Umowa wynegocjowana przez Borisa Johnsona została co prawda przyjęta, niemniej odrzucony został harmonogram Brexitu, co uniemożliwia opuszczenie UE w tym miesiącu, termin zostanie więc wydłużony. Kurs funta wraca poniżej 1,29 USD.  Kluczowym momentem wczorajszej sesji były obrady nad umową Brexitową w brytyjskim parlamencie. Pierwsze głosowanie zostało wygrane przez Borisa Johnsona, za opowiedziało się 329 parlamentarzystów, a przeciw 299. Jednak w przypadku drugiego głosowania premier UK poniósł porażkę, przeciwko przyspieszonej legislacji Brexitu zagłosowało 322 parlamentarzystów, a za 308. Oznacza to, że ustalony termin na 31 października jest nierealny, a Johnson będzie musiał zwrócić się do Unii Europejskiej o jego wydłużenie.

 

Uciekający brexit nie pozwolił indeksowi S&P500 utrzymać się powyżej 3000 punktów. Poziom ten staje się coraz silniejszą zaporą powstrzymującą giełdowe byki. Informacje z Londynu błyskawicznie ściągnęły nowojorskie indeksy pod kreskę. S&P500, który wcześniej rósł o 0,2 proc., zakończył dzień spadkiem o 0,34 proc. To może i niewiele, ale w rezultacie S&P500 ponownie nie był w stanie zagościć na dłużej powyżej bariery 3 000 punktów. Tuż powyżej tego poziomu (na 3027,98 pkt.) leży wyznaczony w lipcu rekord wszech czasów. Wyraźnie słabiej spisał się Nasdaq, który stracił 0,72 proc. Temu indeksowi we znaki dała się 4-procentowa przecena walorów Facebooka i Netfliksa. Pod presją znaleźli się też producenci zabawek, po tym jak Hasbro opublikował wyniki znacznie gorsze od oczekiwań analityków. Kurs akcji Hasbro spadł o ponad 16 proc., a notowania Mattela poszły w dół o przeszło 6,5 proc. Nieźle trzymał się za to Dow Jones, który stracił tylko 0,15 proc.

 

Na froncie wynikowym rozczarowały raporty kwartalne McDonald’s oraz Travelers. I to mimo faktu, że indeksowi blue chipów szkodziły zniżkujące odpowiednio o 8,3 proc. i 5,1 proc. akcje Travelers i McDonald’s. Obie spółki przed sesją opublikowały wyniki kwartalne, które bardzo nie spodobały się inwestorom.  Dla przeciwwagi o 2,5 proc. podrożały papiery Procter&Gamble, zaś akcje United Technologies zyskały 2,2 proc. – w tych przypadkach pomogły lepsze prognozy wyników finansowych podane przez zarządy spółek. Wall Street wkracza w apogeum sezonu wynikowego. Jak dotąd rezultatami za trzeci kwartał pochwaliło się 98 spółek z indeksu S&P500. I choć w 80 proc. przypadków zyski okazały się wyższe od (uprzednio zaniżonych) oczekiwań analityków, to wciąż są one średnio niższe niż przed rokiem (tj. zyski, nie oczekiwania). Na odcinku makroekonomicznym rozczarowały statystyki z rynku nieruchomości. Sprzedaż domów na rynku wtórnym we wrześniu zmalała do 5,38 mln (dane zannualizowane) wobec 5,5 mln w sierpniu i 5,45 mln oczekiwanych przez ekonomistów.

 

Według prognoz opublikowanych w tym tygodniu przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy w raporcie World Economic Outlook, słabszy globalny wzrost gospodarczy, który w 2019 roku ma spaść do poziomu 3 proc. – najniższego od ostatniego globalnego kryzysu finansowego, będzie odczuwalny w prawie 90 procentach państw na świecie.  Spowolnienie nie ominie też najsilniejszych gospodarczo państw. Oczekuje się, że tempo wzrostu w Chinach będzie nadal spowalniać i w najbliższym czasie Państwo Środka będzie zdecydowanie słabszym motorem światowego PKB. Szacunki wskazują, że udział Chin w globalnym wzroście PKB spadnie o 4,4 pkt proc., z 32,7 proc. w latach 2018-2019 do 28,3 proc. w 2024 r.  Z szacunków agencji wynika, że Stany Zjednoczone, choć nadal mają znaczący udział we wzroście światowego PKB, spadną na trzecie miejsce za Indie. Według ocen Bloomberga, do 2024 r. udział Ameryki w globalnej dynamice PKB zmniejszy się z 13,8 proc. do 9,2 proc., podczas gdy w tym samym czasie udział Indii może wzrosnąć do 15,5 proc. Indonezja pozostanie na czwartym miejscu i będzie odpowiadać za 3,7 proc. globalnego wzrostu gospodarczego w 2024 r., co oznacza niewielką korektę w dół z 3,9 proc. w 2019 r. Zmaleje natomiast znaczenie Wielkiej Brytanii. Jak oceniają ekonomiści Bloomberga, za sprawą brexitu kraj ten spadnie w ogólnym rankingu z 9. miejsca w 2019 r. na 13. pozycję w 2024 r. Udział Rosji w globalnym wzroście gospodarczym wynosi obecnie 2 proc. i za pięć lat utrzyma się na podobnym poziomie. Rosja prawdopodobnie zastąpi Japonię w pierwszej piątce najsilniejszych gospodarek świata. Kraj Kwitnącej Wiśni, który dziś jest głównym motorem wzrostu, spadnie na 9. miejsce do 2024 r. Przewiduje się też, że Brazylia podskoczy z 11. na 6. lokatę. Natomiast Niemcy za pięć lat utrzymają dzisiejszą pozycję. Obecnie największa europejska gospodarka ma 1,6 proc. udziału w światowym wzroście, co daje 7. pozycję na liście i w 2024 r. najprawdopodobniej będzie tak samo. Według MFW w ciągu najbliższych pięciu lat do pierwszej dwudziestki państw napędzających światową gospodarkę wejdą Turcja, Meksyk, Pakistan i Arabia Saudyjska, podczas gdy Hiszpania, Polska, Kanada i Wietnam wypadną z listy.

 

Holandia i Dania, dwa kraje starzejącej się Europy, znalazły się na dwóch czołowych miejscach w tegorocznej edycji globalnego indeksu emerytalnego Melbourne Mercer. Oba te państwa uzyskały najwyższą ocenę A pod względem poziomu bezpieczeństwa finansowego zapewnianego na emeryturze. Australia, z oceną B +, zajęła trzecie miejsce. W pierwszej dziesiątce znalazły się jeszcze: Finlandia, Szwecja, Norwegia, Singapur, Nowa Zelandia, Kanada i Chile – wszystkie z oceną na poziomie B. Badanie Melbourne Mercer obejmuje 37 państw, które reprezentują prawie dwie trzecie światowej populacji. Analiza oparta jest na szeregu wskaźników umożliwiających ocenę tego, czy system emerytalny danego kraju prowadzi do lepszych wyników finansowych emerytów, czy jest trwały i bezpieczny oraz czy cieszy się zaufaniem społeczności.  Zarówno Wielka Brytania, jak i USA uzyskały ocenę C+, zajmując odpowiednio 14. i 16. miejsce. Zgodnie z raportem, oba te kraje mogą poprawić swoje wyniki, podnosząc minimalną emeryturę osobom o niskich dochodach. W globalnym zestawieniu Polska zajęła 21. pozycję. W ogólnej punktacji nasz kraj został oceniony na 57,4 pkt, co klasyfikuje nas w grupie państw z oceną C.

 

W Polsce żyje 116 tys. dolarowych milionerów – szacuje Credit Suisse. To zaledwie 0,2 proc. populacji. W ciągu 5 lat ich liczba ma wzrosnąć najmocniej spośród ponad 20 państw wziętych pod lupę przez analityków.  Ponad 3,2 mln Polaków posiada od 100 tys. do 1 mln dolarów. Średnio na dorosłego obywatela Polski przypada majątek o wartości 57,9 tys. dolarów, a mediana wynosi 22,6 tys. dolarów – wynika z opracowania “Global Wealth Report 2019” opublikowanego przez Credit Suisse. Przeciętna wartość wzrosła w ciągu roku o niemal 3 proc., a środkowa – o 2 proc. pod względem mediany zajmujemy 7. miejsce od końca, a średniej – 5. od końca. Eksperci prognozują, że do 2024 r. grupa dolarowych milionerów z Polski wzrośnie aż o 74 proc. (najwięcej spośród ponad 20 przeanalizowanych krajów, głównie rozwiniętych) i sięgnie 202 tys. osób.  Na świecie liczba milionerów wzrośnie z 46,8 mln do 62,9 mln, czyli o ponad jedną trzecią. Szacując wartość majątku netto, analitycy Credit Suisse biorą pod uwagę aktywa finansowe (w tym środki zgromadzone w prywatnych funduszach emerytalnych) oraz nieruchomości (głównie mieszkaniowe) posiadane przez gospodarstwa domowe oraz ich długi. Następnie kwoty te są przeliczane na dolary po kursie rynkowym. Kalkulacje nie uwzględniają m.in. przyszłych państwowych świadczeń emerytalnych, aktywów i długów państwa czy kapitału ludzkiego. A jak to wygląda w USA? Liczbę amerykańskich milionerów “Global Wealth Report 2019” oszacował na 18 mln 614 tys, za pięć lat krezusów ma być w Stanach Zjednoczonych 22 mln 930 tys, a więc o 23 proc. więcej.

 

Facebook podąża za innymi technologicznymi gigantami, takimi jak Microsoft i Google, zobowiązując się do wykorzystania swoich zasobów finansowych w celu zniwelowania niedoboru niedrogich lokali mieszkaniowych w miastach na Zachodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, informuje Bloomberg. Firma poinformowała, że w ciągu następnej dekady przeznaczy 1 mld dolarów na walkę z kryzysem w San Francisco, budując aż 20 tys. nowych domów, które będą dostępne dla nauczycieli, pielęgniarek, osób udzielających pierwszej pomocy i innych niezbędnych pracowników. Jedna czwarta funduszy jest przeznaczona na partnerstwo z Kalifornią w celu budowy mieszkań na gruntach państwowych na obszarach, na których nie ma wystarczającej ilości mieszkań.

 

Philip Morris stawia na podgrzewanie. Koncern liczy na to, że w 2025 r. innych niż tradycyjne papierosy będzie używać 30 proc. jego klientów na świecie. Palenie tytoniu powoduje raka i choroby serca. Tego, co powoduje podgrzewanie tytoniu, do końca nie wiadomo, bo brakuje długoterminowych badań nad skutkami dostarczania nikotyny do organizmu w taki sposób. Na podstawie sponsorowanych przez siebie badań koncerny tytoniowe zapewniają jednak, że szkodliwość podgrzewania jest mniejsza, i coraz chętniej mówią o zastąpieniu tradycyjnych wyrobów przez innowacyjne. Philip Morris International (PMI), największy pod względem udziałów rynkowych koncern na krajowym rynku, podgrzewany tytoń wprowadził testowo do sprzedaży w Japonii i Włoszech pół dekady temu. Do Polski wprowadził go w kwietniu 2017 r., a na początku października rozpoczął sprzedaż na rynku amerykańskim.

Opracował: Sławek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *