Prezydent Donald Trump przygotowuje się do nałożenia nowych sankcji na Iran, być może już w przyszłym tygodniu – podał Biały Dom w dzień po tym jak Trump ogłosił, że Stany Zjednoczone wycofują się z umowy nuklearnej światowych mocarstw z Iranem z 2015 r. “Będziemy nadal wywierać na nich maksymalną presję, ogromne sankcje… Wszystkie sankcje, które obowiązywały przed zawarciem umowy, są już gotowe i przygotowujemy się do wprowadzenia dodatkowych sankcji, które mogą pojawić się już w przyszłym tygodniu” – powiedziała rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders. We wtorek Trump ogłosił, że wycofuje USA z porozumienia nuklearnego z Teheranem, a “potężne sankcje” wobec Iranu wchodzą w życie. W ciągu 90 dni wycofane zostaną licencje na eksport towarów i usług z branży lotniczej, motoryzacyjnej czy metalurgicznej oraz wprowadzony zostanie zakaz kupowania przez Iran amerykańskiej waluty. Najistotniejsze wydają się jednak sankcje dotyczące eksportu ropy naftowej. Decyzja Donalda Trumpa oznacza najprawdopodobniej niższą podaż surowca na świecie, wyższe ceny i wyższą inflację. Podkreślił, że umowa była “sama w swej istocie” nieudana oraz że USA mają dowody, iż Teheran pracował nad programem nuklearnym… Sankcje nałożone na Iran ograniczą podaż ropy naftowej i zwiększą ceny. Ale wyższe ceny ropy nie muszą niekorzystnie wpływać na światową gospodarkę. Wielce istotne jest, czy swoje stanowisko zmienią kraje uczestniczące do tej pory również w porozumieniu, m.in. Francja czy Wielka Brytania. Ewentualne wykluczenie Iranu z handlu ropą przy jednoczesnej kontynuacji cięć OPEC, może spowodować ogromną wyrwę w światowej podaży ropy, którą naturalnie powinny zagospodarować Stany Zjednoczone.

Środowa sesja na nowojorskich giełdach przyniosła solidne wzrosty. Indeksy pięły się w górę pomimo taniejących obligacji i mocno drożejącej ropy naftowej. To zestaw, który tylko na pierwszy rzut oka nie zaskakuje. Teoretycznie nie ma nic dziwnego w tym, że równocześnie drożeją akcje, ropa naftowa, a kapitał opuszcza taniejące obligacje. Ktoś mógłby wręcz powiedzieć, że to podręcznikowa reakcja na solidny wzrost gospodarczy i oczekiwany wzrost zysków spółek. Tyle że to nieprawda. Dynamika PKB zarówno w USA jak i w Europie i Chinach oraz Japonii najlepsze w tym cyklu ma już za sobą i powoli zaczyna hamować. Firmy nie są w stanie przerzucić rosnących kosztów na konsumentów, bowiem ci ostatni (przynajmniej w świecie Zachodu) są już spłukani i zadłużeni na dwa pokolenia wprzód. Trudno więc liczyć na jakąś zdecydowaną poprawę wyników spółek. Tym bardziej, że najdroższa od ponad trzech lat ropa naftowa uderzy zarówno w portfele konsumentów w krajach rozwiniętych (jak i na wielu rynkach wschodzących) jak i przełoży się na wyższe koszty przedsiębiorstw. Powody do zadowolenia mają właściwie tylko posiadacze akcji spółek naftowych. Notowania Exxona wzrosły o 2,4 proc., a Chevrona o 1,7 proc. To efekt galopujących cen ropy naftowej, która po zwyżce o 1,6 proc. kosztuje już ponad 77 dolarów za baryłkę w Europie (Brent) i przeszło 71 dolarów w Ameryce (Crude).

Mało kto przejmował się wczoraj tym, co działo się na rynku amerykańskiego długu. Rentowność obligacji 10-letnich powróciła powyżej psychologicznej granicy 3 proc. Dochodowość papierów 2-letnich wzrosła do 2,53 proc., osiągając najwyższą wartość od blisko 10 lat. W nieco ponad pół roku krótkoterminowe stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych uległy podwojeniu. Choć uczestnicy rynku zapewne zdają sobie sprawę z faktu, że trwająca od marca 2009 roku hossa została zbudowana na chwiejnym fundamencie niemal zerowych stóp procentowych, to wzrost kosztów kredytu zdaje się mało kogo martwić. Bo chyba tylko tak można zinterpretować zwyżkę Dow Jonesa o 0,75 proc. oraz wzrost Nasdaqa oraz S&P500 po ok. 1 proc.

211 tys. osób wystąpiło w USA o zasiłek dla bezrobotnych na początku maja. Oznacza to, że ich liczba wciąż jest bliska 49-letniemu minimum. Ekonomiści oczekiwali, że liczba „nowych bezrobotnych” sięgnie 215 tys. w tygodniu zakończonym 5 maja. Czterotygodniowa średnia ruchoma tej liczby spadła o 5,5 tys. do 216 tys. i jest najniższa od grudnia 1969 roku. Liczba osób pobierających zasiłek wzrosła o 30 tys. i wynosi 1,79 mln. W kwietniu inflacja cen detalicznych w Stanach Zjednoczonych wynosiła 0,2 proc. w porównaniu z marcem. Oczekiwano 0,3 proc. W ujęciu bazowym inflacja wynosiła 0,1 proc. Oczekiwano 0,2 proc. W ujęciu rocznym ceny wzrosły o 2,5 proc., a inflacja bazowa sięgnęła 2,1 proc. Oczekiwano odpowiednio 2,5 proc. i 2,2 proc. Skorygowane o inflację płace nie zmieniły się w kwietniu.

Drugi największy producent sprzętu telekomunikacyjnego w Chinach poinformował, że na skutek amerykańskich sankcji nie jest w stanie dalej prowadzić podstawowej działalności i została ona wstrzymana. W kwietniu administracja Donalda Trumpa zakazała firmom działającym w USA sprzedaży części, oprogramowania i świadczenia usług na rzecz ZTE. W środę nie można już było kupować produktów ani na oficjalnej stronie ZTE, ani w sklepie na platformie T-mall – donosi chiński “Global Times”. Z kolei “New York Times” informuje, że firma wstrzymała produkcję w fabryce w Shenzhen, a pracownicy co drugi dzień są wzywani na szkolenia. Notowania walorów spółki na giełdach w Hongkongu i Shenzhen pozostają wstrzymane od 17 kwietnia. Sprawa zaczęła się jeszcze w 2016 r., gdy Amerykanie oskarżyli ZTE o handel z objętymi embargiem Iranem i Koreą Północną. Chińczycy kupowali komponenty w USA i umieszczali je w swoich produktach, które następnie sprzedawali reżimom ajatollachów i Kim Dzong Una. Gdy sprawa wyszła na jaw, ZTE zgodził się m.in. zapłacić 1,19 mld dolarów grzywny oraz przyjął karę “odmowy przywilejów eksportowych” w zawieszeniu na 7 lat. Temat powrócił w ostatnich miesiącach, gdy napięcie na linii Waszyngton-Pekin wyraźnie wzrosło. ZTE z przychodami na poziomie 17 mld dol. rocznie jest jednym z największych producentów sprzętu telekomunikacyjnego na świecie i drugim największym, po Huawei, w Państwie Środka. Ale aż jedną trzecią komponentów do swoich urządzeń kupuje od firm zagranicznych – najwięcej od Intela, a także Micronu i Broadcomu. Zdaniem analityków, na których powołuje się agencja Reutera, nawet jeżeli ZTE uda się znaleźć innych dostawców, to i tak spółka przestanie być konkurencyjna.

Tim Draper, miliarder i znany inwestor technologiczny chce podzielić Kalifornię na trzy stany. Draper argumentuje, że mniejsze stany byłyby skuteczniej zarządzane i mniej biurokratyczne. Rywalizowałyby także o mieszkańców i biznes, co wyszłoby im na dobre. Miliarder uważa, że dzięki podziałowi poprawiłaby się jakość służby zdrowia i edukacja. Draper, który w przeszłości należał do pierwszych inwestorów spółek Hotmail, Skype i Tesla, zebrał już 600 tys. podpisów pod inicjatywą przegłosowania podziału Kalifornii. To dwukrotnie więcej niż jest wymagane prawem. – Moim celem jest poddanie tego pod głosowanie, a wówczas od Kalifornijczyków będzie zależało, aby nastał piękny, lepszy czas dla słonecznego stanu – zachęcał do zmian rezydentów Kalifornii krezus.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *