Aż do ostatniej godziny handlu wydawało się, że nowojorskie indeksy zakończą środową sesję wyraźnie na plusie i to pomimo niesprzyjających danych napływających z gospodarki. Ale ostatnia godzina utemperowała zapędy giełdowych byków. S&P500, który w pierwszej połowie sesji rósł nawet o 0,6 proc., na zamknięciu zmienił się tylko o 0,21 proc. Podobnie jak Dow Jones, który do końca dnia zdołał dowieźć 0,15 proc. zysku. Lepiej spisał się Nasdaq, zyskawszy 0,60 proc. Inwestorzy z Wall Street byli rozdarci między nadziejami i twardą rzeczywistością. Po stronie nadziei znalazła się wypowiedź Larry’ego Kudlowa. Ekonomiczny doradca prezydenta Trumpa powiedział, że rokowania handlowe między rządami USA i Chin idą dobrze i że Pekin rozumie problemy związane z “kradzieżą własności intelektualnej”. Cokolwiek by to miało znaczyć. Drugi powiew optymizmu nadszedł z rynku długu, gdzie liczba wniosków o kredyt hipoteczny wzrosła do najwyższego poziomu od 2,5 roku. Nie musi to jednak oznaczać ożywienia na rynku nieruchomości. Zwiększył się głównie popyt na kredyty refinansujące istniejące już zadłużenie. Po prostu część dłużników zdecydowała się skorzystać z ostatniego spadku długoterminowych stóp procentowych. Ze świata długu nadszedł jeszcze jeden ważny sygnał. Ceny tzw. obligacji śmieciowych – czyli papierów korporacyjnych niemających ratingu inwestycyjnego (o ratingach BBB- i niższych) – osiągnęły historyczne maksimum, sygnalizując po pierwsze apetyt na wysokie ryzyko, a po drugie wiarę rynku w przyszłą koniunkturę gospodarczą.

Tyle że rynek może się mylić. Tak przynajmniej sugerują najnowsze dane napływające z amerykańskiej gospodarki. Raport ADP pokazał, że w marcu zatrudnienie w sektorze prywatnym zwiększyło się tylko o 129 tysięcy. Czyli zdecydowanie słabiej od 197 tys. (po rewizji) odnotowanych w lutym i oczekiwań ekonomistów na poziomie 170 tys. Drugą negatywną informacją był silniejszy od oczekiwań spadek indeksu ISM dla sektora usług, który obniżył się w marcu do 56,1 pkt. z 59,7 pkt. w lutym względem oczekiwanych 58 punktów. To najsłabszy rezultat od 19 miesięcy. Chociaż sektor usługowy stanowi ponad 80 proc. gospodarki USA, to “usługowy” ISM nie jest tak intensywnie obserwowany ja swój starszy, “przemysłowy” odpowiednik. Poza tym odczyt na poziomie 56 punktów wciąż sygnalizuje bardzo solidny wzrost aktywności. Nie zmienia to jednak faktu, że dane makro z Ameryki jako całość coraz mocniej rozczarowują. Indeks zaskoczeń ekonomicznych dla USA spadł do najniższego poziomu od 2 lat. Mimo to nowojorskie indeksy przymierzają się do ataku na historyczne szczyty. Dodajmy tylko, że gdy Wall Street biła rekordy w styczniu 2018, dane z realnej gospodarki regularnie wypadały znacznie powyżej rynkowych oczekiwań.

Rynki poznały raporty amerykańskiej Energy Information Administration (EIA) odnośnie zapasów ropy na lokalnym rynku. Po wzroście zapasów o 2,8 miliona baryłek w zeszłym tygodniu, konsensus przed dzisiejszą publikacją zakładał niewielki spadek o 0,425 mln. brk. Ostateczny odczyt okazał się jednak zdecydowanie gorszy. Z raportu EIA wynika, że w tygodniu kończącym się 29 marca 2019 r. rafinerie ropy naftowej w USA działały na poziomie 86,4 proc.  zdolności produkcyjnej przetwarzając średnio 15,8 mln baryłek dziennie, czyli o 18 tys. baryłek dziennie więcej niż średnia z poprzedniego tygodnia. Fakt ten sprawił, że w tygodniu kończącym się 29 marca 2019 roku zapasy ropy naftowej wzrosły aż 7,238 mln. brk co okazało się wynikiem zdecydowani gorszym od prognoz zakładających spadek na poziomie 0,425 mln. brk. Równocześnie warto także zwrócić uwagę na dane dot. zmiany poziomu zapasów benzyny i destylatów. Okazuje się bowiem, że te w odróżnieniu do zapasów ropy, pomimo i tak już optymistycznych prognoz zakładających spadek zapasów benzyny o 1,542 mln brk i destylatów o 0,506 mln brk, ostatecznie zmniejszyły się aż o 1,718 mln brk (w przypadku benzyny) i 1,998 mln brk (w przypadku destylatów). Spoglądając na notowania ropy naftowej WTI zauważymy, że w skutek tak znacznego wzrostu zapasów, w pierwszej chwili po tej publikacji doszło do dynamicznej deprecjacji ceny czarnego złota. Tendencja ta nie trwała jednak zbyt długo, gdyż już po chwili pojawiła się równie dynamiczna reakcja popytowa. Okazuje się więc, że znaczny spadek zapasów benzyny i destylatów dość skutecznie złagodził negatywny wynik dot. zapasów ropy naftowej.

 

 

Po długo oczekiwanym IPO, 29 marca zadebiutowała na giełdzie spółka Lyft – główny rywal Ubera i druga, co do wielkości firma opierająca się na tzw. ride – hailing, czyli użyczaniu innym osobom miejsca w swoim pojeździe. Spółka wyemitowała 32,6 mln akcji wyceniając jedną akcję na 72 dolary.Otwarcie notowań pierwszego dnia na giełdzie Nasdaq dla Lyft okazało się niezwykle udane, ponieważ akcje zostały wycenione na $87,24 za sztukę, czyli aż o 21 proc. drożej niż w ofercie publicznej! Na zamknięciu kurs wyniósł $78,29, co daje 8,7 proc. powyżej ceny z oferty, czyli kapitalizacja całej spółki wyniosła około 22,4 mld dolarów. Wzrost ten wynikał częściowo z faktu nadmiernego popytu podczas zapisów w trakcie IPO. O ile część inwestorów jest przekonana do inwestycji w Lyft, przyszłość jaka  może czekać spółkę o wartości wielu miliardów dolarów jest absolutnie niepewna.

Uber również zapowiedział swój debiut giełdowy w nadchodzących tygodniach. To nie jedyne „jednorożce”, które mają taki zamiar. Spółki pokolenia millenialsów zamierzają zawojować rynkiem giełdowym w 2019 roku. Ostatnie 12 miesięcy nie rozpieszczało inwestorów w USA w zakresie debiutów giełdowych, gdyż tylko dwie oferty przekroczyły wartość 1 mld dolarów. Nie są to spółki, których nazwy mówią cokolwiek przeciętnemu inwestorowi. Silna korekta indeksu NASDAQ w I oraz IV kwartale minionego roku nie sprzyjały rynkowi pierwotnemu i w rezultacie mieliśmy tylko 52 debiuty spółek technologicznych. Tym samym, rynek ma dość duży apetyt na świeże debiuty w tym sektorze. Ostatnim głośnym IPO był Snap Inc. jeszcze w 2017 roku. Obecny rok powinien być pewnym przełomem za sprawą kilku głośnych spółek, planujących debiuty na NASDAQu – poza Lyft, to Uber Technologies, Slack Technologies i Pinterest Inc.

Massachusetts Institute of Technology (MIT), jedna z najbardziej renomowanych amerykańskich uczelni ograniczyła współpracę z Huawei Technologies i ZTE w związku z prowadzonymi dochodzeniami władz USA ws. domniemanych naruszeń sankcji, donosi Reuters. Cytowana w komunikacie Maria Zuber, wiceprezes MIT ds. badań powiedziała, że MIT nie akceptuje nowych zobowiązań ani nie odnawia istniejących z Huawei i ZTE lub ich odpowiednimi spółkami zależnymi z powodu federalnych dochodzeń w sprawie naruszeń ograniczeń sankcji.

 

To już nie tylko testy. Drony regularnie dostarczają przesyłki w USA. Prób i testów dronów w branży przesyłek ekspresowych było wiele, ale nowa usługa UPS jest pierwszą usankcjonowaną przez amerykański Federalny Urząd Lotnictwa. Firma ma bowiem pozwolenie na wykorzystanie dronów do rutynowych lotów komercyjnych na podstawie umowy biznesowej. UPS wspólnie z firmą Matternet wykorzystuje drony do transportu próbek medycznych między szpitalami w Raleigh w stanie Karolina Północna. Usługa obejmuje loty na terenie kampusu flagowego szpitala WakeMed. Program UPS i Matternetu to kamień milowy w rozwoju bezzałogowego lotnictwa w USA.

Dane Tesli o dostawach do klientów rozczarowały analityków. Zamiast oczekiwanych 90 000 pojazdów kalifornijski producent pokazał wynik na poziomie 63 000. Odnotowany w pierwszym kwartale 2019 r. wynik na poziomie 63 000 był wprawdzie o 110 proc. lepszy niż w analogicznym okresie poprzedniego roku, jednak względem czwartego kwartału 2018 r. okazał się o 31 proc. niższy. Na końcowy rezultat złożyło się 50 900 sztuk modelu 3 oraz 12 100 egzemplarzy modeli S oraz X. Rynkowi analitycy oczekiwali tymczasem 64 900 dostarczonych modeli 3 oraz 27 800 modeli S oraz X. Jak informuje Tesla, w pierwszym kwartale odnotowano „ogromny wzrost zamówień w Europie i Chinach”, co w połączeniu z nieprzewidzianymi trudnościami sprawiło, że na 10 dni przed końcem kwartału wynik zrealizowanych dostaw był wyraźnie mniejszy od założeń. Dodatkowo na koniec marca w drodze do klientów było ponad 10 000 aut. – Zważywszy na to, że Tesla produkuje obecnie jedynie w jednej fabryce w rejonie Zatoki San Francisco, a dostarcza produkty na cały świat, produkcja może być wyraźnie wyższa od zrealizowanych dostaw. Tak było w pierwszym kwartale, kiedy produkcja przekroczyła dostawy o 22 proc. – wyjaśnia Tesla. – Ze względu na niższy poziom dostaw oraz zmiany cen, zysk netto za pierwszy kwartał będzie niższy – informuje spółka, która jednocześnie podtrzymuje cel na cały rok na poziomie 360-400 tys. dostarczonych samochodów. Zmiany cen, o których wspomina spółka, związane są z wdrożonymi obniżkami cen samochodów elektrycznych. Zdecydowano się na nie po tym, jak wraz z początkiem roku federalne zachęty podatkowe dla klientów spadły z 7500 do 3750 dolarów.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *