Wystarczyło kilka dni „narodowej kwarantanny”, aby amerykańska gospodarka odnotowała “gospodarczą katastrofę”. Sprzedaż detaliczna spadła w marcu najmocniej od 1992 roku, a produkcja przemysłowa od 1946 r. A kwiecień będzie pod tym względem znacznie gorszy. Bezprecedensowe dekrety amerykańskich władz zebrały mordercze żniwo w największej gospodarce świata. Choć zakaz opuszczania domów w większości stanów wprowadzono dopiero po 19 marca (a w niektórych dopiero w kwietniu), to już marcowe statystyki makroekonomiczne z USA okazały się katastrofalnie słabe, sygnalizując najsilniejszą recesję od zakończenia II wojny światowej. Sprzedaż detaliczna w marcu 2020 roku była o 8,7 proc. niższa niż miesiąc wcześniej – poinformowało amerykańskie Biuro Cenzusowe. To najgłębszy miesięczny spadek w 28-letniej historii tych statystyk. Ale był to też rezultat tylko nieco gorszy od oczekiwanego przez ekonomistów spadku o 8 proc. mdm. Względem marca 2019 roku wartość sprzedaży detalicznej w USA obniżyła się o 6,2 proc. Lockdown w bardzo nierównomierny sposób uderzył w poszczególne branże. Sprzedaż samochodów spadła o 27 proc. względem lutego. Podobny regres odnotowały sklepy z meblami. Sprzedaż elektroniki spadła o 15 proc. mdm, a obroty stacji benzynowych zmalały o 17 proc. Ale najgorzej było w sklepach z odzieżą, gdzie wartość sprzedaży była aż o połowę mniejsza niż w lutym!  Za to wartość zakupów w sklepach spożywczych podskoczyła o 27 proc., ponieważ Amerykanie robili zapasy żywności.

 

Hiobowe wieści nadeszły  z amerykańskiego przemysłu. Marcowa wartość produkcji przemysłowej była o 6,3 procv. mniejsza niż miesiąc wcześniej. To najsilniejszy miesięczny spadek produkcji w USA od lutego 1946 roku. A przecież to  tylko początek. Dopiero od kwietnia obowiązuje praktycznie całkowite zamknięcie gospodarki we wszystkich stanach. Zatem o skali załamania przekonamy się za miesiąc. Zwiastunem gospodarczego Armagedonu był odczyt indeksu New York Empire State, który w kwietniu spadł do rekordowo niskiego poziomu -78,2 pkt.  Dla porównania, podczas apogeum poprzedniej recesji (w marcu 2009) wskaźnik ten osiągnął wartość -34,3 pkt. i aż do teraz było to jego historyczne minimum. Dow Jones tracił na zamknięciu 1,9 proc., S&P500 spadł o 2,2 proc. Nasdaq kończył dzień zniżką o 1,4 proc. Trzeci dzień handlu w tym tygodniu na amerykańskich rynkach akcji toczył się pod dyktando podaży, która argumenty znalazła w opublikowanych w środę fatalnych danych o sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej w marcu. Nie chodzi o ich spadek, ale o jego skalę. Analitycy zwracali także uwagę, że obostrzenia wprowadzono pod koniec marca, co skłania do oczekiwania jeszcze gorszych danych w kwietniu. Dodatkowo nastroje psuły przekazywane słabe wyniki kwartalne spółek, przede wszystkim największych banków, które zostały zmuszone do tworzenia wielkich rezerw na oczekiwane straty spowodowane niewypłacalnością klientów.

Już teraz można niemal w ciemno obstawiać, że jesteśmy świadkami najgwałtowniejszej recesji w Stanach Zjednoczonych od czasów Wielkiego Kryzysu z lat 30-tych XX wieku. Nigdy później amerykańska gospodarka nie przeżyła tak silnego szoku, który w trzy tygodnie zwiększyłby liczbę bezrobotnych o 16,8 milionów, co stanowi mniej więcej 10 proc. siły roboczej. Ekonomiści ankietowani przez agencję Reuters szacują, że w pierwszym kwartale 2020 roku amerykański produkt krajowy brutto kurczył się w tempie 10,8 proc.  w ujęciu annualizowanym (co przekłada się na spadek o 2,7 proc. kdk). Będzie to prawdopodobnie najsilniejszy spadek PKB od roku 1947. A większość efektów „antywirusowego” lockdownu zobaczymy przecież w statystykach za II kwartał. I prawdopodobnie będą to wyniki bez precedensu w historii statystyki gospodarczej USA.

 

Słabnący optymizm na Wall Street tylko w części przełożył się na sytuację na giełdach azjatyckich. Japoński Nikkei stracił 1,3 proc., Koreański Kospi jedynie 0,01 proc., a chiński Shanghai Composite wzrósł o 0,32 proc. Jutro o poranku czasu polskiego tematem dnia w Azji będzie dynamika PKB Chin w pierwszym kwartale. W Europie zachodniej czwartek przyniósł zwyżki. Na początku dnia niemiecki DAX zwyżkował o ponad 1 proc., podobnie zachowywały się główne indeksy we Francji i Włoszech. Odbicie po wczorajszych spadkach sygnalizują notowania kontraktów na amerykańskie indeksy: S&P500 (1 proc.), Dow Jones (1 proc.) i Nasdaq (1,05 proc.).

Donald Trump zapowiedział stopniowe odblokowywanie poszczególnych stanów, których funkcjonowanie zostało mocno ograniczone w ostatnich tygodniach w związku z pandemią. W Niemczech również podejmuje się kroki mające na celu przywrócenie kraju do normy. Oczekuje się, że Wielka Brytania przedłuży w czwartek ogólnokrajową blokadę, ponieważ brytyjscy urzędnicy twierdzą, że istnieją oznaki, iż Wielka Brytania wkrótce może osiągnąć szczyt zachorowań na koronawirusa. Funt brytyjski wzrasta drugi dzień z rzędu, a para GBPUSD naruszyła w czwartek poziom 1,26.  Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Dominic Raab – który zastępuje premiera Borisa Johnsona, gdy ten wraca do zdrowia – najprawdopodobniej przedłuży dziś blokadę Brytyjczyków na tle stale rosnącej liczby ofiar śmiertelnych: 12 868 osób zmarło w kraj z powodu wirusa, ostatni dzienny wzrost o 761.  Rząd brytyjski stoi w obliczu rosnącej liczby pytań, w jaki sposób i kiedy zniesie ograniczenia w życiu publicznym, ponieważ inne kraje europejskie, takie jak Francja i Włochy, zaczynają łagodzić środki blokujące. Od 23 marca obywatele Wielkiej Brytanii mogą opuszczać swoje domy jedynie w celu podjęcia podstawowej pracy, ćwiczeń i zakupu żywności lub lekarstw. Wyzwaniem dla Raaba jest zrównoważenie niebezpieczeństwa. Zniesienie ograniczeń może zwiększyć infekcje, z drugiej strony długi shut-down oznacza potencjalne szkody dla zdrowia i dobrostanu ludzi.  Według szacunków analityków gospodarka Wielkiej Brytanii może się skurczyć o 35 proc. w tym kwartale, jeśli blokada będzie się utrzymywać.  Tymczasem prezydent USA Donald Trump powiedział, że ujawni w czwartek wytyczne dotyczące złagodzenia przepisów dotyczących przebywania w domu, powołując się na oznaki, że pandemia koronawirusa w niektórych częściach kraju staje się plateau. – Bitwa trwa, ale dane sugerują, że w całym kraju osiągnęliśmy szczyt nowych przypadków. Te zachęcające wydarzenia dały nam bardzo silną pozycję do sfinalizowania wytycznych dla stanów dotyczących ponownego otwarcia kraju, które ogłosimy jutro – powiedział Trump w środę na konferencji prasowej Rose Garden. Koronawirus zainfekował prawie 620 000 osób w USA, pozostawiając ponad 27 000 martwych.

 

Jedną z najbardziej mylnych klisz na temat koronawirusa jest to, że traktuje on nas wszystkich tak samo. Otóż nie traktuje tak samo, ani pod względem medycznym, ani pod względem ekonomicznym, społecznym czy psychologicznym. Bezpośrednim efektem pandemii koronawirusa było stłumienie większości przejawów niezadowolenia społecznego, zarówno w reżimach autorytarnych, jak i w demokracjach. Stało się tak na skutek zamknięcia gospodarek i zmuszenia większości populacji do pozostania w domach w ramach lockdownu. Ale za zamkniętymi drzwiami gospodarstw domowych poddanych kwarantannie, w długich kolejkach do sklepów, w więzieniach i w obozach dla uchodźców – wszędzie tam, gdzie ludzie są głodni, chorzy i pogrążeni w lęku – pojawiają się kolejne tragedie i narastają nowe traumy. Te napięcia społeczne w końcu wybuchną. Międzynarodowa Organizacja Pracy ostrzegła, że pandemia zniszczy 195 mln miejsc pracy w skali świata oraz drastycznie obniży dochody kolejnych 1,25 mld ludzi, z których większość już dziś jest biedna. Jeśli ich dochody pogorszą się, to zintensyfikują się inne problemy, takie jak alkoholizm, uzależnienie od narkotyków, przemoc domowa czy wykorzystywanie dzieci. W efekcie całe populacje będą poddane jeszcze większym traumom, być może na stałe. Z czasem te emocje mogą stać się paliwem dla nowych ruchów populistycznych lub radykalnych, które zmiotą każdy ancien regime uznawany za wrogi. Wielka pandemia 2020 roku jest zatem swoistym ultimatum wobec tych, którzy odrzucają populizm.

 

Sprzedaż detaliczna na Wyspach Brytyjskich zapikowała i znalazła się na najniższym poziomie od 25 lat. Zgodnie z opublikowanym w czwartek raportem KPMG i British Retail Consortium , w marcu 2020 r. brytyjscy detaliści odnotowali 4,3 proc. spadek sprzedaży, wobec 1,8-proc. spadku rok wcześniej i 12-to miesięcznym średnim spadkiem rzędu 0,6 proc. Liczona metodą like-for-like sprzedaż obniżyła się o 3,5 proc.

 

W marcu 2020 r. ceny domów i mieszkań Chinach wzrosły. Stało się tak, gdy wytłumiony przez okres blokady i obostrzeń popyt podczas szczytu koronawirusa wsparł sprzedaż. Ceny nowych domów w 70 największych miastach, z wyłączeniem mieszkań subsydiowanych przez państwo, wzrosły w marcu o 0,13 proc. w porównaniu z lutym, wynika z danych Narodowego Biura Statystycznego. Aprecjacja nie jest specjalnie spektakularna zważywszy, że miesiąc wcześniej wzrost cen wyhamował do zera przy praktycznie braku transakcji, z uwagi na pozostawanie ludzi w domach.

 

Pandemia koronawirusa to dla wielu czas strat i kryzysów finansowych. Jednak niektórzy nawet w tak trudnym okresie zarabiają duże pieniądze. Czas izolacji społecznej i kwarantanny zwiększył zainteresowanie usługami firmy Amazon, dzięki czemu majątek jej właściciela powiększył się. 138,5 mld dolarów – tyle wynosi obecnie majątek Jeffa Bezosa, właściciela platformy zakupowej Amazon i najzamożniejszego człowieka na świecie. Podczas wtorkowej sesji w USA akcje jego firmy urosły do rekordowego poziomu, dzięki czemu jej właściciel – posiadający 11 proc. udziałów w firmie – powiększył swój majątek o 24 mld dolarów. Pandemia koronawirusa wzmogła popyt na usługi e-commerce. Ogromne zainteresowanie odnotował przede wszystkim gigant branży, Amazon, co zachęciło inwestorów do zakupów walorów spółki.  Gwałtowne tąpnięcia giełdowe z początku marca br. początkowo skurczyły majątki bogaczy. Wystarczył zaledwie jeden tydzień rozprzestrzeniania się koronawirusa, by bessa na światowych rynkach spowodowała aż 78 mld dolarów strat w spółkach należących do 500 najbogatszych ludzi na świecie. Również akcje Jeffa Bezosa straciły wtedy na wartości o ok. 11,9 mld dolarów. Jednak miliarder i jego firma szybko odrobili straty.

 

44 mln dolarów – tyle w roku 2019 zarobił Greg Maffei, szef firmy Liberty Media, właściciela Formuły 1. Zarobki Amerykanina mogą szokować w momencie, gdy zespoły F1 borykają się z problemami i grozi im upadłość.  Liberty Media wzrost wynagrodzenia Maffeia tłumaczy tym, że spółka odnotowała znaczący wzrost przychodów. Ponadto miał on pchnąć F1 we właściwym kierunku poprzez szereg zmian, których efekty mamy zobaczyć w przyszłości.  Wiadomość o wysokości pensji Maffeia może zbulwersować szefów tych ekip F1, które obecnie ledwo wiążą koniec z końcem. Może się bowiem okazać, że część z nich nie przetrwa kryzysu w F1. Już kilka dni temu Williams musiał ratować się wielomilionową pożyczką. Teamy znajdują się w trudnej sytuacji, bo przy braku wyścigów nie zarabiają pieniędzy. Dość powiedzieć, że w samej F1 więcej od Maffeia zarabia jedynie Lewis Hamilton. Obecny kontrakt kierowcy Mercedesa ma opiewać na kwotę ok. 45-50 mln dolarów.

Opracował: Sławek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *