Indeksy na Wall Street zakończyły środową sesję wzrostami – S&P 500 i Nasdaq ustanowiły po raz kolejny historyczne szczyty, a Dow Jones zyskał ponad 110 punktów.  Po wtorkowych spadkach, wymuszony ostrzeżeniami Apple, amerykańskie giełdy powróciły w środę do wzrostowej tendencji, zaś indeksy ustanowiły nowe rekordy. Poprawa nastrojów była przede wszystkim rezultatem informacji odnośnie spowolnienia tempa infekcji koronawirusa oraz oczekiwań, że Chiny podejmą dodatkowe działania mające wesprzeć dotkniętą epidemią gospodarkę. Początek roku jest bardzo dobry dla amerykańskiego dolara. Dolar jest najdroższy od ponad czterech miesięcy miesięcy. To powód do zmartwień nie tylko dla frankowiczów. Amerykańska waluta jest silna słabością innych walut.  W USA wzrost gospodarczy nadal utrzymuje się na względnie przyzwoitym poziomie 2 proc., a inflacja jest niska.

 

Akcje Tesli nie zwalniają tempa. Wczorajsza sesja zakończyła się wynikiem na poziomie +7,3 proc., a wczoraj ruch w górę zbliżał się do 10 proc.! Za jedną akcję spółki Elona Muska trzeba płacić ponad 950 dolarów amerykańskich USD podczas środowej sesji. Co dalej czy poziom 1000$ zostanie wybity z impetem? A może do ostatnie próby podbicia przed większą korektą spadkową?  O Tesli robi się coraz głośniej, ostatnie wzrosty wydają się przesadzone, tym bardziej biorąc pod uwagę nieciekawą sytuację w Chinach, gdzie Tesla również ma swoje fabryki. Dynamiczne, wręcz paraboliczne wzrosty przypominają klasyczną bańkę. Każda bańka kiedyś pęknie, pytanie tylko kiedy? Jedno jest pewne, w najbliższym czasie należy zachować szczególną ostrożność, ponieważ zmienność rzędu kilkunastu procent podczas zaledwie jednej sesji nie powinna być szczególnym zaskoczeniem.

 

Rezerwa Federalna nie zmieni neutralnego nastawienia w polityce monetarnej w najbliższym czasie – wynika z zapisków ze styczniowego posiedzenia FOMC. Na styczniowym posiedzeniu przynajmniej 8-krotnie wspomniano o chińskim koronawirusie. Jeszcze w grudniu kierownictwo Rezerwy Federalnej zakomunikowało rynkowi, że po trzech z rzędu obniżkach stóp procentowych należy się spodziewać utrzymania kosztów kredytu na niezmienionym poziomie przez „pewien czas”. Mimo to w ostatnim miesiącu na rynku terminowym nasiliły się oczekiwania na przynajmniej jedną obniżkę stóp w USA do końca 2020 roku.  Teraz rynek stawia, że pierwsze cięcie Fed „dostarczy” już w lipcu, obniżając przedział stopy funduszy federalnych o 25 pb. Do końca roku implikowane prawdopodobieństwo cięcia o 25 pb. wynosi 35 proc., a cięcia  o 50 pb. 30 proc. – wynika z obliczeń FedWatch Tool. Stąd też fedowska narracja o utrzymaniu nastawienia „wait and see” stoi w coraz silniejszej sprzeczności z oczekiwaniami inwestorów.  Oprócz sytuacji gospodarczej omawiano także inne istotne tematy. Większość członków FOMC wyraziło obawy przed wprowadzeniem symetrycznego celu inflacyjnego. Ich zdaniem mogłoby to zostać odebrane jako przyznanie się do porażki w dążeniu do 2-procentowej inflacji w średnim terminie. Dyskutowano także o przyszłości prowadzonego od października QE (które – jak wielokrotnie podkreślał przewodniczący Powell – nie jest żadnym QE), w ramach którego Fed skupuje bony skarbowe za 60 mld USD miesięcznie i powiększając  sumę bilansową o 325 mld dolarów. Nie podjęto jednak decyzji o losach tego „nie-QE” po czerwcu.

 

Biały Dom zapowiedział że od 18 marca cła odwetowe na samoloty firmy Airbus zostaną podwyższone z 10 proc. do 15 proc. Cła, które w październiku 2019 nałożono m.in na kawę, wino, ser czy oliwki pozostaną na niezmienionym poziomie 25 proc . Cła zostały nałożone na USA w związku z decyzją WTO o uznaniu europejskich i francuskich subwencji dla Airbusa za szkodliwe dla konkurencji z Boeingiem. W ciągu najbliższego roku spodziewana jest podobna decyzja w sprawie nielegalnych państwowych subwencji dla Boeinga.

 

Zgodnie z najnowszymi danymi, liczba osób zakażonych koronawirusem przebiła 75 tys., z czego ponad 2 tys. straciło życie. Liczby te mogą przerażać, i wraz z szeregiem dodatkowych informacji dotyczących efektów koronawirusa sprawiają, że inwestorzy cały czas pozostają w napięciu. Wspomniane dodatkowe informacje to m.in. wieści dotyczące problemów firm w kontekście produkcji i niższego popytu, informacje o odsunięciu lub możliwości odsunięcia w czasie istotnych wydarzeń odbywających się w Azji oraz rozczarowujące dane z gospodarek. W kontekście danych z gospodarki, warto wspomnieć o dwóch odczytach. Po pierwsze – o indeksach ZEW opisujących nastroje względem sytuacji w gospodarce Niemiec i strefy euro. W lutym odnotowały one spore spadki w relacji do poziomów z poprzedniego miesiąca, właśnie m.in. w związku z obawami dotyczącymi wpływu koronawirusa na europejskie gospodarki. Po drugie – o danych o japońskim PKB w czwartym kwartale ubiegłego roku, który m.in. w konsekwencji podwyżki podatku od sprzedaży doświadczył spadku rzędu 1,6 proc.  w ujęciu kwartalnym i 6,3 proc. w ujęciu zanualizowanym. Oczywiście w powyższych danych nie widać jeszcze efektu koronawirusa, bo dotyczą one okresu przed wybuchem epidemii. Niemniej właśnie to budzi obawy: trzecia największa gospodarka świata doświadczyła głębokiego spadku PKB jeszcze przed otrzymaniem kolejnego ciosu. W tym kontekście trudno liczyć na poprawę sytuacji japońskiej gospodarki w najbliższym czasie. Niewykluczone, że wręcz ulegnie ona pogorszeniu.  W Europie nastroje inwestorów są gorsze. Niemiecka gospodarka,  największa w UE, ma najpoważniejsze kłopoty. EBC chcąc ją ożywić utrzymuje ujemne stopy procentowe. Efektem jest spadek kursu euro wobec dolara.

 

Dolarowe ceny złota osiągnęły najwyższy poziom od marca 2013 roku. Przy silnym dolarze oznacza to, że ceny kruszcu wyrażone w euro czy polskich złotych są najwyższe w historii. W środę wczesnym popołudniem kontrakty terminowe na złoto były notowane po 1613,45 dolarów za uncję trojańską, czyli  0,6 proc wyżej niż dzień wcześnie, gdy królewski metal podrożał o ponad 1 proc. W ten sposób dolarowe notowania złota osiągnęły najwyższy poziom od 25 marca 2013 roku.  Przez ostatnie dwa tygodnie kurs złota w USD poszedł w górę o 3,6 proc.. To o tyle nietypowe, że od początku lutego dolar wyraźnie zyskuje na wartości względem euro. Zwykle mocny dolar szedł w parze ze słabszym złotem, a tym razem jest odwrotnie. Tymczasem od początku 2020 roku indeks dolara zyskał 2,3 proc., a żółty metal podrożał (w USD) o prawie 6 proc. i jest o blisko 20 proc. droższy niż przed rokiem. W warunkach mocnego dolara (a może raczej słabego euro) cena złota w strefie euro osiągnęła historyczny rekord. Uncja kruszcu wyceniana jest na przeszło 1490 euro – to aż o 10 proc. więcej niż na początku roku! W dniu wprowadzenia euro do obiegu 1 stycznia 2002 roku uncja złota kosztowała 313,36 euro. Zatem przez niespełna 20 lat swego fizycznego istnienia wspólnotowa waluta straciła 79 proc. swej wartości względem złota. Jeszcze gorzej pod tym względem stoi polski złoty, który w tym samym okresie osłabił się o 82,5 proc. względem złota. Uncja królewskiego metalu była dziś warta rekordowe 6377 złotych polskich. To o jedną czwartą więcej niż rok temu oraz o 10,8 proc. więcej niż na początku roku. Czysto przypadkowo rekordowe ceny złota w PLN zbiegły się w czasie z informacjami o gwałtownym przyspieszeniu inflacji cenowej w Polsce. W ten sposób królewski metal potwierdził swą „antyinflacyjną” funkcję w zdywersyfikowanym i długoterminowym portfelu inwestycyjnym. Złoto może nie jest najlepszym zabezpieczeniem przed inflacją, ale w otoczeniu realnie ujemnych stóp procentowych (jak obecnie w Polsce i strefie euro) złoto jest ostatnią linią obrony kapitału przed destrukcją siły nabywczej pieniądza. Bo tak naprawdę to nie złoto drożeje, lecz fiducjarny pieniądz (USD, EUR czy PLN) traci na wartości.

 

Kostium, w którym moglibyśmy latać jak Iron Man, jest już za rogiem. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich sukcesem zakończył się właśnie lot próbny w kombinezonie odrzutowym. Jak pisze CNN, podczas prezentacji, która miała miejsce w Dubaju, pilot kierujący odrzutowym kombinezonem wzniósł się na wysokość 6 tys. stóp, czyli ok. 1,8 km. Nie tylko zresztą wzniósł: Vince Reffett był również w stanie wykonywać podczas lotu różne manewry. Lecąc z prędkością prawie 150 mil na godzinę (ponad 240 km/h), Reffett osiągnął wysokość 1 kilometra w 30 sekund. Jego lot trwał ok. 3 minut, po czym pilot wylądował z pomocą spadochronu.

 

Najprawdopodobniej 31 marca zostanie zaprezentowany nowy ekonomiczny iPhone, następca iPhone’a SE. Urządzenie do sklepów trafi kilka dni później i będzie kosztowało 399 dolarów – informuje serwis appleinsider.com.  Nowy iPhone będzie następcą modelu SE. To, jaki numer lub nazwę otrzyma, nie jest jeszcze pewne. Najprawdopodobniej będzie to po prostu iPhone SE 2 lub też iPhone 9. Wskazywałby na to fakt, iż następcą iPhone’a 8 został model 10, a po nim pojawił się iPhone 11. „Dziewiątka” jest więc wolna i być może została zarezerwowana dla ekonomicznego smartfona. iPhone trafi na sklepowe półki najprawdopodobniej w piątek, 3 kwietnia. Ma być najtańszym smartfonem produkowanym przez Apple. Termin premiery i uruchomienia sprzedaży przekazany przez „źródła bezpośrednio związane z Apple” jest o tyle prawdopodobny, iż premiera ostatnich modeli odbyła się pod koniec marca 2019 r. Jak z kolei informuje serwis komorkomania.pl, nowy ekonomiczny iPhone będzie miał obudowę wzorowaną na modelu 8 i 4,7-calowy ekran LCD o rozdzielczości 1334 x 750. Wewnątrz znajdzie się m.in. 3 GB pamięci RAM, pojedynczy aparat. iPhone będzie także wyposażony w czytnik linii papilarnych Touch ID w przycisku Home. Nie wiadomo jeszcze, jaką pamięć ma mieć wbudowane urządzenie. Najprawdopodobniej będzie to jednak 64 lub 128 GB. Według nieoficjalnych informacji przytaczanych przez agencję Bloomberga, iPhone 9 ma kosztować 399 dolarów.  Apple w 2020 r. chce wypuścić na rynek 200 mln smartfonów.

Opracował: Sławek Sobczak

 

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *