Administracja Donalda Trumpa rozważa nałożenie trzech nowych pakietów sankcji chcąc ukarać Turcję za zakup rosyjskiego systemu przeciwrakietowego S-400. Jak wynika z informacji Bloomberga, najostrzejsze sankcje nałożone przez Stany Zjednoczone mogłyby jeszcze mocniej pogrążyć znajdującą się już w sporych tarapatach turecką gospodarkę. Kurs dolara do liry (USD/TRY) wyraźnie umacniał się w reakcji na wiadomość. Według najnowszych informacji, sankcje miałyby zostać wycelowane w kilka przedsiębiorstw reprezentujących sektor obronny Turcji w ramach programu CAATSA, który dotyczy sankcji i ograniczeń działalności biznesowych prowadzonych z firmami rosyjskimi. Nałożenie takiego ograniczenia uniemożliwi lokalnym firmom kupowanie amerykańskich podzespołów lub sprzedawanie produktów na terenie Stanów Zjednoczonych. Obecne napięcie na kolejnym froncie pokazuje, że Stany Zjednoczone na poważnie traktują wojnę handlową oraz uzmysławia, jak bardzo stosunku USA i Turcji (dwóch sojuszników NATO) pogorszyły się w ostatnich latach. Donald Trump nie chce podejmować żadnych decyzji przed szczytem G20 w Japonii zaplanowanym na przyszły weekend gdzie spotka się z Erdoganem, jednak według nieoficjalnych informacji sankcje mogłyby zostać wdrożone już od lipca.

Notowania złota coraz częściej naruszają okolice szczytu z lutego b.r. przy $1349,50 . Wsparciem dla wzrostów kruszcu mogą być zapowiedzi „gołębiej” polityki ze strony banków centralnych. Po wczorajszych słowach szefa ECB oczekiwania na cięcie stóp przesunęły się na marzec 2020 r., ale to potencjalne ruchy FED, a tym samym zachowanie się dolara będzie kluczowe. Wydaje się, że komunikat po dzisiejszym posiedzeniu będzie „gołębi”, ale niewystarczająco… to może sprowokować krótkoterminowe umocnienie dolara i cofnięcie się cen złota. Prawdopodobieństwo zejścia poniżej wsparcia przy 1330 dolarów, jakie było wskazywane jeszcze wczoraj, nie wydaje się być jednak duże.

Opublikowane wczoraj dane nt. zapasów ropy naftowej liczone przez API (Amerykański Instytut Paliw) nie okazały się złe, co w efekcie podciągnęło wczoraj ceny surowca – odczyt wskazał na spadek zapasów w poprzednim tygodniu o 0,8 mln baryłek, przy szacunkach 1,5 mln brk. Obserwujemy też podbicie apetytu na ryzyko po tym, jak Chiny oficjalnie potwierdziły spotkanie prezydentów Xi Jinpinga i Trumpa na szczycie G-20 w Osace, a szef chińskiego MSZ stwierdził, że nie można wykluczyć jego pozytywnego wydźwięku. Także  mimo, że rozmowy będą bardzo trudne, to rynek może do tego czasu (28-29 czerwca) żyć pewnymi nadziejami. Teraz kluczem będą dzisiejsze informacje z posiedzenia FED – wydaje się, że Rezerwa nie wskaże na lipiec, jako termin do obniżki, ale wyrazi gotowość do podjęcia działań, co może otworzyć drogę do realnych posunięć na jesieni. Tym samym przekaz nie będzie tak „gołębi”, jakby tego mógł oczekiwać rynek, ale i też nie będzie szczególnie „jastrzębi”. Dla cen ropy ważne będzie zachowanie się dolara – jego wyraźne umocnienie może ściągnąć ceny surowca w dół, ale raczej nie na długo.

W środę główny indeks giełdy w Szanghaju osiągnął największą wartość od miesiąca. Powodem była wiadomość o planowanym spotkaniu prezydentów USA i Chin podczas szczytu G20 pod koniec czerwca w Japonii. Od początku maja trwa impas w negocjacjach handlowych USA z Chinami. Amerykanie zarzucili Chińczykom próbę renegocjacji ustalonych już kwestii i wprowadzili cła na import z Chin. We wtorek prezydent Donald Trump ogłosił, że odbył rozmowę telefoniczną z prezydentem Chin podczas której ustalił z nim “dłuższe spotkanie” podczas szczytu G20 w Japonii pod koniec czerwca.  Rynki odebrały to jako sygnał “odwilży” w relacjach między USA i Chinami. Według ekspertów giełda w Chinach może spaść o 10 proc. jeśli nie będzie umowy USA-Chiny podczas G20.

Boris Johnson, faworyt w walce o fotel premiera Wielkiej Brytanii nie stawił się ostatnio na debacie kandytatów z Partii Konserwatywnej, którą transmitował Channel 4. To jednak nie osłabiło jego przewagi. Jak się bowiem okazuje, bez problemu przeszedł do trzeciej rundy wyborów, w której pozostało już tylko 5 polityków. W ostatnim głosowaniu wyeliminowany został Dominic Raab, na którego oddano jedynie 30 głosów. Na “progu” znalazł się obecny minister spraw wewnętrznych Sajid Javid z 33 głosami. Nieco więcej głosów uzyskał Rory Stewart (37), a przed nim znalazł się Michael Gove (41 głosów). Jeremy Hunt, wiceminister spraw zagranicznych zdobył 46 głosów i zajął 2 miejsce, jednakże od poparcia uzyskanego przez Johnsona (126 głosów) dzieli go przepaść. Torysi będą ponownie głosować dziś i jutro, aż lista kandydatów na premiera UK zawęzi się do 2 osób, którzy zostaną następnie poddani głosowaniu przez członków partii.

 

Do Jeffa Bezosa i Billa Gatesa dołączył właśnie 70-letni , najbogatszy Europejczyk z fortuną wartą co najmniej 10 mld dolarów.  Arnault, prezes LVMH, wszedł do rankingu w ubiegły wtorek, kiedy jego majątek jako producenta dóbr luksusowych wzrósł o 2,9 proc. osiągając rekordowy poziom 368,80 euro za pojedynczą akcję. Wartość netto Arnaulta zwiększyła się w tym roku o prawie 32 mld dolarów: największy skok w pięciusetosobowym gronie miliarderów Bloomberga. Do grona najbogatszych Europejczyków w rankingu Bloomberga Francja dodała razem z Arnaultem także Francoisa Pinaulta, prezesa zarządu Kering SA, holdingu skupiającego marki luksusowe oraz Francoise Bettencourt Meyers, stojącą na czele koncernu L’Oreal i jednocześnie najbogatszą kobietą na świecie. Jednocześnie kierujący marką Chanel bracia Gerard i Alain Wertheimerowie ogłosili, że ich fortuna wzrosła w tym tygodniu o 9,8 mld dolarów po tym, jak paryski dom mody ogłosił wyniki za rok 2018. Majątek Arnaulta jest wart więcej niż 3 proc. francuskiej gospodarki, co podkreśla przepaść majątkową we Francji, gdzie biorący udział w protestach „żółtych kamizelek” postulowali o więcej świadczeń płatnych z kieszeni najbogatszych rodaków.  Arnault zadeklarował wraz z krewnymi przekazanie ponad 650 mln dolarów na odbudowę katedry Notre-Dame po tym, jak kościół został zniszczony przez pożar. Tymczasem Bill Gates, założyciel Microsoftu, przekazał ponad 35 mld dolarów Fundacji Billa i Melindy Gatesów, a wartość netto Jeffa Bezosa z Amazon.com spadła o 40 mld dolarów na początku tego roku – wszystko przez rozwód z MacKenzie Bezos.

 

W branży finansowej istnieje często przeświadczenie, że najszybszą drogą do zrobienia w niej kariery jest uzyskanie dyplomu MBA. To też jedna z najkrótszych dróg do zbudowania ogromnego zadłużenia. Prawie 50 proc. absolwentów najlepszych studiów MBA z USA ma sześciocyfrowy dług. To główny wniosek płynący z badania, w którym przepytano 10,473 absolwentów z roku 2018 ze 126 szkół. Respondenci odpowiadali na pytania o to, jak dużo pieniędzy pożyczyli, żeby pokryć koszty studiów. Aby sprawdzić, jak długo będą oni spłacali zadłużenie Bloomberg zestawił dane na temat wysokości pożyczek z medianą startowych płac w poszczególnych szkołach. Około połowa absolwentów topowych uczelni MBA ma dług w wysokości co najmniej 100 tys. dol. Studenci, którzy ukończyli tego typu studia poza USA mają znacznie niższe zadłużenie.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *