Członkowie 27 krajów Unii Europejskiego poparli wczoraj jednogłośnie możliwość przedłużenia terminu, do kiedy Wielka Brytania musi opuścić wspólnotę. Niemniej jednak nie sprawia to, że wizja wyjścia bez porozumienia stała się mniej prawdopodobna. Jest wręcz przeciwnie. Z kraju poznaliśmy solidne dane odnośnie do sprzedaży detalicznej i produkcji budowlanej. Po wielu godzinach negocjacji krajom członkowskim UE udało się dojść do porozumienia w kwestii przedłużenia terminu, do kiedy Wielka Brytania będzie musiała wyjść z UE. Warunki postawione przez Brukselę są dość klarowne, stąd wydaje się, że mogą nawet zwiększyć szanse na opuszczenie wspólnoty przez Brytyjczyków bez żadnego porozumienia. Obecnie bazowym terminem przedłużenia jest 12 kwietnia, zaś jeśli brytyjski parlament zdoła przegłosować porozumienie wypracowane przez premier May w przyszłym tygodniu, wówczas termin ten zostanie przesunięty do 22 maja. Nie brakuje tutaj jednak wątpliwości. Mianowicie, spiker Izby Gmin musi zezwolić na głosowanie kolejny raz porozumienia May. Aby tak się stało musi on uznać, że przesunięcie terminu wyjścia o dwa tygodnie jest “istotną” zmianą, która sprawia, że w praktyce parlament nie będzie głosował trzeci raz tego samego dokumentu. Przed May teraz chwila prawdy i ostateczna rozgrywka, by przekonać parlamentarzystów do poparcia jej porozumienia z UE. Jeśli tak się nie stanie, wówczas Wielka Brytania opuści UE bez żadnej umowy 12 kwietnia. Z drugiej strony na stole wciąż pozostaje opcja dłuższego przedłużenia terminu wyjścia, jeśli Wielka Brytania zaproponuje inny plan oraz zobowiąże się przeprowadzić wybory do Parlamentu Europejskiego w maju. Niemniej jednak jest to mało prawdopodobne, by May optowała za takim rozwiązaniem sprawy. Z kolei lider Partii Pracy Corbyn nie wyklucza całkowitego wycofania się Wielkiej Brytanii z pomysłu wyjścia z UE. Z drugiej strony według The Guardian jego partia wciąż pracuje nad alternatywnym porozumieniem wyjścia z UE. Na trzy tygodnie przed wyjściem Wielkiej Brytanii z UE sprawy nie wyglądają na bardziej uporządkowane, a kolejne dni przyniosą z pewnością kolejną dozę chaosu, która może odbić się czkawką na notowaniach funta.

Ceny ropy naftowej przy pełnym uzasadnieniu fundamentalnym stale rosną, pokonując w trakcie dzisiejszej sesji kolejną barierę – 60 dolarów za baryłkę gatunku WTI, notując tym samym najwyższy poziom w tym roku. Dla inwestorów nadal czynnikiem decydującym są zapewnienia OPEC o utrzymaniu limitów produkcji oraz coraz gorsza sytuacja w Wenezueli. Nieznaczny wpływ na zachowanie cen wywarło ponowne uruchomienie wydobycia na największym libijskim polu naftowym – Shararze. Spowodowało to wzrost produkcji w tym kraju aż o 300 tysięcy baryłek dziennie na przestrzeni trzech tygodni. Sytuacja w Libii i ciągnące się od kilku lat problemy wewnętrzne przyzwyczaiły inwestorów do niestabilności tego rynku pod kątem podaży ropy, która na na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy notowała zarówno drastyczne spadki jak i powrót do rekordowych poziomów. Zaplanowana na 14-16 kwietnia libijska krajowa konferencja nie spowoduje prawdopodobnie nagłej zmiany nastrojów, ale jak twierdzi specjalny wysłannik ONZ do Libii Ghassan Salame, może być impuls do przerwania konfliktu który ciągnie się od ośmiu lat. Znacznie bardziej istotne dla inwestorów wydają się być komentarze przedstawiciel kartelu OPEC, który najprawdopodobniej opóźni decyzję o ilości produkowanej ropy przez OPEC co najmniej do spotkania w czerwcu. Kiedy grupa w grudniu zdecydowała o cięciu wydobycia, kolejne kroki miały zostać podjęte już w kwietniu. Powodem decyzji o przesunięciu jest niepewność w sprawie ostatecznej treści amerykańskich sankcji nałożonych na Iran, którą poznamy dopiero w maju. Przypomnijmy, że w listopadzie prezydent Donald Trump ponownie nałożył sankcje na Iran, które obejmowały również handel irańską ropą. Administracja przyznała ośmiu krajom (Chinom, Indiom, Włochom, Grecji, Japonii, Korei Południowej, Tajwanowi i Turcji) pełne lub częściowe zwolnienia na dalsze zakupy „czarnego złota”. Zwolnienia, które trwają 180 dni, miały być jedynie środkiem tymczasowym, mającym ułatwić wspomnianym krajom znalezienie alternatywy dla irańskiej ropy, nie zaburzając jednocześnie krajowych rynków energii.

Indeks dolara przełamał wczoraj 200-okresową średnią EMA w skali dziennej w reakcji na gołębią retorykę komunikatu Rezerwy Federalnej (Fed) i najnowszą projekcję wskazującą na niższy poziom stóp procentowych w przyszłości. Aktualnie członkowie FOMC spodziewają się, że koszt pieniądza w 2019 roku pozostanie na niezmienionym poziomie, podczas gdy jeszcze w grudniu prognozy wskazywały na dwie podwyżki stóp procentowych w tym roku. Deklaracje te pokrywają się z gołębim zwrotem w retoryce banku, który nastąpił na początku tego roku. Co więcej, Fed potwierdził swój plan zakończenia redukcji sumy bilansowej oraz wyraził swoją mniej optymistyczną ocenę koniunktury gospodarczej w USA. Pomimo solidnej kondycji amerykańskiego rynku pracy, widać spowolnienie wzrostu aktywności gospodarczej. Istotne złagodzenie nastawienia w polityce pieniężnej spotkało się z silną wyprzedażą dolara. EUR/USD powrócił wczoraj w okolice tuż poniżej 200-okresowej średniej EMA w skali dziennej. Złoty umacniał się wczoraj na fali lepszych danych o produkcji przemysłowej w Polsce i mniejszego popytu na dolara.   Trzy czynniki, które powodowały umocnienie dolara w ubiegłym roku, przestaną działać, co może powodować słabnięcie amerykańskiej waluty, twierdzi Morgan Stanley. Stratedzy banku uważają, że w ubiegłym roku dolar umacniał się z powodu cyklicznego spowolnienia reszty świata, rosnącego ryzyka protekcjonizmu i mieszanki luźnej polityki fiskalnej i ciasnej polityki monetarnej. – 2019 rok wydaje się odwróceniem 2018 roku – napisali w raporcie. Głównym powodem są zmiany w polityce USA, gdzie Fed zaprzestał podwyżek stóp procentowych i planuje zakończenie redukcji bilansu. Po stronie fiskalnej, w tym roku nie można liczyć na powtórkę efektu cięcia podatków. Do tego dochodzi deeskalacja napięć w handlu międzynarodowym.

Amerykański bank Citibank planuje sprzedaż wenezuelskiego złota, które reżym Madura zastawił zaciągając 1,6 mld dolarów pożyczki – podaje Reuters. To kolejny rozdział epopei niegdyś jednych z największych narodowych rezerw złota. W ramach umowy zawartej w 2015 roku przez należący do Citigroup Citibank rząd Wenezueli miał spłacić 1,1 mld dolarów pożyczki 11 marca 2019 roku – podają źródła agencji Reuters. Kolejne pół miliarda dolarów długu zapada w przyszłym roku. Według nieoficjalnych informacji rząd Wenezueli nie oddał pożyczonych pieniędzy. I teraz Citibank ma prawo sprzedaż zabezpieczenie długu – czyli 32 tony złota o rynkowej wartości blisko 1,36 mld dolarów znajdujące się w posiadaniu banku. To kolejna odsłona epopei trwonienia narodowego złota przez reżym Nicolasa Maduro. Socjalistyczne władze najpierw Huga Chaveza a teraz Maduro doprowadziły do terminalnej zapaści gospodarczej niegdyś najbogatszy kraj Ameryki Południowej. Kraj leżący na największych złożach ropy naftowej na świecie jest bankrutem, szaleje w nim hiperinflacja, brakuje podstawowych towarów, w tym lekarstw i żywności. Zdesperowany rząd Wenezueli od kilku lat chwyta się wszystkich środków, aby znaleźć pieniądze na sfinansowanie niezbędnego importu i utrzymanie władzy. W tym celu bank centralny wyprzedaje i zastawia narodowe rezerwy złota. Jeszcze pięć lat temu Wenezuela posiadała 361 ton złota, co plasowało kraj w pierwszej 15. największych posiadaczy kruszcu. Według ostatnich dostępnych danych kraj “boliwariańskiego socjalizmu” posiada już tylko 161 ton królewskiego metalu. W styczniu Bank Anglii odmówił władzom Wenezueli wydania złota znajdującego się w londyńskim skarbcu. Międzynarodowa koalicja pod wodzą Stanów Zjednoczonych kwestionuje legalność rządów Nicolasa Maduro i oficjalnie za prezydenta Wenezueli uznaje lidera opozycji Juana Guaido. Na reżym Maduro zostały nałożone amerykański sankcje, mocno utrudniające dostęp do rządowych aktywów przechowywanych za granicą. Ostatnią deską ratunku dla Maduro zostało złoto. Jest to jedyne aktywo finansowe, którego żadna władza nie jest w stanie w łatwy sposób zarekwirować lub “zamrozić”. Ale tylko pod warunkiem, że jest to złoto znajdujące się w bezpośrednim posiadaniu przez właściciela. Metal zdeponowany nawet u najbardziej renomowanego kustosza nigdy nie będzie tak do końca twój.

Myer Holdings, właściciel największej sieci domów towarowych w Australii zapowiedział, że nie będzie sprzedawać produktów Apple, bo na nich nie zarabia, donosi Reuters. Niektóre z ostatnich produktów Apple cieszą się stosunkowo małym popytem, bo są zbyt drogie. Myer ogłosił, że nie będzie sprzedawał produktów amerykańskiej spółki w swoich 16 domach towarowych, a także przez Internet. Spółka tłumaczy, że wynika z to restrukturyzacji biznesu, cięcia kosztów i planów zwiększenia sprzedaży online. Myer stawiał sprawę jasno, że nie będzie sprzedawać rzeczy, na których nie zarabia i podjął tą decyzję bo nie mógł osiągnąć akceptowalnych wyników komercyjnych, które byłyby w jego najlepszym interesie oraz interesie akcjonariuszy.

 

Amerykański aktor Leonardo DiCaprio zainwestował w spółkę Aspiration, która określa się, jako „odpowiedzialna społecznie” alternatywa dla tradycyjnych banków. Oprócz udziału w drugiej serii finansowania spółki, DiCaprio dołączy także do jej rady doradców. – Każdego roku warte 100 mld dolarów projekty rurociągów, odwiertów i innych działań związanych z wydobyciem paliw kopalnych są finansowane z pieniędzy zdeponowanych w tradycyjnych bankach – głosi oświadczenie wydane przez aktora. – Aby osiągnąć długoterminowe rozwiązania dla naszej planety, potrzebujemy alternatyw, które umożliwią zwykłym konsumentom działanie przeciwko zmianie klimatu – dodał. Aspiration pozyskało już ponad 100 mln dolarów od funduszy venture capital i indywidualnych inwestorów.

 

Wojna pomiędzy Francją a Włochami otwiera się na kolejny front. Tym razem chodzi o okulary przeciwsłoneczne. Po tym jak doszło do fuzji pomiędzy włoską Luxotticą (właścicielem Ray Bana) a producentem soczewek kontaktowych na receptę ˗ Essilorem, wydawało się, że rozpoczyna się proces scedowania władzy przez założyciela włoskiej firmy Leonardo Del Vecchio na spadkobierców. W grę wchodzi niebagatelna kwota, bowiem Włoch dysponuje majątkiem o wartości 20 mld dol. Jednak zaczęły się problemy. Od momentu fuzji EssilorLuxottica SA straciło 22 proc. swojej wartości. Włoch oskarża najważniejsze osoby z Essiloru o naruszenie warunków umowy ws. ustanowienia ładu korporacyjnego. Del Vecchio jest największym udziałowcem nowo powstałej spółki i dyrektorem jej zarządu. Włoch znajduje się w sporze z najważniejszą osobą w Essilorze, czyli Hubertem Sagnieresem, który jest zarazem wiceprezesem zarządu EssilorLuxottica. Francuzi odpierają zarzuty i przekonują, że oskarżenia Włocha to próba przejęcia kontroli nad firmą. Del Vecchio twierdzi, że Sagnieres nie konsultował z nim obsadzenia kluczowych stanowisk w zarządzie i zachowuje się tak, jakby to Essilor przejął Luxotticę.Spór pomiędzy d woma firmami to kolejny odcinek francusko-włoskich starć. Populistyczny rząd w Rzymie spiera się z francuskim prezydentem Emanuelem Macronem o politykę migracyjną, gospodarczą i przemysłową. Włoskie Telecom Italia SpA walczy ze swoim największym udziałowcem, czyli francuskim Vivendi SA o zaprowadzenie w firmie korporacyjnego ładu. Oba kraje walczą też między innymi o pozycję w branży stoczniowej. Francuskie przejęcia włoskich marek luksusowych tylko zaogniły sytuację.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *