Co się odwlecze, to nie uciecze – tak można by spointować piątkową sesję na nowojorskich giełdach. Spadki, które udało się powstrzymać w czwartek, wróciły z jeszcze większą mocą. Do lęku przed koronawirusem doszły obawy o stan amerykańskiej gospodarki. Gdy w czwartek Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że rozprzestrzenianie się koronawirusa stanowi zagrożenie zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym, amerykańscy inwestorzy zignorowali to ostrzeżenie i niemal „za uszy” wyciągnęli indeksy spod kreski. W piątek to się zemściło. Ceny akcji spadały przez  całą sesję. W efekcie po neutralnym otwarciu nastąpił mocno czerwony finisz. S&P500 zaliczył spadek o 1,77 proc. i chyba  wreszcie dojrzał do korekty szalonych wzrostów z poprzednich trzech miesięcy. Technicznie wciąż nieco lepiej wygląda Nasdaq Composite, który w piątek stracił 1,59 proc. Dow Jones po zniżce o 2,09 proc. znalazł się przeszło tysiąc punktów poniżej niedawnego rekordu wszech czasów. Warto odnotować, że piątkowym spadkom towarzyszyły  obroty wyraźnie wyższe niż w poprzednich dniach. Na inwestycyjnym sentymencie rzecz jasna ciążyły informacje o rozprzestrzenianiu się chińskiego koronawirusa. Ale tym razem inwestorów wystraszyło coś więcej niż tylko skutki epidemii z Wuhan. Tym czymś były sensacyjnie słabe dane z amerykańskiego przemysłu. Wskaźnik Chicago PMI nieoczekiwanie zanurkował z 48,2 pkt. do 42,9 pkt. (oczekiwano wzrostu do 48,8 pkt.!), sygnalizując gwałtowny spadek aktywności w tym okręgu przemysłowym. To stwarza ryzyko, że cały amerykański sektor wytwórczy pogrąża się w coraz głębszej recesji. Jeśliby tak faktycznie było, to niweczy nadzieje rynku, który w 2020 roku oczekiwał stopniowej poprawy koniunktury gospodarczej.  Ostra przecena na rynku akcji szła w parze z silnymi wzrostami cen amerykańskich obligacji skarbowych. Rentowność papierów 10-letnich spadła do najniższego poziomu od października. A dochodowość rządowych 2-latek znalazła się najniżej od jesieni 2017 roku! Oznacza to, że rynek długu już dyskontuje kolejne obniżki stóp procentowych w Rezerwie Federalnej.

 

Wyjątkiem na tle spadającego rynku były drożejące o 7,4 proc. akcje Amazona. Po czwartkowej sesji Amazon przedstawił wyniki kwartalne, które dosłownie zmiażdżyły konsensus analityków. W ten sposób spółka Jeffa Bezosa dołączyła do elitarnego grona amerykańskich firm, których rynkowa kapitalizacja przekracza bilion dolarów. Pozostałe spółki to Apple, Microsoft oraz Alphabet. Pomimo zaskakująco dobrych wyników Amazon wciąż „chodzi” przy astronomicznej wycenie na poziomie 87-krotności zaraportowanego zysku netto za ostatnie cztery kwartały. Indeksom ciążyły z kolei akcje naftowych gigantów. Zarówno Exxon jak i Chevron rozczarowały wynikami kwartalnymi, a ich notowania spadły po ok. 4 proc. O 4,44 proc. przeceniono akcje Visy po tym, jak „karciana” spółka nie spełniła oczekiwań względem wyników finansowych.  O ponad 5 proc. podrożały papiery IBM-a w reakcji na zmianę na stanowisku prezesa firmy.

 

W czwartek i piątek pojawiły się wstępne dane o PKB Stanów Zjednoczonych i strefy euro za ostatni kwartał 2019 r.  Wynika z nich, że amerykańska gospodarka trzymała się całkiem nieźle, a europejska zawodziła oczekiwania. Odpowiedź na pytanie o przyczyny tej różnicy między USA i strefą euro leży w handlu zagranicznym – jest on w recesji, a gospodarka europejska jest od niego znacznie bardziej uzależniona niż amerykańska. W Stanach Zjednoczonych PKB zwiększył się w ostatnim kwartale o 2,3 proc. rok do roku. Biorąc pod uwagę, że jeszcze latem zeszłego roku inwestorzy obawiali się recesji, jest to wynik całkiem niezły. Gorszy niż średnio w ostatnich latach, ale zbliżony do długoterminowego trendu. Warto natomiast zwrócić uwagę, co się stało z importem. Spadł on aż o 3,5 proc. rok do roku i był to pierwszy taki spadek od dokładnie 10 lat. Polityka „America First” przynosi efekty. Pytanie tylko, czy będą to efekty pozytywne w długim terminie? W ten sposób płynnie przechodzimy do sytuacji w strefie euro – strefie, która jest bardzo mocno oparta na handlu zagranicznym. W strefie euro PKB zwiększył się w czwartym kwartale tylko o 1 proc. rok do roku. Jest to wynik wyraźnie gorszy od oczekiwań. Zawiodły m.in. dane z Francji (niewielka liczba poszczególnych krajów podała na razie dane), gdzie strajki mogły wywołać większy od prognoz wpływ na aktywność firm. Jeżeli tak się stało, to kolejny kwartał powinien przynieść odbicie. Ale głównym powodem słabych wyników strefy było m.in. załamanie w światowym handlu, widoczne w danych amerykańskich. Nawet jeżeli Amerykanie obniżają głównie import z Chin, to poprzez łańcuchy dostaw przenosi się to na sytuacje wszystkich dużych eksporterów.

Piątkowa sesja, rozpoczęta na wielu europejskich rynkach na niewielkich plusach, ostatecznie przybrała wyraźnie negatywny charakter w miarę tego jak obawy o konsekwencje koronawirusa dla azjatyckich gospodarek przeważały nad radością z finalizacji Brexitu, ewidentną szczególnie w notowaniach funta, który kontynuował rozpoczętą po czwartkowej decyzji Banku Anglii aprecjację, na finiszu dnia przebijając nawet poziom 1,32 względem dolara i dając wytchnienie także kursowi EURUSD. DAX stracił na zamknięciu 1,3 proc., ponad procentowe spadki widoczne były także na innych rynkach, a stawkę zamykało FTSE MiB przeceną o 2,3 proc. WIG20 stracił „zaledwie” 0,7 proc., a mWIG40 i sWIG80 wzrosły nawet odpowiednio o 0,2 proc. oraz 0,1 proc. Indeks małych spółek zamknął tym samym styczeń niemal pięcioprocentową zwyżką, coraz bardziej wyróżniając się w jego drugiej połowie na tle reszty świata. Czteroprocentowa styczniowa przecena blue chipów nie jest oczywiście powodem do radości, ale jej skala jest wciąż o około jedną trzecią mniejsza niż indeksu MSCI Emerging Markets.

Powrót do handlu po Nowym Roku oznaczał dziś dla Szanghaju ponad ośmioprocentową przecenę pomimo szeregu działań zapobiegawczych, m.in. zakazaniu krótkiej sprzedaży czy obniżeniu stóp repo. Reakcja reszty rynków jest jednak bardzo umiarkowania. W Tokio spadki wyniosły jeden procent, co nie może dziwić po amerykańskim zamknięciu, ale zmiana Hang Sengu oscyluje aktualnie wokół zera, natomiast notowania kontraktów futures na amerykańskie indeksy sugerują ponad półprocentowe zwyżki. Silnie przeceniają się natomiast surowce na rynkach azjatyckich, szczególnie żelazo. Liczba potwierdzonych zachorowań wzrosła w Chinach do 17205, natomiast ofiar śmiertelnych do 361. Obie liczby znajdują się poniżej projekcji sprzed weekendu, zgodnie z którymi miała zostać przekroczona bariera 20 tys. zarażonych. Nie oznacza to naszym zdaniem jednak, że zgodnie z tezami niektórych analityków otwiera się właśnie średnioterminowa okazja do kupna. Kolejne firmy informują o zamykaniu fabryk w Chinach, właśnie zrobiła to Honda, która wstrzymała produkcję w regionie Wuhan co najmniej do 13 lutego. Zgodnie z danymi Bloomberga, popyt na ropę spadł w Państwie Środka o trzy miliony baryłek dziennie, około jednej piątek jej całkowitej konsumpcji. W tym kontekście pojawiające się w mediach szacunki strat chińskiej gospodarki w wyniku koronawirusa na 30-40 mld dolarów (porównywalnie z SARS) wydają nam się całkowitym nieporozumieniem.

 

Obawy związane z konsekwencjami epidemii koronawirusa dotarły na chińskie giełdy. Inwestorzy nadrabiają straty z ostatnich 10 dni, gdy parkiety za Murem pozostawały zamknięte na czas przedłużonej przerwy świątecznej. Shanghai Composite traci niemal 8 proc. – najwięcej od sierpnia 2015 r. Gwałtownie osłabia się także waluta Państwa Środka. Podczas gdy inwestorzy na całym świecie starali się zdyskontować niepewność związaną z rozprzestrzenianiem się nowego koronawirusa za Murem i za granicą, chińskie giełdy pozostawały zamknięte z powodu świątecznej przerwy. Pekin postanowił nawet przedłużyć wolne – pierwotnie handel miał zostać wznowiony 31 stycznia. Świat jednak nie próżnował i przeceniał aktywa powiązane z chińskim rynkiem. Hongkoński Hang Seng zniżkował o 6 proc., a o 8 proc. spadały notowania ETF-ów związanych ze spółkami z Chin kontynentalnych – wskazuje Bloomberg. Było pewne, że w poniedziałek gwałtowne spadki dotrą na parkiety za Murem. Władze podjęły próbę uspokojenia inwestorów – Ludowy Bank Chin poinformował w niedzielę, że zasili rynek finansowy kwotą 1,2 bln juanów poprzez transakcje reserve repo. Jako że dziś zapoda 1,05 bln juanów, zastrzyk płynności sięgnął rekordowych 150 mld juanów – szacuje Reuters. Bank centralny obniżył także oprocentowanie transakcji reverse repo o 10 pb. Ponadto, brokerzy mieli otrzymać od nadzorcy rynku nieoficjalny rozkaz zaniechania krótkiej sprzedaży, czyli gry na spadki. W obwodzie zawsze stoją oddziały “drużyny narodowej” – gotowej na rozkaz władz na interwencję na rynku. Do tego notowania nie mogą się wahać mocniej niż 10 proc. dziennie. Być może dlatego dzisiejsza reakcja innych rynków wcale nie jest przesadnie gwałtowna i istnieje szansa, że kolejne dni nie przyniosą już kolejnych rekordowych spadków. Przecena w Chinach nie wstrząsnęła inwestorami z Azji. To prawda, że Shanghai Composite zanurkował dziś o 7,7 proc. – najmocniej od 24 sierpnia 2015 r. – ale nadrabiał w ten sposób po prostu kilka dni bezczynności. Hang Seng jest nawet na plusie, koreański KOSPI zakończył dzień w okolicach 0, a japoński Nikkei zniżkował o 1 proc. Uspokojenie nastrojów widać również na notowaniach surowców: ropa tanieje, lecz nieznacznie, za to złoto nieco oddaliło się od 1600 dol. za uncję, a miedź odrabia zeszłotygodniowe straty i pnie się o 1,5 proc. w górę.

 

Zieleń (tym kolorem oznacza się spadki) ogarnęła również pozostałe główne indeksy za Murem. Obok głównego indeksu giełdy z Szanghaju, straciły również: jego bliźniak z Shenzhen (-8,5 proc.) oraz zrzeszający największe spółki z obu parkietów CSI300 (-7,9 proc.). Technologiczny Chinext spadł o blisko 7 proc. Gwałtownie zaległości odrabia również chińska waluta. Juan osłabia się wobec dolara o 1,5 proc. i znów przebija “psychologiczną siódemkę” – kurs USD/CNY wzrósł z 6,91 notowanych 24 stycznia do 7,01 dziś. Wyceny chińskich aktywów w kolejnych dniach pozostają niewiadomą. Wszystko zależy od następstw rozprzestrzeniania się koronawirusa. Liczba zarażonych wzrosła do ponad 17 tysięcy, a ofiar śmiertelnych – do przeszło 360 osób. To oznacza, że oficjalnie skala epidemii 2019-nCoV jest większa od epidemii SARS z 2003 roku. Dane te – zarówno dzisiejsze jak i ówczesne – są jednak poddawane w wątpliwość. Wówczas w szczycie zachorowań Shanghai Composite spadł w miesiąc o niespełna 10 proc. – przypomina “Wall Street Journal”. Dziś jednak chińska gospodarka i sami Chińczycy są zupełnie inni. Podstawą modelu gospodarczego są konsumpcja i usługi, którym z pewnością nie sprzyja pozostawanie w domach przez setki milionów mieszkańców Państwa Środka. Dziś to właśnie firmy transportowe, finansowe i oferujące dobra konsumpcyjne kroczyły w awangardzie spadków, choć jak donosi Bloomberg, maksymalne dopuszczane 10 proc. straciło aż 3257 spółek z ok. 4000 notowanych. Na plusie dzień zakończyły 162 walory. Okazję wyczuli inwestorzy zagraniczni, którzy poprzez połączenia z giełdą w Hongkongu wydali za zakup akcji równowartość 2,6 mld dol., co jest drugim najwyższym dziennym wynikiem w historii. Kluczowe pozostaje pytanie, kiedy uda się powstrzymać rozprzestrzenianie się choroby i jak na rozwój sytuacji będą reagowały władze, obywatele i biznes. Na razie władze kolejnych regionów oraz firm przedłużają przerwę świąteczną przynajmniej do 9 lutego, a mieszkańcy unikają miejsc publicznych, więc rezygnują choćby z wyjścia do kina czy restauracji. Ograniczony jest przepływ ludzi i towarów.

 

Poniedziałkowy poranek nie przyniósł zmiany sentymentu do złotego. Polska waluta pozostaje słaba, czego przejawem jest kurs euro utrzymujący się blisko 4,30 zł. Mocny jest za to frank szwajcarski, którego cena zadomowiła się powyżej 4 zł. Złotemu nie pomógł najnowszy odczyt wskaźnika PMI dla polskiego sektora wytwórczego. Ten barometr koniunktury gospodarczej w przemyśle w styczniu odnotował nieoczekiwany spadek, rozwiewając nadzieje na zakończenie dekoniunktury w sektorze wytwórczym. Dziś rano kurs euro kształtował się na poziomie 4,2974 zł, utrzymując się blisko najwyższych poziomów od dwóch miesięcy. Aczkolwiek nieco niżej niż w piątek po południu, gdy kurs EUR/PLN sięgał w porywach 4,3061 zł. Blisko najniższych poziomów od kwietnia 2017 roku utrzymują się notowania pary euro-frank. Taka siła franka w połączeniu ze słabością złotego skutkowała wzrostem kursu szwajcarskiej waluty do przeszło 4,02 zł. Przed weekendem kurs CHF/PLN zbliżył się nawet do 4,03 zł, osiągając najwyższą wartość od października. O ponad półtora grosza spadły za to notowania funta. W poniedziałek rano brytyjską walutą handlowano po przeszło 5,09 zł. W piątek kurs GBP/PLN dochodził do niemal 5,13 zł. Po piątkowej przecenie straty odrabiał dolar, za którego trzeba było zapłacić ponad 3,88 zł – czyli o niemal grosz więcej niż przed weekendem.

 

W wieku 78 lat zmarł Bernard Ebbers, były prezes amerykańskiej spółki WorldCom, skazany za jedno z największych oszust księgowych w historii USA, donosi Reuters. Ebbers do grudnia odsiadywał wyrok 25 lat więzienia za udział w szacowanym na 11 mld USD oszustwie księgowym, które doprowadziło firmę telekomunikacyjną WorldCom do ogłoszenia bankructwa w 2002 roku. Po odsiedzeniu ponad 13 lat Ebbers został zwolniony z zakładu karnego z powodu znacznego pogorszenia zdrowia. Zmarł w niedzielę.

 

Komunikator internetowy WhatsApp nie działa już na starszych smartfonach. Aplikacja nie jest obsługiwana na urządzeniach z systemami starszymi niż Android 2.3.7 i iOS 8 – informuje portal bbc.com. Zakończenie wsparcia dla starszych smartfonów nastąpiło 1 lutego. To efekt uboczny wzmocnienia bezpieczeństwa danych użytkowników aplikacji. Z tego względu niektóre starsze smartfony, np. iPhone 4, który obsługuje jedynie system iOS 7 nie będą w stanie uruchomić aplikacji. Pierwsze ograniczenia w obsłudze aplikacji, związane ze zwiększeniem poziomu bezpieczeństwa, Whatsapp wprowadził w 2016 r. Od 1 stycznia 2020 r. z komunikatora nie mogą korzystać z kolei użytkownicy telefonów wyposażonych w system Windows 10. Użytkownicy Whatsappa posiadający nowsze systemy operacyjne w swoich smartfonach, powinni zaktualizować aplikację. Pozostali, aby korzystać z komunikatora będą musieli zmienić telefon lub przenieść się na inny komunikator. Skala problemu nie jest jednak zbyt duża. Zmiany mogą dotknąć kilku milionów osób spośród ponad 2 mld użytkowników Whatsappa.

 

Każdy zawodnik drużyny Kansas City Chiefs, która wygrała 31:20 z San Francisco 49ers w finale ligi futbolu amerykańskiego NFL, dostanie premię w wysokości 124 tys. dolarów. Eksperci podkreślają, że największym finansowym zwycięzcą tegorocznego Super Bowl wśród zawodników będzie quarterback Patrick Mahomes. Uznany za najbardziej wartościowego gracza 24-letni futbolista może liczyć na dodatkowe 7 mln dolarów rocznie z kontraktów sponsorskich.  Tuż przed rozgrywkami został odśpiewany hymn USA. Podczas 54. finału Super Bowl zaszczytu wykonania utworu dostąpiła Demi Lovato. Zgodnie z tradycją Amerykanie podczas hymnu wstają i kładą dłoń sercu. Beyonce i Jay-Z wraz z córką Blue Ivy postanowili jednak pozostać na swoich miejscach, co z miejsca wzbudziło oburzenie części internautów.  W tym roku tradycyjny “występ w czasie przerwy” wykonały Jennifer Lopez i Shakira. Na coś takiego widownia chyba nie była przygotowana. A choć na boisku triumfowali Kansas City Chiefs, pokonując po emocjonującym meczu San Francisco 49ers, to komentarze fanów są jednoznaczne: to one wygrały.   Zarówno Shakira jak i Jennifer Lopez trzydziestkę mają już dawno za sobą – Shakira ma 43 a Jennifer 50 lat. Tymczasem na scenie zachowywały się jak za czasów swojej największej świetności, która jak widać wciąż trwa, co udowodniły.  Całe widowisko było olbrzymim sukcesem komercyjnym. W trakcie przerwy telewizyjnej emisja 30-sekundowej reklamy była warta 5,6 miliona dolarów, czyli średnio o pół miliona więcej niż podczas poprzedniej edycji imprezy. Kansas City Chiefs zdobyli drugie mistrzostwo w historii National Football League. Poprzednio byli najlepsi równo 50 lat temu!

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *