Europejski Bank Centralny zapowiedział wznowienie „dodruku pieniądza”, co  bardziej ucieszyło inwestorów z Ameryki niż z Europy. S&P500 znalazł się o włos od lipcowego rekordu wszech czasów, ale pod koniec sesji oddał większość czwartkowych wzrostów. To był ostatni taki show Mario Draghiego. Włochowi udało się zabezpieczyć minimalną większość głosów w Radzie Prezesów i według nieoficjalnych przecieków udało się przeforsować wznowienie QE pomimo oporu ze strony przedstawicieli Niemiec, Francji i Holandii. To było przedostatnie posiedzenie EBC pod wodzą Draghiego, który przejdzie do historii jako pierwszy prezes tej instytucji, który nie podniósł stóp procentowych. Zamiast tego Draghi wznowił program skupu obligacji (APP) w kwocie 20 mld euro miesięcznie. Nowa odsłona „ilościowego poluzowania” (QE) polityki monetarnej jest bezterminowa i może trwać latami. Równocześnie EBC obniżył stopę depozytową o 10 pb. do -0,50%. Komunikat EBC nie wyklucza kolejnych obniżek w przyszłości i gwarantuje brak podwyżek tak długo, aż inflacja bazowa nie zbliży się do 2 proc. Jednakże ze względu na wprowadzenie dwustopniowego mechanizmu różnicowania oprocentowania depozytów dla wielu banków stopa depozytowa wzrośnie z -0,40 do 0,00 proc. W praktyce jest to zatem podwyżka stóp procentowych w EBC. Nie zmieniono także limitów zaangażowania  dla programu APP, więc za niespełna rok EBC napotka na ograniczenie w postaci maksymalnego zaangażowania w obligacje niemieckie.

 

Inwestorzy z Wall Street najwyraźniej nie wchodzili w europejskie niuanse. Dla nich to po prostu dodatkowe 20 mld euro na miesiąc wykreowane z powietrza i wpompowane w rynek finansowy. To pieniądze, które gdzieś trzeba będzie ulokować. A część z nich może popłynąć na rynek akcji. W rezultacie S&P500 w trakcie sesji dotarł do 3020,55 pkt., a więc niespełna 0,25 proc. poniżej historycznego szczytu z końcówki lipca. Ale na koniec dnia obniżył loty do 3000,61 pkt., zyskując tylko 0,29 proc. względem środowego zamknięcia. Połowę czwartkowych zysków w końcówce sesji oddał też Nasdaq, finiszujący ze zwyżką o 0,30 proc. Dow Jones zdołał urosnąć tylko o 0,17 proc. Nastrojów na rynku akcji nie pogorszyły zaskakujące dane Biura Statystyki Pracy, według których tzw. inflacja bazowa w USA wzrosła w sierpniu do 2,4 proc., osiągając najwyższą wartość od września 2008 roku. Nieoczekiwania silna presja inflacyjna w amerykańskiej gospodarce może utrudnić Rezerwie Federalnej oczekiwane przez rynek obniżki stóp procentowych. Wszakże  ta miara inflacji znajduje się powyżej 2-procentowego celu, bezrobocie pozostaje bardzo niskie, a wzrost PKB w III kwartale zapowiada się w pobliżu 2% proc. Przy takich danych Fed spokojnie mógłby się pokusić o podwyżkę i tak stosunkowo niskiej stopy funduszy federalnych (obecnie 2,00-2,25 proc.). Spokoju na Wall Street nie zakłóciły też fatalne dane budżetowe. Tylko w sierpniu Biały Dom odnotował 200 miliardów dolarów deficytu fiskalnego, czyli o 5 mld dolarów  więcej od oczekiwań ekonomistów. Po 11 miesiącach roku fiskalnego (który w USA kończy się 30 września) manko w kasie państwa przekroczyło bilion dolarów wobec 898 mld dolarów w całym poprzednim roku budżetowym. To także najgorszy rezultat budżetu USA od 2011 roku. Giełdowym bykom sprzyjał za to prezydent Trump, który łaskawie przełożył o dwa tygodnie wprowadzenie nowych ceł na towary z Chin. Cła w wysokości 25 proc.na chińskie dobra o wartości 250 mld dolarów nakładane są od ponad roku. 1 października ich wysokość miała wzrosnąć do 30 proc., ale zgodnie z postanowieniem Trumpa nowa stawka będzie obowiązywać od 15 października. Ten „gest dobrej woli” nie ma większego znaczenia gospodarczego, ale został dobrze przyjęty przez rynki finansowe jako przejaw bardziej koncyliacyjnej postawy Waszyngtonu.

 

Indeks giełdowy rośnie w momencie gdy swoją wartość umacniają notowane w jego ramach spółki. Z całą pewnością istotną cegiełkę do aprecjacji S&P 500 dołożyły akcje Apple, które stanowią niemal 4 proc. wagi całego indeksu (za większą część odpowiada jedynie Microsoft). Po wrześniowej premierze nowej linii produktów elektroniki użytkowej Apple wyraźnie rosło i testowało poziomy obserwowane ostatni raz w październiku ubiegłego roku, czyli niemal 12 miesięcy temu. Amerykański gigant ma za sobą jak na razie bardzo dobry rok i od jego początku, kiedy akcje znalazły się na dwuletnich minimach, zyskuje już niemal 60 proc. Wzrosty akcji Apple nie były spowodowane jednak przez samego iPhone’a – sektor smartfonów od kilku kwartałów notuje bowiem spadki – ale przez informacje o serwisie streamingowym Apple TV+, które szczególnie zainteresowały inwestorów. Start usługi zaplanowano na pierwszego listopada i ma być ona bezpośrednią konkurencją dla Netflixa i Disneya. Świadczy o tym między innymi fakt, że zaraz po konferencji Apple wspomniane spółki traciły na giełdzie około 3 proc.

W piątkowy poranek rynek walutowy reaguje na wczorajsze posunięcie Europejskiego Banku CentralnegoKurs euro kształtuje się na poziomie 4,335 zł, czym znacząco nie odbiega od poziomów obserwowanych wczoraj. Warto dodać, że kurs europejskiej waluty ustabilizował się po wahnięciu, jakie miało miejsce wczoraj po południu, kiedy EBC poinformował o cięciu stóp procentowych i uruchomieniu QE, a prezes Mario Draghi występował na konferencji prasowej. Większej zmiany doświadcza dziś rano kurs dolara. Amerykańska waluta potaniała do niewiele ponad 3,90 zł. To najniższy kurs od blisko miesiąca. Ruch na parze USD/PLN jest związany z sytuacją na EUR/USD, gdzie obserwujemy zwyżkę w pobliże 1,11 USD. Relatywnym spokojem cechują się natomiast kurs franka szwajcarskiego (3,954 zł) oraz kurs funta brytyjskiego (4,842 zł). Obie waluty pod szczególną obserwacją rynków będą w przyszłym tygodniu, kiedy o stopach procentowych decydować będą Szwajcarski Bank Narodowy (czwartek) oraz Bank Anglii (czwartek). Walutowym wydarzeniem tygodnia będzie jednak wcześniejsza decyzja amerykańskiej Rezerwy Federalnej (środa).

 

Zmiany krzywej rentowności obligacji USA wskazują większe prawdopodobieństwo recesji jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych, twierdzi Jeffrey Gundlach, miliarder i szef DoubleLine Capital. – Powinniśmy się znaleźć w recesji przed wyborami 2020 – powiedział Gundlach. – Jesteśmy bliżej, ale wciąż w nią nie weszliśmy – dodał. Inwestor zarządzający 140 mld dolarów, nazywany „królem obligacji”, szacuje szanse recesji w USA na 75 proc. O recesji zagrażającej USA mówił już w sierpniu. Gundlach podkreśla, że najlepszym sygnałem nadchodzącej recesji nie jest samo odwrócenie krzywej rentowności.  – Jest nim odwrócenie krzywej rentowności, a potem jego zniknięcie – powiedział. Rentowność obligacji 2-letnich USA przekroczyła rentowność obligacji 10-letnich w sierpniu, ale we wrześniu odwrócenie krzywej rentowność znikło. Odnosząc się do rynku złota Gundlach powiedział, że po dużym wzroście ceny jego nastawienie jest „neutralne”. Inwestor nie wierzy w zawarcie umowy handlowej między USA i Chinami przed wyborami prezydenckimi w przyszłym roku.

Dane o wymianie dóbr Unii Europejskiej z USA i Chinami po siedmiu miesiącach roku mogą przyczynić się do wzrostu napięcia w relacjach handlowych, informuje Reuters. Eurostat podał w piątek, że UE zwiększyła nadwyżkę w handlu z USA w okresie styczeń-lipiec do 90,9 mld euro. W tym samym okresie ubiegłego roku wynosiła 80 mld euro. Deficyt w handlu z Chinami wzrósł do 109,2 mld euro z 98,6 mld euro rok wcześniej. Łączny bilans wskazał, że Unia Europejska miała po siedmiu miesiącach roku 10,2 mld euro deficytu w wymianie dóbr. Rok wcześniej wynosił w tym okresie 2,0 mld euro. Powodem wzrostu jest rosnący import energii, głównie z Rosji i Norwegii.

 

Rosja chce, aby więcej azjatyckich firm spożywczych wykorzystywało grunty rolne na wschodzie kraju, starając się otworzyć nowe rynki eksportowe, informuje Bloomberg. Rząd zdołał już przyciągnąć takie firmy jak chiński konglomerat Legend Holdings Corp. i China Mengniu Dairy Co. Ltd. do inwestowania na Dalekim Wschodzie. Rosja rozważa obecnie wnioski od firm azjatyckich o kolejne 1 mln hektarów. Wspólne inwestycje z innymi krajami pomogą Rosji pobudzić rozwój gospodarczy w ogromnej i słabo zaludnionej części kraju i otworzyć więcej rynków eksportowych. W przypadku Chin, pozyskiwanie większej ilości żywności z Rosji pomogłoby zaspokoić potrzeby importowe, zapewniając jednocześnie inne źródło dostaw w następstwie wojny handlowej z USA, która wstrząsnęła rynkami rolnymi.

 

Pierwsza szkoła-forteca, chroniąca przed skutkami strzelaniny, powstaje w Stanach Zjednoczonych — donosi portal dezeen.com. Szkoła Fruitport High School w stanie Michigan zostanie zbudowana tak, aby maksymalnie uniemożliwić zamiary zamachowców. Pomysł budowy szkoły to ofiar strzelanin w poprzednich latach, które dotknęły amerykańskie szkoły. Tylko w ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych zginęło w nich lub odniosło poważne obrażenia 113 osób. Cały kampus jest budowany z segmentów podzielonych stalowymi drzwiami przeciwpożarowymi. Aby odizolować nimi uczniów od napastników, wystarczy wciśnięcie jednego przycisku. Dodatkowo frontowa ściana szkoły zostanie zakrzywiona i będzie posiadała dużo przeszkleń, aby ochrona mogła widzieć dokładnie wejście na teren kampusu i maksymalnie szybko zlokalizować zamachowca. Zakrzywione będą także korytarze, co z kolei ma zmniejszyć pole widzenia potencjalnego strzelca, a co kilkanaście metrów zostaną postawione betonowe ścianki, za którymi uczniowie będą mogli skryć się przed kulami. Betonowymi ściankami zostaną odgrodzone także wejścia do klas. Będzie się mogło schronić za nimi 32 uczniów i nauczyciel. Z korytarzy znikną z kolei szafki.Bezpieczeństwo zwiększą również specjalne klamki pozwalające zabarykadować drzwi za pomocą smartfona, a znaczna część szyb w oknach zostanie pokryta specjalną powłoką potrafiącą zatrzymywać pociski. Budowa szkoły zakończy się latem 2021 r. Zaprojektowała ją pracownia Tower Pinkster.

Opracował: Sławek Sobczak

 

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *