Rynkowe stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych znów poszły w górę, na co rynki akcji zareagowały umiarkowanymi spadkami, zaś dolar umocnił się względem euro. To nie była specjalnie emocjonująca sesja. Amerykańscy inwestorzy wydawali się być zmęczeni po nieco chwiejnych, ale trwających już od początku kwietnia wzrostach. Było widać ochotę do realizacji zysków. S&P500 obniżył się o 0,57 proc., schodząc poniżej 2 700 punktów. Dow Jones stracił tylko 0,34 proc. Nasdaq poszedł w dół o 0,78 proc. Fatalny dzień zaliczyła branża tytoniowa. Po publikacji wyników kwartalnych akcje Philip Morris International przeceniono o przeszło 15 proc. Walory konkurencyjnej Altria Group potaniały o 6 proc. O 2,8 proc. spadły notowania Apple’a po doniesieniach o słabnącym popycie na smartfony. Co najbardziej rzucało się w oczy, to dalszy wzrost rynkowych stóp procentowych w Ameryce. Rentowność 2-letnich obligacji skarbowych sięgnęła najwyższego poziomu (2,44 proc.) od prawie 10 lat. Dochodowość papierów 10-letnich po wzroście o 3,5 pb. (do 2,91 proc.) ponownie znalazła się blisko arcyważnego poziomu 3,00 proc. Rynek obligacji skarbowych ma bezpośrednie przełożenie na koszt pożyczek dla amerykańskich konsumentów i korporacji. Dolarowy Libor 3M sięga już 2,36 proc. I choć w ujęciu historycznym to wciąż poziom śmiesznie niski, to jeszcze rok temu ledwo przekraczał on 1 proc. Przeciętne oprocentowanie 30-letniego kredytu hipotecznego to już 4,47 proc. – najwięcej od ponad 4 lat. Dla przyzwyczajonej od blisko dekady do niemal zerowych stóp procentowych korporacyjnej Ameryki to może być szok. A to zapewne nie koniec wzrostu kosztów kredytu. Przedstawiciele Rezerwy Federalnej zapowiadają jeszcze podwyżki o 50-75 pb. do końca roku. Skłania ich do tego niskie bezrobocie oraz rosnąca inflacja, od kilku tygodni dodatkowo napędzana przez drożejące surowce.

Ceny ropy naftowej nie zwalniają tempa. Kurs ropy Brent zbliża się do 75 dol. za baryłkę, osiągając najwyższy poziom ponad trzech lat. Na rynku pojawiły się plotki, jakoby Saudyjczycy chcieliby widzieć ropę nawet po sto dolarów za baryłkę. Wczoraj za baryłkę ropy Brent płacono 74,41 dol., a więc o 0,8 proc. więcej niż w środę. Tylko od lipca 2017 ropa Brent podrożała o przeszło 67 proc. i osiągnęła najwyższą cenę (74,72 dol.) od listopada 2014 roku. O ile środową zwyżkę tłumaczono dość zaskakującym spadkiem zapasów surowca w Stanach Zjednoczonych, to najczęściej padającym wytłumaczeniem dzisiejszych wzrostów są doniesienia agencji Reuters. Źródło to twierdzi, że władze Arabii Saudyjskiej – czyli największego eksportera „czarnego złota” – dążą do osiągnięcia cen rzędu 80-100 dol. za baryłkę. Jednakże gdy na rynku po silnym wzroście cen pojawiają się prognozy zakładające dalsze i silne wzrosty, powinno to budzić ostrożność wśród posiadaczy długich pozycji. Gdy w lipcu 2008 roku ropa kosztowała prawie 150 dol. za baryłkę, rosyjski Gazprom zapowiadał nawet 200 dol. Pół roku później ropa kosztowała mniej niż 40 dol. za baryłkę. Tak silna podwyżka cen paliw niekorzystnie odbija się na kieszeniach konsumentów oraz podnosi koszty funkcjonowania praktycznie całej gospodarki. Mamy więc za sobą dwa główne czynniki, które w przeszłości wywoływały recesję w Stanach Zjednoczonych: wzrost stóp procentowych i skok cen ropy naftowej. Teraz pytanie nie brzmi już “czy”, ale “kiedy” Amerykanie zasmakują kolejnej recesji.

Wells Fargo & Co, którego największy pakiet akcji ma  wehikuł inwestycyjny Warrena Buffetta, może zapłacić 1 mld dolarów kary tytułem ugody z amerykańskimi regulatorami, dowiedział się nieoficjalnie Reuters. Źródła agencji twierdzą, że w ubiegłym tygodniu regulatorzy zaproponowali trzeciemu bankowi USA taką wysokość ugody. Jej zapłata pozwoliłaby Wells Fargo na pozbycie się problemu zarzutów wynikających z nieprawidłowości w biznesie kredytów hipotecznych i ubezpieczeniach motoryzacyjnych, wykrytych latem ubiegłego roku. Wells Fargo wciąż boryka się z przedłużającym się skandalem dotyczącym manipulacji w biznesie bankowości detalicznej. Regulatorzy badali Wells Fargo przez wiele miesięcy po tym, jak potwierdzili, że bank obciążał tysiące klientów ubezpieczeniem samochodowym, którego nie potrzebowali. Prowadziło to do niewywiązania się z pożyczek i utraty pojazdów. Wells Fargo przyznał również, że obciążył niektórych klientów niewłaściwymi opłatami, aby zablokować oprocentowanie kredytu hipotecznego. Łączna grzywna w wysokości 1 miliarda dolarów byłaby jedną z największych, jakie kiedykolwiek pobierał regulator.

Nieruchomości w Hong Kongu należą do najdroższych na świecie, a rekordowo drogie apartamenty sprzedawane są tu za ponad 70 milionów dolarów. Ale nie tylko przestrzenie mieszkalne w Hongkongu są drogie – parking dla auta mający 135 stóp kwadratowych w dzielnicy Kowloon City był ostatnio wynajmowany  za 1 274 dolarów amerykańskich miesięcznie, co czyni go najdroższym wynajętym parkingiem w mieście. Według South China Morning Post czynsz za miejsce parkingowe to więcej niż niektórzy ludzie płacą za najmniejsze apartamenty w mieście. Hongkong nadal bije rekordy ze względu na wysokie koszty utrzymania. W listopadzie ub. roku dwie jednostki o łącznej kubaturze niespełna 9 tys. stóp kwadratowych w luksusowym osiedlu The Peak sprzedano jednemu nabywcy za łączną kwotę $149 milionów. Hongkong jest drugim najbogatszym miastem na świecie, z rezerwami fiskalnymi przekraczającymi 900 miliardów tamtejszych dolarów , ale mniej niż jedna dziesiąta jego powierzchni jest przeznaczona na cele mieszkaniowe.

Węgiel – surowiec, który od ponad stu lat zasila największe gospodarki świata – zaczyna coraz częściej przegrywać z odnawialnymi źródłami energii. Oto najnowszy przykład. Ostatni przykład na to, że jedno z najbardziej zanieczyszczających paliw kopalnych jest powoli wypychane z rynku, przyszedł z Wielkiej Brytanii. Kraj ten przez rekordowe 55 godzin nie produkował energii w swoich elektrowniach poprzez spalanie węgla. Węgla nie używano do produkcji energii od 22:25 czasu londyńskiego w poniedziałek do godziny 5:10 w czwartek – wynika z danych zebranych przez agencję Bloomberg. W tym czasie więcej energii produkowały turbiny wiatrowe. Wielka Brytania wcześnie zaczęła korzystać z odnawialnych źródeł energii i ma obecnie najwięcej morskich turbin wiatrowych na świecie. W kraju istnieją też pola paneli słonecznych, które zaspokajają coraz większą część zapotrzebowania na energię, podczas gdy tradycyjne elektrownie są zamykane. Rząd planuje wyłączyć wszystkie elektrownie węglowe do 2025 roku i dał odnawialnym źródłom energii pierwszeństwo w dostępie do sieci energetycznej. Poprzedni rekord w niewykorzystywaniu węgla wynosił 40 godzin i ustanowiono go w październiku.

Przy każdej kolejnej prezentacji nowego iPhone’a zaglądasz do kieszeni, licząc każdy grosz, by go kupić? W tym roku prawdziwą gratką dla entuzjastów technologii może być premiera nowego modelu od Apple’a, który ma być tańszy o połowę od zeszłorocznego iPone’a 8. Analityk z KGI Securities Ming-Chi Kuo wydał notę inwestorską, która przewiduje, że w tym roku firma Jobsa wypuści (względnie) taniego iPhone’a z funkcjami dual-sim. Ze wstępnych informacji wynika, że w tym roku na rynku pojawią się aż trzy nowe smartfony: 5,8-calowy model OLED, który ma być następcą iPhone’a X, 6,5-calowy model OLED, który będzie modelem z “Plusem” oraz 6,1-calowy model LCD dla oszczędnych. Według przewidywań Kuo jego cena ma oscylować wokół 550 dol., podczas gdy jego poprzednik, iPhone 8, kosztował rekordowe – w wersji podstawowej – 999 dol. Gdyby jednak użytkownik zdecydował się na model z dwoma wejściami na kartę SIM, cena może wzrosnąć – od 650 do 750 dol. Warto zaznaczyć, że sam fakt takiej innowacji jest dosyć niecodzienny – system operacyjny iOS nigdy nie oferował funkcji dual-sim. Jak szacuje Kuo w swoim raporcie, Apple może sprzedawać od 100 do 120 milionów sztuk tego modelu od trzeciego kwartału 2018 r. do trzeciego kwartału 2019 r., czyli stanowiłby od 65 do 75 proc. sprzedaży wszystkich innych iPhone’ów.

Kończy się powoli propaganda sukcesu w Polsce. Do tej pory polski rząd chwalił się wszystkim wokół, jak to świetnie sobie radzi z finansami państwa. Niewygodne dane skrzętnie ukrywał lub pomijał. Dzisiaj w końcu informacja o zadłużeniu ujrzała światło dzienne. Oficjalne dane, które upubliczniał do tej pory rząd wskazywały, że zadłużenie sektora finansów publicznych wynosi 962 mld złotych, informuje portal Money.pl. Świetne wyniki spowodowane były między innymi pomijaniem w statystykach danych dotyczących wysokości zobowiązań wobec emerytów. Jednak rząd naszego kraju jest zobowiązany do publikowania informacji odnośnie należności, które w przyszłości będzie trzeba wypłacić osobom uprawnionym do pobierania świadczeń. No i stało się, o takie dane upomniała się w końcu Unia Europejska. W związku z tym przed GUS-em stanął przykry obowiązek przeprowadzenia stosownych obliczeń. Szacunkowe dane dotyczące wartości uprawnień emerytalno-rentowych podano do wiadomości w piątek. Zgodnie z nimi państwo będzie musiało wypłacić składki wszystkim, którzy weszli do systemu emerytalnego, po korekcie o składki, jakie jeszcze wniosą. Tak złych danych chyba nikt się nie spodziewał. Okazuje się, że na koniec 2015 r. wartość uprawnień wyniosła blisko 5 bln złotych. Słowem wyjaśnienia można dodać, że tyle wynosi prawie trzyletnia praca polskiej gospodarki. Dokładna wartość zadłużenia to 276 proc. polskiego rocznego PKB. Winą za taką sytuację należy obarczyć państwo, które przez trzy lata pobierało składki emerytalne i zamiast wpłacać je do ZUS-u, przeznaczało je na różne rządowe projekty, które miały ponieść atrakcyjność władz w oczach społeczeństwa. Przy czym państwo zdawało sobie sprawę, że te „pożyczone” pieniądze będzie kiedyś musiało oddać, ale że brzydko wyglądały w statystykach, postanowiono w ogóle ich nie uwzględniać. Jak się okazało, do czasu.

Opracował: Slawek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *