 roku, a 200 pozostanie nieczynnych do 2022 roku, ponieważ popyt na przeloty będzie bardzo powolnie wracał do starego poziomu. Lufthansa spodziewa się, że flota licząca przed kryzysem około 760 samolotów będzie o około 100 maszyn mniejsza w 2023 r., gdy sytuacja na rynku lotniczym się ustabilizuje.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *