Choć piątkowa sesja wypadła blado, to średniej przemysłowej Dow Jonesa udało się zakończyć na plusie szósty dzień z rzędu. Po tąpnięciu z początku miesiąca S&P500 i Nasdaq zaliczyły najlepszy tydzień od przeszło sześciu lat. Lutowa korekta przyniosła najsilniejszą przecenę amerykańskich akcji od sierpnia 2011 roku. Także odreagowanie, które po niej nastąpiło, było najsilniejsze od 2011 roku. W skali całego tygodnia S&P500 zyskał 4,3 proc., a Nasdaq wzrósł o 5,3 proc. Dow Jones w pięć dni urósł o 4,25 proc. i zanotował najlepszy tydzień od listopada 2016 roku. Jednakże sam piątek nie był zbyt udany dla posiadaczy akcji. Nowojorskim indeksom nie udało się utrzymać zysków z pierwszej połowy sesji. Poziomy z zamknięcia były w zasadzie neutralne. Dow Jones zdołał zyskać zaledwie 0,08 proc., a S&P500 wzrósł o 0,04 proc. Nasdaq przerwał wzrostową serię, tracąc 0,23 proc. Wygląda to trochę tak, jakby potencjał emocjonalnego odreagowania został wyczerpany. Tym bardziej, że czynnik powszechnie obwiniany o wywołanie lutowej korekty – czyli rosnące rynkowe stopy procentowe – znów dał o sobie znać. Rentowność amerykańskich obligacji 2-letnich sięga prawie 2,2 proc. i pozostaje tuż poniżej 10-letnich maksimów. Dochodowość papierów 10-letnich utrzymuje się nieznacznie poniżej kluczowego poziomu 3 proc. (w piątek: 2,87 proc). Ze strony raportów makroekonomicznych pozytywnie zaskoczyły dane z budownictwa mieszkaniowego. Annualizowana liczba nowych budów wzrosła w styczniu o 10 proc. mdm, osiągając najwyższą wartość od załamania rynku w 2007 roku. Bardzo dobre pozostają też nastroje amerykańskich konsumentów – lutowy indeks Uniwersytetu Michigan osiągnął drugi najwyższy poziom od 14 lat.

Po dwóch tygodniach spadków, złoto wróciło na wzrostową ścieżkę, kończąc miniony tydzień z ceną 1350 dolarów za uncję. Zainteresowanie królewskim kruszcem to efekt słabnącego dolara i obaw o rosnącą inflację w Stanach Zjednoczonych. Perspektywy dla metali szlachetnych na najbliższą przyszłość napawają optymizmem. Podobnie jak złoto, które zakończyło tydzień na 2,6-procentowym plusie, w minionych dniach umacniały się także inne metale szlachetne. Srebrno podrożało o ponad 2 proc. (do ceny 16,7 dolara za uncję), a platyna zyskała 4,3 proc. (do 1010 dolarów za uncję). Najbardziej spektakularny wzrost zaliczył jednak pallad, który po kilku tygodniach spadków, wystrzelił w górę i zyskał ponad 7 proc., docierając do pułapu 1050 dolarów za uncję. Kruszcom sprzyja tracąca na wartości amerykańska waluta, która w ubiegły czwartek zanotowała swoje trzyletnie minimum. A obrazujący jej siłę w stosunku do najważniejszych walut globu wskaźnik US Dollar Index spadł w zeszłym tygodniu o 1,5 procent. Na zainteresowanie inwestorów złotem i srebrem wpłynęła także rosnąca inflacja w USA. Nieoczekiwany wzrost cen w styczniu o 0,5 proc., a w ciągu roku łącznie o 2,1 proc., przewyższył oczekiwania ekonomistów. Eksperci liczą, że zdecydowanie zareaguje na to Rezerwa Federalna. Jednak nawet perspektywa rosnących stóp procentowych nie zniechęciła posiadaczy królewskiego kruszcu. Wygląda więc na to, że inwestorzy oczekują bardzo zachowawczej reakcji Fedu, co z kolei przełoży się na spadek realnych stóp procentowych. A co za tym idzie, inwestycja w złoto stanie się jeszcze bardziej atrakcyjna. Każda, nawet bardzo ostrożna decyzja banku centralnego USA, może zachwiać notowaniami na Wall Street, co również wpłynie na popularność królewskiego kruszcu jako bezpiecznej przystani.

Rozpoczynając kolejny tydzień na rynkach finansowych, niektórzy inwestorzy mogą mieć pewne nadzieje związane z ujrzeniem wyższej wyceny amerykańskiej waluty, co wcale nie wydaje się pozbawione szans. Choć poniedziałkowa sesja będzie najpewniej przebiegać w nieco ospałym tempie (dzień wolny w Stanach Zjednoczonych) to już piątek pokazał, że niedźwiedzie na rynku głównej pary walutowej tanio skóry nie sprzedadzą. Dodatkowo przyzwoite dane makroekonomiczne opublikowane w piątkowe popołudnie zza oceanu (rynek nieruchomości oraz nastroje konsumentów) również mogą być argumentem za zwiększonym, krótkoterminowym popytem na amerykańską walutę.  O godzinie 8:36 za dolara płacono 3,3485 złotego, za euro 4,1517 złotego, za funta 4,6897 złotego, zaś za franka 3,6020 złotego.

Jeden z amerykańskich urzędów nadzoru finansowego – Commodity Futures Trading Commission – wystosował ostrzeżenie przez manipulacjami, jakie mogą mieć miejsce na rynku kryptowalut. Pump-and-dump – taką nazwę nosi schemat manipulacji, przed którym ostrzega CFTC. Pump-and-dump na język polski można by przetłumaczyć jako „podpompuj i pozbądź się” lub bardziej dosłownie „podpompuj i zrzuć”. Nie jest on niczym nowym – tego typu sposób manipulacji stosowano na innych rynkach finansowych już długo, zanim powstały rynki kryptowalut. Na regulowanych rynkach akcji jest to zabronione, choć, jak pokazuje przykład spółki Devoran z GPW, wciąż się zdarza. Pump-and-dump jest stosunkowo prostym schematem manipulacji. W pierwszym etapie polega on na wzbudzeniu zainteresowania danym instrumentem finansowym. Może to być rozpowszechnianie pozytywnych wiadomości na temat instrumentu finansowego, może to być po prostu wywołanie „sztucznego” wzrostu kursu, który przyciągnie niczego nie świadomych innych inwestorów. Wcześniej oczywiście zainteresowani muszą zaopatrzyć się w większe „zasoby” tego instrumentu, czy to akcji spółki, czy to kryptowaluty. „Sztuczny” wzrost kursu osiągany jest poprzez zawieranie transakcji kupna i sprzedaży akcji po coraz wyższych cenach. Kiedy już poziom kursu danego instrumentu osiągnie zadowalający poziom, zainteresowani biorący udział w manipulacji pozbywają się posiadanych aktywów, kasując zyski. Po jakimś czasie, kiedy wyczerpie się siła kupujących, którzy nabrali się na manipulację, kurs danego instrumentu ulega załamaniu, najczęściej wracając do poziomu sprzed manipulacji. Inwestorzy, którzy nabrali się na manipulację, zostają z aktywami wartymi znacznie mniej, niż cena, po której je kupili. Rynek kryptowalut nie jest regulowany, może więc stanowić znacznie większą pokusę, aby podjąć na nim takie manipulacje. Według serwisu Coinmarketcap na 8894 giełdach jest notowanych ponad 1,5 tys. kryptowalut. CFTC zachęca, aby dokonywać na rynku kryptowalut przemyślanych zakupów. Amerykański nadzór zaleca, aby unikać kupna kryptowalut na podstawie niesprawdzonych informacji rozpowszechnianych w mediach społecznościowych lub pod wpływem nagłego wzrostu ceny kryptowaluty na giełdzie.

Amerykańska firma Hyperloop One, która jest wspierana przez kontrowersyjnego miliardera Richarda Bransona, zaproponowała stworzenie w Indiach superszybkiego systemu transportowego. Hyperloop miałby połączyć miasto Pune z planowanym do oddania lotniskiem w Bombaju. Całą podróż miałaby trwać tylko 25 min., co pozwoliłoby oszczędzić podróżującym około trzech godzin czasu. Założyciel Virgin Group podpisał wczoraj w Bombaju przedwstępne porozumienie na realizację projektu. Demonstracyjny fragment trasy zostanie wybudowany w ciągu 2-3 lat od momentu podpisania ostatecznej umowy, natomiast druga faza inwestycji (cały projekt ) ma zostać ukończony w ciągu 5-7 lat. Branson przekonuje, że hyperloop, którego pierwszą koncepcję stwotrzył Elon Musk, ma rozwiązać infrastrukturalne problemy Indii, które zmagają się z gwałtowną urbanizacją. Premier Narendra Modi przeznaczył ok. 133 mld dol. na poprawę jakości krajowej sieci kolejowej oraz zapowiedział budowę superszybkiej kolei łączącej handlowe centra Bombaju i Ahmedabadu. Realizacja projektu budowy hyperloopa może przynieść w ciągu 30 lat funkcjonowania socjoekonomiczne korzyści o wartości 55 mld dol. – wynika z wstępnego badania Virgin Hyperloop One. System Hyperloop ma składać się ze specjalnych, wypełnionych próżnią tub, w których z ogromną prędkością będą poruszały się mierzące ok. dwóch metrów średnicy kapsuły. Cały system ma być napędzany energią słoneczną. System będzie umożliwiał transport z prędkością dwa razy większą niż samolot za niższą cenę niż oferują to koleje dużych prędkości. Podróż przy pomocy systemu Hyperloop pomiędzy centrum Los Angeles a centrum San Francisco zajmie 30 minut – zapowiadał Musk.

Rosnące ceny są większym zagrożeniem dla globalnej gospodarki niż bezrobocie – wynika z indeksu Bloomberg’s Misery. Indeks Bloomberga bierze pod uwagę wskaźniki dotyczące inflacji i bezrobocia w 66 gospodarkach świata. Za najbardziej ubogą gospodarkę świata już po raz czwarty z rzędu została uznana Wenezuela, której wartość indeksu wielokrotnie przekracza wartości dla kolejnych w zestawieniu państw. Tuż za nią znalazły się RPA, Argentyna, Egipt oraz Grecja i Turcja (ex aequo). Najmniej uboga jest co ciekawe Tajlandia, która swoją pozycję zawdzięcza unikalnej metodologii obliczania bezrobocia. Kolejne pozycje pod względem wartości indeksu zajęły Singapur, Japonia i Szwajcaria (ex aequo) oraz Tajwan. Największy progres w badaniu Bloomberga zaliczył Meksyk, który ma dobre prognozy inflacyjne i w którym bezrobocie utrzymuje się na niskim poziomie 3,4 proc. The Bloomberg Misery Index opiera się na starym przekonaniu, że niska inflacja i bezrobocie ilustrują, jaka jest kondycja gospodarki i jak przekłada się ona na życie obywateli. Jednak dobre wyniki w obu kategoriach mogą wprowadzać w błąd: utrzymujące się niskie ceny mogą być oznaką słabego popytu, natomiast śladowe bezrobocie zniechęca pracowników do zawodowej mobilności. Wyniki badania Bloomberga są dobrym prognostykiem dla globalnej gospodarki. Ekonomiści szacują, że w 2018 roku globalne PKB wzrośnie o 3,7 proc. (rok do roku).

Opracował: Sławek Sobczak

 

 

 

 

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *