Środowa sesja była niezwykle turbulentna i to zarówno z punktu widzenia inwestorów na rynku walutowym jak i kapitałowym. Wszystko zaczęło się od publikacji paczki danych ze Stanów Zjednoczonych, która mocno namieszała w głowach inwestorów. Ostatecznie zdrowy rozsądek wziął górę nad emocjami. Zaczynając od szerokiego ujęcia makroekonomicznego z pewnością można rzec, że najważniejszym punktem wczorajszej sesji była publikacja danych inflacyjnych oraz tych dotyczących sprzedaży detalicznej z USA. Niespodziewanie dynamika cen wcale nie spowolniła jak tego oczekiwano (głównie z powodów statystycznych), niemniej jednak można podejrzewać, że wynikało to w dużej mierze z efektów pogodowych tj. srogiej zimy za oceanem w pierwszym miesiącu nowego roku. W efekcie tego miesięczna dynamika cen odzieży wyniosła 1,7 proc. co było najwyższym odczytem od 1990 roku. Utrzymanie się względnie wysokiej inflacji skutkowało natychmiastową wyprzedażą na rynku akcyjnym, a spadki były widoczne nie tylko na amerykańskich kontraktach terminowych, ale również i w Europie. Ruchy te były oczywiście odpowiedzią rynku na fakt, że Rezerwa Federalna być może będzie zmuszona do czterech, a nie jak dotychczas zakładano trzech podwyżek stóp w tym roku. Rynkowe stopy procentowe również dynamicznie wzrosły. Rankiem dochodowość 10-letniej obligacji USA wzrosła powyżej 2,94 proc. – najwyższego poziomu na przestrzeni ostatnich czterech lat. Wyższa stopa dyskontowa oznacza rzecz jasna mniej atrakcyjną wycenę spółek obecnie, co spotkało się z natychmiastową reakcję inwestorów. Do wyprzedaży przyczynić się mogła również kiepska sprzedaż detaliczna, co jednak również po części mogło mieć swoje podłoże w ostrej zimie. Jednocześnie amerykańska waluta mocniej zyskała na sile, zaś kurs głównej pary walutowej spadł nawet poniżej 1,23. Sytuacja ta nie trwała jednak długo. Słaby dolar to oczywiście mocniejszy złoty, schemat ten powtórzył się i tym razem.  Przed godziną 9:00 za dolara płacono 3,3239 złotego, za euro 4,1561 złotego, za funta 4,6709 złotego, a za franka 3,5960 złotego.

Poznaliśmy pierwsze i jednocześnie najważniejsze dane zza oceanu. Mowa tu oczywiście o styczniowym raporcie inflacji producenckiej PPI. Wskaźnik inflacji producenckiej obrazuje zmiany poziomu cen ustalanych przez producentów produktów przemysłowych na różnych etapach procesu wytwarzania. Jego wzrost w ujęciu miesięcznym/kwartalnym/rocznym będzie powodował umocnienie lokalnej waluty, natomiast spadek wpłynie negatywnie na jej wycenę. Jak wynika z raportu autorstwa Bureau of Labor Statistics, zgodnie z prognozami analityków PPI wzrósł w styczniu o 0,4 proc. Pozytywnym zaskoczeniem okazał się natomiast wzrost wartości wskaźnika w ujęciu rok do roku. Mimo, że analitycy spodziewali się odczytu na poziomie 2,5 proc., to ostateczny rezultat wyniósł aż 2,7 proc. Wskaźnik Core PPI również wzrósł w styczniu o 0,4 proc. W porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego wzrost wyniósł natomiast 2,2 proc. Biorąc pod uwagę, że analitycy oczekiwali wzrostu jedynie o 0,2 proc. m/m i 2,1 proc. r/r ostateczny rezultat jest miłym zaskoczeniem. Równocześnie poznaliśmy również liczbę osób, które po raz pierwszy w życiu złożyły wniosek o zasiłek dla bezrobotnych. Dane te publikowane są przez Departament Pracy w okresach tygodniowych. Zgodnie z prognozami analityków liczba Amerykanów ubiegających się o zasiłek dla bezrobotnych wzrosła w zeszłym tygodniu do 230 tys.

Airbus zapowiedział, że odnotuje w tym roku 20-proc. wzrost zysków. Zareagowali na to inwestorzy, a akcje firmy zyskały w największym stopniu od 2008 roku. Europejski producent zakończył 2017 rok z rekordową liczbą niezrealizowanych zamówień oraz zrealizowanych dostaw. Akcje Airbusa zyskały na wartości 10 proc. po tym, jak francuska firma zapewniła inwestorów, że może zwiększyć produkcję w porównaniu do zeszłorocznej, nawet pomimo problemów z silnikami, które spowolniły produkcję najlepiej sprzedającego się odrzutowca A320neo. Będzie to możliwe dzięki eliminacji permanentnych problemów w dwóch kluczowych programach lotniczych. Kłopoty Airbusa z wąskokadłubowym samolotem A320neo oraz wojskowym samolotem transportowym A400M przesłoniły rynkom korzyści, jakie firma czerpie ze sprzedaży samolotów komercyjnych. CEO firmy Tom Enders zapowiedział, że firma pracuje nad rozwiązaniami, które pozwolą rozwiązać problemy z produkcją wspomnianych samolotów. Zysk Airbusa (przed uwzględnieniem odsetek i podatków) wzrósł w 2017 roku o 8 proc. do 4,25 mld euro, czyli był wyższy od oczekiwań analityków. Podpisany z liniami Emirates kontrakt o wartości 16 mld dol. na dostawę samolotów A380 zapewni firmie wiele lat stabilności produkcji.

Prezydent RPA Jacob Zuma rozpoczął swoją polityczną drogę od walki z apartheidem. Jednak kolejne dekady jego rządów były naznaczone głównie korupcja i plądrowaniem gospodarki. Rezygnacja Zumy z urzędu położy kres haniebnej kadencji, która osłabiła demokrację oraz sparaliżowała gospodarkę RPA. Trwająca od 2009 roku kadencja polityka obfitowała w skandale. Sąd najwyższy tego kraju orzekł, że Zuma przekroczył uprawnienia swojego urzędu. Natomiast lokalni śledczy oraz autoryteci sygnalizowali, że umożliwił partnerom biznesowym swojego syna okraść państwowe firmy. Jego chaotyczna polityka i kontrowersyjne polityczne nominacje nadwątliły zaufanie inwestorów, na które RPA pracowały konsekwentnie od lat 90. Za rządów Zumy dług publiczny RPA potroił się, gospodarka uległa stagnacji, a dwie agencje ratingowe obniżyły rating zadłużenia kraju w walucie obcej do „śmieciowego” poziomu. Inwestorzy wierzą, że nowy prezydent Cyril Ramaphosa, prawnik i jeden z najbogatszych czarnoskórych mieszkańców RPA, może naprawić gospodarkę. Zuma nie uniknie zapewne procesu sądowego w sprawie oskarżeń o korupcję. Zostanie także prawdopodobnie wezwany przed komisję śledczą, która zbada jego powiązania z rodziną Gupta, której miał umożliwiać zbytnie ingerencje w sprawy państwa.

Facebook i Snapchat zaciekle walczą na rynku od czasu nieudanej próby przejęcia aplikacji do wysyłania wiadomości przez społecznościowego giganta w 2013 roku. Najnowsza prognoza firmy badawczej eMarketer opublikowana 12 lutego wskazuje, że nieudana akwizycja może negatywnie odbić się na biznesie Facebooka – pisze Quartz. Snapchat ciągle jest ulubioną aplikacją nastolatków w USA pomimo nieustających wysiłków Facebooka mających na celu przyciągnięcie i utrzymanie młodych użytkowników. Facebook straci w tym roku 2 miliony użytkowników w wieku poniżej 25 lat. Jednak w tym samym czasie należący do niego Instagram zyska 1,6 mln nowych. Znacznie lepiej od Facebooka poradzi sobie Snapchat, który zyska w analogicznym okresie 1,9 mln użytkowników. Snapchat ma również więcej użytkowników od Instagrama w grupie wiekowej 12-24 lata wynika z raportu firmy eMarketer. Tak znakomity wynik Snapchata pokazuje, że jego strategia jest dużo bardziej skuteczna od konkurencyjnych. Snapchat i jego właściciel (Snap) wprowadzają innowacje i udostępniają nowe unikalne funkcje, chociaż nie cieszą się one takim uznaniem jak główna funkcja Snapchata, czyli przesyłanie wiadomości. W zeszłym roku firma wydała aplikacje Snap Maps oraz Context Cards oraz wyraźnie oddzieliła treści prywatne od komercyjnych. Jak widać – opłaciło się. Snapchat notuje na giełdzie wyniki znacznie lepsze od oczekiwań analityków. Cena akcji firmy znalazła się powyżej ceny z IPO (17 dol. za akcję) po raz pierwszy od czerwca. Facebook zawodzi przede wszystkim w zakresie wprowadzania innowacji. Opiera się na nowych funkcjach, które zostały zapożyczone od innych firm (jak Slack czy Twitch) lub wręcz skopiowanych od Snapchata. Pomimo tego, że Snpachat ma nadal mniej użytkowników od Facebooka, może to się zmienić, jeśli nie postawi na innowacje. W USA Facebook i Instagram zakończą rok z wynikiem odpowiednio 169,5 oraz 104,7 mln użytkowników, podczas gdy Snapchat zamknie go wynikiem 86,5 mln użytkowników.

Opracował: Sławek Sobczak

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *