Czwartek przyniósł trzecią z rzędu spadkową sesję na nowojorskich parkietach. Inwestorów zaniepokoiło wprowadzenie ceł na stal i aluminium przez administrację Donalda Trumpa. Przeciwko akcjom przemawiały też dane z amerykańskiej gospodarki. Na Wall Street zrobiło się trochę nerwowo. Jeszcze na dwie godziny przed końcem sesji Dow Jones tracił ponad 500 punktów. Ostatecznie straty udało się zredukować do 420 punktów, co oznaczało spadek o 1,68 proc. S&P500 trzecią sesję z rzędu zamknął wyraźnie pod kreską, tym razem tracąc 1,33 proc. Nasdaq obniżył się o 1,27 proc.

Wiadomością dnia była deklaracja prezydenta Trumpa, który ogłosił nałożenie 25-procentowego cła na importowaną do USA stal. Stawka na aluminium wyniesie 10 proc. Według zapewnień Białego Domu wprowadzenie ceł ma “chronić amerykański przemysł”. Istnieją jednak obawy, że to przejaw protekcjonizmu mogącego doprowadzić do retorsji ze strony Chin i UE. Wzrosło ryzyko wojny handlowej. A na koniec za wszystko i tak zapłaci amerykański konsument i chiński robotnik. Na wieść o wprowadzeniu ceł akcje US Steel podrożały o 5,75 proc. Notowania koncernów przemysłowych poszły w dół: walory Boeinga przeceniono o 3,5 proc., Caterpillara o 2,85 proc., a General Motors o blisko 4 proc. W skali makro cła przełożą się na wzrost inflacji cenowej, która i tak już jest sporym problemem dla gospodarki. W lutowym raporcie ISM o przemyśle subindeks cen wzrósł z 72,7 pkt. do 74,2 pkt., osiągając najwyższą wartość od maja 2011 roku. Zatem  inflacja cenowa w amerykańskim sektorze wytwórczym jest najsilniejsza od prawie 7 lat. – Cła. Gwałtowna wyprzedaż obligacji. Polityka słabego dolara. Potężne bliźniacze deficyty. Nowy szef Fedu. Cykliczna presja inflacyjna. Przewartościowany rynek akcji. Podwyższona zmienność. Brzmi dziwnie znajomo dla kogoś, kto zaczynał karierę 19. października 1987 – spointował David Rosenberg, główny ekonomista w firmie  Gluskin Sheff (tego dnia S&P500 spadł o 22 proc., zaliczając największy dzienny spadek w swojej historii).

Równocześnie w ubiegłym tygodniu liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA spadła do najniższego poziomu od 48 lat. Oznacza to ryzyko pojawienia się niedoboru wykwalifikowanych pracowników i w konsekwencji wzrostu płac (czyli kosztów przedsiębiorstw), a w ślad za tym inflacji CPI i stóp procentowych w Rezerwie Federalnej. A więc cały mix czynników niekorzystnych dla posiadaczy akcji. Tym bardziej, że historyczne minima liczby nowo rejestrowanych bezrobotnych w przeszłości towarzyszyły wieloletnim szczytom indeksu S&P500. Rynkowi akcji nie pomogła także wypowiedź Billa Dudleya. Wpływowy szef nowojorskiego oddziału Rezerwy Federalnej powiedział, że cztery podwyżki stóp procentowych w 2018 roku należałoby uznać za “stopniowe”. Mantrę o “stopniowych” podwyżkach stopy funduszy federalnych Fed powtarza od początku cyklu zacieśniania polityki pieniężnej.

Unikalność kryptowalut polega między innymi na transparentności tego rynku. Niemniej jednak raz wydane bitcoiny niezwykle ciężko jest odzyskać, a zaawansowana kryptografia i brak odpowiednich regulacji świata kryptowalut powoduje, że jest to niemal idealne środowisko dla wszelkiej maści oszustów i złodziei… Spektakularna kradzież tokenów NEM z japońskiej giełdy Coincheck, głośny koniec BitConnect czy choćby drobne oszustwa na siedem BTC to codzenność na rynku kryptowalut. Choć do najgłośniejszych wydarzeń dobiega stosunkowo rzadko, to zeszłoroczny rajd kryptowalutowych byków przyciągnął szereg oszustów, którzy skutecznie pozbawiają środków tych najmniej ostrożnych członków społeczności. Zespół Bitcoin.com wyliczył, że średnio w trakcie dnia, w różny sposób giną kryptowaluty o łącznej wartości 9 milionów dolarów. Trafiają one do rąk hackerów, złodziei i oszustów, którzy próbują najróżniejszych sposobów na zdobycie garści wirtualnych monet. Choć dopiero rozpoczyna się marzec, to w tym roku według wyliczeń portalu skradziono już 1,36 mld USD w kryptowalutach.

Banki będą mogły profilować klientów w sposób zautomatyzowany, bez pytania ich o zgodę. Nie będą nawet musiały wykazywać, że jest to niezbędne do wykonania umowy. Niekontrolowana możliwość profilowania może być groźna. Do weryfikacji zdolności kredytowej klientów już dawno przestały bankom wystarczać zaświadczenia o zarobkach, dane o zaciągniętych zobowiązaniach czy stan cywilny. Od lat do oceny wykorzystywane są komputery i specjalne algorytmy przetwarzające wiele różnych danych. Oczywiście banki chronią informacje na temat tego, co analizują ich komputery. Nieoficjalnie mówi się, że pod uwagę branych jest kilkaset, a nawet tysiące zmiennych. W tej sytuacji klient może odejść z kwitkiem i nie dowie się nawet, dlaczego komputer ocenił go jako niewiarygodnego. Dlatego też ustawodawca unijny postanowił uregulować zasady profilowania. Algorytmy banków mogą brać pod uwagę choćby to, czy w niedzielę klient płacił kartą w sklepie z alkoholem. To jednak nie koniec. Na podstawie historii zakupów są w stanie określić, że w niedługim czasie grozi mu rozwód (to ważny czynnik, bo małżeństwa sumienniej spłacają kredyty). Jak to możliwe? Chociażby dzięki informacjom o tym, że wynajmuje pokoje w hotelu na jedną noc czy wysyła kwiaty pod inne adresy niż domowe (jeśli płaci za to kartą). Gdy do tego dołoży się możliwość pozyskiwania danych na . podstawie aktywności użytkownika w internecie, niekontrolowana możliwość profilowania zaczyna być groźna.

Opracował: Sławek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *