17 lutego na rynkach zabraknie jednego z najważniejszych graczy – Stanów Zjednoczonych – w związku z obchodami Dnia Prezydentów upamiętniającego urodziny Georga Washingtona oraz pozostałych sterników amerykańskiej polityki. W efekcie lokalne giełdy nie pracują, a traderzy cieszą się wydłużonym weekendem.  Obchody Dnia Prezydentów przypadają zawsze na 3 poniedziałek lutego. Święto zostało ustanowione w 1879 roku decyzją Kongresu USA jako George Washington’s Birthday (urodziny Waszyngtona) dla upamiętnienia przypadających 22. lutego urodzin pierwszego amerykańskiego prezydenta. Dla Amerykanów jest to okazja między innymi do skorzystania z wyprzedaży sklepowych i długiego weekendu. Kanadyjski Dzień Rodziny również wypada co roku w 3 poniedziałek lutego – w niektórych prowincjach występuje jednak pod inną nazwą lub obchodzony jest w inny dzień. Należy zauważyć, że urzędnicy państwowi nie korzystają wtedy z przywilej wolnego dnia, tylko normalnie pracują. Święto po raz pierwszy obchodzono w 1990 w Albercie w celu propagowania wartości rodzinnych dając familiom możliwość spędzenia czasu razem. Od tego czasu obchody spopularyzowały się w pozostałych częściach kraju. Zarówno w USA i w Kanadzie 17 lutego nie będą funkcjonowały giełdy co zdecydowanie może zmniejszyć płynność na amerykańskich i kanadyjskich instrumentach oraz parach walutowych. Zmianie ulegają również harmonogramy handlowe brokerów – warto zapoznać się z informacjami, które na ten temat z pewnością przekazał Państwa dom maklerski.

 

Biały Dom chce skłonić Amerykanów do większych zakupów akcji. Miałaby temu służyć zachęta podatkowa, która byłaby częścią planowanego pakietu cięć podatkowych przygotowywanych przez administrację prezydenta Trumpa.  Propozycje cięć podatkowych opasuje portal cnbc.com, który podał te  informacje, powołując się na cztery źródła w amerykańskiej  administracji. Opisywana propozycja polegałaby na tym, że część dochodu gospodarstwa domowego mogłaby być zwolniona z opodatkowania, jeśli byłaby przeznaczona na inwestycje. W hipotetycznym przykładzie przywoływanym przez źródła w administracji, jeśli dochód gospodarstwa domowego wyniósłby do 200 tys. dolarów rocznie, 10 tys. dolarów przeznaczonych na inwestycje mogłoby podlegać zwolnieniu podatkowemu. Kwota ta znajdowałaby się poza standardowym zwolnieniem z tytułu inwestycji emerytalnych – tzw. 401(k). Larry Kudlow, prezes Narodowej Rady Gospodarczej (National Economic Council), w wypowiedzi dla portalu stwierdził, że takie podejście oznaczałoby skupienie się na tworzeniu uniwersalnych kont oszczędnościowych, które łączyłyby oszczędności emerytalne, edukacyjne i przeznaczone na leczenie. Pieniądze wpłacone na takie konto mogłyby procentować bez opodatkowania, podatek zostałby dopiero naliczony przy wypłacie oszczędności z konta. Celem inwestycji mogłyby być zarówno akcje, jak i obligacje – twierdzi Kudlow, który dodał także, że nic nie jest jeszcze postanowione, a pomysły muszą być jeszcze dopracowane. „Przeciek” z propozycjami cięć podatkowych następuje w trakcie trwającej kampanii przed mającymi się odbyć na jesieni wyborami na prezydenta USA. Trump, starając się o ponowny wybór, chce w ten sposób odróżnić od swoich demokratycznych przeciwników, których oskarża o prowadzenie socjalistycznej polityki, w przeciwieństwie do jego polityki obniżania podatków i deregulacji. Po ostatnim kryzysie z końcówki pierwszej dekady XXI wieku odsetek Amerykanów posiadających akcje spadł z 62 proc. przed kryzysem do 52 proc. po kryzysie – wynika z sondażu Gallupa. W ostatnich latach nastąpiła jednak lekka poprawa i odsetek ten podniósł się do 55 proc.  Biały Dom rozważa również obniżkę podatku dochodowego dla klasy średniej do poziomu 15 proc. Według Kudlowa propozycja ta mogłaby zostać wprowadzona w przypadku, gdyby doszło do kryzysu gospodarczego. Aby jednak obniżki podatków mogły dojść do skutku potrzebna jest zgoda obu izb amerykańskiego Kongresu. Tymczasem w Izbie Reprezentantów większość mają przeciwnicy polityczni Trumpa – Demokraci. Dlatego nie ma pewności, czy Trumpowi uda się swoje propozycje przeprowadzić przez Kongres, a same pomysły są nazywane przez urzędników, będących źródłem informacji portalu cnbc.com, jako „koncepcyjne”.

 

Im gorzej, tym lepiej – ta popularna zasada zdaje się napędzać notowania na giełdach za Murem w ostatnich dniach. Inwestorzy są przekonani, że w obliczu epidemii koronawirusa władze zdecydują się w końcu na wdrożenie dużego pakietu stymulacyjnego, który pobudzi zamarłą gospodarkę. Mowa zarówno o stymulacji fiskalnej – zwiększeniu deficytu – jak i monetarnej – luzowaniu polityki pieniężnej. Dziś Ludowy Bank Chin ściął koszty środków dla sektora finansowego o 10 pb. To druga obniżka ceny pieniądza w ostatnich dwóch tygodniach. Pekin podejmuje też inne działania, o których pisaliśmy przed tygodniem, a kilkadziesiąt milionów inwestorów indywidualnych nie chce przegapić wzrostowej fali. Nastroje mogą też wspierać malejące oficjalne liczby dot. liczby nowych zakażeń wirusem poza prowincją Hubei – wskazujące na to, że sytuację być może udaje się opanować i wkrótce wróci do normy, przynajmniej poza epicentrum epidemii. W poniedziałek główny indeks giełdy w Szanghaju poszedł w górę o 2,3 proc., a jego bliźniak z Shenzhen o 3 proc. Pierwszy jest o krok od 3 tys. punktów – poziomu sprzed wybuchu epidemii koronawirusa, drugi już odrobił straty.  Zrzeszający największe spółki z obu parkietów CSI300 zyskał dziś 2,3 proc. i jest już ok. 11 proc. wyżej od dołka sprzed dwóch tygodni. Jeszcze silniej rósł dziś (3,7 proc.) i w ostatnich dwóch tygodniach (o ok. 20 proc.) technologiczny Chinext.

 

Banknoty z terenów objętych epidemią koronawirusa będą odkażane lub objęte kwarantanną, poinformował bank centralny Chin. Banki zostały także poinstruowane, aby oddzielać gotówkę pochodzącą ze szpitali i targowisk. Chiński bank centralny wprowadza specjalne zasady obchodzenia się z pieniądzem gotówkowym, donosi Bloomberg. Używane banknoty z terenów w największym stopniu dotkniętych epidemią nie będą przewożone do innych części kraju. PBOC wprowadzi tam także do obiegu nowe banknoty o wartości 600 mld juanów. Gotówka z obszarów, gdzie aktywny jest koronawirus będzie odkażana za pomocą ultrafioletu lub podgrzewana i objęta 14-dniową kwarantanną przed ponownym wprowadzeniem do obiegu. W częściach Chin uznanych za mniej ryzykowne, banknoty będą przechodzić krótszą, tygodniową kwarantannę. Fan Yifei z Ludowego Banku Chin na sobotniej konferencji prasowej podkreślił również, że banki komercyjne zostały poproszone o oddzielanie pieniądza gotówkowego pochodzącego ze szpitali oraz targowisk.

 

Poniedziałkowy poranek nie przyniósł istotnych zmian na rynku walut. Kurs euro utrzymał się poniżej 4,25 zł, a notowania franka szwajcarskiego od kilku dni utrzymują się w pobliżu 4 zł.  Kurs euro kształtował się na poziomie 4,2482 zł, a więc podobnie jak przed weekendem. Polska waluta ma za sobą udany tydzień, podczas którego kurs EUR/PLN obniżył się o 2,5 grosza. Od początku lutego notowania wspólnotowej waluty obniżyły się o 5 groszy po tym, jak na koniec tycznia osiągnęły 2-miesięczne maksimum. Bardzo mocny pozostaje dolar amerykański, który na parze z euro jest najmocniejszy od kwietnia 2017 roku. To przekłada się na dolara po blisko 3,92 zł, a więc blisko najwyższych poziomów od końcówki listopada. Nieco uspokoiła się sytuacja na rynku franka szwajcarskiego, który pod koniec ubiegłego tygodnia wobec euro był najmocniejszy od sierpnia 2015 roku. Ale dzięki umocnieniu złotego względem euro kurs CHF/PLN utrzymał się w pobliżu 4 zł. W poniedziałek rano za franka płacono ponad 3,99 zł.

 

Facebook wykasował około 300 profili, grup i stron, które były powiązane ze Sputnikiem, stroną internetową wspieraną przez Kreml, a produkującą m.in. fake newsy.  Facebook skasował 289 stron i 75 kont, wspieranych przez GRU i inne rosyjskie agencje. Niektóre założone zostały w 2013 roku. Łącznie zrzeszały około 790 tys. użytkowników. Amerykański koncern zauważył na nich treści, które w wyraźny sposób naruszały regulaminy portalu społecznościowego i stron z nim powiązanych. Czego dopatrzył się w nich portal społecznościowy? Działały one poza terytorium obecnej Federacji Rosyjskiej, najczęściej jako swoją siedzibę podając jednak kraje byłego ZSRR lub byłego bloku wschodniego. Na pierwszy rzut oka gromadziły fanów znanych osobistości, regionów czy jedzenia. Jednak gruzińska strona o modzie, litewska o regionalnym jedzeniu czy ta dotycząca pogody w Abchazji były tylko przykrywkami. W prowadzonej propagandzie nie były nachalne. Między zdjęciami ciastek czy puszystych kotów pojawiały się od czasu do czasu linki do informacji na Sputniku.  Sputnik to spółka-siostra RT, kanału telewizyjnego znanego pod nazwą Russia Today. TV, mająca redakcja na całym świecie, wyspecjalizowała się w informacjach co najmniej naginających rzeczywistość do kremlowskiej wizji świata. Oprócz tych związanych bezpośrednio ze Sputnikiem, Facebook wykasował także około 107 stron, grup i kont oraz około 41 profili na Instagramie, których tropy również prowadziły do Rosji. Tym razem jednak prowadzący podszywali się pod Ukraińców.

 

Amsterdam od lat zmaga się z lawiną turystów, która zalewa miasto, niekiedy je paraliżując. Nic więc dziwnego, że burmistrz Femke Halsema wraz z radą miejską szukają rozwiązań, by ograniczyć popularność stolicy Holandii. Jednym z nich ma być zakaz sprzedaży marihuany turystom.  Odwiedziny w coffee shopie to niemal zawsze jeden z punktów obowiązkowych zwiedzania w Amsterdamie. Można w nich legalnie kupić marihuanę. Rada miasta zleciła specjalne badanie, które ma pokazać, czy gdyby wprowadzono zakaz sprzedaży narkotyku, to liczba turystów uległaby zmniejszeniu. Wyniki nie były zaskoczeniem. Ponad 50 proc. ankietowanych odpowiedziało, że wizyta w coffee shopach to jeden z głównych powodów ich przyjazdu do Amsterdamu. Tuż za tą atrakcją turystyczną uplasowały się: wycieczki rowerowe po mieście (21 proc.).  Każdego roku do Amsterdamu, w którym mieszka około milion Holendrów, przybywa 17 mln turystów.  Dla porównania Kraków odwiedziło w ub. roku 14 mln turystów, Chicago grubo ponad 50 mln. Jeszcze nie wiadomo, kiedy dokładnie zakaz lub też poważne ograniczenie sprzedaży marihuany wejdzie w życie.  Zakaz sprzedaży marihuany byłby nie pierwszym sposobem na zatrzymanie powodzi podróżnych. 1 kwietnia zakończą się słynne wycieczki do “dzielnicy czerwonych latarni”. Stało się to na prośbę samych pracujących tam osób, które czuły się napastowane przez turystów i fotografowane bez zgody. Od 1 kwietnia będzie trzeba się w tej dzielnicy znanej z lekkich obyczajów poruszać po ściśle wytyczonych trasach. Nałożono także dodatkowe obostrzenia.

 

165 mln dolarów zapłacił Jeff Bezos, szef Amazona, za posiadłość położoną w Kalifornii. To najwyższa kwota, jaką zapłacono za nieruchomość w Los Angeles. Rezydencja w Beverly Hills należała początkowo do Jacka Warnera, jednego z założycieli wytwórni firmowej Warner Brothers. Na terenie posiadłości (1200 mkw) znajduje się m.in. basen, pole golfowe oraz domki gościnne. Nowy dom szefa Amazona jest wart o 3 mln dolarów więcej niż wyniósł podatek zapłacony przez firmę za 2019 (czyli 11,75 mln zł)  – czytamy w portalu Market Watch. Amazon powinien zapłacić łącznie ponad miliard dolarów podatku. Firma korzysta z możliwości odroczenia zobowiązań podatkowych, występujących w związku z różnicami w księgowaniu. Wynikają one z rozbieżności prawa podatkowego i bilansowego. Księgowość Amazona jest skomplikowana, utrudnia to zidentyfikowanie, ile podatku firma powinna zapłacić, wynika z analizy organizacji Fair Tax Mark. W 2019 roku Amazon zanotował wzrost ceny akcji. Przedsiębiorstwo idzie z duchem czasu, inwestuje w robotyzację i automatyzację przemysłową. W Gliwicach powstanie kolejne centrum logistyczne, w którym pracować będzie cztery razy więcej maszyn niż ludzi.  Jeff Bezos jest najbogatszym człowiekiem 2019 roku według rankingu Bloomberga.

 

Zarzekali się aktorzy, zaprzeczali scenarzyści, a jednak… Kilka miesięcy po 25. rocznicy wyemitowana pierwszego odcinka “Przyjaciół” okazuje się, że HBO Max wyprodukuje odcinek specjalny z udziałem postaci, które pokochały miliony.  Na “Przyjaciół” ostrzą sobie zęby największe serwisy streamingowe. Nic dziwnego – z biegiem lat popularność tego serialu nie słabnie, a wręcz przeciwnie – trafiła do kategorii “kultowej”. Widzowie sięgają po odcinki jak po ciepłe bułeczki. Do tej pory Netflix oferował wszystkie sezony. Jednak miliony dolarów najwyraźniej nie wystarczyły, by utrzymać serial “w swojej stajni”. W USA przejmie go bowiem HBO Max, projekt WarnerMedia. Cena, jaką zapłacił za prawa do serialu, jest imponująca – 425 mln dolarów. Nie jest ona wygórowana, tym bardziej że marka “Przyjaciele” jest warta miliardy. Jennifer Aniston, Courteney Cox, Lisa Kudrow, David Schwimmer, Matt LaBlanc i Matthew Perry doszli do porozumienia w kwestiach finansowych, bo zgodnie z wcześniejszymi nieoficjalnymi wieściami to właśnie o nie rozbijała się idea wskrzeszenia “Przyjaciół” – podał magazyn “Deadline“. Każdy z aktorów najprawdopodobniej otrzyma między 3 a 4 mln dolarów za godzinny odcinek. W sumie na obsadę HBO Max ma wydać około 20 mln dolarów. Przy kosztach przejęcia praw kwota ta robi niewielką różnicę.

Opracował: Sławek Sobczxak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *