Piątkowa sesja na nowojorskich parkietach przyniosła pierwsze spadki w tym tygodniu. Amerykańskie indeksy spadły z historycznych szczytów pomimo solidnych danych z rynku pracy. Po czterech jednoznacznie wzrostowych sesjach Wall Steet zrobiła krok wstecz. S&P500 cofnął się o 0,54 proc., finiszując z wynikiem  3327.71 pkt. O tyle samo spadł Nasdaq Composite, osuwając się do 9520,51 pkt. Dow Jones po utracie 0,94 proc. zakończył sesję na poziomie 29 102,51 pkt. Wszystkie trzy nowojorskie indeksy dzień wcześniej ustanowiły nominalne rekordy wszech czasów.  W ciągu ostatnich pięciu sesji DJIA zyskał 3 proc., S&P500 urósł o 3,2 proc., a Nasdaq podniósł się o 4 proc. Warto przy tym odnotować, że rynek długu „nie kupił” tej zwyżki. Na koniec tygodnia rentowność 10-letnich obligacji rządu USA wyniosła 1,58 proc. i była tylko o 8 pb. wyższa niż pod koniec stycznia. Oznacza to, że bezpieczeństwo zarówno Treasuries (jak również złota) wciąż jest w cenie. Tak jak poprzednie wzrosty mogły się wydawać oderwane od rzeczywistości, tak piątkowe spadki nie za bardzo znajdowały potwierdzenie w bieżących danych. Bardzo pozytywnie zaskoczył raport z amerykańskiego rynku pracy. W styczniu przybyło 225 tys. nowych miejsc pracy, wyraźnie więcej od 160 tys. oczekiwanych przez ekonomistów. Jakby nieco ciszej zrobiło się o chińskim koronawirusie, którego faktyczna śmiertelność wciąż nie jest znana.

 

Globalna liczba ofiar śmiertelnych z powodu wybuchu koronawirusa wynosi obecnie 910, znacznie więcej niż podczas epidemii SARS. Główna Światowa Organizacja Zdrowia wyraziła zaniepokojenie rozprzestrzenianiem się choroby wśród osób, które nie przebywały w Chinach. Przypadki koronawirusa dotarły wcześniej do ​​trzech krajów europejskich po spowodowaniu infekcji w Azji, co podkreśla trudność wyzwania związanego z powstrzymaniem epidemii. Tymczasem statek wycieczkowy Princess Diamond został poddany kwarantannie niedaleko Jokohamy w Japonii, gdy okazało się, że na jego pokładzie znajduje się kolejne 60 osób z potwierdzonymi infekcjami koronawirusowymi. W krótkim czasie liczba zarażonych na statku podwoiła się. Na pokładzie wycieczkowca jest ponad 2600 pasażerów i 1045 członków załogi. Jest tam też trzech Polaków – jedna osoba z załogi i dwóch turystów. W piątek polski MSZ informował, że u trzech Polaków nie stwierdzono koronawirusa. Rosnąca liczba przypadków w Diamond Princess Carnival Corp. wzbudziła obawy o możliwość dalszego rozprzestrzenienia się wśród ponad 3600 osób znajdującym się wciąż na pokładzie. Narasta ryzyko, że wirus może rozprzestrzeniać się w ograniczonych przestrzeniach statku, gdzie wielu na pokładzie ma zwiększoną podatność na zachorowania ze względu na wiek. „Diamentowa księżniczka” została poddana kwarantannie, zanim dotarła do Japonii, a kontrole przeprowadzono po tym, jak pasażer z Hongkongu, który był na statku, uzyskał wynik pozytywny na obecność wirusa. Japonia zazwyczaj zabiera zakażonych wirusem ze statków na leczenie do okolicznych szpitali. Firma Carnival’s Princess Cruises wydała oświadczenie w zeszłym tygodniu, że termin kwarantanny to 19 lutego „chyba że pojawią się inne nieprzewidziane wydarzenia”. Tymczasem firma Airbnb Inc. wstrzymuje meldowanie osób w Pekinie aż do marca, aby zachować zgodność z lokalnymi przepisami mającymi na celu ograniczenie epidemii koronawirusa, która rozprzestrzenia się w Chinach. Firma z siedzibą w San Francisco oświadczyła, że zaoferuje zwrot kosztów wszystkim osobom, których to dotyczy lub które anulują rezerwację. Natomiast Ministerstwo Ziemi, Infrastruktury i Transportu oświadczyło, że Korea Południowa rozważa zastosowanie środków wspomagających, w tym odroczenie płatności opłat lotniskowych, aby pomóc liniom lotniczym, które ucierpiały w wyniku wybuchu koronawirusa. Rząd rozważa również obniżenie opłat lotniskowych.

 

Chińska Rada Stanu wezwała branże takie jak lotnictwo, do jak najszybszego wznowienia działalności, a większość prowincji poprosiła lokalne firmy o ponowne otwarcie w poniedziałek po nadzwyczajnym 10-dniowym przedłużeniu rocznego święta Księżycowego. Wiele miast pod przewodnictwem Pekinu i Szanghaju zachęca ludzi do pracy z domu, a niektóre z największych chińskich firm technologicznych, takie jak Alibaba i Meituan, przedłużyły urlop do 16 lutego lub później. Wirus wywołał fale wstrząsów w światowej gospodarce, wstrząsając rynkami finansowymi i wywierając silną presję na łańcuchy dostaw. Fiat Chrysler ostrzegł w zeszłym tygodniu, że może być zmuszony do wstrzymania produkcji w Europie po odnotowaniu problemów związanych z zaopatrzeniem w części z Chin, podczas gdy ceny miedzi, ropy i gazu zostały silnie przecenione przez groźbę przedłużającego się spowolnienia. Wybuch wirusa może osłabić nadzieje Pekinu na utrzymanie tegorocznego celu wzrostu gospodarczego na poziomie około 6 proc.. Epidemia może również uniemożliwić Chinom zwiększenie zakupów amerykańskich towarów i towarów o wartości 200 mld dolarów ciągu najbliższych dwóch lat, co było warunkiem umowy handlowej fazy pierwszej.   Negatywny wpływ wirusa na wzrost gospodarczy jest kolejnym zagrożeniem dla Australii, która dopiero otrząsnęła się po katastrofalnym sezonie pożarów buszu. Rosną obawy o wpływy australijskiego sektora turystycznego, który w latach 2018-2019 przyczynił się do około 61 miliardów dolarów produktu krajowego brutto.

 

Obecny stały wzrost amerykańskiej gospodarki i jednocześnie najdłuższy taki okres bez wpadania w recesję od czasu zakończenia II wojny światowej to coś prawdziwie tajemniczego – pisze w opinii felietonista Bloomberga Noah Smith.  Otóż w ubiegłe wakacje krzywa dochodowości odwróciła się. Sytuacja taka zazwyczaj stanowiła najbardziej wiarygodny sygnał nadchodzącego pogorszenia koniunktury gospodarczej. Co więcej, istniało wiele powodów, dla których sytuacja gospodarcza powinna się pogorszyć – cała góra ryzykownego zadłużenia korporacyjnego, spowolnienie gospodarcze w Chinach, wojna handlowa prezydenta Trumpa, słabość produkcji przemysłowej, zwiększająca się niepewność jeśli chodzi o polityki rządowe, itp.  Mimo to recesja nie pojawiła się. Wzrost PKB był za to niezwykle stabilny na poziomie nieco ponad 2 proc. To prawdopodobnie najlepsza średnia, jaką można osiągnąć w warunkach starzejącej się populacji oraz globalnego spadku produktywności. Co więcej, rynek pracy jest silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej (z wyjątkiem późnych lat 90. XX wieku), gdyż pracownicy z dolnej części skali dochodowej mogą liczyć na realne wzrosty wynagrodzeń. Dlaczego zatem amerykańska gospodarka radzi sobie tak dobrze pomimo wszystkich przeszkód? Prawda jest taka, że nie ma obecnie oczywistego czynnika, który powodowałby stały wzrost gospodarczy w USA. Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, że gospodarka znajduje się po prostu w fazie nudnej normalności. Zatem amerykańscy konsumenci mają niewiele powodów, aby przestać konsumować. Od czasu kryzysu finansowego ich obciążenia finansowe są mniejsze, wartość ich nieruchomości rośnie w umiarkowanym tempie, ich wynagrodzenia również przyzwoicie idą w górę, zaś ich emerytury są w porządku. Jeśli nie pojawi się jakiś nowy kryzys finansowy, poważne załamanie w Chinach, ostry odwrót od dotychczasowej polityki Fedu czy bardziej dramatyczne działania ze strony Trumpa, to amerykańska gospodarka może po prostu spokojnie płynąć dalej.

 

 

Poniedziałkowy poranek przyniósł stabilizację kursu euro po ostatnich wzrostach. Na świecie wciąż silna była awersja do ryzyka, co przekładało się na silną pozycję franka szwajcarskiego. W poniedziałek o 10:00 kurs euro wynosił 4,2635 zł i o 0,6 grosza niższy niż przed weekendem. W zeszłym tygodniu mieliśmy do czynienia z wysoką zmiennością na parze euro-złoty. Najpierw kurs EUR/PLN spadł z przeszło 4,30 zł do niespełna 4,24 zł, by w drugiej części tygodnia powrócić powyżej 4,27 zł. Tymczasem na globalnych rynkach finansowych wciąż daje się wyczuć awersję do ryzyka: w dół poszły indeksy azjatyckie i od spadków zaczęła się sesja w Europie. Barometrem nastrojów inwestycyjnych są utrzymując się blisko 3-letnich minimów notowania pary euro-frank. W poniedziałek rano frank był wyceniany na niespełna 1,07 euro, czyli blisko najniższych poziomów od kwietnia 2017 roku. Siła franka na parze z euro przy jednoczesnej słabości złotego wobec wspólnotowej waluty skutkowały tym, że helwecka waluta była notowana powyżej 3,98 zł. Dolar amerykański był wyceniany na przeszło 3,89 zł, czyli o grosz niżej niż przed weekendem. Funt brytyjski kosztował ok. 5,02 zł.

 

Chiński gigant e-ommerce Alibaba Group Holdings zaoferował 20 mld juanów (2,9 mld dolarów) pożyczek dla chińskich firm mających problemy z powodu epidemii koronawirusa, informuje Reuters. Alibaba podkreśla, że preferowane będą firmy z prowincji Hubei, gdzie znajduje się epicentrum epidemii. Przeznaczono dla nich 10 mld juanów. Pożyczki będą udzielane na rok z zerowym oprocentowaniem przez pierwsze trzy miesiące, a przez kolejne dziewięc z oprocentowaniem obniżonym o 20 proc. Chińskie firmy spoza prowincji Hubei będą mogły otrzymać pożyczki roczne z oprocentowaniem obniżonym o 20 proc. Analitycy ostrzegają, że zamknięcie wielu sklepów z powodu epidemii może spowodować nawet 50 proc. spadek sprzedaży smartfonów w Chinach w pierwszym kwartale, informuje Reuters. Agencja zwraca uwagę, że epidemia pojawiła się w czasie kiedy najwięksi producenci smartfonów, jak Huawei, oczekiwali na poprawę sprzedaży po latach jej spadku dzięki rozwojowi 5G na świecie.

 

Cena złota rośnie czwarty dzień z rzędu. Popyt na kruszec podtrzymała pesymistyczna wypowiedź szefa Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dotycząca epidemii koronawirusa. – Być może widzimy tylko czubek góry lodowej – powiedział Tedros Adhanom Ghebreyesus odnosząc się do liczby osób zarażonych 2019-nCoV, które nie podróżowały do Chin.  Czynnikiem, który mógłby przyspieszyć wzrost cen złota byłby spadek cen akcji na giełdach, ale na to się wyraźnie nie zanosi.

 

Koncern Xerox Holdings podniósł w poniedziałek wartość oferty przejęcia spółki HP, producenta komputerów klasy PC, donosi Reuters. Znany szczególnie z produkcji urządzeń powielających (w tym do kserowania) koncern oferuje obecnie o 2 dolary więcej, niż wyniosła poprzednia propozycja opiewająca na 22 dolary za akcję.  W 2015 roku HP podzieliło się na dwie firmy: HP Inc. and Hewlett Packard Enterprise. Pierwsza miała koncentrować się na produkcji komputerów i drukarek, druga natomiast na rozwiązaniach biznesu, takich jak serwery i storage. Kapitalizacja obu spółek wynosi na dziś odpowiednio: 29 i 22,3 mld dol. Xerox to zaś nieco mniejsza firma z kapitalizacją na poziomie nieco ponad 8 mld dol. Stosunkowo niedawno firma zrezygnowała z przejęcia przez japońską korporację Fujifilm.  Głównym architektem fuzji wydaje się być inwestor Carl Icahn, który posiada udziały w obu podmiotach – 10,6 proc. w Xeroksie i 4,2 proc. w HP. Zgodnie z przewidywaniami Xeroksa, połączenie firm przyniosłoby im 2 mld dol. zysku.

 

Jeden z najbogatszych ludzi, współtwórca Microsoftu Bill Gates zamówił pierwszy na świecie superjacht napędzany płynnym wodorem, donosi The Guardian. Gates zamówił 112 metrowy superjacht Aqua, który holenderska firma Sinot pokazała w ubiegłym roku na targach w Monaco. Posiadająca pięć pokładów jednostka została zaprojektowana dla 14 gości i 31 członków załogi. Jest napędzana dwoma silnikami elektrycznymi o mocy 1 MW każdy. Energię dostarczają ekologiczne ogniwa paliwowe, wykorzystujące do produkcji elektryczności tlen i wodór. Jednostka będzie rozpędzać się do 17 węzłów i będzie miała zasięg ok. 3750 mil, pozwalający pokonać trasę z Londynu do Nowego Jorku „na jednym tankowaniu”. Ma posiadać także silnik diesla jako zabezpieczenie.

Opracował: Sławek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *