Amerykański Departament Pracy opublikuje dziś dane dotyczące non farming payrolls, średnich zarobków na godzinę oraz poziomu bezrobocia w kraju. Piątkowe dane są jedną z najważniejszych publikacji każdego miesiąca, wskazując na kondycję krajowego rynku pracy. Raport non farmin payrolls odzwierciedla liczbę miejsc pracy utworzonych w sektorze pozarolniczym w przeciągu miesiąca poprzedzającego miesiąc publikacji. Miejsca pracy w rolnictwie są wyłączone z wyliczeń ze względu na wysoką sezonowość tej branży. Wyniki ankiety przeprowadzonej przez Wall Street Journal i opublikowane w poniedziałek, 8 marca pokazały, że zdecydowana większość biorących udział w badaniu ekonomistów spodziewa się przyrostu zatrudnienia o 205 tys. miejsc pracy w amerykańskim sektorze pozarolniczym w lutym 2018 roku. Dane za styczeń pozytywnie zaskoczyły rynek wartością na poziomie 200 tys. Wartość ta okazała się wyraźnie wyższa od prognoz, które przed miesiącem oscylowały wokół 180 tys. Jeśli będziemy dziś świadkami podobnej niespodzianki, wówczas dolar powinien wyraźnie się umocnić wobec pozostałych walut. Brak spełnienia planu minimum czyli prognoz na poziomie 205 tys. powinno doprowadzić do zauważalnych spadków wyceny dolara. Analitycy spodziewają się również spadku poziomu bezrobocia w lutym do poziomu 4 proc. wobec styczniowych 4,1 proc. Średnie wynagrodzenie za tydzień amerykańskiego pracownika powinno wzrosnąć o 0,2 proc. w ujęciu miesięcznym lub 2,8 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Oba odczyty są nieco niższe niż te raportowane w styczniu. Warto jednak pamiętać, że styczniowe dane były rekordowe wysokie, a ostatni raz tak dobry odczyt śledziliśmy w 2009 roku. Lepsze od prognozowanych dane dotyczące non farming payrolls, poziomu wynagrodzeń czy bezrobocia w lutym powinny zwiększyć szanse na to, że Federalny Komitet do spraw Operacji Otwartego Rynku (FOMC) zdecyduje się na podwyżkę stóp procentowych w tym miesiącu. Goldman Sachs zwiększył swoją wycenę takiego ruchu FOMC do poziomu 95 proc. 7 marca 2018 roku wycena CME Group marcowego posiedzenia Rezerwy Federalnej wskazywała na 86 proc. prawdopodobieństwo podwyżki stóp procentowych.

Prezydent Donald Trump ogłosił 1 marca tego roku plany amerykańskiej administracji dotyczące wprowadzenia ceł na import określonych metali. Przebywający na spotkaniu przedstawicieli branży metalowej Trump przyznał, że Stany Zjednoczone powinny wprowadzić cła w wysokości 25 proc. na import stali oraz 10 proc. na import aluminium. Zdaniem prezydenta w trakcie ostatniej dekady krajowi producenci tych metali mieli spore problemy w związku z nieuczciwymi umowami handlowymi, a jego obowiązkiem jest ochrona interesu państwa. W odpowiedzi na słowa Trumpa, przewodniczący Komisji Europejskiej, Jean Claude Juncker stwierdził w sobotę 3 marca, że Unia Europejska będzie zmuszona podjąć działania w odpowiedzi na potencjalne cła Stanów Zjednoczonych. Cecilia Malstrom, kierująca z ramienia Komisji sprawami handlu przyznała dziennikarzom, że Unia ma już gotową listę produktów na które mogą zostać nałożone dodatkowe opłaty w razie gdyby Stany Zjednoczone wprowadziły w życie zapowiadane cła. Motywacją Stanów Zjednoczonych jest zabezpieczenie własnych interesów – przyznała Malstrom dodając, że w UE jest gotowe przekazać sprawę ceł do Światowej Organizacji Handlu. W wyniku rosnących obaw przed wojną handlową kurs dolara amerykańskiego do euro został ustalony na 0,80 EUR na zamknięciu rynków w środę 7 marca. Niemal 2 centy niżej niż wynosił kurs wymiany na początku miesiąca, kiedy to Donald Trump zwierzył się z swoich planów.

Po okresie długich wzrostów, które rozpoczęły się jeszcze pod koniec czerwca, na rynku ropy obserwujemy wyraźne zawahania trendu, a cena po gwałtownej korekcie próbuje określić swój sentyment. Powodem takiego zachowania jest przede wszystkim niepewność na światowych giełdach oraz nieustanne wahania kursu dolara. Popytowe dane nt. ilości zapasów są jedynie impulsami, które pozwalają kupującym na chwilę oddechu. W bieżącym tygodniu, uwaga branży naftowej była skupiona wokół konferencji CERAWeek, która odbywa się w Teksasie. Spotykają się na niej przedstawiciele krajów OPEC oraz prezesi największych spółek naftowych w USA. Oczywistym celem spotkania było wyrażenie sprzeciwu OPEC, a przede wszystkim Arabii Saudyjskiej przeciwko zwiększaniu produkcji przez amerykańskich producentów. Sekretarz generalny OPEC Mohammed Barakido stwierdził, że obie strony są świadome sytuacji i zdają sobie sprawę, że razem tworzą ten sektor. Jednocześnie EIA (Amerykańska Agencja Informacji Energetycznej) w swoim corocznym raporcie podkreśliła dwa istotne wnioski. Po pierwsze, przemysł łupkowy zdominuje najbliższe lata, zajmując 80 proc. przyrostu popytu na ropę, zostawiając małe pole dla OPEC do zwiększania produkcji. Jednakże przestój w inwestycjach w infrastrukturę po załamaniu cen w 2014 roku, spowoduje osłabienie się podaży w następnej dekadzie. Analizując ostatnie lata, można dojść do wniosku, że kartel OPEC sam podpisał na siebie wyrok. Gdy wydawało się, że brak cięć produkcji zdusi amerykański sektor, ten nie tylko przetrwał, ale rósł wraz z rosnącą ceną ropy –przy ograniczonym wydobyciu wśród krajów OPEC.

W Stanach Zjednoczonych coraz trudniej znaleźć pracowników na kurczącym się rynku pracy. W poszukiwaniu siły roboczej korporacje rezygnują z testów na narkotyki. Marihuana jest teraz legalna w dziewięciu stanach oraz Waszyngtonie. Jak pisze Rebecca Greenfield oraz Jennifer Kaplan w serwisie Bloomberg, oznacza to, że więcej niż jeden na pięciu dorosłych Amerykanów może jeść, pić lub palić wyroby z marihuany, jeśli tylko zechce. W efekcie spada liczba testów na obecność narkotyków w organizmie, które były wymagane przed podjęciem nowej pracy. Korporacje działające w stanach, które zalegalizowały marihuanę rekreacyjną lub leczniczą, masowo rezygnują z testów narkotykowych. Testowanie na obecność narkotyków znacząco zmniejsza liczbę ewentualnych zatrudnionych, a na obecnym napiętym rynku pracy ma to wpływ na produktywność i wzrost firm. W ankietach przeprowadzonych przez Rezerwę Federalną w ubiegłym roku, pracodawcy wymieniali pozytywne wyniki testów narkotykowych wśród przyczyn trudności w zatrudnianiu. Testy potwierdzające zażywanie narkotyków osiągnęły najwyższy poziom w 2017 r., wg danych Quest Diagnostics Inc. Prawdopodobnie będzie tylko gorzej, ponieważ więcej osób będzie korzystało z zalegalizowanej przez państwo marihuanie. Firmy mają problem z zatrudnianiem, a bezrobocie wynosi około 4 proc. Nawet były szef FBI James Comey w 2014 r. pół żartem, pół serio powiedział, że biuro musi ponownie przemyśleć swoją politykę testowania, aby przyciągnąć najlepszych kandydatów. Skąd ta zmiana? Testy przed zatrudnieniem przestały być opłacalne w społeczeństwie, które coraz bardziej akceptuje zażywanie narkotyków. Sondaż Gallupa z października 2017 r. pokazał, że 64 proc. Amerykanów popiera legalizację niektórych używek. To najwięcej, odkąd firma zaczęła zadawać to pytanie w 1969 roku, kiedy tylko 12 proc. popierało taki ruch. Testy na narkotyki kosztują od 30 do 50 dolarów za sztukę, ale potencjalne koszty dla pracodawcy są znacznie większe.

Brytyjski oddział Deloitte płaci kobietom średnio o 43 proc. mniej niż mężczyznom. To jedna z największych zaraportowanych dotychczas luk płacowych, ale też taka, która uwzględnia dochody wysoko wynagradzanych partnerów, których nie ujawniają inne firmy mające podobną strukturę. Może to sugerować, że luka płacowa pomiędzy pracownikami obu płci jest w rzeczywistości znacznie wyższa, niż wskazują na to oficjalne raporty. Wielka Brytania wymaga od firm zatrudniających ponad 250 pracowników przekazywania władzom informacji na temat wysokości wynagrodzeń załóg. Deloitte opublikowało w lipcu dane dotyczące średniej luki płacowej, która wyniosła 18,2 proc. Wyliczenia nie uwzględniały jednak wynagrodzeń partnerów kapitałowych. Niektóre świadczące profesjonalne usługi firmy argumentowały, że partnerzy są właścicielami firm, więc nie powinni być uwzględniani przy wyliczaniu luki płacowej. Wywołało to oburzenie ze strony członków głównych brytyjskich partii politycznych. Prawnik Nocky Morgan zarzucił księgowym i prawniczym firmom wykorzystywanie luki prawnej. Kancelarie Linklaters oraz Pinsent Masons poinformowały, że mają lukę płacową w wysokości odpowiednio 23 i 22 proc. EY zaraportował z kolei rozbieżność w zarobkach mężczyzn i kobiet wynoszącą 20 proc. Wszystkie te wyliczenia nie uwzględniają jednak zarobków partnerów. Natomiast w przypadku korporacyjnego oraz inwestycyjnego oddziału Barclays luka płacowa wynosi aż 48 proc.

Opracował: Sławek Sobczak

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *