Końcówka wtorkowej sesji na nowojorskich parkietach przyniosła silne spadki giełdowych indeksów. Mówi się, że inwestorów nastraszył dr Fauci, sugerujący przedłużenie „zamrożenia gospodarki”. Dr Anthony Fauci – czyli taki amerykański odpowiednik ministra Szumowskiego – chciałby cały naród jak najdłużej przetrzymać na kwarantannie. We wtorek ostrzegł on amerykańskich senatorów, że „przedwczesne” zniesienie antywirusowych zakazów może doprowadzić do drugiej fali zachorowań i w konsekwencji ponownie uderzyć w gospodarkę. Dr Fauci powiedział też, że epidemia Covid-19 w Stanach Zjednoczonych nie jest pod kontrolą, choć sytuacja zmierza we właściwym kierunku. Dla giełdowych inwestorów był to sygnał do ewakuacji z rynku akcji, który w ostatnich tygodniach był w bardzo optymistycznych nastrojach. Ale jeśli władze zdecydują się opóźnić przywrócenie wolności gospodarczej i osobistej (a może nawet powrócić do polityki totalnego lockdownu), to nie ma co liczyć na odbudowę gospodarki w najbliższych miesiącach. Spadki były więc dynamiczne i prawie w całości zmaterializowały się podczas ostatniej godziny handlu. Dow Jones poszedł w dół o 1,89 proc., kończąc dzień na poziomie 23 764,78 pkt. Indeks S&P500 po spadku o 2,05 proc. znalazł się na wysokości 2 870,12 pkt. Nasadq poszedł w dół o 2,06 proc., ale utrzymał się tuż powyżej linii 9 000 pkt. Warto dodać, że wtorkowe spadki nastąpiły po kilku tygodniach wzrostów, w ramach którychS&P500 zyskał 34 proc. licząc od marcowego dna. Spółki technologiczne spod szyldu FANG ustanowiły nowe rekordy hossy, dzięki czemu Nasdaq wyszedł na plus w skali roku. Ten giełdowy optymizm (choć w zasadzie ograniczający się do jednego sektora) szedł na przekór katastrofalnym danym z realnej gospodarki, która znalazła się w najgłębszej recesji od czasu Wielkiego Kryzysu z lat 30-tych XX w.

 

Poznaliśmy najnowsze wyniki inflacji konsumenckiej (CPI) ze Stanów Zjednoczonych. Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych obrazuje kierunek (wzrost bądź spadek) oraz wielkość zmian cen dla konsumenta dóbr i usług. Jego wzrost w ujęciu miesięcznym/kwartalnym/rocznym powinien powodować umocnienie lokalnej waluty, natomiast spadek wpłynie negatywnie na jej wycenę.  Z raportu U.S Bureau of Labor Statistics, że w wyniku kryzysu gospodarczego spowodowanego pandemią koronawirusa SARS-CoV-2, ceny dób i usług spadły w kwietniu 2020 roku o 0,8 proc., co jest największym miesięcznym spadkiem od grudnia 2008 roku.  Ze względu na dużą sezonowość cen żywności oraz dużą zmienność cen energii, równocześnie opublikowano także wyniki inflacji bazowej, która nie uwzględnia tych czyninków. Dane te wskazują na spadek wskaźnika już nie o 0,8 proc., lecz o 0,4 proc. w ujęciu miesięcznym (przy prognozach na poziomie -0,2 proc. i poprzedniej publikacji -0,1 proc.). Mimo, że jest to spadek o połowę mniejszy niż w przypadku pełnego wskaźnika CPI, to w tym przypadku jest to największa deprecjacja w historii badań tj. przynajmniej od 1970 r.

 

Doradcy Donalda Trumpa chcą jak najszybszego otwarcia całej gospodarki. Bezrobocie może być rekordowe. Bezrobocie w Stanach Zjednoczonych może sięgać nawet 25 proc. – oszacował na antenie telewizji Fox News minister finansów Steve Mnuchin. Byłoby to nawet wyższym wskaźnikiem niż w czasach historycznej recesji po załamaniu giełdy w 1929 r. Pod koniec ubiegłego tygodnia Biuro Statystyki Pracy, federalna agencja odpowiedzialna za monitorowanie bezrobocia, podała, że jego stopa wyniosła 14,7 proc., najwięcej od lat 30., kiedy Ameryka pogrążona była w Wielkim Kryzysie. Jednak urzędnicy skończyli pracę nad raportem 20 kwietnia, a od tego czasu co najmniej 7 mln ludzi straciło zatrudnienie. W sumie w ostatnich siedmiu tygodniach taki wniosek złożyło 33,5 mln Amerykanów.  Dla porównania, liczba mieszkańców USA wynosi 326 mln, a wielkość siły roboczej to 164,6 mln. Na zapomogę w związku z bezrobociem liczy więc już co piąty Amerykanin, który jest zaliczany do siły roboczej.  Jeszcze przez najbliższe tygodnie liczba bezrobotnych może pozostać wysoka, ponieważ przeciążone systemy do składania wniosków utrudniają raportowanie rzeczywistych danych.

 

Bank centralny Stanów Zjednoczonych naruszył kolejne tabu: zacznie kupować notowane na giełdzie jednostki funduszy dłużnych. W ten sposób Fed pośrednio gwarantuje tanie pożyczki dla wielkich amerykańskich korporacji.  Wczoraj ruszył Program Wtórnego Rynku Kredytu Komercyjnego (). To kolejny nadzwyczajny mechanizm wprowadzony przez Fed w odpowiedzi na załamanie koniunktury wywołane „zamknięciem gospodarki”. W ramach SMCCF Rezerwa Federalna będzie kupować jednostki ETF notowane na amerykańskich giełdach papierów wartościowych. Program ma obejmować fundusze dłużne inwestujące w obligacje korporacyjne o ratingu inwestycyjnym, ale za część pieniędzy zostaną zakupione również ETF-y posiadające w swym portfelu tzw. obligacje śmieciowe (czyli o ratingach nie inwestycyjnych). Departament Skarbu wyłoży połowę z 75 mld dolarów  kapitału celowego wehikułu inwestycyjnego, za pomocą którego bank centralny będzie prowadził program skupu obligacyjnych ETF-ów. Są to środki uchwalone przez Kongres w ramach tzw. pakietu stymulacyjnego, w którym przewidziano 454 mld dolarów na wsparcie programów pożyczkowych prowadzonych przez Rezerwę Federalną. W praktyce oznacza to, że Fed będzie gwarantował wysokie ceny obligacji korporacyjnych, umożliwiając dużym amerykańskim korporacjom zadłużanie się po niskim koszcie. Odtąd rentowność papierów komercyjnych nie będzie determinowana przez rynek, tylko przez skalę zaangażowania banku centralnego USA. Co więcej, SMCCF nie ma określonego czasu trwania.  Dodatkowe kontrowersje budzi fakt, że do administrowania tym programem Fed wynajął znaną firmę inwestycyjną BlackRock. Według nieoficjalnych obliczeń BlackRock zarobi na tym ponad 15 mln dolarów w ciągu następnych 12 miesięcy.

 

Kryzys na rynku ropy jaki wywołała pandemia koronawirusa sprawił, że globalny popyt na ten surowiec spadł o około 30 proc. Porozumienie OPEC+ pozwoliło na znaczne obniżenie produkcji ropy, a obecne cięcia maja obowiązywać do czerwca. Kraje wydobywające ropę chcą jednak utrzymać niższą produkcję także w kolejnych miesiącach, by sprostać popytowi i skierować notowania na wyższe poziomy. Dziś za baryłkę ropy WTI trzeba zapłacić ponad 25 dolarów.  Ropa to surowiec najmocniej dotknięty negatywnymi skutkami pandemii koronawirusa. Ograniczenie podróżowania oraz zamknięcie fabryk i niektórych biznesów doprowadziło do globalnego spadku popytu o około 30 proc. oraz zwiększenia zapasów ropy. W kwietniu kraje OPEC+ doszły do porozumienia, które pozwoliło na cięcie produkcji ropy naftowej o 9,7 mln baryłek dziennie. Rekordowa redukcja miała potrwać do końca, a następnie aż do kwietnia 2022 roku ograniczenie podaży miało być zmniejszane. Jednakże źródło, na które powołuje się Reuters mówi, że rekordowe ograniczenia produkcji mogą zostać utrzymane. – Ministrowie chcą teraz utrzymać te same cięcia produkcji ropy, które wynoszą około 10 milionów bd. także po czerwcu 2020 roku. Nie chcą zmniejszać rozmiarów cięć. Jest to podstawowy scenariusz, który jest obecnie omawiany – uważa źródło w OPEC+.  Najbliższe spotkanie OPEC+ ma się odbyć na początku czerwca. Wtedy też kraje podejmą decyzję, co do dalszej polityki produkcji ropy. Według obecnego porozumienia, kraje miały od lipca do grudnia zmniejszyć produkcję o 7,7 mln bd.

 

W poniedziałkowy wieczór doszło do trzeciego „halvingu” w historii bitcoina. Na podobny historyczny moment inwestorzy i spekulanci będą musieli poczekać długie lata.  Doszło do zmiany wysokości nagrody, jaką otrzymują bitcoinowi „górnicy”, których moc obliczeniowa zapewnia funkcjonowanie kryptowalutowej sieci. Zjawisko, zwane w bitcoinowym środowisku „halvingiem”, odbyło się dopiero po raz trzeci w historii najpopularniejszej kryptowaluty. Za prowadzenie obliczeń służących do powstania kolejnego bloku sieci kryptowalutowej otrzymuje się obecnie 6,25 bitcoinów. Przed halvingiem było to 12,5 bitcoina. Innymi słowy, górnicy muszą się teraz bardziej „natrudzić”, aby wydobyć tę samą liczbę bitcoinów. Do pierwszego halvingu doszło w listopadzie 2012 r., kiedy wartość nagrody spadła z 50 do 25 bitcoinów. Jeden bitcoin wyceniany był wówczas na 12,5 dolara. Do kolejnego przepołowienia nagrody (z 25 do 12,5 bitcoinów) doszło cztery lata później w lipcu 2016 r., gdy bitcoin wyceniany był na 650 dolarów. W roku następnym cena najpopularniejszej kryptowaluty wzrosła do astronomicznych poziomów (ponad 19 000 dolarów).  Obecne przewidywania wskazują, że kolejne przepołowienie nagrody, tym razem do 3,125 bitcoina, nastąpi w 2024 r. Zgodnie z logiką funkcjonowania sieci, halving następuje po wydobyciu kolejnych 210 000 bloków. Ostatni halving przewidywany jest dopiero po 2100 roku – ma to związek z rosnącym poziomem trudności wykopywania kolejnych bitcoinów przy jednoczesnym sztywnym ograniczeniu całkowitej podaży wirtualnej waluty (21 milionów). W dotychczasowej 11-letniej historii wydobyto już ponad 18 mln bitcoinów.  Mimo sporych oczekiwań inwestorów i spekulantów związanych z halvingiem, ceny bitcoina nie zareagowały szczególnie mocno na to historyczne wydarzenie. „Podbitka”, która po raz pierwszy od lutego wyniosła kurs w okolice 10 000 dolarów miała miejsce kilka dni przed halvingiem. Do wyraźnego spadku do ok. 8500 dolarów doszło w niedzielę, a od tamtej pory utrzymuje się trend boczny. We wtorek rano bitcoin wyceniany był na 8700 dolarów.

 

Elon Musk ogłosił, że Tesla rozpoczyna produkcję w swojej fabryce w Framont w Kalifornii. Wznowienie produkcji oznacza złamanie zakazu wystosowanego przez władze hrabstwa Alameda.  Musk zagroził przeniesieniem siedziby Tesli z Kalifornii do Teksasu lub Nevady z powodu braku pozwolenia na wznowienie produkcji w jego fabryce. Jego posunięcie zwróciło uwagę na problem wzrastającego bezrobocia i kłopoty z realizacją powrotu do normalności, o który apelował prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump. W poniedziałkowej wiadomości do pracowników Tesla ponownie odwołała się do czwartkowej decyzji gubernatora stanu Kalifornia Gavina Newsoma, w myśl której producenci mogli wznowić pracę. Firma poinformowała również, że pracownicy powracają do swojego zwykłego stanu zatrudnienia. – Urlop się skończył i wracamy do pracy w produkcji! Cieszymy się, że możemy wrócić do pracy i wdrożyliśmy bardzo szczegółowe plany, które pomogą Ci zachować bezpieczeństwo po powrocie – mogli przeczytać pracownicy w wiadomości od Tesli. Elon Musk wziął na siebie całą odpowiedzialność za złamanie zakazu i w wiadomości na Twitterze wzywa, że w razie aresztowań, tylko on powinien trafić za kratki.  Gubernator stanu Teksas Greg Abbott ogłosił we wtorek, że odbył rozmowę z Elonem Muskiem na temat przeniesienia siedziby Tesli z Kalifornii.  Do sprawy odniósł się sam prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump. We wtorek napisał na Twitterze, że Kalifornia powinna pozwolić Tesli wznowić produkcję.

 

Koncern Sony, jeden z czołowych producentów elektroniki na świecie odnotował spadek rentowności i zrezygnował z publikacji prognoz finansowych, donosi Reuters. Japoński gigant mający również silną pozycję na rynku rozrywkowym wypracował w czwartym kwartale roku finansowego, obejmującym okres styczeń-marzec 2020 r. zysk operacyjny w kwocie 35,45 mld jenów (331 mln dolarów) w porównaniu z 82,73 mld jenów rok wcześniej. Oznacza to 57-proc. spadek wyniku operacyjnego. Odczyt jest też dużo słabszy od mediany prognoz analityków, która zakładała zysk w kwocie 73,77 mld jenów.

 

Po raz drugi w tym roku, w kwietniu, koncern Boeing odnotował brak zamówień. Na dodatek klienci anulowali też wiele wcześniejszych zamówień na uziemiony model 737 MAX, donosi Reuters. Amerykański gigant lotniczy dostarczył w kwietniu swoim klientom zaledwie sześć maszyn. W rezultacie po czterech miesiącach 2020 r. liczba samolotów przekazanych zamawiającym wyniosła zaledwie 56, co jest najgorszym początkiem roku od 1962 r. W porównaniu z analogicznym okresem 2019 r. jest ona o 67 proc. niższa.

 

Skytrax, firma konsultingowa z siedzibą w Wielkiej Brytanii, zajmująca się lotnictwem, ogłosiła zwycięzców rankingu Najlepszych Lotnisk Świata 2020. Na pierwszym miejscu, już po raz ósmy, znalazł się jeden z największych portów lotniczych w Azji, lotnisko Changi w Singapurze. Na żadnym innym lotnisku nie ma tylu atrakcji dla pasażerów. W poszczególnych terminalach architekci zaprojektowali ogrody kaktusów, lilii wodnych, słoneczników, orchidei oraz tzw. zaczarowany ogród. Pasażerowie mogą korzystać ze zjeżdżalni, obejrzeć film w kinie, a nawet zrelaksować się przy basenie z jacuzzi. W 2019 roku przy lotnisku został otwarty nowy budynek, który jeszcze bardziej zwiększa atrakcyjność Changi. “Jewel”, czyli “Klejnot”, bo tak nazywa się nowa konstrukcja, ma 10 poziomów – pięć pod ziemią i pięć nad. To nie tylko centrum handlowe pełne sklepów i restauracji. Pasażerowie mogą spędzać czas w otoczeniu tropikalnego lasu, zaś sercem obiektu jest ogromny, 40-metrowy wodospad, który zajmuje siedem pięter. W budynku działa także hotel, są stanowiska do wcześniejszej odprawy, a także przechowalnia bagażu.  Drugie miejsce w rankingu World Airport Awards również pozostało bez zmian – znalazło się na nim lotnisko Haneda w Tokio. Trzecie miejsce przypadło tym razem portowi lotniczemu Hamad niedaleko stolicy Kataru, Dohy. Z pierwszej trójki wypadło lotnisko Seul-Inczon. Warszawskie lotnisko Chopina zanotowało nieznaczny awans. Stołeczny port znalazł się na 88 miejscu, podczas gdy rok temu był 91. Z kolei w kategorii lotnisk, które obsługują od 10 do 20 milionów pasażerów, lotnisko Chopina zajęło 8 miejsce na 10.

Opracował: Sławek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *