Nie ma wątpliwości co do tego, że blockchain zrewolucjonizował nasze podejście do technologii, a w szczególności do finansów. Niektórzy zdają się jednak tego nie dostrzegać. Przykładem niech posłużą te najstarsze instytucje finansowe, które co prawda starają się adaptować do nowych warunków, lecz nigdy wcześniej nie były zmuszone do tak szybkich i znacznych innowacji. Lloyds Bank poinformował o podjęciu współpracy z MasterCard i uruchomieniu nowej usługi, która umożliwia przetrzymywanie środków na rachunku bankowym w postaci fizycznego złota. Dołączona karta debetowa umożliwia wykorzystanie złota w codziennych wydatkach. Taka innowacja z pewnością zaskakiwałaby przed dekadą, jednak świat ruszył do przodu i dziś rolę złota powoli przejmuje Bitcoin. Jeżeli udało się z złotym metalem, to czemu ma nie udać się z popularyzacją płatności w BTC? Król wszystkich kryptowalut, Bitcoin kontynuuje wzrosty przełamując kolejną barierę $8000. Jednak bycze nastawienie obecne jest na całym rynku kryptowalut. Etrherum kosztowało dziś 330$, Litecoin ok. 71 dolarów.

Fiaskiem skończyła się próba sklejenia potencjalnie najbardziej skomplikowanej koalicji w powojennych Niemczech i choć Angela Merkel mogła niedawno tryumfować, teraz musi myśleć o rozpisaniu ponownych wyborów. Niestabilność polityczna nie będzie służyć rynkom i wyraz tego widać dziś w notowaniach euro. Na razie fiasko koalicyjne skutkuje osłabieniem euro i słabym otwarciem na europejskich giełdach. Reakcja nie jest jednak paniczna i już teraz kurs odrobił część porannych strat. Trzeba jednocześnie zwrócić uwagę na fakt, że euro radziło sobie wyjątkowo dobrze w ubiegłym tygodniu, także jego umiarkowana przecena nie jest niczym nadzwyczajnym. Dziś inwestorzy czekać będą na wystąpienie szefa EBC. Zapewne nie odniesie się on do sytuacji w Niemczech, ale za to będzie miał okazję do słownej interwencji, jeśli uzna, że ostatnie umocnienie euro było niepożądane. Tymczasem  euro kosztuje 4,2349 złotego, dolar 3,5966 złotego, frank 3,6362 złotego, zaś funt 4,7648 złotego.

Dosyć nieoczekiwana zmiana w stosunku do chińskich inwestorów nastąpiła niedawno w niektórych krajach UE. Z jednej strony zabiegają o chińskie BIZ – szczególnie kraje Europy Środkowo-Wschodniej, a z drugiej obawiają się chińskiej ekspansji kapitałowej. Obawy te związane są z ryzykiem utraty na rzecz chińskich inwestorów największych i najbardziej znanych na rynku globalnym europejskich przedsiębiorstw i marek. Dotyczą także sfery bezpieczeństwa. W ostatnim czasie chińscy inwestorzy starają się bowiem przejąć większościowe pakiety akcji w europejskich firmach produkujących różne wyroby finalne i półprodukty dla przemysłu obronnego – także dla kooperujących z nimi firm amerykańskich. We wrześniu bieżącego roku chińskie BIZ w Europie wyniosły 46 mld dolarów, a w USA 45 mld dolarów. W tym ostatnim kraju chińskie firmy inwestują głównie w takie branże, jak przemysł lekki i spożywczy, usługi i nieruchomości, a w Europie w przemysł maszynowy, technologie informacyjne i najnowsze systemy ułatwiające digitalizacje produkcji. Stany Zjednoczone mają federalny urząd do spraw kontroli inwestycji zagranicznych, który skutecznie przeciwdziała przejęciom krajowych firm przez zagranicznych inwestorów w sytuacji, kiedy zagrożone jest bezpieczeństwo kraju lub interesy firm amerykańskich. Unia, jak dotąd, nie ma takiego urzędu czy też komisji, która zajmowałaby się oceną transakcji zagranicznych inwestorów związanych z przejmowaniem często wiodących w danej branży firm europejskich.

 

W czasie konferencji Global Future Councils Światowego Forum Ekonomicznego, która odbyła się w Dubaju, USA były wszędzie i nigdzie. Tematami rozmów podczas tego wydarzenia były m.in. kwestie wyzwań dla światowego systemu handlowego, infrastruktura w XXI wieku czy przywrócenie zaufania w opinie ekspertów oraz przywództwo. Dominowały jednak dwa tematy. Po pierwsze, czy Chiny będą tak samo istotne jak USA, a może nawet bardziej, jeśli chodzi o kształtowanie polityki globalnej w 2030 roku. Drugim dominującym tematem było pytanie o to, czy USA wciąż będą światowym graczem w 2030 roku. Główną przesłanką globalnej architektury zbudowanej po II wojnie światowej jest amerykańskie przywództwo. Być może to tylko mała wątpliwość, a USA znaczą więcej niż nacjonalizm Donalda Trumpa. Istnieje w końcu społeczeństwo obywatelskie, amerykański kapitał, globalne łańcuchy dostaw, a amerykańska gospodarka jest wciąż największą na świecie. Dlatego to niezwykłe, że doszliśmy do punktu, w którym poważni ludzie w czasie poważnych spotkań zadają pytanie, czy USA są w stanie skutecznie i w wiarygodny sposób bronić globalnych rynków. Mimo to tak się właśnie dzieje. Odczucie, że szczyt amerykańskiego przywództwa minął, było powszechne w czasie konferencji. Ale jak to z odczuciami bywa, bardzo szybko ulegają zmianom. Po ośmiu latach polityki obamowskiej i prawie całkowitej utracie respektu, nawe władze białego domu zaczynają sobie radzić coraz lepiej. Swiatowe Forum Ekonomiczne może spać spokojnie, chyba że zazdrość im nie pozwoli…… ale to już inna bajka.

Elon Musk zaprezentował najnowszy produkt Tesli: elektryczną ciężarówkę. Wcześniejsze zamówienie kosmicznej ciężarówki Tesli będzie wymagało złożenia depozytu w wysokości 5 tys. dolarów. Pojazd będzie rozwijał prędkość 96 km na godzinę w 5 sekund bez załadunku i w 20 sekund z pełnym obciążeniem. To nieporównywanie szybciej niż w przypadku ciężarówek napędzanych dieslem. Ciężarówka na jednym ładowaniu baterii będzie mogła przejechać 800 km. Amerykański gigant handlowy Wal-Mart zamówił już pięć ciężarówek do wykorzystania w USA i 10 w Kanadzie. Pojazdy powinny zostać wprowadzone na rynek w 2019 roku. Wiadomo że już pierwsze wersje elektrycznych Semi Tesli będą o 20 proc. tańsze w ekspolatacji od wersji wyposazonych w silniki diesla. No i nie ma ręcznej skrzyni biegów. – Jest tylko jeden bieg. Gładki. To tak, jakbyś prowadził Teslę, Model S, Model X lub Model 3 tylko dużo wiekszy – opowiadał na prezentacji sam Musk.

Brytyjskie media podają, że 12 grudnia British Airways zmieni politykę boardingową. Zgodnie z nowymi regulacjami pasażerowie mają być wpuszczani na pokład grupami. Ci, którzy zapłacili najmniej, zajmą miejsca jako ostatni. Brytyjski dziennik „The Daily Mail” opisuje zmiany, powołując się na informacje z wewnętrznego dokumentu przewoźnika. Zgodnie z nowymi zasadami, przewoźnik podczas odprawy miałby dzielić pasażerów na pięć grup, każdemu z nich przypisując konkretny numer. Im niższy numer grupy, tym wcześniej jego członkowie wejdą na pokład samolotu. Najpierw wejdą na pokład maszyny pasażerowie podróżujący w pierwszej klasie i w klasie biznes. Potem trzecia grupa obejmująca pasażerów klasy premium. Grupy o numerach 4 i 5 mają być złożone z osób, które kupiły bilety po najniższych stawkach oraz tych, które nie wykupiły opcji bagażu rejestrowanego. Dla nich boarding ma ruszyć dopiero po tym, jak pozostali pasażerowie zajmą swoje miejsca.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *