Im bliżej końca kadencji Janet Yellen, tym przewodnicząca Rezerwy Federalnej wygłasza coraz odważniejsze tezy. Szefowa najważniejszego banku centralnego świata tym razem odniosła się do gigantycznego zadłużenia USA. W trakcie ostatniego w swojej karierze wystąpienia przed kongresowymi komisjami, Janet Yellen wygłosiła dosyć standardowe przemówienie, podsumowujące obecny stan amerykańskiej gospodarki i politykę Rezerwy Federalnej. Znacznie ciekawiej przebiegała natomiast seria pytań od kongresmenów. – Jestem bardzo zaniepokojona możliwością utrzymania trajektorii wzrostu amerykańskiego długu. Obecnie relacja naszego długu do PKB wynosi 75 proc. To nie jest poziom przerażający, ale też nie jest niski. Kiedy spojrzy się jednak na prognozy Kongresowego Biura Budżetu, to są tam rzeczy, które powinny ludziom spędzać sen z powiek – powiedziała Janet Yellen w kontekście planowanych reform podatkowych, które mogą jeszcze mocniej zwiększyć dziurę w budżecie USA. Obecnie amerykański dług publiczny wynosi ponad 20,5 biliona dolarów. 75 proc., o których wspominała Janet Yellen, to relacja długu do PKB pomijająca papiery dłużne będące w posiadaniu amerykańskich instytucji rządowych (całkowita relacja długu do PKB przebiła już 100 proc.). Według prognoz, o których wspomniała przewodnicząca Fedu, jeżeli nie nastąpią głębokie zmiany w amerykańskich finansach publicznych, to do 2047 r. relacja zadłużenia do PKB wzrośnie z obecnych 75 proc. do 150 proc. Wypowiedź na temat długu padła z ust Janet Yellen tydzień po tym, jak przewodnicząca Fedu stwierdziła, że największym wyzwaniem dla banku centralnego będzie „prowadzenie takiej polityki monetarnej, która nie doprowadzi do powstawania cykli koniunkturalnych”, a „zbyt wolna zmiana polityki monetarnej niesie za sobą ryzyko”. Teza ta została powtórzona w wystąpieniu w Kongresie.

Mimo dobrych relacji personalnych prezydenta Trumpa i przewodniczącego Xi, Stany Zjednoczone nie chcą przyznać Chinom statusu “gospodarki rynkowej”. W ubiegłym roku minęło 15 lat od przystąpienia Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO), co zdaniem Pekinu oznacza, że partnerzy handlowi powinni automatycznie sklasyfikować Państwo Środka jako “gospodarkę rynkową”. Ograniczyłoby to arsenał środków pozwalających ograniczać import zza Muru i chronić rodzimy przemysł m.in. w USA czy UE przed tanią i dotowaną przez Chiny konkurencją. O ile Bruksela, nie chcąc iść na zwarcie z Pekinem, zastosowała sprytny wybieg i po prostu zmieniła mechanizmy określające, w jakich sytuacjach można stosować środki antydumpingowe, to Waszyngton twardo stawia się Chińczykom. Administracja Trumpa uważa, że Państwo Środka nie jest gospodarką rynkową, ponieważ Komunistyczna Partia Chin sprawuje bezpośrednią i pośrednią kontrolę nad alokacją zasobów poprzez takie instrumenty jak własność państwowa kluczowych podmiotów gospodarczych, wyznaczanie i realizacja celów gospodarczych czy ograniczanie inwestycji zagranicznych. Same chińskie władze określają system gospodarczy za Murem jako “społeczną gospodarkę rynkową”, mówi się także o “socjalizmie z chińską charakterystyką”. Skąd zatem zabiegi Pekinu o przyznanie statusu “gospodarki rynkowej”? Jego brak oznacza bowiem, że partnerzy handlowi mogą używać cen z krajów trzecich, by ustalić, czy eksportowane z Chin dobra nie są zbyt tanie, dzięki czemu chińskie firmy zyskują nieuczciwą przewagę nad amerykańską czy europejską konkurencją. Wynikiem takiego porównania jest zazwyczaj stwierdzenie, że Państwo Środka stosuje dumping, czyli sprzedaje towary poniżej ich kosztów produkcji.

W niektórych krajach Europy liczba muzułmanów potroi się w ciągu najbliższych 33 lat – wynika z prognoz opublikowanych przez instytut Paw Research Center w Waszyngtonie. Najbardziej będzie to dotyczyć krajów skandynawskich czy Niemiec. U naszych zachodnich sąsiadów odsetek osób wyznających islam może wzrosnąć z 6,1 proc. do 19,7 proc. Na drugim biegunie znajduje się Polska, gdzie muzułmanie będą stanowić 0,2 proc. mieszkańców, w porównaniu do obecnych 0,1 proc. W raporcie wyraźnie da się zauważyć podział na Zachodnią i Wschodnią Europę. I to tę pierwszą część będzie charakteryzował duży wzrost muzułmańskiej populacji. Jak podkreślają autorzy sprawozdania, nawet jeśli wszystkie 28 krajów UE oraz Szwajcaria i Norwegia zamknęłyby granice dla imigrantów, coraz więcej mieszkańców państw zachodu stanowiliby wyznawcy islamu, podczas gdy na wschodzie odsetek ten wciąż pozostałby niski. Jak podkreślają autorzy raportu, nie tylko imigracja będzie odpowiedzialna za coraz większą liczbę muzułmanów na Starym Kontynencie. Wpływ będzie miał też przyrost naturalny. Muzułmanie mają więcej dzieci niż członkowie innych grup religijnych – podczas gdy wyznawczynie islamu rodzą średnio 2,6 dziecka, kobiety innych wyznań – 1,6. Na korzyść muzułmanów przemawia też ich średni wiek. Odsetek mieszkających w Europie wyznawców islamu poniżej 15 roku życia to 27 proc., osób spoza tej religii – 15 proc. Jednocześnie, zgodnie z prognozami Paw Research Center, regularnie ubywać będzie Europejczyków innych wyznań. W ubiegłym roku 4,9 proc. ludzi na Starym Kontynencie stanowili muzułmanie – 25,8 mln osób w 30 krajach. Dla porównania, w 2010 r. było ich 19,5 mln. Od 2014 r. do Europy przybywa średnio pół miliona islamskich imigrantów – głównie z Syrii, Iraku i Afganistanu.

Apple zatęskniło za telefonami z klapką i po raz kolejny opatentowało składanego smartfona. Amerykański urząd patentowy opublikował wniosek giganta, który złożył go we wrześniu ubiegłego roku. To drugi tego typu produkt, który Apple chciało zastrzec w tym czasie. Ujawniony projekt nie pozostawia wątpliwości – to, nad czym pracuje Apple, to smartfon, który będzie można złożyć w połowie „jak książkę”. Wcześniejszy koncept opierał się na wykorzystaniu rurek nanowęglowych – wtedy jednak tworzyłyby one zawias w połowie składanego urządzenia – donosi serwis CNN. Składany smartfon to nowinka technologiczna, nad którą pracuje nie tylko Apple. LG powiadomiło o tym, że współpracuje z amerykańskim gigantem w celu opracowania takiego rozwiązania, a koncepty wyginającego się w dowolny sposób wyświetlacza pokazywał już Samsung. Wydawało się, że po wprowadzeniu na rynek zaokrąglonych ekranów w telefonach i telewizorach, śpiewka o elastycznych matrycach odeszła w zapomnienie. W opublikowanym patencie Apple mowa jest również o tym, że taki wyświetlacz mógłby być wykorzystywany także w innych typach urządzeń, np. laptopach. Apple najwyraźniej zaczęło wyczuwać niszę, bo w świecie celebrytów w ostatnich latach można było odczuć powrót do telefonów z klapką – projekt Apple miałby być unowocześnioną formą takiej konstrukcji. Składane telefony od lat nieprzerwanie produkuje natomiast Samsung – są jednak najczęściej dostępne tylko w Azji, gdzie cieszą się niesłabnącą popularnością.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *