Podczas czwartkowej sesji nowojorskie indeksy rosły po przeszło 1 proc., by jednak zakończyć dzień w pobliżu zera. Fatalnym danym z gospodarki towarzyszyło rozczarowanie rzekomo „cudownym lekiem” na Covid-19. Na Wall Street trwa zażarta walka o utrzymanie pozytywnego nastawienia, jakie pojawiło się na przełomie marca i kwietnia. Jednakże fakty są takie, że od tygodnia giełdowe indeksy przestały rosnąć. A to budzi obawy, że możemy być świadkami preludium kolejnej fali panicznej wyprzedaży akcji. W czwartek S&P500 zyskiwał już przeszło 1,5 proc., by zakończyć sesję minimalnie pod kreską, tracąc 0,05 proc. i finiszując poniżej 2 800 pkt. Nasdaq oddał symboliczne 0,01 proc., kończąc dzień na poziomie niespełna 8495 pkt. Dow Jones zdołał obronić poziom środowego zamknięcia, zyskując 0,17 proc..

 

Do rekordowo niskich poziomów spadły wskaźniki PMI zarówno w sektorze usługowym jak i w przemyśle. Pod tym względem sytuacja w Ameryce jest tylko nieznacznie lepsza niż w Europie, gdzie w kwietniu aktywność gospodarcza praktycznie zamarła. Przy tak ślamazarnym tempie znoszenia antywirusowych restrykcji cały II kwartał jest praktycznie stracony. Dodatkowym ciosem dla giełdowych byków był artykuł w „Financial Times”, według którego Światowa Organizacja Zdrowia uznała, że lek koncernu Gilead Sciences, który miał pomóc chorym na Covid-19, nie poprawia kondycji pacjentów i nie redukuje patogentów koronawirusa w ich krwi. W zeszły piątek wiadomość o rzekomo cudownym leku na Covid-19 zdecydowanie poprawiła nastroje inwestorów. Tymczasem w Kongresie znalazła się kolejna ustaw zwiększająca „wsparcie” dla drobnego biznesu o blisko 500 mld dolarów. W obecnej sytuacji będą to pieniądze „dodrukowane” przez Rezerwę Federalną, która kreuje USD w tempie setek miliardów tygodniowo.  Nie wiadomo jednak, w jaki sposób nowe pieniądze miałyby ożywić gospodarkę i przywrócić zatrudnienie milionom Amerykanów.

 

W marcu 2020 r. zamówienia ogółem na dobra trwałe w Stanach Zjednoczonych spadły o 14,4 proc. w ujęciu miesięcznym, wynika z wstępnych danych zaprezentowanych przez Departamentu Handlu. To największy spadek wskaźnika od 2014 r.  Nastroje inwestorów poprawiają się w miarę zbliżania się rozpoczęcia handlu na rynkach akcji w USA. Kontrakty na indeksy amerykańskich rynków akcji rosną na ok. dwie godziny przed rozpoczęciem sesji. W przypadku średniej Dow Jone wzrost wynosi ok. 160 pkt. Wartość kontraktu na S&P500 rośnie o 0,4 proc., a na Nasdaq o 0,2 proc.  Ekonomiści oczekują, że Fed utrzyma główną stopę blisko zera przez co najmniej trzy lata, a może dłużej. Oczekują wzrostu bilansu banku centralnego USA do ponad 10 bln US dolarów.  Ponad połowa z ankietowanych przez Blomberga w dniach 20-23 kwietnia ekonomistów oczekuje, że stopa funduszy federalnych, obecnie wynosząca 0,0-0,25 proc., nie zmieni się co najmniej do 2023 roku. 22 proc. nie spodziewa się zmian przed 2022 rokiem.

 

Kolejny tydzień przyniósł kilkumilionowy przyrost liczby nowych bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych. Przez poprzedni miesiąc liczba Amerykanów bez pracy zwiększyła się o ponad 26 milionów. W tygodniu zakończonym 18 kwietnia 2020 roku po zasiłek dla bezrobotnych wystąpiło 4,427 mln Amerykanów – poinformował Departament Pracy. To o 810 tys. mniej niż tydzień wcześniej, gdy zarejestrowano 5,237 mln nowych bezrobotnych. Tydzień wcześniej w rejestrach bezrobotnych przybyło ponad 6,6 mln Amerykanów, a dwa tygodnie wcześniej padł rekord w postaci niemal 6,9 mln nowych wniosków. Gdy do tego dodamy 3,3 mln z trzeciego tygodnia marca, to łącznie przez ostatnie pięć tygodni liczba bezrobotnych w największej gospodarce świata zwiększyła się o ponad 26 milionów. Z taką sytuacją w USA nie mieliśmy do czynienia od czasów wielkiego kryzysu z lat 30. XX wieku, a nawet wtedy przyrost bezrobocia był rozłożony na wiele miesięcy i nie był tak gwałtowny jak obecnie. Ekonomiści spodziewali się, że po „kuroniówkę” zgłosi się 4,2 mln Amerykanów. Zatem dzisiejszy odczyt, choć wciąż ekstremalnie wysoki, był tylko nieznacznie wyższy od prognoz większości ekonomistów. Zwykle cotygodniowe raporty o liczbie nowych bezrobotnych w USA przynoszą wyniki rzędu 200-300 tys. i tylko w okresach recesji przekraczały 400 tys. tygodniowo. Obecne odczyty są kilkukrotnie wyższe od poprzednich rekordów: w marcu 2009 roku oraz w sierpniu 1982 roku po „kuroniówkę” zgłaszało się po niespełna 700 tys. Amerykanów tygodniowo. Warto dodać, że w ramach tzw. pakietu stymulacyjnego (The Coronavirus Aid, Relief, and Economic Security Act) specjalny zasiłek dla bezrobotnych należy się każdemu, kto stracił pracę (lub nie może jej wykonywać) z powodu administracyjnego zamknięcia gospodarki. Na mocy CARES rząd federalny dopłaca do stanowego zasiłku dodatkowe 600 dolarów tygodniowo. Oznacza to, że w większości stanów wysokość tego zasiłku przekracza 1200 dolarów tygodniowo i jest on wyższy od mediany tygodniowego wynagrodzenia pracownika (wynoszącej 957 dolarów) w Stanach Zjednoczonych. Zatem dla wielu Amerykanów uzyskanie statusu bezrobotnego faktycznie oznacza wzrost dochodów. Maksymalny czas pobierania tego zasiłku do 39 tygodni.

 

Wiele branż w USA, włączając w to linie lotnicze oraz koncerny technologiczne, znacznie zwiększyło w pierwszym kwartale 2020 roku swoje wydatki na lobbing. Grupa reprezentująca linie lotnicze o nazwie Airlines For America zwiększyła swoje wydatki na lobbing we wspomnianym okresie z 1,3 do 2 mln dol., czyli o ponad 50 proc. Na wyniki nie trzeba było długo czekać: Departament Skarbu USA wypłacił w tym tygodniu pasażerskim liniom lotniczym w ramach pierwszej transzy wsparcia 2,9 mld dol. Linie lotnicze zgłosiły się do Kongresu po 58 mld dol. Pasażerskie dostaną w postaci pożyczek i dopłat do wynagrodzeń 50 mld dol. Kolejne 8 mld dol. trafi do linii specjalizujących się w transporcie towarów. Pomoc dla przewoźników lotniczych będzie stanowiła niewielką część ogromnego rządowego programu wsparcia dla całej gospodarki o wartości 2,2 bln dol. Wydatki na działalność lobbingową zwiększyły także inne największe grupy. m. in. National Association of Manufacturers i National Association of Realtors. Nie zaspały także największe koncerny, na przykład Gilead Science oraz Amazon. Gigant z branży farmaceutycznej wydał w ciągu jednego kwartału na polityczną agitację prawie 2,5 mld dol. To historyczny rekord w porównaniu do kwartału wcześniej, który również był rekordowy. Rekordowe były także ostatnie lobbingowe kwartalne wydatki Amazona i Facebooka. Firma Jeffa Bezosa wydała w ciągu trzech miesięcy ponad 4,3 mld dol.. Przypadek tego koncernu jest podobny do sytuacji Gileadu: ostatnie dwa kwartały były naznaczone w nich historycznymi rekordami. Wystrzeliły w górę także „polityczne” wydatki Facebooka: imponujące 5,3 mld dol. i ponad 50-proc. wzrost w ujęciu rok do roku. Wspomniana przemysłowa grupa National Association of Manufacturers wydała w analizowanym okresie prawie 3,4 mld. „zielonych”, czyli prawie o 50 proc. więcej niż rok wcześniej. Oczekiwała od rządu utworzenia specjalnego funduszu o wartości 1,4 bln dol., który stanowiłby źródło darmowych pożyczek dla dotkniętych pandemią przedstawicieli branży. Uzyskała 850 mld dol. finansowania i gwarancji dla dużego i małego przemysłu. Najwięcej wydali pośrednicy w handlu nieruchomościami: 14 mld dol. to prawie 20-proc. wzrost w stosunku do pierwszego kwartału 2019 roku. Otrzymali prawie 5 mld dol. wsparcia, a więc o ponad jedną trzecią więcej w porównaniu do poprzedniego roku. Mniej aktywne były organizacje reprezentujące handel oraz sektor farmaceutyczny – w ich przypadku wydatki na lobbing utrzymały się na podobnym poziomie do zeszłorocznych albo spadły, chociaż wyraźnie zwiększyły one swoją aktywność pod koniec kwartału.

 

Kryzys jaki wywołała pandemia koronawirusa na własnej skórze odczuło już bardzo wielu ludzi. Zamknięcie wielu światowych gospodarek pokazuje, co jest konieczne, a co zbędne. Co prawda, obostrzenia będą powoli znoszone, jednak w biznesie i zarabianiu pieniędzy niektóre zmiany pozostaną na dłużej, jeśli nie nie na zawsze. Swoimi przemyśleniami na ten temat podzielił się Shah Gilani, jeden z czołowych ekspertów w zakresie kryzysu kredytowego.  Sprzedaż detaliczna w sklepach znacznie ucierpiała na zamknięciu miast z powodu pandemii. Klienci nie zrezygnowali jednak z zakupów, ku uciesze sektora handlu elektronicznego (e-commerce).  Jeszcze większe skupienie handlu w sieci wpłynie pozytywnie na firmy z sektora e-commerce, gdzie w USA dominuje Amazon. Spółka w marcu traciła w pewnym momencie ponad 16 proc., jednakże miesiąc udało się zamknąć na ponad 3,5 proc. plusie. Z kolei w kwietniu ten amerykański gigant zyskuje już ponad 23 proc. i ustanowił nowe maksima w historii (2461).  Spore szansę “w nowym ładzie” będą miały także inne cyfrowe spółki. Już teraz wyróżnia się choćby Netflix, który podobnie jak Amazon, wzrósł w tym miesiącu do najwyższych poziomów w historii.  Zmiany czekają zapewne branżę nieruchomości, firmy odkryły bowiem, że nie potrzebują już i nie będą potrzebować biur dla większości pracowników umysłowych. Na popularności może natomiast zyskać przestrzeń coworkingowa bazująca na krótkoterminowym najmie. Gilani uważa, że budynki biurowe będą musiały zostać przekształcone w budynki mieszkalne. Zmiany dotkną także centra handlowe, a budynki wykorzystywane obecnie w jednym celu będą oferować towary i usługi detaliczne, restauracje i magazyny i służyć przy tym jako centra dystrybucji i dostaw.

 

Rewizje prognoz, jakie nastąpiły po marcowym załamaniu polskiej waluty, zakładają, że złoty przez długi czas nie powróci do formy sprzed pandemii koronawirusa. Wysokie kursy walut mają się utrzymać do końca 2020 roku. Polski złoty początkowo dzielnie znosił uderzenia ze strony pandemii Covid-19. Jego notowania załamały się dopiero po 11 marca.  W opinii analityków nie zanosi się, aby kurs euro w najbliższym czasie trwale powrócił poniżej 4,50 zł. Mediana prognoz w bazie Bloomberga zakłada zejście tylko do 4,52 zł na koniec czerwca i osiągnięcie rubieży 4,50 zł na koniec września. Dopiero rok 2021 ma przynieść powrót pary euro-złoty do poziomów notowanych przed marcem 2020 roku.  Przedstawione powyżej prognozy i tak mogą się okazać zbyt optymistyczne, ponieważ część analityków jeszcze nie zaktualizowała swoich przewidywań.  Musiało minąć kilka tygodni, aby analitycy przyjęli do wiadomości fakt mocnego franka. O ile jeszcze pod koniec stycznia spodziewano się wzrostu kursu EUR/CHF do poziomu 1,10-1,12 franka za euro, to pod koniec kwietnia dominującą prognozą był poziom 1,06-1,08 utrzymany przez następne 12 miesięcy. Przy podwyższonych prognozach dla pary euro-złoty oznacza to oczekiwania dla kursu franka wyraźnie powyżej 4 zł do końca 2020 roku. To i tak warianty bardziej optymistyczne od stanu obecnego, gdy notowania helweckiej waluty od początku kwietnia utrzymują się w pobliżu 4,30 zł.  Rynkowy konsensus zakłada też, że dolar amerykański zacznie się osłabiać i nie utrzyma obecnej siły względem euro. Kurs EUR/USD ma powoli rosnąć z obecnych 1,08 do 1,12 na koniec roku. W takim układzie „zielony” traciłby także wobec złotego. Kwietniowe prognozy analityków zakładają spadek kursu USD/PLN do 4,15 zł przez następne miesiące oraz zejście do 4,05 zł do końca grudnia. Niemniej jednak oznaczałoby to utrzymanie kursu dolara powyżej 4 zł do końca roku. Przez ostatnie 15 lat nie zdarzyło się, aby kurs dolara utrzymał się powyżej 4 zł dłużej niż kilka tygodni.  Istotnej zmianie nie uległy za to prognozy dla funta szterlinga. Brytyjska waluta ma się delikatnie i powoli umacniać wobec dolara amerykańskiego, w efekcie czego jej kurs na polskim rynku powinien do końca roku utrzymać się powyżej 5 zł. Obecnie funt wyceniany jest na blisko 5,20 zł.

Prezes Ryanair Michael O’Leary poinformował, że spółka może pójść do sądu w sprawie powstrzymania Francji i innych europejskich krajów od „selektywnego obdarowania miliardami euro ich nieefektywnych flagowych przewoźników”. O’Leary ostrzegł w liście unijną komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager, że Unia Europejska może zostać „zmuszona do wstydliwego zawrócenia” z obranej drogi jeśli irlandzki przewoźnik wygra z nią batalię sądową. Jego zdaniem, programy powinny zostać zmodyfikowane tak, aby Ryanair mógł uzyskać część wsparcia i aby mogły z niego skorzystać także wszystkie linie w proporcji do ich udziału w przewozach w poszczególnych krajach.

 

Z Centrum Kosmicznego im. Kennedy’ego na Florydzie po raz 84 wystartowała rakieta Falcon 9. Wyniosła ona na orbitę okołoziemską kolejne 60 satelitów należących do budowanego przez SpaceX i Elona Muska systemu Starlink. Każdy z ważących blisko 260 kg satelitów wyposażony został w panel słoneczny, szukacz gwiazd umożliwiający orientację w przestrzeni kosmicznej oraz napędzane kryptonem silniki jonowe. Satelity zostały zaprojektowane w taki sposób, aby spalać się w 100 proc. podczas wejścia w atmosferę. SpaceX planują wystrzelić ponad 40 000 satelitów, które pokryją planetę tanimi, szybkimi łączami internetowymi konkurencyjnymi wobec tradycyjnych naziemnych dostawców. Dzięki temu firma Muska będzie mogła dostarczyć miliardom ludzi na całym świecie swobodny dostęp do Internetu. Musk wielokrotnie zapewniał, że projekt Starlink ma być przyjazny dla wszystkich badaczy i użytkowników kosmosu. Inne firmy, takie jak Amazon i kanadyjski Telesat, planują stworzenie własnych systemów, budząc tym obawy o wpływ kolejnych sztucznych satelitów na widoczność gwiazd na nocnym niebie.

Opracował: Sławek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *