Wraz z postępem technologicznym i troską o klimat, coraz większa część producentów samochodów inwestuje w rozwój segmentu aut elektrycznych. Bezsprzecznym liderem w tej kategorii w dalszym ciągu pozostaje Tesla z swoim modelem 3. Analitycy Credit Suisse prognozują jednak, że mimo 80 proc. udziału w amerykańskim rynku pojazdów elektrycznych, producent samochodów może już wkrótce stanąć przed poważnym wyzwaniem ze strony innego giganta. Analityk Credit Suisse Dan Levy wskazał w notatce dla inwestorów, że rynek wciąż czeka na EV, który będzie prawdziwym zagrożeniem konkurencyjnym dla Modelu 3 – zwłaszcza w USA. Jego zdaniem tesli kończy się czas i musi wziąć się do roboty jeżeli chce utrzymać się na fotelu głównego producenta samochodów elektrycznych. Jednym z rywali mogącym próbować przejąć kontrolę nad tym rynkiem jest Ford, który już wkrótce ma zaprezentować światu Mach-E, elektrycznego crossovera „inspirowanego Mustangiem”. Levy wskazuje także, że przez zmagania Tesli z produkcją, logistyką dostaw i usług, producent może nie wykorzystać swojej okazji w pełni. Oficjalna premiera Forda Mach-E odbędzie się bowiem już w 18 listopada br. Auto dostępne będzie w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Europie. Realny zasięg samochodu ma wynieść „co najmniej 480 kilometrów”. Koszt ustawienia się w kolejce do wariantu First Edition to 500 dolarów. Credit Suisse szacuje, że Mach-E będzie wyceniane pomiędzy 40 tys. a 50 tys. dolarów. Konfigurator auta ma natomiast ruszyć w 2020 roku. Co ważniejsze, również w 2020 roku mają wystartować pierwsze dostawy samochodu. Auto prawdopodobnie wpadnie do segmentu D-SUV, czyli tam, gdzie za rok ma się pojawić Tesla Model Y. Analityk Credit Suisse zwraca uwagę, że wprowadzenie do oferty Forda modelu Mach-E oznacza pierwszy prawdziwy kamień milowy, zwiększony nacisk w elektryfikacji, a co ważniejsze oznacza zwiększony wysiłek starszych amerykańskich producentów samochodów, aby stanowić istotny element segmentu aut elektrycznych.

Już drugi tydzień zmienność na Wall Street praktycznie nie istnieje. S&P500 bije historyczne rekordy, ale zmienia się przy tym o nie więcej niż 0,3-0,4 proc. w ciągu dnia. Ta prawidłowość została utrzymana także w czwartek. Była to kolejna sesja bez historii, w pobliżu rekordów wszech czasów. S&P500 zakończył ją na poziomie 3096,63 pkt., co oznacza zmianę o 0,08 proc. względem środowego zamknięcia. To zarazem wartość 0,19 proc. niższa od śródsesyjnego szczytu z wtorku. Dow Jones (-0,01 proc.) niemalże utrzymał poziom ze środowego zamknięcia, zaś Nasdaq Composite stracił ledwie 0,04 proc. Tak niska zmienność utrzymuje się w zasadzie od początku listopada. Za wyjątkiem pierwszej sesji w miesiącu S&P500 na koniec dnia notuje zmianę w granicach 0,4 proc. Jeśli odliczymy jeszcze poniedziałek 4 listopada, to największa dzienna zmiana wyniosła 0,27 proc. Czyli tyle co nic. Śmierć zmienności przy historycznych szczytach przypomina sytuację z września ilipca, choć nawet wtedy nie było aż tak spokojnie jak teraz. Ten brak zmienności można tłumaczyć po prostu brakiem nowych impulsów. Fed zdążył już dostarczyć wszystko, czego się od niego domagano: trzech nagłych obniżek stóp procentowych i wznowienia QE. Wyniki spółek za III kw. były generalnie słabe (EPS dla S&P500 spadł o ok. 2 proc. rdr), ale nie były tak katastrofalnie złe, jak się tego obawiano. A przełomu na froncie handlowym jak nie było, tak wciąż nie ma.

W czwartek przy braku istotnych danych makroekonomicznych inwestorzy konsumowali „ostatki” sezonu wynikowego. O przeszło 7 proc. przeceniono akcje Cisco po tym, jak technologiczna spółka rozczarowała zarówno zyskami za ubiegły kwartał jak i prognozą przychodów na kwartał bieżący. Delikatnie w dół poszły też notowania Wal-Martu, choć największa amerykańska sieć handlowa podniosła całoroczną prognozę finansową i pozytywnie zaskoczyła wynikami kwartalnymi. W kalendarium znów aktywni byli przedstawiciele Rezerwy Federalnej. Jerome Powell uspokajał, że nie widzi ryzyka załamania gospodarczego w najbliższym czasie. To żadna sensacja, bo jeszcze żaden szef Fedu nie ostrzegł inwestorów przed nadchodzącą recesją. Wszyscy też pamiętają, jak Ben Bernanke nie widział ryzyka dekoniunktury na kilka tygodni przed rozpoczęciem recesji w grudniu 2007 roku.

Potwierdziły się oczekiwania, że kończący się właśnie sezon wyników firm z amerykańskiej giełdy nie będzie rewelacyjny. I to się potwierdziło. Według obliczeń FactSet w III kwartale 2019 r. zyski spółek przypadające na indeks S&P500(ang. earnings per share — EPS) były o 2,4 proc. niższe niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. To tzw. mieszany szacunek, obejmujący zarówno zaraportowane już wyniki, jak i prognozy dla pozostałych 10 proc. spółek, które sprawozdań jeszcze nie przedstawiły. Za spadek zysku na akcję w znacznym stopniu odpowiadały dwie branże: energetyczna (do której Amerykanie zaliczają też spółki naftowe) oraz surowcowa. W sektorze energetycznym EPS był o prawie 40 proc. niższy niż rok temu, co jest rezultatem słabszym od oczekiwanych przez analityków 30 proc. Spółki surowcowe odnotowały natomiast spadek zysków o 10,6 proc. (także gorzej od oczekiwań). Pozytywnie zaskoczył natomiast sektor technologii informatycznych, gdzie regres EPS-u wyniósł „tylko” 5,7 proc. r/r wobec oczekiwanych -10,4 proc.

Wśród inwestorów na całym świecie zapanowała niepewność. Czy w przypadku zawarcia porozumienia handlowego globalna gospodarka wróci na właściwe tory? Na razie z Chin płyną dosyć negatywne informacje, patrząc przede wszystkim na dane gospodarcze. Z kolei w Niemczech okazało się, że gospodarka nie weszła w techniczną recesję, co niekoniecznie zostało przyjęte pozytywnie przez inwestorów. Dlaczego się tak stało? Cały świat finansowy zastanawia się co z porozumieniem handlowym pomiędzy Chinami oraz Stanami Zjednoczonymi. Na razie oprócz zapewnień, że negocjacje trwają nie wiemy zbyt wiele. Dzisiaj Chiny poinformowały o dwóch istotnych faktach. Po pierwsze, że kontynuują zakupy soi, choć w zdecydowanie mniejszych ilościach niż oczekiwał rynek. Z drugiej strony mamy jednak zniesienie banu na import amerykańskiej wieprzowiny. Obie te informacje wskazują na to, że Chiny chcą raczej doprowadzić obecną sytuację do finału, czyli podpisania umowy handlowej. Czy ona zmieni jednak oblicze światowej gospodarki? Z pewnością wpłynie pozytywnie na nastroje inwestorów, zaś sam wpływ na gospodarkę będzie zależał od tego, czy obie strony zdecydują się przynajmniej na minimalną redukcję dotychczasowo wprowadzonych taryf. Tymczasem pod względem twardych danych gospodarczych, z Chin nie płyną zbyt dobre informacje. Dzisiejsze dane pokazały spadek dynamiki produkcji przemysłowej do 4,7 proc. r/r z poziomu 5,8 proc. r/r przy oczekiwaniu 5,4 proc. r/r. Pomimo tego, że kalendarz produkcyjny w październiku był ograniczony przez tygodniowe święto, to jednak trend dynamiki produkcji przemysłowej w Chinach pozostaje ewidentnie spadkowy. Dodatkowo spadek dynamiki sprzedaży detalicznej pokazuje jak kruchy jest obecnie popyt lokalny oraz zewnętrzny. Chińskie indeksy mimo wszystko zyskiwały w większości podczas wczzorajszej sesji, choć wzrosty te były mocno ograniczone.

Wzrost gospodarczy Państwa Środka od dekad oparty jest na inwestycjach, w ostatnich kilkunastu latach napędzany kredytem. W efekcie Chińczycy chlubią się imponującą infrastrukturą oraz mianem “fabryki świata”, ilustrującym ogromne zdolności produkcyjne firm. Drugą stroną tego medalu jest niestety ogromny poziom zadłużenia, nasycenie kraju drogami, liniami kolejowymi, lotniskami, mostami i tunelami oraz przerost mocy produkcyjnych. Naturalne jest więc, że wzrost inwestycji hamuje. W pierwszych dziesięciu miesiącach roku wyniósł zaledwie 5,2 proc. wobec analogicznego okresu 2018 r. – to najmniej od ponad 20 lat. Tylko w październiku zwiększyły się o raptem 3,4 proc. rdr wobec jeszcze 4,7 proc. miesiąc wcześniej. Jeszcze gorzej wypadły inwestycje infrastrukturalne, które wzrosły w okresie styczeń-październik o 4,2 proc. w porównaniu do 10 miesięcy 2018 r., a tylko w ubiegłym miesiącu o zaledwie o 2 proc. wobec 6,3 proc. we wrześniu. Równocześnie pogłębił się rozdźwięk między inwestycjami sektora prywatnego (w chińskim tego słowa znaczeniu) a publicznego. Te drugie w ostatnich miesiącach wyraźnie odbiły, pierwsze natomiast szorują po dnie. Prywatny biznes widzi zapewne przyszłość w niezbyt różowych barwach. Dla firm państwowych ma to mniejsze znaczenie – liczy się wzrost, którym można się pochwalić przełożonym. Słabość chińskiej gospodarki widać też w innych opublikowanych w czwartek danych. Sprzedaż detaliczna wzrosła w październiku o 7,2 proc., wyrównując niechlubny wynik z kwietnia, będący najgorszym wynikiem od 16 lat i rezultatem o 0,7 p.proc. słabszym od oczekiwań. Zawiodła również produkcja przemysłowa, która po wrześniowym odbiciu wróciła do rachitycznego, niespełna 5-proc. wzrostu.

Dobre informacje płyną z Niemieckiej gospodarki. W III kwartale gospodarka zaliczyła wzrost na poziomie 0,1 proc. k/k, co było sprzeczne z oczekiwaniami wskazującymi na spadek na poziomie 0,1 proc. k/k, co wprowadziłoby gospodarkę w techniczną recesję. Dlaczego nie jest to koniecznie pozytywne dla rynku? DAX od początku października zyskał ponad 10 proc. m.in. ze względu na oczekiwania dodatkowej stymulacji fiskalnej ze strony rządu. Ze względu na pozytywny wzrost gospodarczy, minister finansów Niemiec zakomunikował, że w tym momencie żadne nowe wsparcie dla gospodarki nie jest potrzebne. To prowadzi do wyprzedaży na niemieckim indeksie DAX. Kolejne pasmo rozczarowań danymi gospodarczymi z całego świata może teoretycznie znacząco zredukować wzrosty na indeksach, które miały miejsce w ostatnich tygodniach.

Do końca roku Facebook usunie najprawdopodobniej ponad 7 mld fałszywych kont, czyli tyle, ilu ludzi żyje na świecie. Z każdym kolejnym kwartałem zwiększa się także liczba zakazanych treści umieszczanych w serwisie – donosi Spidersweb.pl. Tylko w trzecim kwartale tego roku, algorytmy Facebooka wykryły i doprowadziły do skasowania 1,7 mld fałszywych kont. Jak wynika z raportu Facebooka, większość z fikcyjnych kont znikała jeszcze w trakcie rejestracji lub w ciągu kilku minut po niej.
Od początku roku do końca września z serwisu zniknęło już 5,4 mld fałszywych kont. Jeśli tendencja zostanie utrzymana, do końca roku algorytmy usuną ich ponad 7 mld, czyli mniej więcej tyle, ilu jest ludzi na świecie. Na Facebooku rośnie także liczba treści przedstawiających wykorzystywanie seksualne lub nagość dzieci. W trzecim kwartale algorytm wykrył aż 11,6 mln tego typu postów. Od stycznia do października ponad 25 mln. W ostatnim kwartale wzrosła także skuteczność algorytmów w wykrywaniu publikowanych materiałów zachęcających do samookaleczania się lub samobójstwa (2,5 mln) oraz zawierających tzw. mowę nienawiści (7 mln).

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *