Wczorajszy dzień przyniósł spore umocnienie amerykańskiego dolara. Nie miało ono istotnego związku z ostatnimi turbulencjami na giełdach, ani publikowanymi danymi, a porozumieniem pomiędzy amerykańskimi politykami, które zafundowali sobie za, bagatela, 300 miliardów dolarów. Ponieważ dziś mija kolejny termin przepchnięcia przez Kongres ustawy finansującej wydatki administracji, partia rządząca znów znalazła się w USA pod ścianą. Jest to sytuacja dla Republikanów bardzo niekomfortowa, gdyż mają nie tylko prezydenta, ale także większość w obydwu izbach i paraliż administracji nie wystawia im dobrego świadectwa. Jednak ze względu na arytmetykę w Senacie oraz poglądy niektórych republikańskich senatorów kierownictwo rządzącej partii musi szukać poparcia u opozycji. A to kosztuje. Ile? Mniej więcej 300 miliardów dolarów. To cena zapewnienia finansowania dla administracji na dwa lata i podniesienia limitu zadłużenia na rok. Część Republikanów chciała dodatkowych wydatków na obronność, zaś Demokraci domagali się różnego rodzaju wydatków socjalnych. Teraz amerykański Kongres lekką ręką dokłada 300 miliardów dolarów dodatkowych wydatków i to akurat w okresie, kiedy gospodarka najmniej tego potrzebuje. Skąd zatem umocnienie dolara? Rynek wychodzi z założenia, że tę rozrzutność polityków będzie amortyzować Fed, szybciej podnosząc stopy procentowe. To jednak dopiero się okaże, bo kadencja nowego prezesa, Jeroma „Jay” Powella, rozpoczęła się od spadków na giełdach. Gdyby były one kontynuowane, można się domyśleć, że szybko znajdzie się pod presją prezydenta Trumpa.

Czwartek przynosi jedno z ciekawszych wydarzeń na rynku walutowym, jakim jest posiedzenie Banku Anglii. Rynek nie spodziewa się dziś zmian stóp, ale widzi podwyżkę w dalszej części roku. Tymczasem pomimo świetnej koniunktury w strefie euro, dane z Wielkiej Brytanii nie były w ostatnim czasie przekonujące, a jednocześnie funt dość zauważalnie zyskiwał (szczególnie wobec dolara). Przy okazji posiedzenia Bank Anglii opublikuje nową projekcję inflacji i być może będzie chciał wykorzystać ją do zredukowania oczekiwań na przyszłe podwyżki. Komitet ds. polityki monetarnej Banku Anglii jednogłośnie podjął dziś decyzję o pozostawieniu stóp procentowych na poziomie 0,5 proc. Decyzja była zgodna z oczekiwaniami analityków. Najważniejsza część komunikatu dotyczyła jednak przyszłych ruchów brytyjskich władz monetarnych. Jak dowiedzieliśmy się, najnowsze prognozy przybliżają Bank Anglii do kolejnej podwyżki stóp. W reakcji na te słowa, funt wyraźnie zyskał względem innych walut – kursy GBP/USD i GBP/EUR w górę o ok 0,9 proc. W efekcie za funta zapłacić musimy blisko 1,4 dolara, 1,14 euro oraz 4,76 zł. Kurs GBP/PLN wrócił tym samym do poziomu sprzed świąt Bożego Narodzenia. Kolejne posiedzenie decyzyjne Banku Anglii odbędzie się 22 marca. Z notowań rynkowych kontraktów, które również zareagowały na dzisiejszy komunikat, wyczytać można, że inwestorzy przyjmują sierpień jako datę kolejnej podwyżki brytyjskich stóp procentowych.

Dostać się na listę Forbesa to marzenie niejednego młodego biznesmena. Najbardziej rozpoznawalny magazyn dla przedsiębiorców okresowo publikuje swoją listę najbogatszych, która rzadko ulega większym zmianom osobowym. Trwająca kryptomania popchnęła zespół Forbesa do stworzenia nowej, oddzielnej listy dla rynku kryptowalut. Poznaliśmy dwudziestkę najzamożniejszych przedstawicieli tego rynku. O ile w przypadku tradycyjnego modelu biznesu fortuna to często składowa ciężkiej pracy kilku pokoleń, geniuszu i sporej dawki szczęścia tak w branży krypto milionerem można stać się z dnia na dzień. Wystarczy spojrzeć na przypominający hiperbolę wykres Bitcoina by przekonać się o racji tego stwierdzenia. Choć na liście ie znalazł się sławny Satoshi Nakamoto – osobnik, lub grupa odpowiedzialna za stworzenie Bitcoina, to spora część z kryptomilionerów zbiła fortuny właśnie na handlu najstarszą z kryptowalut. A oto czołówka zestawienia:

Chris Larsen (współzałożyciel Ripple) 7,5-9 mld USD

Joseph Lubln (współzałożyciel Ethereum, założyciel Consensys) – 5 mld USD

Changpeng Zhao (CEO Binance) – 1,1-2 mld USD

Tyler i Cameron Winklevoss (współzałożyciele Winklevoss Capital) – każdy od 0,9 – 1,1 mld USD

Matthew Mellon (inwestor indywidualny) – 0,9 – 1 mld USD

Brian Armstrong (CEO Coinbase) – 0,9 – 1 mld USD

Matthew Roszak (współzałożyciel BloQ) – 0,9 – 1 mld USD

Anthony Di Iorlo (odpowiedzialny za projekty Jaxx, Decentral oraz Ethereum) 750 mln – 1 mld USD

Brock Pierce (prezes Bitcoin Foundation oraz doradca Block.One) – 700 mln – 1 mld USD

Michael Novogratz (CEO Galaxy Digital) – 700 mln – 1 mld USD

W większości przypadków mamy do czynienia z pewnymi widełkami, gdyż wycena majątków najbogatszych jest niezwykle płynna. Większość z nich swój kapitał przetrzymuje w kryptowalutach – tak jak robi to Chris Larsen. W trakcie silnych wzrostów XRP w zeszłym roku, przy wycenie $3,84 za token majątek odpowiedzialnego za Ripple Larsena wyceniany był nawet na 60 miliardów dolarów. Ostatnie spadki wyraźnie stopiły majątek miliardera, lecz nadal pozostaje on najbogatszym przedstawicielem branży kryptowalut w zestawieniu Forbes.

Nouriel Roubini, ekonomista, który jako jeden z nielicznych przewidział kryzys finansowy z 2008 roku, uważa, że cena bitcoina spadnie do zera. Znany ekonomista stwierdził, że 12-proc. spadek wartości bitcoina, jaki nastąpił w ostatni piątek, to najnowszy dowód na to, że kryptowaluta jest największą bańką w historii i że z pewnością czeka ją krach – pisze brytyjski „The Guardian”. Roubini twierdzi, że bitcoin to „bańka nad bańkami”, faworyzowana przez „szarlatanów i oszustów”. W rozmowie z dziennikarzem programu telewizyjnego Bloomberga powiedział, że bańka bitcoinowa jest gorsza niż XVII-wieczna tulipomania czy bańka internetowa lat 90. Według Roubiniego cena bitcoina będzie spadać aż do zera, co jednak nie zniechęci jego fanatyków do kurczowego trzymania się kryptowaluty. Ekonomista we wpisach na Twitterze mówi o wielu nieuczciwych praktykach związanych z handlem bitcoinem i domaga się interwencji amerykańskiego rządu. Dramatyczny spadek wartości bitcoina przewiduje też Goldman Sachs. Według dyrektora ds. badań inwestycyjnych utrata łącznie około 500 miliardów dolarów wartości rynkowej, jaka nastąpiła w ostatnim miesiącu, to dopiero początek – informuje Bloomberg. Steve Strongin w swoim raporcie zaznaczył, że większość walut cyfrowych nie przetrwa w swojej obecnej formie, a inwestorzy powinni przygotować się na to, że stracą one całkowicie swoją wartość. W przyszłości ma je zastąpić garstka konkurencyjnych walut.

Tesla ciągle nie przynosi zysków. Poprzedni rok i kwartał zakończyła z największą stratą w historii. W czwartym kwartale 2017 roku Tesla miała 675,4 mln dol. straty netto. W całym poprzednim roku flagowa firma Elona Muska była prawie 2 mld dol. pod kreską (1,96 mld). Od momentu IPO w 2010 roku Tesla nigdy nie zakończyła roku z dodatnim wynikiem finansowym. W wypracowaniu zysku nie pomagają firmie rosnące przychody, które w ostatnim kwartale wyniosły około 3,3 mld dol. Jednak koszty są sporo wyższe. W ciągu poprzedniego roku firma Muska straciła aż 11,8 mld dol. Wyniki Tesli mocno obciążają nowe inwestycje i pomysły Muska. W zeszłym kwartale firma wydała na nie 787 mln dol., a w całym roku 3,4 mld dol. Eksperci przewidują, że w tym roku przekroczą one 4 mld dol. Po ogłoszeniu wyników firmy cena jej akcji praktycznie nie zmieniła się. Natomiast od początku 2018 roku akcje spółki zyskały już 10 proc. Z pewnością Tesli i Muskowi pomaga medialny szum, jaki wokół siebie wytwarzają. Najpotężniejsza na świecie rakieta Falcon Heavy należącej do Muska firmy SpaceX niedawno pierwszy raz w historii wystartowała z powodzeniem we wtorek z kosmodromu na przylądku Canaveral na Florydzie. Na pokładzie maszyny jest sportowy samochód firmy Tesla.

Większa liczba dni pracy niż przed rokiem i niepohamowany apetyt gospodarki na drożejącą ropę napędziły wystrzał chińskiego importu w styczniu. Wartość towarów sprowadzonych do Państwa Środka na początku 2018 r. zwiększyła się aż o 36,9 proc. (w dolarach, w juanach – o 30,2 proc.), podczas gdy miesiąc wcześniej przyrost sięgnął raptem 4,5 proc. Wystrzał importu jest zasługą efektów kalendarzowych, niepohamowanego apetytu chińskiej gospodarki na drożejącą ropę i marnego wyniku w grudniu. Co roku pod koniec stycznia lub w lutym Chińczycy świętują nadejście nowego roku według kalendarza księżycowego. Rok koguta rozpoczął się 28.01.2017 r. i potrwa do 15.02.2018 r. Obchody Chińskiego Nowego Roku trwają przez tydzień i w tym czasie pracownicy mają wolne, a fabryki pozostają zamknięte. W efekcie potrzeba mniej materiałów, by gospodarka pracowała w danym okresie pełną parą. W styczniu 2018 r. taka sytuacja nie miała miejsca, ponieważ w rok psa wkroczymy dopiero 16 lutego. Przeciwnie – firmy mogły przyspieszać import, by już w styczniu zrekompensować sobie straty z lutego, a po zakończeniu przerwy od razu ruszyć z produkcją pełną parą. Jak widać, choć powiązania wydają się proste i po fakcie łatwo je dopasować do danych, to pasują właściwie do każdego odczytu – zaskakująco słabego, jak i dobrego. Dlatego z właściwą oceną przed publikacją statystyk trafić na tyle ciężko, że mało komu się to udaje. Analitycy spodziewali się wzrostu importu o zaledwie 9,8 proc. Drugi czynnik jest bardziej oczywisty. Chińczycy zamierzają wjechać w nowy rok ze sporym impetem, który napędzać ma “czarne złoto”. W styczniu za Mur sprowadzono rekordowe 40 mln ton ropy. A w porównaniu do początku 2017 r. była ona prawdopodobnie wyraźnie droższa – w tym okresie cena baryłki ropy Brent wzrosła o ponad 20 proc. Tymczasem całkowita wartość eksportu z Chin wzrosła o 11,1 proc., także, choć w wyraźnie mniejszym stopniu, przebijając oczekiwania. W efekcie nadwyżka handlowa zmalała do zaledwie, jak na chińską specyfikę, 20,34 mld dolarów. Dziś chińska waluta wyraźnie osłabiła się wobec dolara. Dzisiejszy spadek o 1 proc. jest wyjątkowo głęboki jak na juana.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *