Wall Street zaliczyła czwartą z rzędu wzrostową sesję. Nad amerykańskim rynkiem akcji zbierają się ciemne chmury, lecz inwestorzy wciąż liczą na dobre wyniki spółek. Choć prawdziwy sezon raportów kwartalnych rozpocznie się w piątek, to przedsmak tego, co nas czeka, zaprezentowało wczoraj PepsiCo. Akcje spółki podrożały o prawie 5 proc. Interesujące, że inwestorzy zareagowali tak pozytywnie na spadek zysku netto o 14 proc. rdr. Zysk na akcję (EPS) wyniósł $1,28 wobec oczekiwań rzędu 1,52 dolara. Fakt, że rynek entuzjastycznie przyjął zasadniczo nie najlepsze wyniki takiego giganta jak PepsiCo, wiele mówi o nastrojach inwestorów. Analitycy liczą na 20 proc. wzrostu zysków przypadających na S&P500 w Q2. Po tym widać, że za sporą część tego przyrostu odpowiada drożejąca ropa i surowce. Jeśli spółki pobiją rynkowy konsensus (a ten ustalany jest tak, aby mogły to robić regularnie), będzie to dobry pretekst do podciągnięcia S&P 500 w rejon historycznych szczytów. Będzie to jednak tylko pretekst, ponieważ nawet gdyby dynamika korporacyjnych zysków okazała się o kilka punktów procentowych wyższa, to amerykańskie akcje i tak byłyby wyceniane wyraźnie wyżej od historycznych standardów.   Tym niemniej, wtorek był czwartym z rzędu dniem spod znaku giełdowego byka. S&P 500 zyskał 0,35 proc. i niemal dotarł do granicy 2800 punktów. Dow Jones po zwyżce o 0,58 proc. zbliżył się do poziomu 25 000 punków. Brylujący ostatnio Nasdaq tym razem chyba przestraszył się bliskości historycznego szczytu i wzrósł o symboliczne 0,04 proc. Podczas gdy nowojorskie indeksy szykują się do szturmu na szczyty wszech czasów, z rynku długu systematycznie dochodzą niepokojące sygnały. Jesteśmy bowiem coraz bliżej tzw. inwersji krzywej terminowej. Czyli sytuacji, gdy rentowność obligacji 10-letnich przewyższa rentowność papierów 2-letnich. We wtorek różnica między dochodowością na długim i krótkim krańcu krzywej zawęziła się do najniższego poziomu od sierpnia 2007 roku. Po II wojnie światowej każda recesja w USA była poprzedzona inwersją krzywej terminowej.

Wojna handlowa na linii USA-Chiny nabiera rozmachu. We wtorek Amerykanie ogłosili listę ponad 6000 produktów o wartości importu sięgającej 200 mld dol., które mają zostać obłożone dodatkowym 10-proc. cłem. Po kilku godzinach Chińczycy zapowiedzieli odpowiedź, choć nie wskazali, jaka ona będzie. Na eskalację konfliktu nerwowo zareagowały chińskie giełdy i juan. Przedstawiciel USA ds. handlu Robert Lightizer poinformował w komunikacie, że prezydent Donald Trump nakazał rozpoczęcie procesu wprowadzenia 10-proc. ceł na kolejne 200 mld dol. importu zza Muru. Jest to reakcja Amerykanów na odpowiedź Pekinu w poprzedniej rundzie sankcji oraz trwające nieuczciwe praktyki handlowe Państwa Środka – prowadzenie polityki przemysłowej, “która doprowadziła do przeniesienia i kradzieży własności intelektualnej i technologii ze szkodą dla gospodarki USA i przyszłości amerykańskich pracowników i przedsiębiorstw”. O ile w poprzednich rundach wzajemnej wymiany uprzejmości administracja Trumpa starała się unikać nakładania ceł na produkty konsumpcyjne, ponieważ niewątpliwie odbiją się one na portfelach zwykłych Amerykanów, to przy zasięgu 200 mld dol. (blisko 20 proc. importu z Chin) jest to już niemożliwe. Dlatego na liczącą 195 stron listę ponad 6000 objętych sankcjami produktów trafiły nie tylko urządzenia bezprzewodowe czy podzespoły komputerowe, ale także jedzenie i napoje, meble, odkurzacze, lampy czy torby, a nawet ponad stuletnie antyki i przedmioty kolekcjonerskie.

Perspektywy zatrudnienia są w USA tak dobre, że rekordowa liczba Amerykanów zmieniła pracę na lepszą. W maju ok. 3,56 mln Amerykanów odeszło z pracy. To największa liczba zanotowana od 2000 roku, kiedy zaczęto gromadzić dane. Odsetek zmieniających prace na lepszą wśród zatrudnionych wzrósł do 2,4 proc., najwięcej od 17 lat. Dodatkowo podano, że liczba wolnych miejsc pracy w USA była w maju o 573 tys. większa od liczby bezrobotnych w tym kraju. Dane opublikowane przez Departament Pracy mogą mieć wpływ na decyzję Fed w sprawie stóp procentowych.

Kontrolowany przez Ruperta Murdocha amerykański koncern medialny 21st Century Fox podwyższył ofertę przejęcia największej brytyjskiej płatnej telewizji Sky. Fox zaoferował 14 funtów szterlingów za akcję Sky, co wycenia tą spółkę na 24,5 mld GBP (32 mld dolarów). Oznacza to przebicie 2,5 mld GBP oferty innego zainteresowanego przejęciem Sky, amerykańskiego koncernu medialnego Comcast. Pomimo podwyższenia oferty przez Fox akcje Sky tanieją na giełdzie w Londynie. Rynek oczekiwał, że będzie jeszcze wyższa. – Wciąż nie nadążają za oczekiwaniami. Myślę, że cena dojdzie do ok. 18 funtów za akcję – powiedział Crispin Odey, założyciel Odey Asset Management.

Były pracownik Apple został oskarżony o wykradzenie z koncernu „sekretów autonomicznego auta”, z którymi chciał uciec do Chin, informuje BBC. Xiaolang Zhang pracował nad projektem bezzałogowego auta Apple, jednak rzekomo planował przenieść się do chińskiego startupu, firmy Xiaopeng Motors, która również skupia się na autonomicznych pojazdach. Xiaolang Zhang został zatrzymany 7 lipca na lotnisku San Jose w Kalifornii. FBI postawiła mu zarzut kradzieży tajemnicy handlowej.

Nano, najtańsze auto na świecie, po dziesięciu latach obecności na rynku przechodzi do historii. Dane o produkcji wskazują na koniec Nano. Indyjski Tata Motors wyprodukował tylko jeden taki samochód w czerwcu. Rok wcześniej 275. Spółka przyznała, że auto dostępne dla wszystkich, którego cena po pojawieniu się w marcu 2009 roku wynosiła tylko 2,5 tys. USD, „w obecnej formie nie będzie kontynuowane po 2019 roku”. Rzecznik Tata Motors powiedział, że Nano „może potrzebować świeżego kapitału aby przetrwać”. Eksperci uważają jednak, że dążenie za wszelką cenę do osiągnięcia najniższej ceny auta to błędna strategia.

Elliott Management został nieoczekiwanie właścicielem włoskiego klubu piłkarskiego AC Milan. Amerykański fundusz hedgingowy poinformował, że dotychczasowy właściciel AC Milan, Li Yonghong, nie spłacił mu w terminie części pożyczki wynoszącej ponad 300 mln euro. Dlatego zajął aktywa chińskiego biznesmena, zaczynając od spółki w Luksemburgu, przez którą kupił w kwietniu ubiegłego roku jeden z najbardziej utytułowanych włoskich klubów piłkarskich. Amerykański fundusz nie zamierza sprzedawać AC Milan, czego można by oczekiwać. Zapowiedział, że ustabilizuje sytuację finansową klubu kwotą 50 mln euro i planuje dalsze zasilanie klubu kapitałem, co ma pomóc w jego transformacji.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *