Szaleństwa na Wall Street ciąg dalszy. W reakcji na pesymistyczne wypowiedzi szefa Fedu nowojorskie indeksy ustanowiły nowe rekordy wszech czasów. Tylko dlatego, że w opinii inwestorów niższe stopy procentowe oznaczają automatycznie wyższe wyceny akcji.  – Wielu uczestników posiedzeń FOMC stwierdziło, że argumenty za prowadzeniem bardziej akomodacyjnej polityki pieniężnej uległy wzmocnieniu – powiedział Jerome Powell podczas półrocznego rozliczenia polityki monetarnej przed komisją Izby Reprezentantów. – Nasz bazowy scenariusz zakłada utrzymanie solidnego wzrostu gospodarczego, mocny rynek pracy oraz inflację wracającą do 2-procentowego celu. Jednakże w ostatnich miesiącach wzrosła niepewność względem tej prognozy. W szczególności, wydaje się, że tempo wzrostu gospodarczego w niektórych krajach uległo spowolnieniu i ta słabość wpływa na gospodarkę USA – dodał Powell. Inwestorzy odczytali słowa Powella jako potwierdzenie oczekiwań, że już w lipcu Fed obniży stopy procentowe. Co więcej, do życia powróciły oczekiwania nawet na szalone cięcie stóp aż o 50 pb. Tak czy inaczej może to być pierwsza obniżka stóp w USA od ponad dekady.

Wystąpienie Powella na Kapitolu wystarczyło, aby nowojorskie indeksy ustanowiły nowe rekordy. S&P500 po raz pierwszy przekroczył barierę 3 000 punktów, ale środową sesję zakończył na poziomie 2 993,07 pkt., czyli o 0,45 proc. wyżej niż dzień wcześniej. Nasdaq poszedł w górę o 0,75 proc., ustanawiając nowy śródsesyjny rekord na wysokości 8228,50 pkt. Nowe maksimum ustanowił także Dow Jones (+0,29 proc.), lecz nie wybił się ponad 27 000 pkt. Ze zdroworozsądkowego punktu widzenia reakcja Wall Street jest pozbawiona sensu. Ceny akcji poszły w górę tylko dlatego, że szef banku centralnego uznał, że gospodarka USA ma się gorzej, niż sądzono. Nawet jeśli w odpowiedzi na to Fed obniży stopy procentowe, to wcale nie znaczy, że sytuacja od razu ulegnie poprawie i że zyski amerykańskich spółek wzrosną. Jak na razie zanosi się na coś wręcz przeciwnego – analitycy szacują, że EPS przypadający na indeks S&P500 w drugim kwartale spadł o 2,6 proc. rdr.

Eurostat przedstawił swoje prognozy na 2100 rok dotyczące populacji ludności w Unii Europejskiej. Niestety po sporym wzroście czeka nas nagły spadek, a i coraz częściej będziemy mieli do czynienia ze starzejącymi się społeczeństwami. W czerwcu ONZ poinformowało, że mimo starzejących się społeczeństw i wolniejszego przyrostu naturalnego na świecie oczekuje się, że do 2050 roku Ziemię będzie zamieszkiwać nawet 9,7 mld ludzi, a do końca stulecia liczba ta może wzrosnąć nawet do ok. 11 mld. Podano jednak, że najszybciej powiększające się populacje zamieszkują najbiedniejsze kraje świata, czyli głównie rejony Afryki. Z najnowszych prognoz Eurostatu wynika, że liczba ludności zamieszkująca Wspólnotę rzeczywiście będzie się powiększać do 2044 roku, osiągając poziom 525 mln osób, jednak po tym czeka nas spadek, i to gwałtowny. Licząc od 1 stycznia 2018 roku do 1 stycznia 2100 roku, wyniesie on 4 proc., co daje ok. 20 mln ludzi. Starzejące się społeczeństw problemem UE. Niestety spadkowi będzie towarzyszyć także starzejące się społeczeństwo. Według Eurostatu odsetek dzieci zmniejszy się z 16 proc. w 2018 roku do 14 proc. w 2100 roku, natomiast ludzi w wieku produkcyjnym z 65 proc. w 2018 roku do 55 proc. w 2100. Za to liczba osób w wieku 65 lat lub starszych wzrośnie z 20 proc. do 31 proc. Udział w społeczeństwie 80-latków wyniesie wtedy 15 proc. w porównaniu z obecnymi 6 proc. Obecnie średni wiek w Unii wynosi 43,1 lat, pod koniec stulecia będzie to już 48,7. W obliczu tych zmian współczynnik obciążenia demograficznego (stosunek liczby osób w wieku nieprodukcyjnym do liczby osób w wieku produkcyjnym) również się zmieni i wzrośnie na przestrzeni podanego okresu prawie dwukrotnie – z 31 proc. do 57 proc. Mimo że do prognozowanego spadku zostało 25 lat, to już teraz niektóre z europejskie państwa mierzą się z problemami demograficznymi.

Francja po raz pierwszy w tym stuleciu mocno wyprzedza Niemcy pod względem dynamiki produkcji w przetwórstwie przemysłowym. To wyjątkowe zjawisko daje wgląd w istotne trendy przemysłowe na świecie, które mają znaczenie też dla polskiej gospodarki. Nie taka kondycja tej światowej gospodarki zła, jakby dane z niemieckiego imperium przemysłowego by sugerowały. W maju produkcja w przetwórstwie we Francji wzrosła aż o 1,6 proc. wobec kwietnia, podczas gdy w Niemczech spadła o 0,2 proc.  Jeżeli spojrzymy na zmiany roczne odsezonowanych indeksów produkcji, to zobaczymy, że produkcja we Francji wzrosła o 3,4 proc. wobec maja 2018 r., a w Niemczech … spadła o 4 proc.  Co się dzieje i co to oznacza? Przede wszystkim słabość niemieckiego przemysłu jest w pewnej mierze zjawiskiem odizolowanym od innych krajów. Trudno zdiagnozować dokładnie, dlaczego tak się dzieje. Czyżby niemieccy producenci samochodów mieli bardzo duże problemy z dostosowaniem do norm emisyjnych? Albo natrafili na ogromny spadek popytu na kilku istotnych rynkach wschodzących, na których Niemcy są silniejsi od Francji – jak np. w Turcji? W każdym razie w maju odbicie w produkcji widać było w USA, Francji, Japonii, czy Korei, a nie było widać w Niemczech.  Ponadto warto zwrócić uwagę na dużą dywergencję w produkcji na świecie między dobrami inwestycyjnymi i konsumpcyjnymi – ta pierwsza jest w recesji, ta druga rośnie.

 

Kontrakty terminowe na ropę naftową zdrożały do najwyższego poziomu od sześciu tygodni, gdy platformy wiertnicze w Zatoce Meksykańskiej zostały ewakuowane przed burzą, a incydent z brytyjskim tankowcem na Bliskim Wschodzie uwypuklił utrzymujące się napięcia w regionie. Kontrakty terminowe na baryłkę Brent odzyskały wcześniejsze straty i zdrożały o 36 centów, czyli o 0,5 proc., do $67,37. Wcześniej na sesji, osiągnęły one najwyższy poziom od 30 maja na poziomie $67,39, po wzroście o 4,4 proc. podczas środowej sesji.

 

Grecja poszukuje  chętnych, którzy zamieszkają na mierzącej 24 km2 wyspie Andikitira – około 45 min samolotem z Aten. Jakby tego było mało, każdy, kto się się na niej zasiedli, będzie mógł liczyć na pieniądze od państwa. Brzmi kusząco, prawda?  Jeszcze na początku XX w. wspomnianą wyspę zamieszkiwało blisko 300 osób.Choć to bardzo niewiele, dzisiaj tamtejszych mieszkańców jest jeszcze mniej, bowiem spora część z nich przeprowadziła się na inne wyspy bądź też do większych miejscowości. Szacuje się, że na chwilę obecną jest na niej na co dzień około 30 osób. Teraz władze chcą odbudować tamtejszą społeczność i tchnąć w wyspę nowe życie. W związku z tym przygotowały specjalny program dla chętnych osób. Osób, które będą chciały wpłynąć na rozwój tamtejszego miejsca tzn. budowę hoteli i pensjonatów, a także punktów gastronomicznych. Mile widziane są także zgłoszenia rybaków, piekarzy, rolników czy budowlańców. Każdy, kto zamieszka na wyspie, będzie miał wypłacane co miesiąc 500 euro, a także zapewnione mieszkanie. Co więcej, nie trzeba się decydować od razu. Władze informują, że jeśli ktoś nie potrafi zdecydować się na zamieszkanie na wyspie, można spróbować zamieszkać na niej przez jakiś czas, aby przekonać się, czy miejsce spełni oczekiwania określonych osób.

Zainteresowani są proszeni o kontakt:

Community of Antikythera
Antikythera, 80100
Tel.: +30 2736033004
Fax: +30 2736033471

 

Wizerunek najsłynniejszego czeskiego piosenkarza na banknocie? Dlaczego nie? Tak nasi południowi sąsiedzi uczczą 80. urodziny swojego idola. Będzie to pamiątkowy pieniądz o nominale… 0 euro. Pamiątkowe banknoty o nominale 0 euro to od jakiegoś czasu kolekcjonerski hit. W zeszłym roku furorę zrobił taki pieniądz z podobizną Karola Marksa wydany z okazji jego 200. rocznicy urodzin w niemieckim mieście Trewir. Koncepcja takiej pamiątki, która ma promować turystykę i unikatowe zabytki kultury europejskiej, narodziła się jednak kilka lat wcześniej we Francji, a jej inicjatorem był Richard Faille, francuski przedsiębiorca, który przekonał do tego pomysłu Europejski Bank Centralny.

Opracował: Sławek Sobczak

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *