23 lipca 2021 roku to ostatni termin organizacji igrzysk olimpijskich w Tokio. Potwierdził to Thomas Bach. Jeżeli pandemia koronawirusa znowu uniemożliwi rywalizację, to zawody zostaną ostatecznie odwołane.  Prezes MKOl przyznał, że w takiej sytuacji nie będzie innego rozwiązania. Pandemia koronawirusa może zatem sprawić, że sportowcy o olimpijskie medale powalczą dopiero w 2024 roku w Paryżu. – Rozumiem Japończyków, bo nie można cały czas zatrudniać 3-5 tys. osób w komitecie organizacyjnym. W dodatku nie można co roku zmieniać całego harmonogramu wszystkich federacji na całym świecie. Sportowcy nie mogą żyć w ciągłej niepewności – cytuje Bacha BBC. Jest jeszcze jedna kwestia, która na dziś stoi pod wielkim znakiem zapytania. Czy areny olimpijskich zmagań będą zamknięte dla kibiców? – Nie chcemy tego, bo igrzyska polegają także na jednoczeniu fanów i to sprawia, że są wyjątkowe. Kiedy jednak będzie trzeba podjąć taką decyzję, to poproszę o więcej czasu, by skonsultować to ze sportowcami, WHO oraz Japończykami – tłumaczy Bach.

 

Piłka nożna:

Przed spotkaniami najbliższych dwóch kolejek ligowych w Bundeslidze i 2. Bundeslidze piłkarze uczczą minutą ciszy ofiary epidemii koronawirusa. – Rozprzestrzenianie się koronawirusa pochłonęło już wiele istnień ludzkich na całym świecie. Niemiecki futbol chciałby wyrazić kondolencje w ciągu najbliższych dwóch kolejek ligowych – przekazał w specjalnym oświadczeniu rzecznik Prezydium DFL, Christian Seifert. – Jednocześnie wielkie podziękowania i wyrazy uznania należą się wszystkim, którzy walczą z epidemią. Medykom, pielęgniarkom, opiekunom, politykom i wielu, wielu innym ludziom – można dalej przeczytać. Seifert dodał, że wszyscy piłkarze będą mieli przypięte do koszulek czarne wstążki.  Przypomnijmy, że podczas najbliższej kolejki ligowej: Bayern (Lewandowski) zagra z Eintrachtem FrankfurtHertha Berlin (Krzysztof Piątek) z 1.FC Union Berlin (Rafał Gikiewicz), a Borussia Dortmund (Łukasz Piszczek) z VfL Wolfsburg.

 

W AS Monaco szykuje się wielka wyprzedaż i z klubem może pożegnać się Kamil Glik. Włosi już spekulują, że polski obrońca niebawem może wrócić do Torino. AS Monaco mocno odczuwa skutki kryzysu wywołanego przez pandemię koronawirusa. Po długich negocjacjach klub w końcu porozumiał się z piłkarzami ws. obniżenia pensji. Możliwe jednak, że będą kolejne cięcia, a dodatkowo klub musi sprzedać aż 30 zawodników, by nie dostać kary od FIFA.  32-latek chce wrócić do Torino FC, w którym jest ubóstwiany przez kibiców. W stolicy Piemontu grał przez pięć lat i w pewnym momencie został mianowany kapitanem zespołu. Sympatię zdobył m.in. dzięki agresywnej grze w derbach z Juventusem. – Jestem na bieżąco z wydarzeniami w Serie A. Oglądam mecze Torino w wolnych chwilach. Jeśli pewnego dnia otrzymałbym telefon z propozycją, to z pewnością mocno bym ją rozważył – mówił Glik w marcu w “La Gazzetta dello Sport”. Ostatnio jednak włoskie media informowały, że problemem jest zbyt wysoki kontrakt Polaka. W Monaco zarabia 3,5 mln rocznie, a w Torino najwyższy kontrakt to obecnie 1,7 mln euro za rok, który należy do Andrei Belottiego. Kryzys w futbolu jednak może sprawić, że obu stronom będzie łatwiej znaleźć porozumienie.

 

Jak informują włoskie media, Karol Linetty wciąż pozostaje na celowniku Torino. Problem może jednak stanowić wysoka kwota odstępnego.  Linetty od czterech lat nieprzerwanie reprezentuje barwy Sampdorii Genua. Przez ten czas 25-latek zdążył wyrobić sobie solidną markę na Półwyspie Apenińskim. Dotychczas we włoskim klubie rozegrał 121 spotkań, w których zdobył 9 bramek oraz zanotował 13 asyst. Zdarzało mu się także wyprowadzać swój zespół jako kapitan.  Niewykluczone, że latem Polaka spróbuje zakontraktować ligowy rywal – Torino FC. Tak przynajmniej twierdzą dziennikarze portalu calciomercato.com.  Fachowy portal Transfermarkt wycenia Polaka na 11 milionów euro, choć warto mieć na uwadze, że jego kontrakt z klubem wygasa wraz z końcem przyszłego sezonu.

 

Katarzyna Kiedrzynek długo nie pozostawała bez klubu. Po odejściu z Paris Saint-Germain, bramkarka podpisała kontrakt z VfL Wolfsburg. Warto przypomnieć, że zawodniczką VfL Wolfsburg jest także Ewa Pajor, która niedawno przedłużyła umowę z klubem. W jej umowie znalazła się klauzula odstępnego, która wynosi milion euro. To bez wątpienia gigantyczne pieniądze, jak na warunki kobiecego futbolu.

 

Koszykówka:

W miarę upływu czasu i rozwoju sytuacji, to własnie Disneyland na Florydzie staje się głównym faworytem do przyjęcia koszykarzy ligi NBA, gdzie miałyby zostać rozegrane decydujące mecze sezonu 2019/20.  Jeszcze w kwietniu pisaliśmy o tym, że istnieje spora szansa, aby zawieszony obecnie sezon w lidze NBA został dokończony w Disneylandzie na Florydzie. W międzyczasie, jako drugi faworyt, na horyzoncie pojawiło się również Las Vegas ze swoim olbrzymim MGM Grand hotelem, który miałby móc ugościć wszystkich koszykarzy. M Ostatnie doniesienia są jednak takie, że zdecydowanym faworytem jest park Walta Disneya nieopodal Orlando. Informują o tym dziennikarze serwisu “The Athletic” – Shams Charania oraz Sam Amick. Największym plusem tej lokalizacji jest to, że posiada ona olbrzymią przestrzeń hotelową, obejmującą jednocześnie obiekty do rozgrywania meczów koszykówki, a jako iż jest własnością w pełni prywatną, dużo łatwiej byłoby utrzymać tam reżim sanitarny.  Nie bez znaczenia są również dobre relacje prezesa wykonawczego Disneya, Boba Igera, z komisarzem NBA – Adamem Silverem oraz prezesem związku koszykarzy (NBPA) – Chrisem Paulem. Ponadto poszczególne kluby w NBA poinformowały dziennikarzy “The Athletic”, że zamierzają powrócić do pełnego treningu w okolicach 15 czerwca, co jest jednoznaczne z tym, że sezon mógłby zostać wznowiony w połowie lipca. Z kolei wielkość kompleksu przedstawił na przygotowanej grafice Keith Smith, dziennikarz Yahoo Sports, zestawiając dla porównania jego powierzchnię z wybranym obszarem Nowego Jorku, obejmującym znaczną część Manhattanu.

 

Dlaczego Michael Jordan po 18 latach zdecydował się dać zielone światło na realizację materiałów z sezonu 1997/1998? Pracujący dla ESPN analityk i pisarz Brian Windhorst twierdzi, że wpływ na to mógł mieć sukces LeBrona Jamesa.  Serial “The Last Dance” na nowo ożywił debatę na temat tego, kto jest najlepszym koszykarzem wszech czasów. LeBron James, kiedyś nazywany “następnym Michaelem Jordanem”, teraz sam uważany jest za jednego z najlepszych w swoim zawodzie. Gwiazdor Los Angeles Lakers ma 35 lat i wciąż jest aktywnym zawodnikiem. Jak twierdzi Brian Windhorst z ESPN, sześciokrotny mistrz NBA z Chicago Bulls mógł poczuć się zagrożony, dlatego zgodził się na produkcję serialu i obronę swojego statusu. Michael Jordan przez długi czas kontrolował materiały z sezonu 1997/1998, na podstawie których powstał “The Last Dance”. Dał zielone światło dopiero w 2016 roku, czyli wtedy, kiedy LeBron James razem z Cleveland Cavaliers zdobył pierwszy tytuł mistrzowski w historii klubu.  Coraz głośniej zaczęto spekulować, że być może to James jest tym najlepszym w historii. Windhorst mówi, że te głosy mogły dojść do samego Jordana, który zdecydował się przypomnieć światu o wielkości swojej i prowadzonych przez niego Chicago Bulls.  Brian Windhorst we współpracy z Jamesem w 2019 roku wydał książkę “LeBron S.A. Sportowiec wart miliard dolarów”. Skrzydłowy Los Angeles Lakers jak na razie ma na swoim koncie trzy mistrzostwa NBA, trzy tytułu MVP finałów i cztery tytuły MVP sezonów zasadniczych.

 

Finał serialu dokumentalnego “The Last Dance” ponownie zgromadził w Stanach Zjednoczonych liczną widownie, znacznie przewyższającą oglądalność ubiegłorocznych spotkań o mistrzostwo NBA. Oglądało go dokładnie 5,9 miliona widzów.  Ta liczba za jakiś czas będzie stanowić zapewne jedynie ułamek wszystkich ludzi, którzy zdecydują się zasiąść do dokumentu. Widać to już teraz, bowiem pierwszy odcinek na ten moment odtwarzany był ponad 15 milionów razy! To olbrzymi sukces stacji ESPN, która ma nadzieję na kontynuowanie tak dobrych wyników wśród swoich niedzielnych pozycji. Na najbliższe tygodnie zaplanowano bowiem emisję m.in. historii kolarza Lance’a Armstronga czy też gwiazdy sztuk walki Bruce’a Lee.

Tenis:

Na początku marca pandemia koronawirusa zatrzymała tenisowe rozgrywki. Zmagania w cyklach ATP, WTA i ITF są zawieszone do końca lipca, ale wciąż nie wiadomo, czy od sierpnia tenisiści będą mogli wrócić do gry. Tim Henman obawia się, że obecna sytuacja i zawieszenie rozgrywek spowoduje kryzys w światowym tenisie. – Wywoła to ogromne trudności w krótkim, jak i w długim okresie – powiedział Brytyjczyk. – To niewiarygodnie trudne wyzwanie dla całego sportu – mówił Henman w rozmowie z portalem tennis365.com. – Najbardziej negatywny wpływ będzie mieć na zawodników nisko notowanych w rankingach ATP i WTA. Oni nie mają teraz teraz dochodów. Wywoła to ogromne trudności w krótkim, jak i w długim okresie. – W głębi serca jestem optymistą i zależy mi, aby w tym roku gdziekolwiek pojawiła się możliwość gry w tenisa. Jestem fanem sportu i brakuje mi go. Bez niego pojawiła się ogromna pustka – dodał Brytyjczyk.

 

Władze Amerykańskiego Związku Tenisa (USTA) poinformowały, że chcą przeprowadzić US Open w planowym terminie i lokalizacji. Jednocześnie są coraz bardziej otwarte na możliwość rozegrania turnieju bez udziału kibiców. US Open ma odbyć się w dniach 31 sierpnia – 13 września na kortach Flushing Meadows w Nowym Jorku. Jednak ze względu na pandemię koronawirusa pojawiły się nieoficjalne doniesienia medialne, że turniej może zostać przełożony na późniejszy termin, a nawet przeniesiony do kalifornijskiego Indian Wells. W najnowszym komunikacie władze Amerykańskiego Związku Tenisa (USTA) odniosły się do tych spekulacji. Poinformowały, że w obecnej chwili nie planują żadnych zmian dotyczących terminu czy lokalizacji turnieju.  Zwiększyła się zarazem szansa na przeprowadzenie US Open za zamkniętymi drzwiami. Początkowo organizatorzy negatywnie podchodzili do możliwości rozegrania turnieju bez udziału kibiców, lecz teraz nieco złagodzili stanowisko. – Dwa miesiące temu nawet nie pomyślelibyśmy o takim scenariuszu. Ale doszedłem do wniosku, jak wielkim osiągnięciem byłoby rozegranie turnieju. Owszem, mielibyśmy 850 tys. fanów, którzy przyszliby na obiekty, ale mamy też miliony przed telewizorami, którzy oglądają US Open na całym świecie i nigdy nie pojawią się na kortach. Ale to z pewnością byłby inny turniej i wymagałby wprowadzenia pewnych korekt – powiedział Lew Sherr, odpowiedzialny za finanse USTA.

 

Organizatorzy BNP Paribas Sopot Open poinformowali, że impreza rangi ATP Challenger Tour na kortach ziemnych nie odbędzie się w 2020 roku.  – Z uwagi na niedawną decyzję władz ATP o kolejnym przedłużeniu zawieszenia międzynarodowych rozgrywek tenisowych, podyktowaną utrzymującym się stanem pandemii na świecie, tegoroczna edycja turnieju tenisowego BNP Paribas Sopot Open zaliczanego do cyklu ATP Challenger Tour nie odbędzie się – powiedział Mariusz Fyrstenberg.  Turniej w Sopocie, rangi ATP Challenger Tour, powrócił na tenisową mapę w 2018 roku. Wtedy mistrzem został Włoch Paolo Lorenzi. W ubiegłym sezonie po tytuł sięgnął jego rodak Stefano Travaglia.

 

F1:

Liberty Media i FIA próbują zreformować Formułę 1 w dobie pandemii koronawirusa, ograniczając m.in. wydatki zespołów. Nad federacją i właścicielem F1 wisi jednak widmo weta Ferrari. – Nie boję się tego – twierdzi Jean Todt, prezydent FIA.  Ferrari od lat posiada prawo weta, które pozwala Włochom blokować niekorzystne dla siebie zmiany w Formule 1. Ekipa z Maranello sięgała już po nie w przeszłości, powołując się na dbałość o przyszłość królowej motorsportu, a tak naprawdę zabezpieczając własne interesy. Już samo posiadanie weta jest sporym straszakiem na Liberty Media i FIA, bo muszą one iść na ustępstwa w negocjacjach z Ferrari. Dlatego tak trudne są rozmowy na temat reformy F1, która w obliczu pandemii koronawirusa jest konieczna. Tymczasem Włosi nie chcą słyszeć chociażby o dalszym ograniczaniu wydatków.  – Mam nadzieję, że wszyscy będą w stanie wykazać się zdrowym rozsądkiem, który pozwoli nam osiągnąć najlepszy rezultat negocjacji w tym delikatnym momencie – powiedział w Sky Italia Jean Todt, prezydent FIA, a w przeszłości szef Ferrari.  Obecnie w F1 główna dyskusja toczy się w sprawie limitu wydatków. Ten od roku 2021 ma wynosić 145 mln dolarów, ale w kolejnych latach ma być stopniowo obniżany. Dodatkowo część ekip chce, aby do pułapu kosztów wliczano też pensje kierowców, co w tej chwili nie ma miejsca. Ferrari nie chce o tym słyszeć, bo musiałoby zwolnić ok. 80-100 pracowników. Ponadto Włosi mogliby stracić na znaczeniu w F1.

 

Carlos Sainz do Ferrari, a Daniel Ricciardo do McLarena – to najważniejsze transfery ostatnich dni w F1. – To jeszcze nie koniec. Saga transferowa się nie skończyła – zapowiada Romain Grosjean. Francuz spodziewa się kolejnych ciekawych ruchów.  Sebastian Vettel po sezonie 2020 opuści Ferrari, co musiało wywołać efekt domina w świecie Formuły 1. Tyle że decyzje, co do kolejnych transferów zaczęły zapadać bardzo szybko. W kalendarzu nie mamy jeszcze czerwca, a już wiemy, że miejsce Vettela w Ferrari zajmie Carlos Sainz, zaś do McLarena trafi Daniel Ricciardo. – Byłem zaskoczony pewnymi decyzjami. Prawdopodobnie nie zrobiłbym tego samego, gdybym to ja miał decydować. Odejście Sebastiana to niespodzianka, bo byłem mocno przekonany, że przedłuży umowę z Ferrari. Potem sprawy potoczyły się szybko i interesująco – stwierdził Romain Grosjean w Sky Sports.  – Nie sądzę, aby to był koniec. Przecież wciąż jest miejsce w Renault, a pojawiają się plotki o Fernando Alonso. Dlaczego mieliby nie postawić na Hiszpana? Myślę, że za kulisami ciągle dzieje się wiele ciekawych rzeczy. Nie sądzę, aby saga transferowa się skończyła – dodał kierowca Haasa. Równocześnie Grosjean jest orędownikiem powrotu Fernando Alonso do F1. Francuz dość dobrze poznał Hiszpana, bo w roku 2009 miał okazję tworzyć z nim duet Renault. Sam Grosjean znajduje się obecnie w trudnej sytuacji, bo jego kontrakt z Haasem wygasa po sezonie 2020. W mniejszych zespołach większości kierowców kończą się umowy.

 

Niemcy są coraz bliżej odzyskania miejsca w kalendarzu F1. Rozmowy nabrały tempa, po tym jak Wielka Brytania nie poszła F1 na rękę i nie zrezygnowała z obowiązkowej kwarantanny dla ekip. Niemcy nie zamierzają jednak gościć F1 za darmo. Silverstone miało być gospodarzem dwóch wyścigów Formuły 1 w drugiej połowie lipca, ale wiele wskazuje na to, że plany spalą na panewce. Wszystko z powodu decyzji rządu Borisa Johnsona. Ten nie chce robić wyjątków i nie zwolni personelu F1 z obowiązkowej, 14-dniowej kwarantanny po przekroczeniu granicy Wysp Brytyjskich. Johnson obawia się bowiem, że inne grupy społeczne również będą chciały podobnych przywilejów.  W tej sytuacji przyspieszyły rozmowy toru Hockenheim z Formułą 1. Niemcy, których początkowo nie było w kalendarzu na sezon 2020, są gotowi zorganizować wyścigi bez udziału publiczności w dobie pandemii koronawirusa. Na dodatek sytuacja w kraju, spowodowana COVID-19, poprawia się na tyle, że rząd Angeli Merkel i land Badenia-Wirtembergia nie powinny rzucać działaczom kłód pod nogi.  Hockenheim wypadło z kalendarza F1 po sezonie 2019, bo nie miało funduszy na to, by wpłacać coraz wyższe opłaty za prawa do organizacji wyścigów. Niemcy zdania w tym zakresie nie zmieniają. Są gotowi zorganizować Grand Prix w tym roku tylko pod warunkiem, że nie stracą na nim finansowo.

 

Kolarstwo:

Kolumbijczyk Jarlinson Pantano został przyłapany na stosowaniu dopingu ponad rok temu. Teraz poznaliśmy wynik próbki “B”. Wynik potwierdził, że kolarz używał niedozwolonych środków.  W kwietniu 2019 roku Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) poinformowała, że u Jarlisona Pantano wykryto EPO. Próbka została pobrana w lutym 2019 roku, poza zawodami. Kolumbijski kolarz co prawda zarzekał się, że to pomyłka, że próbka “B” oczyści go z zarzutów, ale dość niespodziewanie, w wieku 31 lat, zakończył karierę. W czerwcu 2019 roku. Nie czekając na wyniki próbki “B”.  Po kilkunastu miesiącach (20 maja 2020) UCI oficjalnie poinformowała, że również próbka “B” wykazała, że Kolumbijczyk stosował doping. Jednocześnie nałożyła na niego karę czterech lat dyskwalifikacji. Gdyby Pantano – który zakończył już karierę – chciał jednak wrócić do ścigania, może to zrobić dopiero w maju 2023 roku. Do największych sukcesów Pantano należą: wygrany etap podczas Tour de France (2016), czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej wyścigu Dookoła Szwajcarii (2016) oraz tytuł mistrza Kolumbii w jeździe indywidualnej na czas (2017).

 

Szachy:

Jan Krzysztof Duda sprawił ogromną niespodziankę podczas internetowego turnieju szachowego z cyklu “Magnus Carlsen Invitational”. Pokonał najlepszego obecnie zawodnika na świecie. Epidemia koronawirusa skomplikowała również życie szachistów na całym świecie. Nie można rozgrywać turniejów, nie można się spotykać, nie można podróżować. Stąd pomysł na szachy rozgrywane… online. Aktualny mistrz świata – Magnus Carlsen – postanowił zorganizować cykl zawodów pod wspólną nazwą “Magnus Carlsen Invitational”. Zawody są o tyle atrakcyjne i prestiżowe, że pula nagród wynosi aż milion dolarów. Aktualnie trwa drugi z turniejów zaliczanych do tego cyklu. Jedyny Polak w bardzo mocnej i starannie wyselekcjonowanej stawce – Jan Krzysztof Duda – sensacyjnie pokonał organizatora oraz obecnie najlepszego szachistę świata, Carlsena. Norweg nie miał pomysłu na bardzo agresywną i dynamiczną taktykę Polaka.  Tym samym 22-latek z Wieliczki  po raz pierwszy w historii pokonał Norwega. To jeden z największych sukcesów w karierze najlepszego obecnie zawodnika w Polsce, reprezentującego barwy Wasko Hetman GKS Katowice.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *