Mimo bezprecedensowej skali poluzowania polityki pieniężnej w USA w poniedziałek nowojorskie indeksy zanotowały kolejne potężne spadki przekraczające 10 proc. Panika powoli zamienia się w desperację. To był kolejny bardzo nerwowy i długi dzień na rynkach finansowych. Zaczął się on już w niedzielę w nocy, gdy Rezerwa Federalna na niezaplanowanym posiedzeniu ścięła stopy procentowe i uruchomiła program skupu obligacji (QE) za wykreowane z powietrza 700 mld dolarów. Po tak niecodziennej interwencji można było oczekiwać solidnego, wzrostowego odreagowania na rynkach akcji. Przynajmniej jednodniowego. Lecz tak się nie stało. Rynek nawet przez moment „nie kupił” odsieczy z Fedu. W ten oto sposób Powell i spółka wystrzelali cały magazynek antykryzysowej amunicji i nie osiągnęli niczego. To mogło wzbudzić przerażenie. Giełdy azjatyckie poszły w dół od -2,5 proc. (Japonia) przez „standardowe” -3 lub -4 proc. (Korea, Chiny, Indonezja, Hongkong) po -8 proc. w Indiach. W Australii skala spadków sięgnęła 9,5 proc. Jeszcze gorzej było w Europie, gdzie pandemia Covid-19 zbiera teraz największe żniwo, a kolejne kraje wprowadzają stan wyjątkowy, paraliżujący praktycznie jakąkolwiek aktywność gospodarczą. W tych warunkach żadne działania banków centralnych nie są w stanie uspokoić inwestorów. Przecież ani awaryjne cięcia stóp procentowych, ani nadzwyczajne zastrzyki płynności nie ożywią gospodarki sparaliżowanej przez rządowe zakazy. Główne indeksy na Starym Kontynencie jeszcze po południu zniżkowały po przeszło 10 proc., by ostatecznie zredukować skalę strat do 4-6 proc. i prawie -8 proc. w Madrycie.

 

Ale poniedziałkowa sesja na Wall Street to już była prawdziwa katastrofa, a spadki drastycznie pogłębiły się w samej końcówce handlu. Dow Jones zaliczył tąpnięcie o 12,94 proc., co w liczbach bezwzględnych przekłada się na obniżkę o blisko trzy tysiące punktów! Był to drugi najsilniejszy dzienny spadek tego indeksu w historii. Gorzej było tylko raz: podczas pamiętnego „czarnego poniedziałku” w 1987. Nawet w październiku 1929 nie było tak źle. Indeks S&P500 po zjeździe o 11,98 proc. znalazł się na poziomie 2 386,13pkt., zbliżając się do lokalnego dołka z grudnia 2018 roku. Nasdaq poszedł w dół o 12,32 proc. i osunął się do najniższego poziomu od stycznia 2019 roku. O rozmiarach strachu panującego na Wall Street najlepiej świadczy fakt, że indeks zmienności VIX osiągnął dziś historyczny rekord na poziomie 82,69 pkt. Szczyt z listopada 2008 roku to 80,86 pkt. Po okresie wypierania problemu jakim może być koronawirus dla amerykańskiej gospodarki oraz amerykańskich obywateli, Donald Trump najpierw napisał na Twitterze: „Boże, błogosław Amerykę”, następnie publikował dwie infografiki informacyjne mówiące, w jaki sposób obywatele mogą przyczynić się do spowolnienia rozprzestrzeniania epidemii w USA.  Profil prezydenta Stanów Zjednoczonych zachęca starsze osoby do pozostania w domu i unikania kontaktu z innymi (podobnie jak osoby cierpiące na przewlekłe choroby), a posiadającym objawy zbliżone do tych, które wywołuje koronawirus o zrezygnowanie z pracy i skonsultowanie się z dostawcą swoich usług medycznych.

 

W styczniu 2020 r zapasy niesprzedanych towarów w amerykańskiej gospodarce spadły o 0,1 proc. w ujęciu miesięcznym, wynika z danych Departamentu Hndlu. Mediana oczekiwań ekonomistów zakładała spadek o 0,1 proc. wobec braku zmiany miesiąc wcześniej po korekcie z +0,1 proc. W oszacowaniu na marzec 2020 r. indeks rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych, obrazujący panujące na nim nastroje, spadł do 72 pkt., wynika z danych National Association of Home Builders (Krajowego Stowarzyszenia Budowniczych Domów). To wynik gorszy od mediany oczekiwań ekonomistów, która zakładała spadek wskaźnika do 73 pkt. z 74 pkt. miesiąc wcześniej. Sprzedaż detaliczna spadła w lutym w USA, co zdaniem ekonomistów zaczyna okres jej pogorszenia spowodowany przez epidemię koronawirusa. Sprzedaż detaliczna spadła w ubiegłym miesiącu o 0,5 proc., najmocniej od września. Ekonomiści prognozowali, że wzrośnie o 0,1 proc.

 

W dalszym ciągu „lała się krew” na rynku ropy naftowej. „Czarne złoto” w Nowym Jorku (WTI) zostało przecenione o ponad 12 proc., a w Londynie (Brent) o blisko 15 proc. Po raz pierwszy od 4 lat i po raz drugi od 16 lat ropa naftowa kosztuje mniej niż 30 dolarów za baryłkę. Nawet dwucyfrowe spadki giełdowych indeksów powoli przestają robić wrażenie na inwestorach. Historyczna przecena akcji i surowców przestaje zdradzać objawy paniki, a zaczyna przypominać desperację. Wygląda to tak, jakby każdy uczestnik rynku chciał z niego wyjść jak najszybciej i po każdej cenie. Powoli powinniśmy się zatem zbliżać do ostatecznej kapitulacji, po której można oczekiwać choćby krótkotrwałego odbicia. Wszyscy też zaczęli sobie zdawać sprawę z faktu, że jest to zupełnie inny kryzys niż ten z roku 2008. I że nawet najbardziej radykalne posunięcia ze strony władz monetarnych nie uratują sytuacji. Globalna recesja już stała się faktem. Do oszacowania pozostaje jedynie jej głębokość i długość. Oraz styl odbicia, które po niej nastąpi: czy będzie ono szybkie i dynamiczne (V-kształtne), czy też długie i powolne (U- albo nawet L-kształtne).

 

Wtorek na rynkach finansowych rozpoczął się od wzrostów cen akcji. Do powrotu sprzed stanu załamania wciąż jeszcze bardzo daleko. Sytuacja na światowych rynkach finansowych można nazwać już krachem. Główne indeksy straciły po kilkadziesiąt procent i zakończyły wieloletnią globalną hossę. Sytuacja na giełdach wciąż jest niezwykle dynamiczna. Po poniedziałkowym załamaniu we wtorek światowe giełdy notują odbicie. Do zielonego peletonu przyłączyła się także polska giełda. Po 10 minutach notowań WIG20 zyskuje 6 proc. i rośnie do ponad 1400 pkt. Jako pierwsze na wczorajszą kolejną historyczną przecenę na Wall Street zareagowały giełdy azjatyckie. Paniki jednak nie było – spadki w Korei Południowej (-2,5 proc.) czy Chinach (-0,34 proc.) nie korespondują z ostatnimi potężnymi załamaniami rynku. W Japonii natomiast głównemu indeksowi Nikkei udało się nawet wyjść na lekki plus (0,06 proc.). Na wzrostowe otwarcie wskazują także notowania kontraktów na amerykańskie indeksy – w przypadku S&P, Nasdaq i Dow Jones mowa o zwyżkach o ok. 4 proc.  W Europie nastroje jednak dużo słabsze. Po zielonym otwarciu na większości rynków, na głównych indeksach szybko zaczęła przeważać czerwień. Giełdy w Paryżu i Frankfurcie około godziny 13 traciły blisko 1 proc.

 

Na rynku metali szlachetnych powtarza się sytuacja z jesieni 2008 roku. Pomimo globalnego kryzysu gospodarczego i potężnych spadków na rynkach akcji ceny platyny, palladu i srebra spadają na łeb na szyję. Mocno w dół idą też notowania złota.  W poniedziałek wieczorem ceny platyny spadały o 14 proc., schodząc do poziomu 657 dolarów za uncję. Koło południa kosztowała zaledwie $563,20  za uncję, co oznaczało spadek aż o 26 proc! Tak niskich cen nie widziano nawet w szczycie paniki w październiku 2008. Oznacza to, że platyna była  najtańsza od 2002 roku. O ponad 12 proc.  zniżkował kurs palladu, osiągając wartość 1456,20 USD/oz. Jednak w przypadku tego metalu jest to zaledwie półroczne minimum. Od lutowego szczytu potaniał już niemal o połowę. Notowania srebra szły w dół o przeszło 12 proc. do 12,91 dolara  za uncję. Wcześniej biały metal kosztował nawet 11,81 dolara za uncję. Tak taniego srebra nie widziano od przeszło dekady. O ile przecenę srebra, platyny i palladu można jeszcze wytłumaczyć obawami o globalną recesję wywołaną przez próby zatrzymania pandemii koronawirusa, tak już zniżkujące o 2 proc. notowania złota są zadziwiające. Królewski metal tanieje piątą sesję z rzędu, w poniedziałek osiągając cenę $1497,75 za uncję trojańską. Oznacza to, że od szczytu z poprzedniego poniedziałku kurs żółtego metalu obniżył się o ponad 200 USD/oz., czyli aż o 12 proc.

 

Burzliwy poniedziałek na rynkach finansowych, skutkujący potężnymi spadkami na Wall Street i koniec końców nie tak dużymi przecenami na GPW, przyniósł także wyraźne osłabienie złotego.   We wtorkowy poranek polska waluta wciąż się nie podnosi.  Powodem są zarówno obawy o kondycję gospodarczą w związku z koronawirusem, jak i ogłoszone wczoraj działania Narodowego Banku Polskiego, który m.in. rozpoczął skup obligacji, czyli polską wersję znanego m.in. z USA programu QE. Po południu  kurs euro przekraczał 4,45 zł. Wcześniej para euro-złoty była notowana nawet po blisko 4,49 zł, co było najwyższym poziomem od grudnia 2016 r. Dla porównania, jeszcze na początku 2020 r. euro było o ponad 20 groszy tańsze niż obecnie. Drożeje także dolar amerykański, którego kurs z impetem przebił 4,00 zł i po południu sięgał nawet 4,07 zł. Po raz ostatni granica ta przekroczona została na przełomie września i października. Od początku roku dolar również podrożał o ponad 20 groszy. Uchodzący wśród inwestorów za „bezpieczną przystań” na czas rynkowych zawirowań frank szwajcarski również drożeje w oczach. We wtorek rano helwecka waluta kosztowała ponad 4,25 zł, by po 13.00 zejść w rejon 4,22 zł. To najwyższe poziomy od pamiętnego „frankogeddonu” ze stycznia 2015 r. We wtorek rano drożał też funt. Brytyjska waluta wyceniana była na ponad 4,90 zł wobec 4,88 zł w poniedziałek. W przypadku funta mamy jednak do czynienia z kursem niższym niż na początku roku (5 zł). Chociaż dzisiejsza słabość złotego wyróżnia się na rynku walutowym, to w szerszej perspektywie nie jest on jedyną walutą regionu, która wyraźnie się ostatnio osłabia.

 

Filipiny są pierwszym krajem, który zdecydował się na zamknięcie swoich rynków finansowych. Powodem jest oczywiście epidemia koronawirusa. To pierwszy duży kraj, który zdecydował się na taki drastyczny krok. Od wtorku 17 marca Filipiny wstrzymują działanie rynku akcji, obligacji oraz handel na rynku forex do odwołania – poinformowała filipińska giełda. Uzasadnieniem dla takiego ruchu ma być decyzja prezydenta kraju Rodruigo Duerte o objęciu wyspy Luzon, na której giełda się znajduje, ścisłą kwarantanną  – informuje serwis Bloomberga.  Prezydent Filipin zarządził 30-dniową kwarantannę obejmującą 55 mln mieszkańców wyspy Luzon, największej wyspy na Filipinach, na której znajduje się stolica kraju. Filipińska giełda jest jednym z rynków bardziej dotkniętych spadkami w wyniku epidemii koronawirusa. Od początku roku główny indeks giełdy w Manilii PSEi stracił ponad 31 proc. To drugi najgorszy wynik wśród najważniejszych azjatyckich rynków. Zamknięcie rynków finansowych jest wprawdzie ekstremalnie rzadkie, ale zdarzało się już w historii różnych krajów. Z najbardziej głośnych przypadków, amerykański rynek akcji był zamknięty przez tydzień po atakach z 11 września 2001 r. Także rynek w Hong Kongu wstrzymał handel w efekcie „czarnego poniedziałku”, jaki miał miejsce w 1987 r. w USA. Grecja w 2015 roku zamknęła rynki akcji na pięć tygodni.

Jak informowaliśmy wczoraj francuski urząd do spraw konkurencji nałożył na Apple  karę w wysokości 1,1 miliarda euro  w związku z nieuczciwymi praktykami rynkowymi. W obliczu ogromnie  nieciekawej sytuacji rynkowej kara finansowa nałożona przez francuski urząd do spraw konkurencji dodatkowo ciąży notowaniom technologicznego giganta.  Cała sprawa dotyczy umowy, którą Apple zawał ze swoimi dwoma hurtowniami – Tech Data Ingram. Firmy miały się porozumieć i nie konkurować ze sobą. W tym celu nałożyły ustaloną z góry ceną na produkty i usługi od Apple’a. Jednak jak informuje francuski urząd do spraw konkurencji (franc. Autorite de la concurrence) praktyki te były sprzeczne z obowiązującą na rynku UE zasadą konkurencyjności. Zdaniem Agencji Reutera Apple wykorzystał także fakt, że sprzedawcy byli od niego ekonomicznie zależni. Urząd zdecydował dziś o nałożeniu na Apple grzywny w wysokości 1,1 mld euro. Ponadto kary za udział w bezprawnej zmowie cenowej otrzymali także współpracujący z koncernem hurtownicy – Tech Data w wysokości 63 mln euro, Ingram Micro w wysokości 76 mln euro. Jest to najwyższa jak dotąd kara w historii nałożona przez francuski urząd ds. konkurencji.  Jeżeli obecne negatywne nastroje będą wciąż utrzymywały się na rynku akcji na całym świecie, dalsza wyprzedaż na Apple jest możliwa. Aktualnie jako kluczowe wsparcie należy traktować okolice poziomu 230 dolarów za akcję.

Spółka Marka Zuckerberga ogłosiła, że aby zmniejszyć gospodarcze skutki epidemii koronawirusa, rozda małym i średnim firmom granty. Granty pieniężne, a także kredyty do wykorzystania na sfinansowanie reklam za pośrednictwem Facebooka – taką obietnicę oficjalnie złożyła amerykańska spółka w związku z kryzysową sytuacją, wywołaną koronawirusem. O decyzji Facebooka informuje “Reuters”. Wsparcie, warte łącznie 100 mln USD, jest skierowane do małych i średnich firm w ponad 30 krajach. O szczegółach Facebook ma informować wkrótce.

 

W Kanadzie i USA nie będzie można skorzystać z opcji przejazdów dzielonych, tzw. pooled rides – poinformował Uber. Dostawca aplikacji do kojarzenia pasażerów i kierowców w reakcji na zagrożenie związane z epidemią koronawirusa ogłosił, że ogranicza ofertę dla swoich klientów, choć w bardzo wąskim zakresie – wynika z informacji “Reutersa”. Spółka wycofuje możliwość zamawiania tzw. przejazdów dzielonych w USA i Kanadzie. Usługa polega na możliwości skorzystania z tego samego samochodu jednocześnie przez kilku nieznających się klientów, którzy w ten sposób mogą obniżyć cenę za przejazd.

Boeing potwierdził, że rozmawia z Białym Domem oraz liderami Kongresu USA w sprawie pomocy dla siebie oraz całej amerykańskiej branży lotniczej, donosi Reuters. Boeing, który z powodu uziemienia samolotów 737 MAX znalazł się w kryzysowej sytuacji jeszcze przed epidemią koronawirusa, po przecenie akcji o 24 proc. w poniedziałek jest już ponad 60 proc. mniej wart niż miesiąc temu.  S&P Global obniżył ocenę wiarygodności kredytowej spółki i spodziewa się zmniejszenia gotówki, którą będzie miała do dyspozycji w przyszłości.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *