Stało się. W sierpniu przemysłowa recesja dotarła do Stanów Zjednoczonych – wynika z raportu ISM. To kolejny kamyczek do formującej się lawiny zjawisk recesyjnych, które od miesięcy staczają się ze szczytu gospodarczego boomu. Wskaźnik ISM dla przemysłu (czyli amerykański starszy brat PMI) w sierpniu obniżył się do 49,1 punktów wobec 51,2 pkt. odnotowanych w lipcu. W ten oto sposób ten bacznie śledzony na Wall Street wskaźnik koniunktury po raz pierwszy od lutego 2016 roku stoczył się poniżej granicy 50 punktów, rozdzielającej wzrost od regresu w badanym sektorze. Mamy zatem pierwsze potwierdzenie, że trwająca od roku przemysłowa recesja z Azji i Europy dotarła także do Ameryki, przez poprzedni rok stymulowanej cięciami podatkowymi. Taki wynik zaskoczył analityków – mediana prognoz zakładała spadek „przemysłowego” ISM tylko do 51,0 pkt.  Reakcja rynków finansowych na raport ISM była umiarkowanie negatywna. Dow Jones i Nasdaq  zakończyły wtorkową sesję spadkami o 1,1 proc. Standard & Poor’s 500 tracił 0,69 proc.  Cena amerykańskiej ropy naftowej spadła o 1,5 proc., a złota wzrosła o 1 proc. Rentowności obligacji rządu USA zmalały o 3-4 pb., w przypadku papierów 10-letnich obniżając się do zaledwie 1,47 proc.  i zbliżając się do rekordowo niskich poziomów sprzed trzech lat.

Jeden negatywny odczyt ISM jeszcze o niczym nie przesądza. Jednakże jest to kolejny sygnał ostrzegający przed nadejściem recesji. Po inwersji krzywej terminowej,  spadku wolumenu światowego handlu, mocno recesyjnych odczytach z europejskiego przemysłu mamy kolejne potwierdzeniem, że coś tu nie gra.  Niektórzy ekonomiści mają tendencję do bagatelizowania danych z przemysłu (bo przecież to „tylko” 12 proc. amerykańskiego PKB), albo do podważania wiarygodności badań ankietowych prowadzonych przez prywatne firmy (równocześnie ślepo wierząc „twardym” danym z państwowych urzędów statystycznych). Dla wielu spadek „przemysłowego” ISM poniżej 50 punktów jest poważnym ostrzeżeniem, że już nawet z gospodarką USA dzieje się coś niedobrego. Równocześnie nie jest jeszcze przesądzone, że nowa globalna recesja czeka tuż za rogiem. Tym bardziej, że Stany Zjednoczone i generalnie cały Zachód zbyt długo odwlekał nadejście dekoniunktury, przez dekadę sztucznie zaniżając stopy procentowe sprowadzone przez banki centralne do absurdalnie niskich poziomów.  Recesji nie da się jednak odwlekać w nieskończoność. A gdy już nadejdzie, będzie tym silniejsza, im większa była skala poprzedzających ją ekscesów kredytowych. A tych w ostatniej dekadzie nie zabrakło: zarówno w sektorze przedsiębiorstw, wśród gospodarstw domowych jak i w finansach publicznych.

 

Eric Rosengren, szef oddziału Rezerwy Federalnej (Fed) z Bostonu uważa, że gospodarka Stanów Zjednoczonych pozostaje „stosunkowo silna” pomimo wyraźnie podwyższonego ryzyka. Twierdzi, że władze monetarne nie mają potrzeby obniżenia stóp procentowych podczas najbliższego posiedzenia Komitetu Otwartego Rynku (FOMC). Amerykański bankier centralny uważa, że jeśli konsumenci będą nadal wydawać pieniądze, a globalne warunki nie ulegną dalszemu pogorszeniu, gospodarka prawdopodobnie będzie nadal rosła w tempie około 2 proc.

 

Michael Burry, finansista uwieczniony w filmie “The Big Short”, twierdzi, że strategie pasywnego inwestowania są bańką, i wie, jak to wykorzystać.  Michael Burry, którego w “The Big Short” grał Christian Bale, już w 2003 r. oceniał, że rynek kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka jest bańką, a na grze pod jej pęknięcie jego fundusz zarobił 490 proc. Teraz finansista widzi kolejną rzadką okazję inwestycyjną. Jego zdaniem bańka powstała w segmencie pasywnego inwestowania, strategii dynamicznie zyskujących w ostatnich latach na popularności dzięki niskim kosztom i dobremu odzwierciedlaniu stóp zwrotu uzyskiwanych przez indeksy. Fundusze biernie zarządzane zbyt mocno kierują kapitał w stronę wielkich spółek, przez co wyceny mniejszych spółek są zaniżone. Prowadzone przez Michaela Burry’ego towarzystwo Scion Asset Management ujawniło w ostatnich tygodniach duże pozycje na akcjach mniejszych spółek z USA i Korei Południowej.

 

Złoto może osiągnąć poziom powyżej 1600 dolarów za uncję, gdy Rezerwa Federalna wdroży proces czterech obniżek stóp procentowych, aby zwalczyć spowolnienie wzrostu w USA i negatywne skutki wojny handlowej prowadzonej z Chinami, prognozują analitycy BNP Paribas. Szlachetny kruszec odniesie korzyść, gdy Fed zdecyduje się na cztery, każda po 25 punktów bazowych obniżki, które miałyby miejsce między wrześniem a czerwcem 2020 r.

 

Australijska gospodarka rozwijała się w najwolniejszym tempie od czasu ostatniej światowej recesji. W dużej mierze spowodowane to było słabością sektora mieszkaniowego, co sugeruje potrzebę dodatkowego bodźca. Produkt krajowy brutto wzrósł o 0,5 proc. w drugim kwartale 2019 r. Odczyt pokrył się z medianą oczekiwań ekonomistów, wynika z danych australijskiego biura statystycznego. W porównaniu z rokiem ubiegłym gospodarka wzrosła o 1,4 proc., co stanowi najsłabsze tempo od trzeciego kwartału 2009 r.

 

Dziewiąty raz z rzędu szwajcarska gospodarka uznana została za najbardziej innowacyjną na świecie. Dystans Polski do lidera nie zmienił się. Ponownie zajęliśmy 39 miejsce. Ranking został przygotowany przez Światową Organizację Własności Intelektualnej (WIPO) wraz ze szkołami biznesu INSEAD i Cornell SC Johnson College of Business. Obejmuje 129 krajów i 80 szczegółowych wskaźników, zgrupowanych w 7 kategoriach, tzw. filarach. Są to: instytucje, kapitał ludzki wraz z B+R, infrastruktura, rozwój rynku (finansowanie, inwestycje, konkurencja), dojrzałość biznesu (pracownicy sektora wiedzy, jej absorpcja i ekosystem innowacji), wiedza i technologia (kreowanie, dyfuzja i gospodarczy wpływ wiedzy) oraz kreatywność (aktywa niematerialne, kreatywne produkty i usługi). Czołowe dziesięć lokat w rankingu według kolejności przypadło: Szwajcarii, Szwecji, USA, Holandii, Wielkiej Brytanii, Finlandii, Danii, Singapurowi, Niemcom i Izraelowi. W pierwszej dwudziestce znalazło się aż 12 państw europejskich. Największy wzrost w porównaniu z ubiegłym rokiem zanotowały Chiny – awans z miejsca 17 na 14 – i USA z szóstego na trzecie miejsce.

Wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami odbija się na międzynarodowym handlu i transporcie. IATA podało, że w czerwcu lotnicze przewozy cargo zmniejszyły o 4,8 proc. r/r. To już ósmy miesiąc spadków. Nieco lepsze były wskaźniki w Europie, gdzie popyt na lotnicze cargo zmniejszył się o 3,6 proc. Krajowi spedytorzy mają jednak nadzieję, że w Polsce rynek lotniczych przewozów towarowych będzie się rozwijał, np. dzięki planowanemu uruchomieniu od przyszłego roku połączeń z Krakowa do USA przez American Airlines.

 

Ten rok jest drugim z rzędu, w którym sprzedaż napojów spirytusowych w Polsce rośnie. Z tą różnicą, że dużo szybciej niż przed rokiem. Dynamika osiągnięta do końca czerwca już kilkukrotnie przekracza tę z pierwszego półrocza 2018 r., ale też z całego ubiegłego roku. Polacy wypili ponad 143 mln l mocnego alkoholu, o 6,7 proc. więcej niż przed rokiem. Wydali na niego 7,3 mld zł, czyli 8,89 proc. więcej niż w tym samym czasie 2018 r. – wynika z danych opracowanych dla DGP przez Nielsen Polska.  Eksperci zwracają uwagę na wyraźny powrót wódki na polskie stoły. Dziś to jedna znajszybciej rosnących kategorii. Od stycznia do czerwca Polacy kupili jej 122,9 mln l, wydając ponad 5,86 mld zł. Oznacza to wzrost względem ubiegłego roku odpowiednio o 5,3 proc. i 7 proc.  Zdaniem ekspertów znaczenie dla odbicia na rynku może mieć cena wódki. Ta pozostaje bez zmian, choć inflacja rośnie. Przez to mocne trunki mniej ważą w koszyku zakupowym, stając się bardziej dostępne. Kolejny sprzyjający wzrostowi sprzedaży czynnik to butelki o małej pojemności tzw. małpki. Szacuje się, że rocznie sprzedaje się ich około miliarda sztuk. Powrót do mocnych alkoholi zaczynają odczuwać policja i pracodawcy.  Projekt budżetu na 2020 r. zakłada podwyżkę akcyzy.

Opracował: Sławek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *