Wall Street wraca na rynki finansowe po przedłużonym weekendzie otwierając się na głównych indeksach na nowych historycznych szczytach. Pomimo tzw. święta bankowego działały kontrakty terminowe, które wraz z dobrymi nastrojami na innych rynkach, w szczególności azjatyckich, pięły się dalej w górę wyznaczając nowe historyczne szczyty. Najbliższe tygodnie są o tyle ważne, że mamy do czynienia z publikacją wyników wszystkich amerykańskich spółek giełdowych. Tydzień rozpoczął się generalnie dobrze. Jak widać amerykańskim inwestorom nie straszne oczekiwania wyższych stóp procentowych, które wpływają na wyższe rentowności, które mogą stanowić zagrożenie przede wszystkim dla spółek dywidendowych. Akcje rosną nie tylko ze względu na tzw. efekt stycznia, ale również ogromne oczekiwania, co do wyników finansowych za IV kwartał zeszłego roku. Duża ilość analityków z Wall Street zrewidowała swoje prognozy na lepsze, co wskazuje na dużą wiarę a dalsze wzrosty na rynkach. Niemniej jest to jednak pole do ewentualnego rozczarowania. Niemniej, patrząc na wyniki finansowe jednego z finansowych gigantów, na razie nie widać powodów do narzekania. Citigroup opublikował swoje wyniki wskazując na dostosowany EPS na poziomie $1,28 za akcje w porównaniu do poziomu 1,19 dolara na akcję, który był oczekiwany przez rynki. W tym wypadku spółka tak naprawdę opublikowała gigantyczną stratę rzędu powyżej 18 mld dolarów. Jest to związane z niegotówkowymi kosztami związanymi z wdrożeniem reformy podatkowej. Decyzja Citigroup o zaliczeniu tego kosztu na koniec zeszłego roku przy obowiązywaniu starej ustawy daje pole do manewru kreatywnej rachunkowości. Inwestorzy pozytywnie przyjmują tę informację, co powoduje wzrost cen spółki powyżej 2,0 proc.

Wartość ogłoszonych na świecie w 2017 roku fuzji i przejęć była nieznacznie, bo o 3,5 proc. niższa niż rok wcześniej. Mniej było transakcji bardzo drogich. Wartość pierwszych publicznych ofert wzrosła natomiast aż o 45 proc. Jak zauważa w swym raporcie o rynku fuzji i przejęć (M&A) w 2017 r. kancelaria prawna Allen & Overy, w 2017 r. było znacząco mniej wielkich transakcji (o wartości ponad 5 mld dolarów) i wyraźnie więcej transakcji wartych od 500 mln dolarów do jednego miliarda. W ocenie Allen & Overy cieniem na rynek fuzji i przejęć kładła się sytuacja polityczna, w tym Brexit, sytuacja w Hiszpanii związana z Katalonią, a także niepewność związana z wynikami wyborów w Niemczech, jak również napięcia na półwyspie Koreańskim i Bliskim Wschodzie. Za to, że 2017 r. był drugim z rzędu rokiem, w którym wartość transakcji M&A spadała –według wstępnych danych firmy Dealogic wyniosła nieco ponad 3,55 bln dolarów – odpowiada przede wszystkim rynek amerykański. Firmy – w tym zagraniczne – nie mając pewności jak ostatecznie będzie wyglądała zapowiadana przez prezydenta Donalda Trumpa reforma podatkowa ostrożnie podchodziły do dużych, przekraczających miliard dolarów przejęć. Gdy reforma zaczęła się klarować zarówno w listopadzie, jak i w grudniu wartość M&A w USA przekroczyła 200 mld dolarów. Amerykańskie M&A warte były 1,48 bln dolarów, o 11 proc. mniej niż w 2016 r., gdy ich łączna wartość zmniejszyła się o 12 proc. Patrząc na końcówkę roku analitycy nie wykluczają, że 2018 r. za sprawą niższych podatków korporacyjnych może przynieść rekordową wartość M&A w USA. Optymizm wspiera informacja, że w ub.r. w USA było najwięcej transakcji od 2007 r.

Kurs bitcoina spadł na niektórych giełdach  poniżej poziomu 10 000 dolarów. To pierwszy raz, kiedy bitcoin zameldował się poniżej tego okrągłego poziomu od końca listopada ubiegłego roku. Jednocześnie jest to najniższy kurs bitcoina w bieżącym roku. Oznacza to spadek o niemal połowę od grudniowego szczytu. Wtorek był najgorszą dla bitcoina sesją w tym roku i jedną z najgorszych sesji w ogóle. Kurs bitcoina spadł bowiem o niemal 20 proc. w stosunku do poniedziałkowego zamknięcia, a różnica pomiędzy najwyższym a najniższym notowaniem to aż 26 proc. Najniższy kurs transakcji zanotowany na jednej z największych światowych giełd kryptowalut Bitfinex wyniósł 9 940 dolarów. Jednocześnie, znacznie wzrósł wolumen obrotu bitcoinami. Bitcoin nie jest jedyną poszkodowaną kryptowalutą w czasie wczorajszych spadków. Podobnej skali spadki notowały także inne kryptowaluty, jak choćby goniące popularnością bitcoina ethereum i ripple. Nocny spadek kursu bitcoina spowodował, że jego kapitalizacja spadła poniżej poziomu 200 mld dolarów, a kapitalizacja całego rynku kryptowalut obniżyła się do niemal 500 mld dolarów. Wprawdzie winą za ostatnie spadki bitcoina obarcza się przede wszystkim ograniczenia nakładane na rynek kryptowalutowy w Chinach  i Korei Południowej, jednak podobne zapowiedzi i kroki, które podejmowane były już w ubiegłym roku, nie powstrzymywały wzrostów na bitcoinie. Na razie wygląda jednak na to, że hossa się skończyła, a jej koniec miał miejsce niemal dokładnie w momencie debiutu kontraktów terminowych na bitcoina. Ten fakt jest o tyle istotny, że wcześniej inwestorzy mogli zarabiać jedynie na wzrostach kryptowaluty. Nie zmienia to faktu, że warto obserwować, jakie decyzję będą podejmowały rządy poszczególnych państw w kwestii kryptowalut. Nie ma raczej wątpliwości, że nie pozostawią one tego rynku samemu sobie i będą dążyły do jego uregulowania lub kompletnego zablokowania.

Mark Cuban może być pierwszym właścicielem drużyny NBA, który umożliwi fanom kupowanie biletów na mecze za BTC. Za pośrednictwem swojego profilu na twitterze poinformował, że usługa ta zostanie wprowadzona już od przyszłego sezonu rozgrywek NBA. Mark Cuban to miliarder będący właścicielem klubu Dallas Mavericks. Jego majątek szacuje się na około $2,4 mld. Biznesmen jest zdecydowanym zwolennikiem kryptografii, więc wydaje się, że ten ruch jest oczywisty.  Spytany przez Bloomberg, Mark Cuban dodał również, że bilety na mecze jego drużyny,  Dallas Mavericks będzie można kupić zarówno za Bitcoiny jak również Ethereum. Wspomniał również, że będzie także akceptował tokeny firm, z którymi łączą ich relacje biznesowe. Jeżeli tak się stanie, będzie to pierwsza w historii drużyna NBA, której fani będą mogli kupić bilety za kryptowaluty.

Legenda motoryzacji – włoski koncern Ferrari zapowiada wyprodukowanie samochodu elektrycznego. Zdaniem prezesa firmy każdy producent jest w stanie to zrobić. Wraz z elektrykiem na rynku ma pojawić się także pierwszy SUV z czarnym rumakiem na masce – donosi Bloomberg. Prezes Fiat Chrysler Automobiles i Ferrari był pod wrażeniem dokonań Elona Muska, ale to jedyne pochwały, na jakie zdobył się Sergio Marchionne. Najpierw pojawić ma się pierwszy w portfolio Ferrari SUV – firma szacuje, że stanie się to w 2019 lub 2020 roku. W przypadku elektryka nie ma jeszcze nawet konceptu. Jak powiedział na targach motoryzacyjnych w Detroit Marchionne, „Jeśli jest do zbudowania pierwsze elektryczne superauto, to będzie ono od Ferrari”. Problemem może być jednak Lamborghini, które już w listopadzie 2017 roku opowiadało o konceptualnym modelu elektrycznym. Terzo Millennio – bo tak został na tę chwilę nazwany elektryk od Lamborghini, został już zaprezentowany na listopadowej konferencji Lamborghini.

Opracował: Sławek Sobczak

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *