Wrześniowe posiedzenie Rezerwy Federalnej zgodnie z oczekiwaniami przyczyniło się do większej zmienności na rynkach. W reakcji na publikację komunikatu dolar amerykański silnie zyskiwał na wartości. Zgodnie z konsensusem rynkowym przedział dla stopy funduszy federalnych został utrzymany na niezmienionym poziomie, jednak pojawiły się jastrzębie sygnały ze strony Fed. Przede wszystkim istotny dla rynków jest fakt, że jeszcze większa liczba członków FOMC widzi możliwość kolejnej podwyżki stóp procentowych jeszcze w tym roku i trzech kolejnych podwyżek stóp procentowych w 2018 roku. Po wczorajszej decyzji rynek wycenia szansę na wzrost kosztu pieniądza o 25 pb w grudniu na 70 proc. w porównaniu do 56 proc. dzień wcześniej. Ponadto zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami od października rozpocznie się redukcja bilansu amerykańskiego banku centralnego – początkowo Fed nie będzie reinwestował 10 mld dolarów miesięcznie z zapadających obligacji. Kwestia inflacji w dalszym ciągu będzie monitorowana. Większość członków FOMC jest przekonana, że obserwowany wzrost gospodarczy wraz z zacieśniającą się sytuacją na rynku pracy doprowadzi do wzrostu presji płacowej i przełoży się na wyższy poziom inflacji. Yellen w dalszym ciągu podtrzymuje, że niska dynamika cen konsumentów wynika z czynników jednorazowych. Z tego względu tylko minimalnie zostały obniżone projekcje dla inflacji. Zaprezentowane natomiast nieco bardziej optymistyczne szacunki wzrostu PKB. W tym roku oczekuje się tempa wzrostu gospodarczego na poziomie 2,4 proc.  r/r w porównaniu do 2,2 proc. r/r przedstawionych w czerwcowej projekcji. W reakcji na publikację komunikatu EUR/USD zniżkował w rejon 1,1860. Dziś można zaobserwować próbę odreagowania wczorajszych spadków i powrotu powyżej okolic 1,1900 na tej parze.

W dniu dzisiejszym o parametrach polityki pieniężnej decydował także Bank Japonii, jednak posiedzenie to pozostawało w cieniu Rezerwy Federalnej.  BoJ utrzymał główną stopę procentową na poziomie -0,1 proc. oraz swoją determinację w działaniu mającym na celu utrzymać rentowności 10-letnich obligacji na poziomie bliskim 0,0 proc. Generalnie gołębie stanowisko japońskiego banku centralnego zostało podtrzymane – luźna polityka monetarna będzie podtrzymywana w celu sprowadzenia inflacji do celu. USD/JPY kontynuował w dniu wczorajszym wzrosty w reakcji na komunikat Fed. Para przełamała z imptetem geometryczny opór w postaci 61,8 proc. zniesienia Fibo, co otworzyło drogę do dalszych wzrostów na tej parze. Utrzymująca się dywergencja w polityce monetarnej BoJ i Fed powinna sprzyjać takiemu scenariuszowi.

 

Notowania kontraktów terminowych na złoto dotarły do pierwszego ważnego wsparcia w ramach rozpoczętej w zeszłym tygodniu spadkowej korekty. Ewentualne trwałe przełamanie poziomu 1 300 dolarów za uncję na gruncie analizy technicznej otwierałoby drogę ku dalszym spadkom. Przez ostatnie dwa tygodnie dolarowe notowania złota obniżyły się już o blisko 5 proc. Trwa więc korekta wakacyjnych wzrostów, w ramach których kurs żółtego metalu wzrósł z 1.205 do 1.357 dolarów za uncję, osiągając roczne maksimum. Jednak od zeszłopiątkowego szczytu na rynku złota karty rozdają sprzedający. Na naturalną chęć do realizacji zysków nałożyła się dobra koniunktura na rynkach akcji i generalna tendencja odwrotu od bezpiecznych aktywów. Ostatni cios obozowi złotych byków zadała Rezerwa Federalna, która zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami ogłosiła początek procesu redukcji bilansu, czyli wygaszania efektów „ilościowego poluzowania” (QE) monetarnego. Rynek uznał wrześniowy komunikat Fedu za „jastrzębi”, ponieważ kierownictwo amerykańskiego banku centralnego podtrzymało obietnicę dokonania jeszcze jednej podwyżki stóp procentowych w tym roku i trzech podwyżek w 2018 roku. Po publikacji komunikatu FOMC dolar dynamicznie umocnił się względem euro, co uderzyło w dolarowe notowania złota. Ponadto wyższe stopy procentowe zwiększają koszt alternatywny trzymania złota i zniechęcają do inwestowania w żółty metal. Dziś uncja złota notowana w ramach najaktywniejszej serii kontraktów terminowych kosztowała 1.296,66 dolarów, a więc o 0,6 proc. mniej niż dzień wcześniej.

 

Akcje Apple’a straciły na wartości najmocniej od ponad miesiąca po tym, jak analitycy przedstawili negatywną prognozę sprzedaży najnowszego smartfona kultowej firmy. Zdaniem analityków popyt na iPhone’a 8 będzie znacznie niższy niż na poprzednie modele smartfonów tej firmy. Wielkość przedsprzedaży wspomnianego smartfona w USA znacznie odbiega od analogicznego zainteresowania poprzednimi telefonami Apple’a. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja firmy z jabłkiem w logu w Chinach. Przedsprzedaż iPhone 8 w Państwie Środka na stronie internetowej JD.com w ciągu pierwszych 3 dni wyniosła zaledwie 1,5 mln. Analogiczna sprzedaż poprzedniego modelu smartfona Apple’a za pośrednictwem tej witryny była znacznie wyższa (3,5 mln). iPhone 8 został zaprezentowany w zeszłym tygodniu obok iPhone’a X, który zawiera kilka nowatorskich funkcji. Pierwszy z nich będzie dostępny w sklepach od 22 września i ma kosztować ponad 699 dol., podczas gdy drugi znajdzie się w sprzedaży dopiero od listopada, a jego koszt to co najmniej 999 dol. Najbardziej ekskluzywny z telefonów Apple’a ma być wyposażony w system rozpoznawania twarzy oraz skaner 3D, który będzie służył do odblokowywania zestawu słuchawkowego. Negatywna prognoza sprzedaży odbiła się na wartości Apple’a. Po uwzględnieniu środowej giełdowej obniżki tegoroczny wzrost wartości spółki wynosi 35 proc. Wartość Apple’a to w tej chwili 805 mld dol.

 

Google przejmie część aktywów tajwańskiego producenta smartfonów HTC – podaje Reuters. Koszt transakcji kupna aktywów obejmujących segment smartfonów Pixel ma wynieść 1,1 mld dol. w gotówce. Umowa zakłada, że Google pozyska także część licencji o charakterze non-exclusive. HTC będzie miało natomiast możliwość kontynuowania produkcji smartfonów. Tajwańczycy prowadzą współpracę z Google od dawna. Ludzie z branży szacują, że produkowane dla Google’a smartfony Pixel stanowią ok. 20 proc. wszystkich dostaw sprzętu HTC. Smartfony Pixel, które trafiły do sprzedaży zaledwie rok temu, odpowiadają za jedynie 1 proc. globalnej sprzedaży tego typu urządzeń. HTC przegrywa z kolei agresywną rynkową rywalizację z Samsungiem, Apple’m i chińskimi firmami.

 

To nie infrastruktura, ale samochodowi potentaci są główną barierą dla rozwoju elektromobilności w Europie. Taką tezę stawia brukselski think-tank Transport&Environment. Wybór „elektryków”, a nakłady na reklamę i marketing, z drobnymi wyjątkami, marginalne – argumentuje. Konstatacje najnowszego, wrześniowego raportu T&E można streścić następująco: wielcy producenci nie dość, że powszechnie „przestrzelili” stawiane sobie kilka lat temu cele produkcji pojazdów elektrycznych (EV), to na dokładkę tylko ułamek ich potencjału produkcyjnego i handlowego skupia się na elektromobilności. A u niektórych widać wręcz regres. Czyli to, co ciekawie wygląda w deklaracjach, wyraźnie ustępuje konserwatywnemu „business as usual”. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) w tegorocznym raporcie z cyklu „Global EV Outlook” odnotowuje, że w 2016 r. liczba samochodów elektrycznych na całym świecie przekroczyła 2 miliony. Tylko przez ubiegły rok sprzedano ich 750 tys. Jednak pomijając specyficzny przypadek Norwegii (29 proc. nowych aut to EV), jedynie w Holandii odsetek kupionych nowych EV przekroczył 5 proc. wszystkich nowych samochodów. Koncernom wyraźnie nie zależy na tym segmencie, bo wydatki na reklamę i marketing modeli EV czy chociaż hybryd, nie prezentują się okazale.

Opracował: Sławek Sobczak

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *