Za nami kolejna sesja, na której amerykańskie indeksy śrubują historyczne rekordy. W czwartek po raz pierwszy w dziejach S&P500 znalazł się na poziomie 3200 punktów. Licząca sobie już blisko 11 lat hossa zdaje się nie mieć końca. 3205,37 pkt. – to od dziś nowy rekordowy kurs zamknięcia indeksu S&P500. A jeszcze rok temu nie przekraczał 2600 pkt., by przez poprzednie 12 miesięcy zyskać ponad jedną czwartą. Nowy rekord wszech czasów wyznaczył także Nasdaq Composite (+0,67 proc.), wspinając się na wysokość 8 887,22 pkt. i podobnie jak S&P500 ustanawiając ów rekord na samym zamknięciu notowań. Absolutny szczyt zanotował także Dow Jones, rosnąc o 0,49 proc. i osiągając pułap 28 376,96 pkt. Rozpoczęty w marcu 2009 roku rynek byka jest już najdłuższym w powojennej historii Stanów Zjednoczonych. Od tego czasu S&P500 wzrósł o 381 proc., bez uwzględnienia dywidend. Z roku na rok kurczy się też pogłowie giełdowych byków – już tylko najbardziej cierpliwi inwestorzy i analitycy spodziewają się bessy. Pretekstów do dalszego podciągania nowojorskich indeksów dostarczyły wypowiedzi sekretarza skarbu. Steven Mnuchin powiedział w telewizji, że ogłoszona w zeszłym tygodniu umowa handlowa z Chinami została już spisana i przetłumaczona i nie będzie podlegać negocjacjom. To o tyle ważne, że dotąd jej treść nie została publicznie ujawniona.

Gremialnie rozczarowały za to publikowane wczoraj dane makroekonomiczne. Choć trzeba przyznać, że były to statystyki raczej małego kalibru. Indeks Fed z Filadelfii spadł w grudniu z 10,4 pkt. do 0,3 pkt. wobec oczekiwanych 8,0 pkt. Cotygodniowa liczba podań o zasiłek dla bezrobotnych wyniosła 234 pkt. wobec prognoz rzędu 225 tys. Indeks wskaźników wyprzedzających Conference Board w listopadzie pozostał bez zmian po spadku o 0,2 proc. miesiąc wcześniej, choć liczono na wzrost o 0,1 proc. mdm. Rozczarowały też obroty na wtórnym rynku nieruchomości. Właściciela zmieniło tylko 5,35 mln domów (w ujęciu annualizowanym) wobec oczekiwanych 5,44 mln.

 

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson zapowiedział swój program rządowy, określając go jako „najbardziej radykalny” program stanowienia prawa od pokoleń, po spektakularnym zwycięstwie w wyborach powszechnych w zeszłym tygodniu. Jednym z potencjalnie kontrowersyjnych planów jest zniesienie prawa, które wyznacza datę wyborów parlamentarnych (mają się odbyć w 2024 r.), w celu przekazania władzy nad terminem następnego głosowania w ręce premiera.  Kierując się zobowiązaniem do opuszczenia Unii Europejskiej 31 stycznia, program legislacyjny, tradycyjnie wygłoszony w parlamencie przez królową Elżbietę II, obejmuje również obietnice kampanii dotyczące wydatków na krajową służbę zdrowia (NHS), rozwój infrastruktury i przegląd relacji między rządem, a sądami. Premier Wielkiej Brytanii, który również obiecał działania w sprawie imigracji i surowsze wyroki dla przestępców, stara się działać szybko, aby ugruntować poparcie ludzi w obszarach Wielkiej Brytanii, którzy tradycyjnie głosowali na opozycyjną Partię Pracy. Jego program stanowienia prawa jest pełen obietnic, które złożył, aby uzyskać dodatkowe poparcie.

 

Bank Anglii w czwartek, 19 grudnia, zdecydował się utrzymać główne stopy procentowe na niezmienionym poziomie, zgodnie z oczekiwaniami rynkowymi. Kurs funta w pierwszej reakcji na decyzję odbijał od tygodniowych dołków. Warto jednocześnie zauważyć, że miejsce miał silniejszy ruch spadkowy zaledwie na minutę przed publikacją oficjalnego komunikatu banku.  Zgodnie z rynkowymi oczekiwaniami główne stopy procentowe zostały utrzymane na niezmienionym poziomie i jedynie dwóch z dziewięciu członków brytyjskiej RPP sprzeciwiało się takiej decyzji (czego również spodziewał się rynek). Bank centralny zaprezentował również zaktualizowane prognozy gospodarcze. Z oświadczenia Banku Anglii można zrozumieć, że instytucja nadal pozostaje w trybie oczekiwania na to co przyniesie ze sobą Brexit oraz zmiany w rządzie po ostatnich wyborach. Zdaniem rynków szansa na przyszłoroczne cięcie stóp pozostaje wysoka.  Kurs funta po publikacji decyzji BoE silnie zyskuje do dolara amerykańskiego powracając wyraźnie nad pułap 1,31 USD, to co może jednak ciekawić to nagłe osunięcie brytyjskiej waluty tuż przed samą publikacją.

 

Impeachment, czyli procedura usunięcia z urzędu, jest dziś słowem odmienianym przez wszystkie przypadki. Można odnieść wrażenie, iż Donald Trump już się żegna z urzędem. To nie takie proste. Trwa walka o usunięcie Donalda Trumpa z urzędu. Na razie cały proces znajduje się mniej więcej w połowie. Po zakończeniu przesłuchań świadków Izba Reprezentantów postawiła prezydentowi dwa zarzuty, ujęte w tzw. artykułach impeachmentu. Pierwszy dotyczy nadużycia władzy, drugi – utrudniania Kongresowi pracy (Biały Dom nie zgodził się na to, żeby kilku pracowników stawiło się na Kapitol na przesłuchania).  Ale żeby do sformułowania aktu oskarżenia doszło, Izba musi znaleźć dowody. Demokraci formułując dwa artykuły impeachmentu w środowy wieczór uznali, że te się znalazły. Pozyskano je, przesłuchując świadków.  Nancy Pelosi udało się przekonać do wniesienia aktu oskarżenia przeciwko prezydentowi wszystkich członków swojej partii oprócz dwóch, z których jeden, Jeff van Drew z New Jersey ogłosił, że przechodzi do republikanów, a drugi, Colin Peterson z Minnesoty, reprezentuje w Izbie bardzo konserwatywny okręg wyborczy i nie chciał się narazić swojemu elektoratowi, który Trumpa po prostu lubi i ufa mu. Jednym słowem, dowody za wystarczająco mocne uznali tylko przedstawiciele opozycji. Teraz, gdy Trumpa postawiono w stan oskarżenia, sprawa idzie do Senatu, a grupa kongresmenów – de facto wyselekcjonowanych przez Nancy Pelosi – zostaje oddelegowana do roli prokuratora.  Jak dotąd ani jeden z 53 republikanów nie poparł inicjatywy impeachmentu, a że do wyroku skazującego potrzeba 67 głosów, 20 z nich musiałoby dołączyć do całego klubu demokratycznego. Gdyby ktokolwiek z prawicy się na to zdecydował, ekipa Trumpa, który zdominował Partię Republikańską, znalazłaby rywala dla takiego senatora w kolejnym cyklu prawyborów. Dlatego dziś, na nieco ponad rok przed wyborami prezydenckimi, szanse na impeachment prezydenta USA są bliskie zeru.

Wynalazek naukowców z kanadyjskiego McMaster University może być zbawieniem zarówno w szpitalach, jak i w przemyśle spożywczym – generalnie wszędzie tam, gdzie istnieje ryzyko zakażenia niebezpiecznymi drobnoustrojami. Do ulepszenia dobrze znanej plastikowej folii, naukowców pracujących w McMaster University zainspirowała natura. A konkretnie: liście lotosu. Mają one bowiem pewną niezwykłą właściwość: są w stanie samodzielnie się oczyszczać i nie namakają wodą. Podobny efekt badacze osiągnęli zmieniając w laboratorium strukturę plastiku: powierzchnia folii pokryta jest mikroskopijnymi zmarszczkami, które zapobiegają wnikaniu zewnętrznych czynników. Folia jest też poddana dodatkowej obróbce chemicznej. Dzięki temu, po wylądowaniu na powierzchni, kropla wody czy bakteria są “odbijane” od materiału. Twórcy nowego rodzaju folii zwracają uwagę, że może ona znaleźć zastosowanie np. w szpitalach. Proponują owijanie materiałem klamek, balustrad i innych powierzchni, na których mogą osiadać niebezpieczne bakterie. Inne zastosowanie? Rzecz jasna, przemysł spożywczy – gdzie nowy antybakteryjny materiał mógłby znacznie ograniczyć przypadkowe przenoszenie niebezpiecznych bakterii E. coli czy Salmonelli.

 

E-sport to już oficjalnie dyscyplina sportowa. Puma, najwyraźniej postanowiła za wszelką cenę w ten segment wejść i stworzyła “buty dla graczy”. Niestety, nie mają Bluetooth, nie pomogą też w celowaniu w Counter Strike’u. Profesjonaliści w dziedzinie gier komputerowych nazywają się e-sportowcami. W Stanach Zjednoczonych mają swoją ligę – Cyberathlete Professional League, która zrzesza ludzi zawodowo zajmujących się graniem. W Europie tę funkcję pełni ESL. Wielu z nich traktuje gaming jako profesję i żyje z tego na całkiem niezłym poziomie. Puma musiała niedawno zauważyć ten trend i zapragnęła dla siebie kawałka rynkowego tortu, który być może nie został jeszcze do końca pokrojony. W ramach jego konsumpcji firma z Herzogenaurach postanowiła stworzyć buto-skarpetę dla profesjonalnych graczy. Na ten moment nie wiadomo, jak bielizna dla stopy miałaby poprawić wydajność gracza. Jak podaje Puma – skarpetę zaprojektowano do użytku wewnętrznego i zewnętrznego, by zapewnić płynny komfort, wsparcie dla stopy i przyczepność. Dzięki temu użytkownicy mieliby łatwiej adaptować się do różnych trybów gry i wznieść na wyżyny swoich możliwości. Inna sprawa, że lwia większość gier rozgrywana jest z foteli, przyczepność nie ma tu znaczenia. Kwota 160 dolarów australijskich (niespełna 420 zł) wydaje się dosyć zaporowa.

Opracował: Sławek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *