Zamykająca pierwszy miesiąc nowego roku sesja na amerykańskich giełdach przyniosła zwyżkę, dwóch z trzech głównych indeksów, ominęła jedynie wskaźnik blue chipów. Inwestorzy wykazywali chęć dalszego uzupełniania portfeli o akcje, do czego zachęciła ich środowa decyzja i stanowisko władz monetarnych odnośnie polityki stóp procentowych w najbliższym okresie. Większa niepewność towarzyszyła natomiast handlowi udziałami spółek produkcyjnych z dużą ekspozycją na eksport, szczególnie do Chin, w kontekście prowadzonych negocjacji waszyngtońskiej administracji z chińskim rządem odnośnie ceł. W czwartek szczególnym zainteresowaniem inwestorów cieszył się segment spółek reprezentujących zaawansowane technologie. Dużym wzięciem cieszyły się zwłaszcza akcje Facebooka, które momentami drożały o ponad 12 proc. To efekt reakcji na lepsze niż oczekiwali analitycy wyniki kwartalne internetowego giganta, wskazujące, że reklamodawcy nadal wydają środki na portalu społecznościowym mimo serii głośnych afer.

Luty zaczyna się przypomnieniem defektów globalnej gospodarki, gasząc optymizm, jaki jeszcze wczoraj dominował na fali zadowolenia ze zmiany retoryki Fed. Dolar wciąż utrzymuje status bezpiecznej przystani i dziś korzysta na zwrocie sentymentu rynkowego. Po dwóch dniach rozmów delegacji USA i Chin na temat wspólnych relacji handlowych wiemy tyle, ile dało się przewidzieć: poczyniono postęp, ale jeszcze wiele pracy musi zostać dokonane. Innymi słowy, lista żądań strony amerykańskiej jest bardzo długa, a strona chińska szuka wszystkich sposobów, by uciec od spełnienia jak największej liczby. Jednocześnie obu stronom zależy, by do wojny handlowej nie doszło, szczególnie gdy globalne spowolnienie zaczyna doskwierać wszystkim bez wyjątku i dokładanie sobie jeszcze jednego problemu w postaci recesji w międzynarodowym handlu nie ma sensu. Indeks Caixin PMI z Chin osunął się do prawie trzyletnich minimów i choć dane można odczytywać jako zachętę dla reaktywnej polityki Pekinu, to już podobnie słabe odczyty z innych azjatyckich gospodarek (a także polskiej i Eurolandu) nie zostaną rozwiązane stymulacją fiskalno-monetarną chińskich władz. Otoczenie rynkowe pozostaje skomplikowane i nie da się ot tak rozgrywać relacji: gołębi Fed = tani dolar  + rajd ryzyka. Dolar wciąż pozostaje płynną bezpieczną walutą, która będzie poszukiwana w momentach skoku awersji do ryzyka. Nawet jeśli w dłuższym horyzoncie oczekiwania co do kresu cyklu zacieśniania Fed będą osłabiać dolara.

Najważniejszą informacją piątkowej sesji była niewątpliwie publikacja raportu z amerykańskiego rynku pracy autorstwa BLS. Po wyniku na poziomie 312 tysięcy nowych etatów w sektorze pozarolniczym (NFP) z grudnia 2018 r., w raporcie styczniowym ekonomiści spodziewali się pogorszenia sytuacji i wyniku na poziomie 165 tysięcy. W styczniu amerykańska gospodarka wytworzyła natomiast aż 304 tysięcy nowych miejsc pracy, co było dla rynków niezwykle pozytywnym zaskoczeniem. Entuzjazm ten studzi jednak wzrost stopy bezrobocia. Okazuje się bowiem, że pomimo tak znacznego wzrostu zatrudnienia, bezrobocie wzrosło do 4,0 proc. z 3,9 proc. dotychczas. Przy zdefiniowanym jasno stanowisku Fed raport z rynku pracy USA traci na mocy, szczególnie że government shutdown i tak zaważy na statystykach. Jakkolwiek pracownicy administracji publicznej z nakazem pozostania w domu dalej będą zaliczani do pracujących, niewiadomą jest wpływ na zatrudnienie w firmach podwykonawczych dla sektora publicznego. Rynek już wkalkulował to ryzyko i konsensus dla zmiany NFP jest na 165 tys. po imponujących 312 tys. w grudniu. Ten wysoki wynik z poprzedniego miesiąca dodatkowo zaniża poprzeczkę dla pozytywnych zaskoczeń. Jeśli dane wypadną słabo, albo zostaną zignorowane przez wahania wywołane government shutdown, albo zostaną potraktowane jako dowód obserwowanego spowolnienia gospodarczego. Większą reakcję rynku mogłaby wywołać kolejna silna niespodzianka, skoro jednak Fed przyjął postawę cierpliwego wyczekiwania, to raczej nic nie zmieni jeden raport z segmentu gospodarki, który od dawna nie sprawia bankowi centralnemu problemów.

Dług publiczny i prywatny łącznie przekracza 210 proc. światowego PKB – wynika z najnowszych danych MFW i Banku Światowego. To największa wartość w ostatnich 20 latach, w trakcie których dług systematycznie przyrastał, z krótką jedynie przerwą podczas globalnego kryzysu finansowego. Kwestii narastania długu na świecie poświęcony był temat jednego z paneli dyskusyjnych trzeciego dnia tegorocznego szczytu ekonomicznego w Davos. Uczestniczyli w nim eksperci reprezentujący perspektywę zarówno gospodarek rozwiniętych, jak i wschodzących. Dług przyrasta zarówno w gospodarkach rozwiniętych, jak i wschodzących. Jednak przyczyny tego wzrostu – na co zwrócono uwagę w Davos – są bardzo zróżnicowane. W Stanach Zjednoczonych wzrost długu w ostatniej dekadzie dotyczył wyłącznie sfery publicznej i był związany ze zwiększeniem się wydatków publicznych na walkę ze skutkami globalnego kryzysu finansowego. Zadłużenie sektora prywatnego tymczasem zmniejszyło się na skutek delewarowania. Dług publiczny tego kraju wzrósł od wybuchu kryzysu finansowego o ponad 40 pkt proc. PKB, natomiast dług prywatny obniżył się o ok. 14 pkt proc. PKB. Stany Zjednoczone są emitentem najważniejszej waluty międzynarodowej i obligacji uznawanych za najbardziej bezpieczne na świecie. Mają w związku z tym taryfę ulgową umożliwiającą im zadłużanie się. Jednak w mniejszych krajach rozwiniętych – po znaczącym wzroście długu publicznego w związku z globalnym i europejskim kryzysem finansowym – rządy dążyły w ostatnich latach raczej do ograniczania skali nierównowagi w finansach publicznych. Wśród ekonomistów trwa debata na temat tego, czy wysoki poziom długu publicznego jest rzeczywiście problemem, przynajmniej dla krajów rozwiniętych.

 

Użytkownicy iPhone’ów w wieku 13 do 35 lat mogli zainstalować aplikację, która zbierała dane z ich smartfonów. Firma chciała w ten sposób dowiedzieć się więcej o konkurencji. Jak poinformował serwis techcrunch.com, Facebook potajemnie płacił użytkownikom za zainstalowanie aplikacji VPN „Facebook Research”, która pozwalała firmie na ściąganie kompleksowych danych o ich aktywności w sieci. Latem zeszłego roku Facebook udostępnił podobnie działającą aplikację Onavo Project, która została zakazana w czerwcu i usunięta w sierpniu. Facebook omija tu sklep App Store i płaci użytkownikom – zarówno dorosłym, jak i niepełnoletnim – za ściągnięcie aplikacji Research i umożliwienie jej dostępu do ruchu sieciowego przez konto root w oprogramowaniu telefonu, a co za tym idzie analizę wszystkiego, co dzieje się w telefonie – tłumaczy TechCrunch. Facebook przyznał w rozmowie z serwisem, że prowadzi program Research, który ma na celu zbieranie danych o nawykach użytkowników. Firma już od 2016 roku płaciła użytkownikom w wieku 13 do 35 lat do 20 dolarów miesięcznie po zainstalowaniu aplikacji na system iOS lub Android, oraz ewentualne wynagrodzenie za polecenie aplikacji innym użytkownikom. Po siedmiu godzinach od publikacji Facebook poinformował serwis, że zamknie wersję aplikacji na telefony Apple. Wcześniej jednak producent iPhone’ów ogłosił, że działanie Facebooka stanowiło naruszenie zasad i zablokowało Research. Program ten będzie jednak kontynuowany na telefonach z systemem Android.

Przyśpieszenie auta od zera do setki to parametr, który najbardziej ekscytuje klientów marki Porsche. Jednak w erze aut elektrycznych, takich jak Porsche Taycan, który ma się ukazać jeszcze w tym roku, kadra kierownicza koncernu zwraca uwagę na rosnącą wagę parametrów ładowania baterii. Dynamiczny rozwój rynku samochodów elektrycznych sprawia, że nawet najbardziej prestiżowe marki zastanawiają się nad tym, w jaki sposób przyciągnąć klientów, by kupowali właśnie ich samochody napędzane prądem. Pod tym względem Porsche nie jest wyjątkiem. Dlatego jego nowy elektryczny model Taycanbędzie mógł już po czterech minutach doładowania przejechać ponad 60 mil (ok. 100 km). Będzie to możliwe dzięki 800-woltowej baterii, która w procesie szybkiego ładowania może pochłonąć do 350 kilowatów.

Ładowanie Porsche jest szybsze niż w przypadku największego konkurenta – Tesli, która na 120-kilowatowych stacjach może doładować baterię do około 80 procent w około 30 minut. Dla niektórych entuzjastów kultowej marki Porsche, którzy cenią sobie szybkość i dynamikę jazdy, takie podejście może brzmieć jak bluźnierstwo. Jednak w erze samochodów elektrycznych czas ładowania baterii będzie kluczowym czynnikiem zachęcającym do kupna.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *